wtorek, 26 marca 2024

NA MIŁOŚĆ BOSKĄ (Recenzja)

Autor: Malwina Ferenz
data wydania: 26 lutego 2020
liczba stron: 441
wydawnictwo: Filia











Będąc któregoś dnia w bibliotece moje oczy wypatrzyły książkę Malwiny Ferenz "Na miłość boską!". Ciekawy tytuł, opis fabuły mocno intrygując. Nic, tylko czytać. 

We Wrocławiu grasuje złodziej, lub cała szajka. W tajemniczych okolicznościach z miejscowych kościołów znikają stare figury świętych w towarzystwie kilku innych rzeczy. Świadków owych zdarzeń brak. 
Oczywiście o wszystkim została poinformowana policja oraz kuria.
Śledztwem postanowiła zająć się Aldona Dzik, pani komisarz z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. Do akcji wkracza również prywatny detektyw specjalizujący się w sprawach rozwodowych. Mężczyzna może liczyć na wsparcie ze strony swojego nastoletniego siostrzeńca. 
Nad wszystkimi czuwa Wiktor Oleander, osobisty sekretarz arcybiskupa.

Są takie książki, do których od razu poczujemy przysłowiową "chemię". Bywają też i takie, gdzie czytelnik potrzebuje więcej czasu, żeby odkryć to "coś". Ze mną właśnie tak było. Nie od razu polubiłam się z tą opowieścią. Powoli, strona po stronie zmieniałam do niej swoje nastawienie, aż w końcu z trudem odrywałam się od lektury. 
"Na miłość boską" to powieść obyczajowa, ale zawierająca w sobie kilka innych gatunków literacki co czyni ją jeszcze bardziej interesującą. Mamy tutaj wątek kryminalny,  aspekt historyczny, rodzące się uczucie. Autorka zaserwowała nam niezły miks. Co niektórzy mogą sądzić, że trochę Malwinę Ferenz poniosło, ale moim zdaniem wszystko jest tutaj wyważone i idealnie ze sobą współgra. 
Akcja z każdym kolejnym wydarzeniem nabiera rozpędu, i dlatego nie ma mowy o jakiejkolwiek nudzie. Z wielkim zaciekawieniem śledziłam poczynania wyjątkowej grupy poszukiwawczej, a przy okazji mogłam zapoznać się z historią Dolnego Śląska. Dawny Wałbrzych, Zamek Książ, zaginiony naszyjnik księżnej Daisy, złoty pociąg, podziemne tunele, stare listy. Entuzjaści przygód i zagadek będę w pełni usatysfakcjonowani. Nigdy fanką historii nie byłam, ale w tym przypadku mocno mnie to wszystko zaciekawiło. 
Kreacja bohaterów też miała duży wpływ na to, w jaki sposób odebrałam tę książkę. Zacznę może od naszej pani komisarz. Na zewnątrz jest ostra jak brzytwa, za to wewnętrznie krucha jak lód. W tajemnicy przed wszystkimi ucieka w świat literackich romansów marząc przy tym o prawdziwej miłości. 
O życiu w pojedynkę dużo mógłby powiedzieć Bożydar Kluzicki, prywatny detektyw zatrudniony przez przedstawicieli kurii. Jego życie to jeden wielki splot pechowych sytuacji i zdarzeń. Z tego też powodu trudno mu znaleźć tą "drugą połówkę". Tak naprawdę jest miłym, czułym i wrażliwym facetem, który zwyczajnie zasługuje na szczęście. Tragiczne wydarzenia sprawiły, że stał się prawnym opiekunem dla swojego siostrzeńca.
Młody chłopak, miłośnik historii "kupił mnie" od razu. Spędzał każdą wolną chwilę pośród bibliotecznych regałów wypełnionych po brzegi książkami. W dobie telefonów i internetu niestety z czytaniem wśród młodzieży jest kiepsko, a tutaj mamy zupełnie inny obraz.
Warto wspomnieć o pani Kowalskiej, uroczej i zarazem bardzo tajemniczej seniorce. Nie można pominąć księdza sekretarza, który w cichości serca marzy o przenosinach do Watykanu. 
Jest to liczna grupa bohaterów o różnych charakterach i osobowościach. Polubiłam wszystkich, bez wyjątku. Razem stworzyli wyjątkową ekipę, która błyskawicznie podbiła moje czytelnicze serce. 

"Na miłość boską" to przyjemna opowieść przy której można odpocząć i zapomnieć o problemach. Sprawdzi się idealnie gdy za oknem siąpi deszcz, a pogodne niebo zasnuły ciemne chmury. 
W książce rządzi ironia w parze z sarkazmem. Za sprawą dialogów między bohaterami co chwila na mojej twarzy pojawiał się uśmiech i dlatego jestem pewna, że ta historia poprawi humor niejednemu ponurakowi, lub osobie która ma za sobą ciężki dzień. 
Została napisana lekkim i prostym językiem z domieszką młodzieżowego slangu. Coś takiego dodało całej tej historii fajnego charakteru. Na uwagę zasługuje rozmiar czcionki, który z pewnością ucieszy osoby z problemami okulistycznymi. 
"Na miłość boską" to moje pierwsze spotkanie z prozą Malwiny Ferenz, i już teraz mogę napisać, że z pewnością nie ostatnie. Ja bawiłam się świetnie w trakcie lektury i tego samego wam życzę. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10







piątek, 1 marca 2024

Teatr pod Białym Latawcem (Recenzja)

Autor: Ilona Gołębiewska
data wydania: 17 października 2018
liczba stron: 471
wydawnictwo: Muza










"Teatr pod Białym Latawcem" to moje kolejne spotkanie z twórczością Ilony Gołębiewskiej. Książkę udało mi się znaleźć w bibliotece. Zaintrygowana tytułem bez dłuższego zastanowienia zdecydowałam się na jej lekturę. Czy było warto?

Zuzanna Widawska jest dziennikarką. Niestety w oparach skandalu została zwolniona z prestiżowego dziennika. Obciążona długiem finansowym musiała sprzedać swoje luksusowe mieszkanie. W jednej chwili stała się osobą bezrobotną i bezdomną. 
Znalezienie nowej pracy nie było łatwe, ale na szczęście zlitowała się nad nią redaktorka kobiecego pisma. Udało jej się również znaleźć nowe lokum. Sytuacja w jakiej się znalazła nie pozwala na wybrzydzanie.
W tej samej starej kamienicy mieszka Elena Nilsen, sławna aktorka z minionej epoki. Zuza była, i nadal jest jej wielką fanką. To właśnie dzięki niej trafia do wyjątkowego teatru, któremu grozi likwidacja. W budynku swoją siedzibę ma również Fundacja Złote Serce. Dziewczyna wpada na pewien pomysł...

Lokalny biznesmen, Jakub Bielewicz przeżywa swój osobisty dramat. Kilka lat temu w tragicznym wypadku zginęła jego żona, a syn z powodu odniesionych obrażeń stał się niepełnosprawny. Mimo prowadzonego na dużą skalę śledztwa, sprawcy do tej pory nie udało się ustalić. Mężczyzna ma jednak nadzieję, że kiedyś będzie mógł temu komuś spojrzeć prosto w oczy. Do dramatu doszło w pobliżu teatru i od tej pory to miejsce stało się dla Jakuba przeklęte. 
Niespodziewanie na swojej drodze spotyka Zuzannę...

Jak ja się ogromnie cieszę, że zauważyłam tę książkę na bibliotecznym regale. Z trudem ją odkładałam w trakcie lektury, żeby zająć się innymi obowiązkami.
"Teatr pod Białym Latawcem" to powieść z niepozorną okładką, ale za to, posiada w sobie wysmakowane wnętrze, któremu nie sposób się oprzeć. Wsiąknęłam w nią już od pierwszej strony. 
W dużej mierze przyczynił się do tego sposób kreacji bohaterów. Postacią grającą pierwsze skrzypce jest Zuzanna Widawska, młoda i zdolna dziennikarka. Kocha to co robi, a pisanie sprawia jej satysfakcję. Przyznam się wam, że na początku nie obdarzyłam jej sympatią. 
Wysoka samoocena i wyniosłość od razu rzuciła mi się w oczy. Jakiekolwiek skrupuły moralne zwyczajnie dla niej nie istniały. Była na samym szczycie kariery, ale jeden błąd wystarczył żeby z hukiem z niego spaść. 
Z czasem obserwujemy jej wewnętrzną metamorfozę. Staje się wrażliwą, czułą kobietą, która otwiera swoje oczy na innych ludzi. Momentami byłam na nią wkurzona, bo podejmowała tak głupie decyzje, że głowa mała. Znajomość z Eleną i wizyty w teatrze bardzo ją zmieniają.
Osoba Eleny jest wyjątkowa pod wieloma względami. Bije od niej niewyobrażalne ciepło i miłość. Kiedyś odnosiła sukcesy na teatralnych scenach, a teraz dzieli się aktorskim talentem z dziećmi tworząc podwórkowy teatr. Jest również wolontariuszką w fundacji. Jej zaangażowanie, bezinteresowność zasługuje na jak największe uznanie oraz szacunek. Po latach opowiedziała Zuzannie historię swojego dotychczasowego życia w którym nie brakowało radosnych, jak i bolesnych momentów. 
Jakub Bielewicz, cóż jeszcze można o nim powiedzieć? Z pewnością to, że bardzo cierpi po stracie żony. Zamknął się na cały otaczający go świat. Żyje tylko dla ukochanego syna i za wszelką cenę pragnie odnaleźć sprawcę wypadku. 
Zuzannę Widawską znał z widzenia, i co nieco słyszał o jej poczynaniach dziennikarskich. Gdy do niego przychodzi w pewnej sprawie, odwzajemnia się tajemniczą propozycją. 
Pragnę zaznaczyć, że Jakub to nie jedyna męska postać w tej książce. Autorka nie skupiła swojej uwagi tylko na kobiecych osobowościach.
Wszyscy bohaterowie zasługują na pochwałę. Są wyraziści i szalenie prawdziwi. Posiadają swoje wady i zalety. Tak jak my, zmagają się z trudnościami życia. Cała grupa tworzy jedną wspólną całość i wzajemnie się uzupełniają. 

"Teatr pod Białym Latawcem" to  bardzo dobrze napisana powieść obyczajowa w której nie brakuje ważnych, i zarazem wartościowych tematów. Jednym z nich jest niepełnosprawność, w tym przypadku dotykająca dzieci i młodzież. Ilona Gołębiowska przedstawiła ją w sposób delikatny, z ogromną dozą wrażliwości i wyczucia. Takie osoby mają prawo spełniać swoje marzenia, rozwijać pasje i zainteresowania, odnosić sukcesy na arenach sportowych. Po prostu cieszyć się życiem, a choroba nie stanowi tutaj żadnej przeszkody. I właśnie  to,  pragnie nam pokazać autorka. Podeszła do tego wątku niezwykle profesjonalnie i z pietyzmem. 
Kolejną kwestią o której warto wspomnieć jest teatr. Ten z dużą scena, jak i z tą trochę mniejszą. Na obu dzieje się magia w wykonaniu aktorów. Dzięki tej historii możemy zajrzeć za kulisy takich przedstawień. Ile pracy wymaga przygotowanie jednej sztuki. Uszycie kostiumów, zrobienie dekoracji. Do tego dochodzi nauka tekstu. 
Pomysł z podwórkowym teatrem dla najmłodszych podbił moje serce. Byłam nim zachwycona. Dzieciaki, które nie zawsze mogły cieszyć się szczęśliwym i rodzinnym domem znalazły swoje miejsce pod przewodnictwem cudownej Eleny. Miałam ogromną ochotę wziąć w tym przedsięwzięciu udział i posmakować przepysznych, pachnących drożdżówek. 
Żyjemy z dnia na dzień. Wstajemy rano i od razu wpadamy w wir codziennych spraw. Dzieci, praca, zakupy. Lubimy narzekać i marudzić. Po prostu nie potrafimy doceniać tego co mamy, pragniemy za to jeszcze więcej. Niestety gdzieś w tym wszystkim zagubiła się cała nasza spontaniczna radość.  Los czasami bywa przewrotny i w jednej krótkiej sekundzie wszystko może ulec diametralnej zmianie. Dlatego czerpmy z naszego życia garściami. Cieszmy się każdą chwilą, spędzajmy jak najwięcej czasu z najbliższymi. Właśnie to, powinno być dla nas najważniejsze. Warto wziąć głęboko do serca przesłanie jakie wysyła do nas autorka.

"Teatr pod Białym Latawcem" to jedna z piękniejszych książek z jakimi do tej pory miałam do czynienia. Ja zostałam nią oczarowana. Klimat, nastrój jaki w niej panuje jest cudowny. Pani Ilonie udało się stworzyć coś nieprawdopodobnie zachwycającego, wręcz magicznego. Zawiera w sobie mnóstwo mądrych sentencji i cytatów, które warto zapamiętać. 
Jest to powieść obyczajowa, ale ze szczyptą kryminału i romansu. Uczucie rodzące się między dwójką bohaterów (nie zdradzę o kogo chodzi) zostało nam przedstawione w bardzo subtelnej formie, nie przytłoczyło głównego wątku. Za coś takiego należy się autorce duży plus. Co do sprawcy domyślałam się o kogo chodzi.
Mimo trudnych tematów jest to ciepła, wzruszająca i niebywale życiowa historia dająca nadzieję na lepsze jutro. Wszystko jest tutaj przemyślane i dopracowane w najmniejszym szczególe. 
Polecam wszystkim tę jakże wyjątkową, wypełnioną po brzegi emocjami książkę. 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10