poniedziałek, 22 maja 2023

ZA JAKIE GRZECHY (Recenzja)

Autor: Anna Karpińska 
data wydania: 10 lipca 2014
liczba stron: 456
wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
 










"Za jakie grzechy" to moje drugie podejście, jeśli chodzi o prozę Anny Karpińskiej. Pierwsze nie należało do zbyt udanych, ale nie uważam tego za powód do rezygnacji z dalszego poznawania innych książek pisarki.

Alina razem ze swoją wspólniczką prowadzi gabinet psychoterapeutyczny. Wydarzenia z przeszłości doprowadziły ją do takiego stanu, że teraz ona sama potrzebuje pomocy terapeuty. Trudno się temu dziwić, gdy osoba, którą się kocha w jednej sekundzie rujnuje ci życie. Po tym wszystkim spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i opuściła rodzinny dom. 
Gdy dotarła do niej informacja o śmierci ukochanego wuja, poczuła wokół siebie jeszcze większą pustkę. Mężczyźnie udało się przed swoim odejściem sporządzić testament. Alina niespodziewanie staje się dziedziczką połowy majątku. Drugą część otrzymał Tomasz, z którym zna się od lat. Jest przystojny, ale po tym wszystkim co ją spotkało nie ma zamiaru angażować się w kolejny związek. Jednak nie uszedł jej uwadze sposób w jaki zachowuje się będąc z nią na osobności. Może to głupie, ale te nagłe miłe słowa i komplementy ze strony Tomasza są według niej mocno podejrzane. Czyżby miał swój plan i chce podstępem zdobyć cały majątek po wujku? 
Alina stara się odsunąć od siebie takie myśli, ale z drugiej strony wszystko jest możliwe. Tym bardziej gdy w grę wchodzą duże pieniądze. 

Całkiem dobrze czytało mi się tę książkę. Mimo przeskoków czasowych, za którymi nie przepadam. Autorka najwidoczniej upodobała sobie taki sposób pisania i nam, czytelnikom nie pozostaje nic innego, jak tylko to zaakceptować. 
Pisanie tej recenzji sprawiło mi nie lada problem. A nóż zdradzę wam za dużo, i nie będziecie mieli przyjemności z poznawania tej historii. Poprawiałam ją kilka razy żeby wszystko było na swoim miejscu. 
"Za jakie grzechy" to opowieść o młodej dziewczynie, która została wystawiona na pośmiewisko w tak bardzo ważnym dla niej dniu. Zamiast miłych wspomnień Alina chciałaby o wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Tylko żeby to było takie proste. Na słowa otuchy od strony najbliższych nie ma co liczyć. Szczególnie z ust matki, która sądzi, że Alinie z czasem wszystko przejdzie i na nowo będą tworzyć szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Nie po tym co ją spotkało. Została zraniona, upokorzona i wzięta przez wszystkich na języki. Tak naprawdę nigdy nie czuła się kochana, w przeciwieństwie do jej rodzonej siostry. We wszystkim była od Aliny lepsza. Zawsze była traktowana pobłażliwie. Nawet teraz, gdy stała się współwinna (nie pytajcie co takiego się wydarzyło, bo i tak wam nie powiem). 
Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, i coś w tym jednak jest, patrząc na relację Aliny z najbliższymi. 
Autorka w bardzo ciekawy i emocjonujący  sposób przedstawiła ten wątek. Miałam wielką ochotę wypowiedzieć parę słów w kierunku jej matki. Dobrze, że chociaż z tatą mogła się jakoś dogadać.
Ogrom wspomnianych emocji i wzruszeń dostarczyły mi fragmenty, w których pojawia się ukochany wuj Aliny. To przy nim czuła się najlepiej. To on wspierał ją w tych najtrudniejszych momentach. Kochał Alinkę jak własną córkę, a ona czerpała z tej miłości garściami. We własnym domu czuła się nikim i dlatego tak bardzo zabolało ją jego odejście. 
Wiedziałam, że Alina to twarda babka, która tak łatwo się nie poddaje. Świetnym tego przykładem był sposób w jaki zachowywała się w firmie, której niespodziewanie stała współwłaścicielką. Nie zna się na prowadzeniu tak dużego interesu, więc musiała szybko zebrać jak najwięcej informacji. Na szczęście otrzymała wsparcie od jednego z pracowników, bo Tomasz nie traktował jej poważnie. W końcu on ma większe doświadczenie, a nie jakaś tam pani psycholog. Działał mi na nerwy ten cały Tomasz. Kreował się na cwaniaczka, który wszystko wie i potrafi. Zdobędzie cały majątek i nikt nie będzie mu przeszkadzał. Z czasem okazało się w jak dużym był błędzie. Pod jego nieobecność to właśnie Alina stała się szefową przez duże "S". 
Autorka świetnie poprowadziła ten wątek. Dzięki niemu książka stała się jeszcze bardziej interesująca, a akcja nabrała tempa. Lubię gdy w książkach obyczajowych pojawia się aspekt kryminalny. Śledziłam poczynania głównej bohaterki i trzymałam za nią mocno kciuki. 
Alina jest fantastyczną, mądrą i inteligentną dziewczyną. Byłam z niej szalenie dumna. To co wydarzyło się w jej życiu dodało jej przysłowiowego kopa. Stała się zupełnie inną osobą. Poczuła w sobie wyjątkową siłę i chęci do działania. Takie osoby jak ona zasługują na ogromne pokłady szczęścia...i prawdziwą, szczerą miłość. 
Odnośnie spraw uczuciowych naszej bohaterki to powiem wam, że działo się, i to sporo. Czy Alina spotkała na swoje drodze tego jedynego? Możecie mnie nawet torturować, ale będę milczeć jak głaz :-)

Jeśli lubicie lekkie historie, które posiadają w sobie ciekawe tematy to ta książka będzie dla was idealna. Jest poważnie, wzruszająco, intrygująco. Momentami nawet zabawnie.
Jak widzicie, nie warto wystawiać pochopnych wniosków po przeczytaniu tylko jednej książki danego autora. To, że nie trafiła w nasz gust, nie oznacza, że pozostałe też takie będą. Trzecia książka Anny Karpińskiego już czeka na mojej półce, aż w końcu zapoznam się z jej treścią. 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10








czwartek, 18 maja 2023

KWITNĄCY KRZEW TAMARYSZKU (Recenzja)

Autor: Wanda Majer-Pietraszak
data wydania: 22 kwietnia 2015
liczba stron: 560
wydawnictwo: Muza










Kwitnący krzew tamaryszku autorstwa Wandy Majer-Pietraszak to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pisarki. Zauroczona okładką książki postanowiłam zapoznać się z jej wnętrzem. Tajemniczy opis fabuły również przyciągnął moją uwagę.

Przyjaźń między Barbarą, Iwoną, Jaśką i Marią zrodziła się gdy były pilnymi uczennicami. Mimo upływu lat nic w tej kwestii nie uległo zmianie. W dalszym ciągu utrzymują ze sobą kontakt i mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji. 
Kobiecego wsparcia z pewnością będzie potrzebowała Maria vel Myszka, którą los niemiło zaskoczył.

Biorąc do ręki książkę, tak naprawdę nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Tym bardziej, że blurb nie zdradzał zbyt dużo z fabuły. Byłam pewna jedynie tego, że kobiecych bohaterek raczej w niej nie zabraknie. Wanda Majer-Pietraszak na kartach swojej powieści przedstawiła losy czterech przyjaciółek. 
Jako pierwszą poznajemy Barbarę, kobietę, która mało brakowało, a zrezygnowałaby z udziału w spotkaniu klasowym. W dzisiejszych czasach instytucja babci jest cenniejsza niż złoto. Zrobią wszystko dla swoich wnuków i zawsze służą pomocą. Jednak przychodzą takie momenty, że babcia poczuje zmęczenie. Może mieć też swoje plany. Oczywiście druga strona powinna to zrozumieć, jednak syn Barbary miał z tym dość duży problem. 
Iwona z zawodu jest aktorką grającą w spotach reklamowych. Jeśli chodzi o sprawy sercowe ma no koncie jeden rozwód.  Po cichu marzy o prawdziwej miłości do grobowej deski. Gdy po raz drugi zakochuje się i to z wzajemnością jest pewna, że to marzenie właśnie zostało spełnione.  
Jaśka na stałe mieszka i pracuje w Szwecji. Kilometry nie są dla niej żadną przeszkodą i gdy tylko obowiązki zawodowe jej na to pozwalają przylatuje do Polski żeby móc spotkać się ze swoimi przyjaciółkami. 
Maria pieszczotliwie zwana Myszką posiada artystyczną duszę. Jej ogromną pasją jest malowanie obrazów. Mogła zostać słynną malarką, ale dla ukochanego mężczyzny, musiała z tego zrezygnować. Stała się za to panią domu i strażniczką rodzinnego ogniska. Czy była szczęśliwa? Można powiedzieć, że tak. Do momentu w którym mąż postanowił ją o czymś poinformować. 
Na początku przeżyła szok. Na szczęście wsparcie przyjaciółek pomogło jej szybko się z niego otrząsnąć. Przeprowadzka na wieś też bardzo dobrze jej zrobiła. 
Cztery zupełnie inne kobiety, cztery charaktery i inne osobowości. Potrafią się dogadać i przyjaźnić mimo tych wszystkich różnic. Strasznie szkoda, że autorka skupiła najwięcej uwagi tylko na jednej z nich. Mowa tutaj oczywiście o Marii. To ona stała się główną bohaterką, a pozostała trójka została zepchnięta na drugi plan. Ich historii byłam również ciekawa, a otrzymałam bardzo skąpe informacje. Autorka w ten sposób wprowadziła w błąd swoich czytelników.  
Lubię gdy książka wciągnie mnie już od samego początku. Niestety w przypadku tej powieści trudno mi było się w nią wczuć. Momentami gubiłam się w jej treści co spowodowało, że czytałam ją znacznie dłużej niż inne tego typu historie. Nie było między nami wyjątkowej chemii, która nie pozwala oderwać się od lektury. 
Chyba po raz pierwszy tak bardzo drażniły mnie dialogi. Sposób w jaki zostały napisane był według mnie sztuczny i wymuszony. 
Oprócz kobiecej przyjaźni, w książce pojawiło się kilka innych wątków o których postanowiłam wspomnieć.
Pierwszym z nich jest adopcja małoletniej dziewczynki, która nie do końca została sama. Ma ojca, ale los córki zupełnie go nie interesuje. Internet podpowiedział mi, że procedury adopcyjne mogą trwać latami, a tu wszystko zostało załatwione nieprawdopodobnie szybko. 
Wyobraź sobie, że gościsz w swoim domu mężczyznę, którego praktycznie nie znasz. Nie zważając na nic spokojnie chowasz sobie kopertę z dość pokaźną kwotą pieniędzy w dostępnym dla wszystkich miejscu. Nie bądź jak Maria i używaj rozsądku. Całe szczęście, że ktoś inny za nią myśli.
Wątek miłosny z udziałem Marii też został przedstawiony w sposób mocno zaskakujący. Jednego adoratora odrzuciła. Zakochał się w niej błyskawicznie, i widać było, że między nimi zaczęło iskrzyć, ale podjęła taką a nie inną decyzję. Potem ni z gruszki, ni z pietruszki pojawił się inny kandydat do jej serca. Trochę to wszystko było pogmatwane i śmieszne zarazem. 
Gdzie w tym wszystkim podziała się chociaż odrobina realizmu? Jego brak to najpoważniejszy mankament. 
Szkoda też, że w książce nie znalazłam chociażby krótkiej wzmianki o tytułowym krzewie tamaryszku. 
Za to na plus oceniam przedstawiony przez autorkę obraz kobiecej przyjaźni. Cała czwórka zawsze mogła na siebie liczyć i to było w tym wszystkim najpiękniejsze. 
Uroku całej tej historii z pewnością dodaje klimat wsi. 

Podsumowując, między mną, a "Kwitnącym krzewem tamaryszku" wielkiej miłości nie będzie. Lubię literaturę obyczajową i właśnie po nią sięgam najczęściej, ale w przypadku tej książki jestem trochę rozczarowana. Nie polubiłyśmy się, a przyjemność z lektury ulatniała się z każdą kolejną stroną. Zero emocji, zwrotów akcji też zaważyło na mojej ocenie. 
Mam nadzieję, że was nie zraziłam i jednak zdecydujecie się na lekturę tej powieści. W końcu możecie ją odczuć inaczej niż ja, i otrzyma od was znacznie pozytywniejszą opinię. 

MOJA OCENA 6/10