niedziela, 23 października 2022

WSZYSTKIE NASZE DNI ( Recenzja )

Autor: Natalia Sońska
data wydania: 20 maja 2020
liczba stron: 328
wydawnictwo: Czwarta Strona 












Lubię twórczość Natalii Sońskiej i dlatego z dużym zainteresowaniem sięgam po jej książki. Tak też było w  przypadku powieści "Wszystkie nasz dni". Jest to pierwszy tom "Serii w ramce". 

Nina spełnia się zawodowo zarządzając własną firmą zajmującą się organizowaniem ślubów i wesel. Kocha swoją pracę i czerpie z niej ogromną satysfakcję. Kolejna zadowolona panna młoda jeszcze bardziej motywuje ją do działania. 
Czy jest pracoholiczką? Najwięcej na ten temat do powiedzenia miałby Mateusz, narzeczony Niny. Są ze sobą dość długo, zaręczyli się, więc uważa, że nadszedł już odpowiedni moment aby wykonać kolejny krok. Chciałby w końcu zobaczyć ukochaną w białej sukni i patrząc jej prosto w oczy wypowiedzieć słowa przysięgi małżeńskiej. 
Inne zdanie na ten temat ma Nina. Zorganizowanie tego typu uroczystości nie jest takie proste jakby się wydawało. Zresztą ona sama najlepiej wie jak to wygląda od tej drugiej strony. Osobiście lubi wszystkiego sama dopilnować i jak to się mówi dopiąć na ostatni guzik. Targają nią duże obawy czy ktoś inny podołał by temu wyjątkowemu wydarzeniu. 
Coś jednak nieoczekiwanie zaczyna się zmieniać w tej kwestii ze strony Niny. Kobiecy zapach perfum nie należących do niej, które wyczuła na koszuli Mateusza podziałały na nią jak płachta na byka. 
Dobrze, że może o tym porozmawiać ze swoją przyjaciółką i Sylwią, nową klientką, którą bardzo polubiła i nie ma zamiaru jej zawieść pomimo problemów, jakie niespodziewanie wkradły się w jej życiu prywatne.  


"Wszystkie nasze dni" to kolejna opowieść z tych lekkich i przyjemnych. Książkę czyta się błyskawicznie. 
Nie wiem jak to jest ze statystykami, ale chyba każda z nas marzy o Tym dniu, w którym będzie mogła założyć białą suknię, a do włosów przypiąć welon. Ninie, naszej głównej bohaterce raczej nie śpieszno do zamążpójścia. Razem z Mateuszem tworzy bardzo udany związek i uważa, że żaden papierek na ten moment do szczęścia nie jest im potrzebny. Jednak z drugiej strony powinna wziąć pod uwagę co na ten temat sądzi Mateusz. Jakby nie było zachowała się wobec niego samolubnie i nie dziwię się, że powoli tracił do Niny cierpliwość. Widać było, że zależy mu na niej, że ją kocha i pragnie spędzić z nią resztę swojego życia. Niejedna z nas mogłaby pozazdrościć takiego faceta. Jej praca też była winna temu, że powoli zaczęli oddalać się od siebie. Nina z powodu natłoku obowiązków zaczęła zaniedbywać swojego ukochanego i tym oto sposobem wkradła się w ich związek rutyna i nuda. Ale za to na spotkania z byłym chłopakiem, który nagle postanowił wrócić na stare śmieci. Oczywiście pojawiły się wyrzuty sumienia. Naprawdę żal mi się zrobiło Mateusza, a Nina zaczęła działać mi na nerwy. Momentami zachowywała się jak mała rozkapryszona dziewczynka, która sama nie wie co chce. 

Lubicie chodzić na śluby, a potem bawić się na weselach? Ja szczerze mówiąc nie przepadam. Organizowane są w różnych stylach i klimatach. Co niektóre pary młode uciekają od wstydliwych weselnych zabaw i starają się aby wszystko odbyło się z klasą. No i ten alkohol. Jak dla mnie jest go za dużo. Podchmieleni wujkowie mogą czasami przysporzyć problemów. Uważam, że zatrudnienie osoby, która zajmuje się profesjonalnie organizacją tego typu uroczystości to bardzo dobry pomysł. 

Czy książka "Wszystkie nasze dni" jest rzeczywiście tak mocno przewidywalna jak to stwierdzili inni recenzenci w swoich opiniach? Niestety trochę muszę się z tym zgodzić. Nie wszystkie moje domysły pokryły się z wizją autorki, ale po części w trakcie lektury pojawiły się przeczucia, które później okazały się trafne. Reasumując historia Niny i Mateusza nie jest skomplikowana i wszystkie jej elementy czytelnik szybko ułoży w jedną całość. Nie ma tutaj emocjonujących zwrotów akcji i bohaterów o czarnych charakterach. Jest za to miłość, przyjaźń, tęsknota za tą drugą osobą. Pojawia się też temat dotyczący zaufania, a raczej jego braku. Jak się okazuje nie zawsze to co czarne musi mieć taką barwę. 

Całość oceniam jak najbardziej na plus. "Wszystkie nasze dni" to książka, która idealnie sprawdzi się gdy chcemy odpocząć i zrelaksować się po ciężkim dniu w pracy. Dzieci na weekend zabierze babcia, a mąż przebywa na delegacji. Za to my możemy w spokoju skupić się na lekturze i powspominać własny ślub. Mam nadzieję, że będą to tylko miłe wspomnienia.

POLECAM
MOJA OCENA 7/10


 

środa, 12 października 2022

WY(SZ)CZEKANA MIŁOŚĆ ( Recenzja )

Autor: Joanna Szarańska
data wydania: 20 maja 2020
liczba stron: 328
wydawnictwo: Czwarta Strona












Czasami miewamy takie dni, że nic nam się nie chce i na nic nie mamy ochoty. Nawet ulubiony deser i filiżanka aromatycznej kawy nie jest w stanie poprawić nam humoru. Kupno nowych butów lub sukienki też nie polepszy naszego samopoczucia. Dopada nas chandra najwyższego stopnia i czujemy się po prostu fatalnie i nie do życia. Jednak ja mam coś takiego, co sprawi, że wszyscy od razu poczujemy się lepiej. Jest to książka, ale nie taka byle jaka. Mowa tutaj o "Wy(sz)czekanej miłości autorstwa Joanny Szarańskiej.  

Paweł vel Pedro to taki krakowski Casanova. Skacze z jednego kwiatka na drugi. Biedaczysko nie potrafi oprzeć się kobiecemu pięknu. Zwolniono go z agencji reklamowej, stracił też mieszkanie. Jednak teraz za sprawą klientki ze sklepu z oknami w którym przyszło mu pracować jego sytuacja wygląda naprawdę dramatycznie. 
Któregoś dnia kochana ciocia, u której na pewien czas musiał zamieszkać ogłasza, że wyjeżdża do sanatorium i powierza mu pod opiekę swoją najukochańszą Terpentynę, rudą suczkę. Opieka nad psem raczej do skomplikowanych nie należy. Trzeba dać jeść, pić i wyprowadzać na spacer. Oczywiście pieszczoty i głaskanie też są wliczane. Wszystko szło gładko, ale niestety do czasu...
Pies znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a Piotr rozpoczyna poszukiwania, które nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. Terpentyna zaginęła. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ciocia postanowiła skrócić swój pobyt w sanatorium.

Czy Pawłowi udało się odnaleźć psa? Co z tym wszystkim wspólnego miała Alicja, piękna właścicielka fiacika? 
Odpowiedzi na te i inne pytania zostały skrzętnie ukryte w książce i ja będę na ich temat milczeć. 

Nie bez powodu mówi się, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Sama jestem właścicielką Lola, psa adoptowanego ze schroniska. Zwierzęta, które przebywały w takim miejscu potrzebują większej troski, zainteresowania, ale za to potem są bardzo wdzięczne i dziękują za pomoc merdając ogonem. Nie rozumiem ludzi, którzy patrzą na naszych braci mniejszych z pogardą. Nie ważne czy to pies, czy kot. Gatunek nie ma tutaj żadnego znaczenia. Gdy słyszę w mediach o kolejnym przypadku znęcania się nad zwierzętami cisną się na usta najgorsze wulgaryzmy. Co trzeba mieć w sobie, żeby dopuścić się tak bulwersującego czynu. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby potem to jeszcze filmować i wrzucać do internetu. Nie zapominajmy o tym, że taki wiejski burek przywiązany na łańcuchu do budy też czuje.
Zwierzęta szybko potrafią poznać się na człowieku. Wiedzą komu mogą zaufać, a komu wręcz przeciwnie. Co niektórym może wydawać się to dziwne, ale taka jest ich natura. 

Czy książki mogą powodować jakieś skutki uboczne? W trakcie lektury co niektórych może pojawić się ból brzucha, z oczu lecą łzy, a koło ust mogą pojawić się lekkie zmarszczki. Winny temu jest śmiech, który trudno opanować. Na te wszystkie "dolegliwości" czytelnik musi być przygotowany biorąc do ręki "Wy(sz)czekaną miłość" autorstwa Joanny Szarańskiej. Pisarka jest niekwestionowaną mistrzynią jeśli chodzi o komedie romantyczne. Robi to w tak genialny sposób, że jej powieści powinny być przepisywane przez terapeutów. Na chandrę, jesienną depresję czy dołek psychiczny historia Piotra, Alicji i przede wszystkim Terpentyny vel Lady będzie najlepszym lekarstwem. Ruda suczka podobna do lisa odegrała tutaj pierwszoplanową rolę godną Oscara. Od razu dało się odczuć, że autorka kocha zwierzęta. Przedstawiła psiaka z taką czułością i ogromną dozą miłości. Ze szczegółami opisała jej każdy gest i zachowanie. Do granic możliwości rozczuliły mnie fragmenty gdy Terpentyna z tęsknotą oczekiwała na Piotra. Miała nadzieję, że stanie w drzwiach i zabierze ją do swojej pani. Chociaż w nowym domu też miała dobrze. Babcia Trudzia z troską się nią opiekowała, ale tęsknota wzięła górę. 
Piotr robił wszystko co mógł żeby Terpentyna wróciła do domu. Przy okazji zdał sobie sprawę z tego jaki był głupi i naiwny. Popełnił błąd i ponosi teraz jego konsekwencje. Tylko dlaczego musiał na tym ucierpieć niewinny pies. Mężczyzna posiada wyjątkowy dar do komplikowania sobie życia, które jest już dość pogmatwane. Niestety do jako takiej stabilizacji jeszcze daleko droga. Początki jego znajomości z Alicją raczej do udanych nie należały. Zgryźliwych komentarzy ze strony Piotra dziewczyna po prostu nie mogła zaakceptować. Jednak po bliższym poznaniu wydał się jej sympatycznym i dowcipnym facetem w towarzystwie którego miło spędzała czas. Wpadł w oko też jej babci. 
Niespodziewanie między Alicją i Piotrem zaczęło iskrzyć. Pojawiły się czułe gesty i pocałunki. Z tego obrotu spraw z pewnością mogła być dumna przyjaciółka Alicji, która aranżowała jej randki w ciemno.
Piotr gdy zobaczył Alicję po raz pierwszy wydała mu się atrakcyjną kobietą, ale nie miał zamiaru się w niej zakochiwać. Chciał po prostu odzyskać psa swojej cioci, a tak się złożyło, że suczka znajdowała się obecnie pod opieką jej babci, więc postanowił lekko zbliżyć się do dziewczyny. Nie wiedział, że tym posunięciem jeszcze bardziej skomplikuje sobie sytuację, w której przez własną głupotę się znalazł. 

Początkowo miałam sporo wątpliwości co do Piotra. Musiało minąć trochę czasu abym mogła obdarzyć go sympatią. Jest dorosły, a momentami zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak. Jego popisy przed kolegami też raczej do tych inteligentnych nie należały. Nie ma co się oszukiwać, ale działał mi na nerwy. Za to Alicję polubiłam od razu. Może dlatego, że mamy podobne charaktery. Też lubię spędzać czas w domowym zaciszu i kocham wszystkie stare przedmioty posiadające duszę i ślady przeszłości. Jej zachowanie względem Terpentyny oceniam jak najbardziej na plus. Tak jak i mnie, nie jest jej obojętny los porzuconych i bezdomnych zwierząt. 
Alicja i Piotr to dwie postaci, które wniosły do całej tej historii dużo dobrego. Jestem pewna, że ich słowne utarczki rozbawią niejednego ponuraka. Ale chyba nikt nie przebije dwóch uroczych staruszek, prababci Trudzi i wspomnianej wcześniej cioci. Takiej energii może im pozazdrościć nie jedna młoda osoba. Cudowne kobiety w sile wieku przy których nie ma mowy o nudzie. 
Joanna Szarańska w piękny i wzruszający sposób ukazała relacje między prababcią a prawnuczką. Trudzia Troszczy się o Alicję i zawsze stanie po jej stronie. Jak przystało na starszą osobę z pewnością wie więcej o życiu i dlatego to, co ma do przekazania warto wziąć sobie głęboko do serca.

Przeważnie wszystkie filmowe komedie romantyczne mają szczęśliwe zakończenia. Jak się okazuje z  książkowymi jest podobnie. W przypadku "Wy(sz)czekanej miłości właśnie z takim mamy do czynienia. Inne nie wchodziło w grę. 

"Wy(sz)czekana miłość" to książka, która powinna znaleźć się w waszych prywatnych biblioteczkach lub na liście "do przeczytania". Z pewnością sięgną po nią fani lekkich i przyjemnych historii przy których można fajnie się zrelaksować i zapomnieć o problemach. Ja polecam ją wszystkim bez wyjątku. Nawet fan kryminałów lub thrillerów znajdzie w tej historii coś dla siebie. 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

piątek, 7 października 2022

NIECH CI SIĘ SPEŁNIĄ MARZENIA ( Recenzja )

Autor: Barbara O'Neal
data wydania: 15 stycznia 2015
liczba stron: 426
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 
 











"Niech ci się spełnią marzenia" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Barbary O'Neal. Urocza okładka mnie urzekła, a opis szalenie zaciekawił. Do tego trzeba dorzucić jeszcze wiele pozytywnych opinii i miałam już pewność, że lektura książki stanie się dla mnie ogromną przyjemnością. 

Lavender niebawem będzie obchodzić swoje 85 urodziny. Mimo swojego wieku w dalszym ciągu tryska energią, ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę z tego, że wkrótce może nastąpić kres jej ziemskiej wędrówki. Martwi się o swoją plantację lawendy i ekologiczne gospodarstwo. Po jej śmierci, co niektórzy z chęcią wszystko by sprzedali, i tego właśnie obawia się najbardziej. Pragnie przekazać wszystko osobie, która nie zniszczy jej długoletniej pracy i pokocha to jakże wyjątkowe miejsce tak jak ona. 
Lavender prowadzi również kulinarno-poradnikowego bloga. W dużej mierze to właśnie dzięki niemu poznaje Ginny, Ruby i Valerie. Z biegiem czasu "Cztery smakoszki" bo tak postanowiły się nazwać stają się sobie bardzo bliskie. 

Jak do tej pory nie doszło między nimi do spotkania twarzą w twarz, ale zbliżające się urodziny seniorki mogą być świetną okazją żeby to zmienić. Lavender postanawia zaprosić swoje internetowe przyjaciółki na swoją farmę. 

Właśnie takiej książki było mi teraz trzeba. Lekkiej, przyjemnej i otulającej jak ciepły koc. W końcu za oknem mamy jesień, więc takie historie będą wprost idealne. 

Najmocniejszym jej punktem są  bohaterowie, a raczej bohaterki bo dominują w niej kobiece postaci. 
Lavender tak jak już wcześnie wspomniałam jest kobietą w sile wieku. Jak na razie czuje się dobrze, chociaż szybko można było zauważyć, że nie mówi całej prawdy o swoim samopoczuciu. Zwyczajnie nie chce martwić najbliższych, woli czerpać radość ze zbliżających się urodzin. Tym bardziej, że będzie to dla niej wyjątkowy czas w towarzystwie osób poznanych przez internet. Po raz pierwszy zobaczy na żywo dziewczyny, które tak jak ona prowadzą swoje blogi. Połączyła je ze sobą pasja do gotowania i wszystko, co związane jest z kulinariami. 
Pierwsza na farmie pojawia się Ruby. Dziewczyna niebawem zostanie mamą. Macierzyństwo jest dla niej wielką niespodzianką. W dzieciństwie zmagała się z białaczką i była pewna, że choroba nie pozwoli jej w przyszłości zajść w ciążę. Tą jakże radosną nowiną nie zdążyła podzielić się z przyszłym ojcem. Po sześciu latach rozstała się z chłopakiem. Nieoczekiwanie docierają do niej informacje, że niebawem mężczyzna ma poślubić inną kobietę.
W tym trudnym dla niej momencie może liczyć na wsparcie ze strony ojca. Z matką niestety nie ma dobrego kontaktu.  
Przyjazd na farmę okazał się bardzo dobrym pomysłem. W trakcie pobytu na spokojnie Ruby wszystko sobie przemyślała i doszła do wniosku, że powinna odbyć poważną rozmowę z Liamem. W międzyczasie poznaje Noaha, miejscowego weterynarza. Nowy znajomy robi na dziewczynie piorunujące wrażenie. 
Valerie przeżyła w swoim życiu ogromną tragedię. Straciła w wypadku męża oraz dwójkę dzieci. Pomimo czasu w dalszym ciągu nie potrafi się z tym pogodzić. Jej nastoletnia córka przeżywa to wszystko na swój sposób. Dziewczyna wkroczyła w okres buntu i dojrzewania, ale niestety pogrążona w żałobie Valerie tego nie dostrzega. Zawiesiła też prowadzenie swojego bloga. 
Ginnie jest żoną i matką. Jej blog cieszy się ogromną popularnością. Niestety sukces, jaki odniosła co niektórym zwyczajnie się nie spodobał. Dobrze, że chociaż córka we wszystkim ją wspiera i dodaje otuchy bo na męża nie ma co liczyć. Od 12  lat nie współżyją ze sobą. Kobieta nie może już dłużej wytrzymać braku zainteresowania ze strony mężczyzny i decyduje się na dość ryzykowny krok. Kupuje przyczepę kempingową i wyrusza w podróż życia. Po drodze poznaje Jacka, tajemniczego i bardzo przystojnego kierowcę ciężarówki. 

Ja czytając "Niech ci się spełnią marzenia" świetnie się bawiłam. Jest to literatura obyczajowa, a jak wiemy tego typu historii jest mnóstwo. Jednak w tej książce jest coś takiego, co wyróżnia ją od innych tego typu opowieści. Całość została napisana w piękny sposób, bez udziwnień językowym. Prosto i z inteligentnym przekazem. Nie ma tutaj infantylności, naiwnych, głupiutkich bohaterek. Tematy w niej poruszone zostały przedstawione mądrze i interesująco. Szczególnie ten dotyczący blogowania. Jak się okazuje internet potrafi łączyć ludzi, którzy mają podobne zainteresowania, pasje i chcą się nimi dzielić z innymi. Coś mi się wydaje, że nie jedna osoba, która ma jakiekolwiek wątpliwości po przeczytaniu książki zdecyduje się na założenie własnego bloga. Autorka znalazła też miejsce na humor. No i te cudowne aromaty wydobywające się z każdej strony. Już na samym początku powinno znaleźć się ostrzeżenie dla czytelników, żeby na głodnego nie rozpoczynać lektury :-)
Książka z pewnością do cienkich nie należy, ale po przeczytaniu kilku pierwszych stron trudno jest się od niej oderwać. Czyta się ją jednym tchem, a grubość w tym przypadku jest kolejną jej zaletą bo dzięki temu przyjemność z lektury trwa dłużej.

"Niech ci się spełnią marzenia" to jedna z tych książek, którą mogę wam z czystym sumieniem polecić. Ja z pewnością sięgnę po inne powieści autorstwa Barbary O'Neil. Uwielbiam takie historie przy których można się zrelaksować i spędzić miło czas. O których szybko się nie zapomina i z chęcią się do nich wraca. 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10