wtorek, 28 grudnia 2021

SIEDEM CUDÓW ( Recenzja )

Autor: Agata Przybyłek
data wydania: 31 października 2018
liczba stron: 384
wydawnictwo: Czwarta Strona











W tym roku grudzień zarezerwowałam sobie na czytanie książek świątecznych. Nadrabiam też zaległości bo trochę tego typu historii mam w swojej biblioteczce. Jedną z nich jest "Siedem cudów" autorstwa Agaty Przybyłek, która cierpliwie czekała na swoją kolej. 

Do Wigilii zostało tylko siedem dni. Galerie handlowe aż puchną od klientów. Właśnie w takim miejscu pracuje Monika. Dziewczyna sprzedaje perfumy i gdy nagle widzi stojącego naprzeciw niej Ksawerego jest w niemałym szoku. Dla obojga była to trochę niezręczna sytuacja. W przeszłości tworzyli bardzo udany związek, ale niestety doszło między nimi do rozstania.
Ksawery jest bardzo zdolnym studentem. Poświęca każdą wolną chwilę na naukę i dzięki temu nie ma czasu na rozpamiętywanie. Jednak po spotkaniu z Moniką powrócił do tamtych chwil. 
Ania niebawem zostanie mamą. Niestety przyszły ojciec nie chce brać udziału w wychowywaniu dziecka. Do uzyskania pełnoletniości mieszkała w domu dziecko co poskutkowało niechęcią do Świąt Bożego Narodzenia.
Maciek jest bratem Moniki. Chce poprosić swoją dziewczynę o rękę i ma zamiar uczynić to w oryginalny sposób. Zaczyna go prześladować niewyobrażalny pech oraz olbrzymi stres.
Małgorzata od dawna marzy o tej jakże wyjątkowej chwili. Prawie wszystkie jej koleżanki planują swoje wesela, a ona w dalszym ciągu czeka na pierścionek.
Marek i Jola są małżeństwem i rodzicami Moniki i Maćka. Niestety przed świętami mężczyzna traci pracę i nie wie jak powiedzieć o tym swojej żonie, które wpadła w szał przedświątecznych zakupów.

Cóż ja mogę teraz napisać. Życie pisze różne scenariusze. Jednak Święta Bożego Narodzenia mają to do siebie, że są wyjątkowe. Dzieją się wtedy dziwne rzeczy, które swobodnie można nazwać cudami. Czy magia tych kilku dni zadziała także w przypadku powyższej siódemki bohaterów?

Agata Przybyłek to jedna z popularniejszych polskich pisarek. Jej książki niezmiennie cieszą się ogromnym zainteresowaniem, szczególnie wśród fanek literatury obyczajowej. Można w nich znaleźć wiele ciekawych tematów i wątków. Pisarka ma też na swoim koncie kilka historii w klimacie świąteczno-zimowym.
Kilka dni temu skończyłam lekturę "Siedmiu cudów", ale dopiero teraz znalazłam chwilkę na napisanie opinii.

W książce pojawiła się dość spora liczba bohaterów. Dla ułatwienia każdy z rozdziałów zatytułowany został danym imieniem. Pierwszy został poświęcony Monice. Dziewczyna kochała i była kochana przez mężczyznę swojego życia. Tak jej się wtedy wydawało. Była najszczęśliwszą osobą na świecie do czasu gdy ukochany poinformował ją, że muszą się rozstać. Autorka do samego końca trzyma w tajemnicy powód dlaczego tak się stało. Przecież oboje tworzyli bardzo udaną parę, a miłość aż od nich biła. 
Monika nie zasłużyła na coś takiego i po ludzku było mi jej żal. 
Wiem, że dla Ksawerego też było to trudne, ale nie jestem w stanie zaakceptować podjętej przez niego decyzji. Spodziewałam się po nim czegoś zupełnie innego. Uważałam go za mądrego i inteligentnego faceta, a tu taki zawód. 
Swój nadszarpnięty wizerunek poprawił zawierając znajomość z Anią. Kobieta wkrótce zostanie młodą mamą i będzie musiała samotne macierzyństwo pogodzić ze studiami. Nie ma rodziny, która mogłaby jej pomóc, ale za to ktoś postawił na jej drodze Ksawerego. Nikt w Wigilię nie powinien być sam, więc wyszedł do Ani z pewną propozycją. Początkowo targały nią wątpliwości, ale po dłuższym przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw zgodziła się. 
Polubiłam tą sympatyczną dziewczynę, która nie miała w życiu łatwo. Wcale się nie dziwię, że podchodziła do Świąt Bożego Narodzenia z niechęcią. Mieszkając w domu dziecka o rodzinnej atmosferze mogła tylko pomarzyć. 
Chciałam bardzo, żeby w jej życiu pojawiło się szczęście oraz prawdziwa miłość bo zwyczajnie na to sobie zasłużyła. Rozczuliły mnie fragmenty w których w troskliwy i wzruszający sposób zwracała się do swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Ania to postać na którą warto zwrócić swoją uwagę. 
Kolejnym bohaterem obok, którego nie mogłam przejść obojętnie jest Maciej. Mężczyzna chciał zorganizować najpiękniejsze zaręczyny jakich świat jeszcze nie widział. Kocha swoją Małgorzatę do szaleństwa i jest pewny, że to ta jedyna. Miał wszystko zaplanowane z najdrobniejszymi szczegółami, więc ruszył z realizacją. Gdybym zorganizowała konkurs na największego pechowca i ciamajdę to Maciek byłby bezapelacyjnym wygranym. Pod szczęśliwą gwiazdą to on raczej się nie urodził. Te jego ciągłe telefony do mamusi totalnie mnie rozbroiły. Miało być śmiesznie, a wyszło kiepsko.
Małgorzata też mi działała na nerwy. Co chwila poruszała temat zaręczyn. Zachowywała się jak rozkapryszona dziewczynka, której do szczęścia brakuje pierścionka z wielkim diamentem. Bez niego jej życie będzie jedną wielką pustką. W pewnym momencie zaczęłam nawet Maćkowi współczuć. Im dalej było jeszcze gorzej. Tak naprawdę to sama nie wiedziała czego chce. Pod koniec czytania miałam ochotę rzucić książką w kąt. Z chęcią podeszła bym do Małgorzaty i nią potrząsnęła bo nie mogłam zdzierżyć tych jej przemyśleń. Do tej pory zastanawiam się czy filiżanki na prezent to faktycznie taki zły pomysł...
Gdybym miała wybrać najciekawszego bohatera z pewnością byłby to Marek. Jest najbardziej realistyczną postacią z całej tej siódemki. Pracując w supermarkecie kokosów nie zarabia, ale stara się jak może żeby zapewnić byt swojej rodzinie. Jola, jego żona też pracuje więc z dwiema wypłatami było im znacznie łatwiej. Gdy dowiaduje się od szefa, że zostaje zwolniony, i to przed samymi świętami załamuje się. Z powodu zaistniałej sytuacji nie potrafi cieszyć się z zaręczyn własnego syna. Przecież organizacja wesela wiąże się z ogromnymi kosztami. Dusił wszystko w sobie nie informując najbliższych. 
Liczyłam bardzo na szczęśliwy finał tej historii. Czy tak się stało tego wam nie zdradzę.

"Siedem cudów" to książka z którą miałam dość spory problem. Agata Przybyłek pomysł miała dobry, ale tym razem z wykonaniem coś nie wyszło. Z siedmiu historii podobały mi się tylko dwie. Reszta niestety nie podbiła mojego czytelniczego serca. Momenty, które powinny mnie rozśmieszyć raczej spowodowały u mnie konsternację. Troszkę szkoda bo zapowiadało się naprawdę ciekawie, ale im bardziej wgłębiałam się w treść było coraz gorzej. W pewnym momencie zrobiło się wręcz nudno. 

Tytuł książki sugeruje nam, że będziemy mieli do czynienia z cudami. Ma być ich siedem i postanowiłam sprawdzić czy rzeczywiście tak jest. Początkowo coś mi się nie zgadzało, tak jakby jednego brakowało. Jednak po dłuższym zastanowieniu chyba mamy wszystkie. Stał się tłem dla pozostałej szóstki i troszkę trudno go zauważyć.

W książce z pewnością nie brakuje świątecznego klimatu. Jest śnieg, są choinki, prezenty. Z kuchni wydobywają się cudowne aromaty. Jest wszystko co potrzebne w tego typu historiach. 

Czy polecam wam "Siedem cudów"? Mnie ta książka nie urzekła, ale jeśli macie na nią ochotę to śmiało możecie po nią sięgnąć. Każdy z nas ma inny gust, więc warto wyrobić sobie swoje zdanie.

MOJA OCENA
6/10

Za egzemplarzach książki dziękuję wydawnictwu:














niedziela, 19 grudnia 2021

CUDA i CUDEŃKA ( Recenzja )

Autor: Agnieszka Olejnik
data wydania: 11 października 2017
liczba stron: 360
wydawnictwo: Filia











Nie wiem jak to się stało, ale nie przeczytałam jeszcze żadnej książki świątecznej spod pióra Agnieszki Olejnik. Postanowiła szybko to zmienić biorąc do ręki "Cuda i cudeńka", pierwszy tom cyklu Mansarda pod Aniołami.

Helena, która woli żeby zwracać się do niej Lena jest młodą dziewczyną, która wychowała się na wsi. Ukończyła studia pedagogiczne i przez pewien czas pracowała w pobliskiej szkole. Niestety pogłębiający się niż demograficzny zmusił władze do zamknięcia placówki, a ona z dnia na dzień stała się osobą bezrobotną. Zawsze chętna do pomocy chce swój wolny czas w jakiś dobry sposób spożytkować. Gdy dowiaduje się, że jej babcia miała udar i potrzebuje całodobowej pomocy nie zastanawia się, tylko od razu pakuje walizki. 
Stojąc przed drzwiami kamienicy w której mieszka starsza pani dziwnie się poczuła. Tak naprawdę nie wiedziała co ją czeka. Z czasem dochodzi do wniosku, że będzie musiała zmierzyć się z trudniejszym zadaniem niż wcześniej przypuszczała, ale nie ma zamiaru się poddać. 
Z każdym kolejnym dniem Lenie coraz bardziej zaczyna doskwierać samotność i panująca wokół cisza. Wie, że babcia ma ciężki charakter i z jakiegoś powodu nie kontaktuje się z rodziną. Nie utrzymuje też dobrych relacji z sąsiadami, za to ona ma zamiar lepiej ich poznać. Trzymając w dłoniach talerz z babeczkami puka do pierwszych drzwi...

"Cuda i cudeńka" to 360 stron dobrej literatury obyczajowej. Po książkę miałam sięgnąć już jakiś czas temu, ale pomyślałam sobie, że idealnym momentem na lekturę będzie grudzień. W końcu ostatni miesiąc jest najbardziej wyjątkowy z całej dwunastki. Dzieją się wtedy najprawdziwsza cuda, w które można  wierzyć lub nie, ale zawsze warto mieć nadzieję na lepsze jutro.
Agnieszka Olejnik posiada wyjątkową umiejętność przepisywania życia na papier. Robi to w sposób tak piękny, że trudno jest się potem oderwać od danej historii. Przeczytałam w swoim życiu kilka jej książek i wszystkie bardzo mi się podobały. Śmiało do tej listy mogę dopisać opowieść o dziewczynie, która kocha ludzi i czerpie radość z bezinteresownej pomocy. 
Taką osobą jest Helena vel Lena, której nie sposób nie lubić. Ma dopiero dwadzieścia sześć lat, a wie już bardzo dużo na temat życia. Została wychowana przez rodziców na dobrą, mądrą i inteligentną kobietę. Można by rzec, że jest taką bajkową wróżką, która dzięki swojej tajemniczej mocy sprawia, że wszystkie problemy stają się tak jakby mniejsze. Smutni ludzie nagle zaczynają się uśmiechać i wszystko wokół nabiera kolorowych barw. Sama straciła pracę, ale nie załamała się. We wszystkim widzi coś pozytywnego. Nawet w wyjeździe do chorej babci. W końcu na pewien czas przeprowadziła się do większego miasta więc może uda jej się coś znaleźć. Optymizm to jej główna cecha i chce dzielić się nią z innymi. 

Lena nie wiedziała jak długo będzie zajmować się babcią dlatego w takiej sytuacji warto zawrzeć nowe znajomości. Chciała też sprawdzić dlaczego staruszka toczy swoje małe wojenki z sąsiadami.
Francesca to pierwsza osoba, którą Lena miała przyjemność poznać. Z pochodzenia jest rodowitą Włoszką. Dziewczyna była w nie małym szoku gdy ją zobaczyła. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to dość oryginalny wygląd kobiety. Wchodząc do mieszkania też nie sposób nie zauważyć kolorowego wystroju, który idealnie współgra z jej osobowością. Na co dzień pracuje we własnym sklepiku z rękodziełem. 
Odwiedziny u Klary, właścicielki jamniczka i miłośniczki procentowych nalewek przebiegły w bardzo miłej atmosferze. To właśnie od niej nasza główna bohaterka dowiedziała się o tajemniczym Borysie, który wyjechał w poszukiwaniu weny. W opuszczonym mieszkaniu na poddaszu kamienicy zostało po nim mnóstwo kwiatów, którymi opiekowała się babcia Leny.  Dziewczyna postanawia czym prędzej sprawdzić czy coś z nich jeszcze zostało i informuje o wszystkim właściciela.
Z czasem internetowa znajomość Leny i Borysa przeradza się w coś naprawdę poważnego. Mężczyzna, którego nie zna i nigdy nie widziała zaczyna ją fascynować i z niecierpliwością oczekuje od niego kolejnych wiadomości. 
Lena idąc do pani Klary spotkała siedzącego na schodach Jędrka, syna państwa Markiewiczów. Chyba na kogoś czekał, tylko ten ktoś się spóźniał. Dziewczynę zaniepokoiło, że tak małe dziecko jest bez opieki. Chłopiec ma jeszcze starszą siostrę, która wpadła w nastoletni bunt. Ostry makijaż, czarne ubrania, alkohol i papierosy. Dorzucić trzeba do tego nieodpowiednie towarzystwo. Takie  zachowanie było czymś nowym bo do tej pory Marcelina nie sprawiała żadnych problem wychowawczych. Prawdopodobną przyczyną takie nagłej metamorfozy stały się liczne kłótnie rodziców. Małżeństwo Beaty i Marka przechodzi dość poważny kryzys i jak zwykle najbardziej cierpią na tym dzieci. Wszystko słyszą i widzą, a potem na swój sposób odreagowują. Niestety Marcelina wybrała najgorszy z możliwych. 
Przy bliższym poznaniu Beata okazała się miłą i sympatyczną osobą, która zmaga się z dość poważnymi problemami. Pogubiła się trochę dziewczyna w swoim życiu. Uważa się za winną tego, że nie układa jej się z mężem. W sumie akurat tutaj ma rację. Z własną córką też nie może się dogadać. Nic tylko usiąść i płakać. 
Zdaję sobie sprawę z tego, że co niektórym zachowanie Leny może się nie podobać. Wścibska panna ze wsi udaje psychologa. Wtrąca się w nie swoje sprawy i udziela rad. Są jednak takie sytuacje, że warto właśnie takim być, a nawet trzeba. W przypadku rodziny Markiewiczów uważam że Lena postąpiła jak najbardziej słusznie. 
Przecież Beata i Marek w dalszym ciągu bardzo się kochają tylko potrzebowali kogoś, żeby im to uświadomi. I nagle pojawia się ona. Dwudziestosześciolatka o gołębim sercu. 

Jak się okazuje zwykła upieczenie babeczek ( lub innych słodkości!) to świetny sposób który idealnie sprawdza się jeśli chodzi o zawieranie nowych znajomości. W końcu w książce od nich wszystko się zaczęło. Cztery kobiety, które wcześniej się nie znały stworzyły super zgraną paczkę. I wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia. Świetnie czują się w swoim towarzystwie i mogą na sobie polegać w każdej sytuacji. Mają też z kim poplotkować w wolnym czasie. 

Agnieszka Olejnik to mistrzyni kreowania literackich bohaterów. Ja nie wiem jak ona to robi, że są tak prawdziwi. Przecież te cztery kobiece bohaterki mogą gdzieś blisko nas mieszkać, a my o tym nie wiemy. Wszystkie obdarzyłem taką samą dawką sympatii. Lena podbiła moje serce już od pierwszej strony. Jest wyjątkową dziewczyną pod każdym względem. Jest taką moja bratnią duszą bo ja też lubię szydełkować. Sprawia mi to ogromną radość i cieszę się gdy ktoś doceni moją pracę. 
Trzymałam mocno kciuki za Beatę żeby w końcu dogadała się ze swoim mężem. Francescę też coś trapi, tylko jak na razie nie chce o tym rozmawiać.
Zakończenie tej jakże wciągającej, wzruszającej i wypełnionej po brzegi emocjami historii jeszcze bardziej zachęciło mnie do zapoznania się z dalszym ciągiem.

Ja po książki Agnieszki Olejnik mogę sięgać w ciemno. Jestem pewna, że nudy w nich nie ma. Autorka nie boi się trudnych tematów. Potrafi rozbawić i zmusić do refleksji. 

Poszukuję recenzję jednym zdaniem. "Cuda i cudeńka" to idealna książka na ten przedświąteczny czas.

POLECAM
MOJA OCENA 9/10





 

wtorek, 7 grudnia 2021

MAGIA GRUDNIOWEJ NOCY ( Recenzja )

Autor: Gabriela Gargaś
data wydania: 31 października 2018
liczba stron: 377
wydawnictwo: Czwarta Strona












Z początkiem grudnia wokół nas pojawiło się coraz więcej dekoracji bożonarodzeniowych, a stacje radiowe puszczają kultowe Last Christmas. 
Ta jakże wyjątkowa atmosfera jeszcze bardziej zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejną świąteczną książkę. Tym razem zdecydowałam się na historię spod pióra Gabrieli Gargaś o  pięknym tytule "Magia grudniowej nocy". Jest to trzeci tom cyklu Wieczór taki jak ten 

Michalina mieszka w Złotkowie, małym bieszczadzkim miasteczku gdzie prowadzi swój pensjonat. Po pracy zajmuje się młodszym braciszkiem. Za kilka miesięcy urodzi własne dziecko, które z jej winy będzie prawdopodobnie wychowywać bez ojca. Chyba, że stanie się cud i Przemek pozwoli jej wszystko wyjaśnić.
W tym trudnym dla niej momencie może liczyć na pomoc babci Zosi. Kobieta na co dzień szefuje we własnej cukierni, która słynie w całej okolicy i nie tylko z cudownych wypieków. 
Przed zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia praktycznie nie wychodzi z kuchni. Niestety pewne wydarzenie sprawiło, że musiała na pewien czas opuścić " Cynamonowe serce".
Amelia razem z córkami postanowiła wrócić z emigracji do Polski. Ma dość oryginalne marzenie, które pragnie zrealizować. Otóż chce kupić zabytkowy dworek. Jak się później okazało wiąże się z nim pewna miłosna historia sprzed laty. Jeśli chodzi o uczucia ona też ma na ten temat dużo do powiedzenia. Ona kocha jego, on kocha ją tylko na daną chwilę nie mogą być razem. W zdrowiu i w chorobie to nie są puste słowa i Amelia musi je w jakimś stopniu zaakceptować. Z drugiej strony ma zamiar walczyć o ukochanego.
Kamila spakowała w biegu kilka najpotrzebniejszych rzeczy i tak jak mówi powiedzenie: rzuciła wszystko i wyjechała w Bieszczady. Przeżyła w swoim życiu niewyobrażalny dramat. Co najgorsze odbicie w lustrze nie pozwala kobiecie o nim zapomnieć. Jest też po rozwodzie. Może spontaniczny wyjazd w ciche i nieznane miejsce pomoże jej odnaleźć psychiczną równowagę, której tak bardzo potrzebuje. 

Mieszkańcy Złotkowa powoli szykują się do kolejnych świąt Bożego Narodzenia. Są w radosnych nastrojach i chcą spędzić ten wyjątkowy czas jak najpiękniej. Jak się okazuje co niektórzy zanim usiądą do wigilijnego stołu muszą zmierzyć się z prozą życia. Każda z tych czterech kobiet zmaga się z innym problemem. 
Czy w ich przypadku zadziała tytułowa magia grudniowej nocy?   

Książki, które zaliczają się do danego cyklu lepiej czytać chronologicznie. W moim przypadku różnie to bywa. Oczywiście staram się później wszystkie te braki nadrabiać, ale nie zawsze się to udaje. Miałam małego "stracha" zanim zaczęłam czytać "Magię grudniowej nocy" bo wiedziałam, że jest to ostatnia część serii. Zastanawiałam się czy dam radę we wszystkim się połapać. W końcu troszkę mnie ominęło. Na szczęście moje wątpliwości zostały bardzo szybko przez pisarkę rozwiane. Książka została napisana w sposób, który ułatwia czytelnikowi zapoznanie się z wcześniejszymi wydarzeniami. Ja od razu złapałam odpowiedni rytm i lektura była dla mnie czystą przyjemnością. Mogę tylko żałować że dopiero teraz sięgnęłam po tą jakże interesującą historię opowiadającą losy kobiet, które pragną miłości i bliskości drugiego człowieka. 
Szybko można zauważyć, że ich problemy łączy ze sobą jeden mianownik. Otóż mowa tutaj o naszych kochanych mężczyznach. Potrafią nieźle skomplikować życie, ale za to bez nich byłoby ono strasznie nudne. 
Malwina popełniła jeden maleńki błąd, który niesie ze sobą poważne konsekwencje. Amelia musi walczyć o serce ukochanego z inną kobietą. Kamila jest sama, ale coś mi się wydaje, że zbyt pochopnie podjęła decyzję o rozwodzie. No i nasza kochana babcia Zosia, która boi się miłości. Jak widzicie dzieje się sporo i to kilka dni przed Bożym Narodzeniem.
Pensjonat Malwiny to idealne miejsce na rodzinne święta. Sama z chęcią spędziłabym kilka dni w tak wspaniałym miejscu. Piękne krajobrazy, śnieżne zaspy i ta cisza wokół. Gabriela Gargaś jest prawdziwą czarodziejką jeśli chodzi o tworzenie klimatu. Ja nie wiem jak ona to robi. Jak nic musi być w posiadaniu czarodziejskiej różdżki. W trakcie pisania wypowiada sobie tylko znane zaklęcie i myk. Wszyscy możemy się zachwycać. Ja od "Magii grudniowej nocy" nie mogłam się oderwać. W dużej mierze przyczyniły się do tego nasze kobiece bohaterki. Są to babki z krwi i kości. Polubiłam wszystkie bez wyjątku, ale na szczególną uwagę zasługuje postać babci Zosi. Cudowna, mądra kobieta o złotym sercu do której po prostu się lgnie i nie sposób jej nie kochać. 
Ogromną dawką sympatii obdarzyłam Kamilę. Trzymałam za nią kciuki i życzyłam jej jak najlepiej. Po tym co przeżyła zasługuje na szczęście i prawdziwą miłość. Bardzo dobrze, że autorka postanowiła poruszyć w książce taki temat. W dzisiejszych czasach ludzi ocenia się po wyglądzie. Im lepsze zdjęcie w mediach społecznościowych tym więcej polubień. Nie liczy się wnętrze, charakter i to co mamy do zaoferowania. 
Wspomniałam wam wcześniej, że jedna z bohaterek ma zamiar zainwestować pieniądze w kupno dworku. Gdy dowiaduje się, że nie jest to zwykła opuszczona nieruchomość ma zamiar dowiedzieć się czegoś więcej. Tym sposobem poznaje pewną seniorkę, która  przebywa w domu opieki. Aurelia, bo tak ma na imię starsza pani opowiada Amelii pewną historię z przeszłości. 
Ja byłam zachwycona tą opowieścią, która sprawiła, że książka stała się jeszcze bardziej interesująca. Byłam jej tak samo ciekawa jak Amelia i czekałam razem z nią na dalszy ciąg.

Całość oceniam jak najbardziej na plus. Spędziłam w Różanym Pensjonacie bardzo miło czas. Polubiłam to wyjątkowe miejsce i trudno mi było się rozstać z poznanymi bohaterami. "Magia grudniowej nocy" to z pewnością jedna z lepszych książek świątecznych z którymi do tej pory miałam do czynienia. Jest to historia wypełniona po brzegi ciepłem, miłością i rodzinną atmosferą. 
Serdecznie wam ją polecam na ten zimowy i przedświąteczny czas. A może nie macie jeszcze pomysłu na prezent to ta książka będzie z pewnością świetną propozycją. 

POLECAM
MOJA OCENA
9/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 





wtorek, 30 listopada 2021

BLASK CHOINKI ( Recenzja )

Autor: Agnieszka Lis
data wydania: 28 października 2020
liczba stron: 336
wydawnictwo: Czwarta Strona











Uwielbiam książki w klimacie bożonarodzeniowym i niecierpliwie czekam na moment, który pozwoli mi bez żadnych skrupułów rozkoszować się ich lekturą. Po dłuższym przeglądzie mojej domowej biblioteczki na początek wybrałam sobie "Blask choinki" autorstwa Agnieszki Lis. 

Przyjaźń między Arkadiuszem i Klemensem połączyła ze sobą także ich rodziny. Jak co roku Święta Bożego Narodzenia spędzali wspólnie w domowym zaciszu. Nikt wtedy nie myślał o żadnych wyjazdach, aż do czasu gdy na taki pomysł wpadła córka Arkadiusza. Oczywiście mężczyźnie nie spodobała się taka zmiana. Po pierwsze nie lubi podróżować, a po drugie będzie musiał na kilka dni rozstać się ze swoim ulubionym fotelem. Na szczęście po ciężkich negocjacjach wszyscy wyruszyli w drogę do zaśnieżonego Zakopanego. 

Święta Bożego Narodzenia to najpiękniejsze dni w roku. Jednak zanim zasiądziemy do wigilijnego stołu czeka na nas masa obowiązków. Zakupy, gotowanie, sprzątanie. Wpadamy w cały ten przedświąteczny szał, a stres i nerwy potęgują nasze obawy czy zdążymy ze wszystkim na czas. W międzyczasie tracimy całą radość i energię. Z pewnością nie jedna pani domu miałaby dużo do powiedzenia na ten temat. Dlatego córka Arkadiusza tym razem lepić uszek nie będzie. Chce w końcu odpocząć i porządnie się zrelaksować. Luksusowy hotel w Zakopanem wydał jej się idealnym miejscem na rodzinne spędzenie świąt. 

Wszyscy spakowani i uśmiechnięci wyruszyli w drogę wybierając różne środki lokomocji. Oczywiście nie obyło się bez problemów i kryzysowych sytuacji. Tak to jest gdy z dorosłymi podróżują także dzieci. Najmłodsi to chyba jedyny pozytywny aspekt w tej książce. Uśmiałam się nie raz z tych rezolutnych i mądrych urwisów. 
Jeśli chodzi o bohaterów to jest ich tutaj dość sporo. Nie wiem czy Agnieszka to przeczuwała, że czytelnik może się pogubić bo umieściła w książce małą ściągę z której niestety kilka razy musiałam skorzystać. 
Nie można powiedzieć, że w książce klimatu świąt nie ma. Jest, ale wydał mi się jakiś taki dziwny. Jestem tradycjonalistką więc może stąd takie odczucia. Wigilia poza domem to jednak opcja nie dla mnie. Hotel został pięknie udekorowany, ale to nie to samo jak wspólne ubieranie choinki. 
Początek książki wydał mi się naprawdę obiecujący. Z zainteresowaniem czytałam relacje z trasy, ale im dalej zaczęło wiać nudą. Gdy wszyscy dotarli do hotelu ja straciłam chęci do czytania. Spodziewałam się naprawdę fajnej i wciągającej historii, która wprawi mnie w przedświąteczny nastrój. Może jakbym wypiła szklaneczkę calvadosu humor by mi się szybko poprawił. Nie wiem jak ten procentowy napój smakuje, ale chyba musi być dobry bo cieszył się wśród naszych wczasowiczów olbrzymią popularnością.  

Między jednym kieliszkiem a drugim coś tam się jednak działo. Przez moment zrobiło się nawet ciekawie za sprawą zaginięcia jednego z bohaterów. Ktoś inny wyjawił skrywaną przez siebie tajemnicę. Doszło także do tragicznego w skutkach zdarzenia. Niestety to by było na tyle. Jak to się mówi święta, święta i po świętach. Blask choinki zgasł.

Nie często zdarza mi się żeby moja recenzja na temat danej książki była negatywna. Jednak w przypadku "Blasku choinki" tak niestety jest i bardzo nad tym ubolewam. Może za mocno liczyłam, że będę miała do czynienia z dobrze napisaną historią. Krótki opis wydał mi się naprawdę intrygujący. Okładka też zachęciła mnie do lektury, a tu taki zawód. Niech za ciekawostkę posłuży fakt, że jest to dalszy ciąg książki "Zapach goździków". Jak dobrze pamiętam też nie podbiła mojego czytelniczego serca. Miałam nadzieję, że tym razem będzie lepiej, ale widocznie mam pecha do świątecznych opowieści spod pióra Agnieszki Lis. 

Czy wam polecam tę książkę? Każdy z nas ma inny gust i może mieć swoje zdanie. Mnie nie urzekła. 

MOJA OCENA
5/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:










piątek, 26 listopada 2021

TAJEMNICA Z PRZESZŁOŚCI ( Recenzja )

Autor: Sylwia Kubik
data wydania: 1 września 2021
liczba stron: 368
wydawnictwo: Otwarte











"Tajemnica z przeszłości" to drugi tom cyklu Żuławskiego autorstwa Sylwii Kubik. Pierwszy szalenie przypadł mi do gustu, więc z ogromną dozą zainteresowania sięgnęłam po kontynuację historii opisującej losy Ewy i Kamila.

Ewa po tym co przeszła w końcu zaczyna patrzeć w przyszłość z optymizmem. Mieszka w domu po babci, ma pracę i ukochanego mężczyznę u boku. Zakochała się w Kamilu, który jest jej szefem. Dla niego Ewa też stała się kimś znacznie ważniejszym niż tylko pracownicą. Wspólne spacery i rozmowy coraz bardziej zbliżają ich do siebie. 
Kamil pragnie stworzyć z Ewą poważny związek, ale jest coś, co od kilku dni nie daje mu spokoju. Na każde zadane przez niego pytanie dotyczące rodziny lub przeszłości dziewczyna reaguje nerwowo. Odpowiada wymijająco albo wcale.
Ewa zwyczajnie nie chce wracać do chwil, gdy była w związku z Michałem, a tym bardziej opowiadać o swoim domu rodzinnym. Nie ma się czym chwalić i najchętniej chciałaby raz na zawsze wymazać wszystko ze swojej pamięci. Niestety nie jest to takie proste, gdy przeszłość nieoczekiwanie postanawia o sobie przypomnieć.
Przyjazd do gospody dawnej znajomej Ewy raczej nie wróży nic dobrego.

Cieszę się ogromnie, że mogłam po raz drugi odwiedzić Krasnystaw. Urzekła mnie ta mała miejscowość tak samo jak Ewę i Kamila. Kończąc lekturę pierwszej części czułam, że tych dwoje ma ku sobie. Te ukradkowe spojrzenia i gesty. Ewa w końcu mogła powiedzieć, że jest szczęśliwa. Czuła się przy Kamilu bezpiecznie i była pewna, że kocha ją tak samo mocno jak ona jego. Niestety co niektórzy patrzyli na ich związek niezbyt przychylnym okiem.
Bardzo rozczarował mnie Antek. Nawet przez moment nie przypuszczałam, że w taki sposób zachowa się w stosunku do Ewy. Był zazdrosny i poczuł się odtrącony, ale nie jest to żadne usprawiedliwienie. Z drugiej strony było mi go trochę żal. Jest miłym, sympatycznym, przystojnym facetem, który po prostu nie ma szczęścia w miłości. Mieszka na prowincji i pracuje w rodzinnym gospodarstwie rolnym. Uważa to za główny powód braku zainteresowania u płci przeciwnej. Jego zdaniem kobiety wolą bogatych i wymuskanych mężczyzn z miasta. Im grubszy portfel oraz więcej zer na koncie tym lepiej. Takie zdanie wyrobił sobie na temat Ewy, chociaż wcale jej nie zna. 
Podobnie o tej biednej dziewczynie myśli Małgorzata, matka Kamila. Ile ja nerwów straciłam przez tą kobietę. W jednej sekundzie zniszczyła życie własnemu dziecku. Ma się za damę, a tak naprawdę jest wyrachowaną intrygantką, która nie cofnie się przed niczym. Nie obchodzi ją, że Kamil jest już dorosły i ma prawo do podejmowania własnych decyzji. 
Poddałam krótkiej analizie sposób w jaki Kamil zareagował na to wszystko i powiem wam, że mocno się na nim zawiodłam. Nie tego Ewa spodziewała się po mężczyźnie, którego kocha.
Za to bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Anastazja, jego siostra. Nieoczekiwanie zdecydowała się na przyjazd do gospody. Wszyscy byli w szoku bo przecież wieś to nie jej klimaty. Jak się później okazało miała ku temu swoje powodu, o których nie chce nikomu mówić. Zaimponowała mi ta dziewczyna. Zgrywała wielką panią z miasta robiącą setki zdjęć na swoje media społecznościowe, ale po bliższym poznaniu okazała się sympatyczną i inteligentną osobą. Znalazła sobie nawet nową pasję. 

Wróćmy jeszcze na moment do Ewy. Jak wiemy mieszka w domu po babci, której nie było jej dane poznać. Teraz ma zamiar to zmienić i chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Zdziwiło ją, że w trakcie sprzątania nie znalazła żadnych pamiątek i zdjęć. Sylwia Kubik w drugim tomie cyklu przedstawiła szerzej historię Wandy. Najwięcej do powiedzenia na jej temat miał pan Bronek, którego Ewa poznała w dniu przyjazdu do Krasnegostawu.  

Całość czytało mi się przyjemnie, chociaż pierwszy tom był jak dla mnie odrobinkę ciekawszy. Tym razem w trakcie lektury poczułam się lekko znudzona. W dużej mierze przyczyniła się do tego główna bohaterka i jej ciągłe wątpliwości czy powiedzieć o wszystkim Kamilowi. Ja wiem, że Ewa czuła strach, ale w pewnych sytuacjach najgorsza prawda jest lepsza od milczenia. Niestety wyszło jak wyszło i nie da się już cofnąć czasu. 
Kilka ostatnich stron czytałam z zapartym tchem. Takiego zakończenia to ja się nie spodziewałam. Jak tylko pojawi się na księgarnianych półkach trzecia część musi od razu trafić w moje ręce. 

Oj nie ładnie droga Sylwio Kubik, żeby tak znęcać się nad swoim czytelnikami i kończyć książkę w taki sposób. Przecież człowiek oszaleje z tego czekania!! 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 
























 

niedziela, 17 października 2021

KROK DO MIŁOŚCI ( Recenzja )

Autor: Sylwia Kubik
data wydania: 5 lipca 2021
liczba stron: 416
wydawnictwo: Otwarte











Twórczość Sylwii Kubik nie była mi do tej pory znana. Zmieniło się to dzięki książce "Krok do miłości", która stanowi początek nowego cyklu. Pisarka tym razem zaprasza swoich czytelników na Żuławy. 

Ewa nie miała w życiu lekko. Dobrych wspomnień z dzieciństwa nie ma, a o studiach mogła tylko pomarzyć. 
W trakcie pracy w jednym z salonów fryzjerskich poznaje Michała. Jest w niemałym szoku, że taki mężczyzna zwrócił uwagę właśnie na nią. Zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Przeprowadzka do jego mieszkania sprawiła, że stała się najszczęśliwszą kobietą na świecie. W końcu po tylu latach i do niej uśmiechnął się los. Jak w dużym była błędzie przekonała się w dniu, w którym poraz pierwszy podniósł na nią rękę. Był to dla Ewy początek niewyobrażalnego dramatu, który mógł zakończyć się dla niej tragicznie.
Po ciężkim pobiciu obolała i posiniaczona trafia do szpitala. Leżąc na łóżku uświadamia sobie, że jest osobą bezdomną. Kilka złotych, plecak i reklamówka z ubraniami to jej cały dobytek. Rachunek za leczenie całkowicie Ewę załamuje. Gdy tak rozmyśla i szuka jakiegoś sensownego wyjścia z sytuacji w jakiej obecnie się znalazła przypomina sobie o Żuławach i domu, który odziedziczyła po zmarłej babci. Nie wie w jakim teraz może być stanie, i czy w ogóle stoi, ale nic innego nie wymyśli. Za ostatni grosz kupuje bilet i wyrusza w podróż po nowe jutro...
Kamil w przeciwieństwie do Ewy ma wszystko, co pozwala mu żyć z dala od problemów. Mieszka razem z rodzicami w ekskluzywnej willi, pracuje w firmie ojca, nosi markowe ubrania. Powinien być szczęśliwy, a jest zupełnie inaczej. Dom stał się dla niego złotą klatką, z której pragnie się uwolnić. Ciągłe kłótnie z matką też są tutaj nie bez znaczenia. Kupno działki na Żuławach ma mu pomóc w odnalezieniu prawdziwego szczęścia. Nie interesuje go co na ten temat myślą jego najbliżsi. Najważniejsze jest to, że w końcu coś będzie mógł zrobić sam. 

Nieoczekiwanie drogi Ewy i Kamila łączą się ze sobą...

Takie książki to ja mogę czytać na okrągło. Sylwia Kubik napisała świetną obyczajówkę o której nie sposób szybko zapomnieć. Jednym z powodów jest sam jej początek. Normalnie włos się jeży gdy czyta się coś takiego. Ja nie wiem jakim trzeba być człowiekiem żeby w tak okrutny sposób traktować kobietę, którą niby się kocha. Szanuję bardzo autorkę za to, że poruszyła w książce temat dotyczący przemocy domowej. Jak wiemy takich kobiet jak Ewa jest niestety tysiące. Siedzą cicho i ukrywają pod grubą warstwą makijażu kolejne siniaki. Sama byłam jej naocznym świadkiem więc wiem jak trudno prosić o jakąkolwiek pomoc. Strach to główny powód. Wstyd również. Zresztą oprawca potrafi się świetnie kamuflować, więc co niektórzy mogą nam zwyczajnie nie uwierzyć. Standardem jest pytanie: Co ty chcesz od swojego męża? Przecież jest taki miły i sympatyczny. A może czymś go zdenerwowałaś? No tak, pewnie znowu zupa była za słona. 
Ewa pragnęła tylko jednego, miłości. Przecież to nic nadzwyczajnego. Zakochała się i miała pewność, że jest to uczucie odwzajemnione. Nic nie wskazywało na to, że jej ukochany jest  potworem w ludzkiej skórze. Mimo krzywd, które jej wyrządzał w dalszym ciągu spełniała wszystkie zachcianki Michała. Z czasem trochę zaczynało mnie to irytować, bo w końcu ile można znosić  obelgi, poniżanie przed innymi. Wykorzystywał ją również seksualnie. Czekałam w napięciu na to, czy Ewa w końcu podejmie tą jakże ważna decyzję, która może uratować jej życie. 
Po tym co przeszła, cudem można nazwać to, że udało jej się w miarę szybko pozbierać. Znalazła też w sobie siłę żeby odbić się od dna i zacząć wszystko od nowa. Byłam z niej szalenie dumna. 
Wyjazd na Żuławy był ryzykowny, ale z czasem doszła do wniosku, że postąpiła słusznie. Na jej drodze stanął przemiły pan Bronek, który z ogromną troską zaopiekował się nową mieszkanką. Zrobił dla nie co mógł, chociaż sam nie jest już pierwszej młodości. 
Dom po babci nie przypominał swoim wyglądem willi, ale Ewa nie miała zamiaru się poddać. Nawet strach przed myszami też nagle gdzieś się ulotnił. Dach nad głową jako taki już ma, więc teraz jedynym problemem było znalezienie pracy. Przecież szpitalny rachunek sam się nie zapłaci. 
Tutaj z pomocą przychodzi nikt inny jak Kamil, właściciel restauracji z regionalnymi przysmakami. Już teraz ostrzegam wszystkich czytających, że ślinotok jest gwarantowany na samą myśl o tych wszystkich przysmakach. Radzę nie czytać książki na głodnego. 
Tak jak wspomniałam już wcześniej Kamil miał wszystko, ale i tak zapragnął zmienić coś w swoim życiu. Nigdy nie czuł się dobrze w mieście, ale za to wieś była dla niego rajem na ziemi. Dlatego gdy zobaczył działkę położoną w tak pięknym miejscu nie mógł przejść obok niej obojętnie. To nic, że jego najbliżsi nie zaakceptowali jego decyzji. Za to może liczyć na wsparcie ze strony swojej najukochańszej babci. 
Sylwia Kubik ma olbrzymi talent do tworzenia postaci, które mają w sobie młodzieńczą energię, ale metryka pokazuje coś zupełnie innego. Uśmiałam się nie raz w trakcie czytania fragmentów dotyczących babci Kamila. Ma kobitka charakterek i zasługuje bezapelacyjnie na tytuł super babci. Cudowna, mądra kobieta, której życie też nie było usłane różami. Jest jeszcze pani Rozalia, restauracyjna kucharka, która początkowo nie ukrywała niechęci do nowej pracownicy. Jednak i ona ma dobre serce tylko okazuje to na swój sposób. 

Ewa jest piękną i atrakcyjną kobietą, która została skrzywdzona przez ukochanego mężczyznę. Rany na ciele szybko się zagoją, ale  z tymi na duszy będzie gorzej. Czas oraz nowo poznane przez nią osoby może pomogą jej o tym wszystkim szybciej zapomnieć. Zresztą coś mi się wydaje, że znajomość z właścicielem restauracji już przemienia się w coś bardziej poważnego. A może pojawi się ktoś jeszcze...Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się ten watek.

"Krok do miłości" to jedna z lepszych książek z jakimi było mi dane w tym roku się zapoznać. Emocji z pewnością w niej nie brakowało. Ból i rozpacz przeplata się z radością i nadzieją. Jest ciepło, rodzinnie oraz nostalgicznie. Sylwia Kubik napisała powieść, która zasługuje na ogromne słowa uznania. Dramat Ewy opisała w sposób wyważony z ogromną dawką empatii. Mogę tylko sobie wyobrazić, że nie było to dla niej łatwe pisać o tak strasznych rzeczach. Nie użyła drastycznego słownictwa, a osoba czytająca i tak była wstrząśnięta tym przez co przeszła główna bohaterka. 
Książka podzielona jest na rozdziały, ale ja podzieliła bym ją na dwie części. Druga jest znacznie przyjemniejsza.
Akcja toczy się na Żuławskiej prowincji. Cisza, spokój, piękne krajobrazy. Pisarce udało się świetnie oddać klimat tego jakże wyjątkowego miejsca. 
Całość oceniam jak najbardziej na plus. Wszystkie elementy z których powinna składać się dobrze napisana książka są w niej zawarte. Mimo trudnej tematyki czyta się ją lekko i przyjemnie. Ja nie mogła się od niej oderwać. Kartki przelatują przez palce błyskawicznie. Książka ma coś w sobie magnetycznego bo ciężko ją odłożyć choćby na chwilę. 
Cieszę się bardzo, że mam w swoich domowych zbiorach drugą część, której jestem szalenie ciekawa. 

Polecam wam serdecznie książkę "Krok do miłości" autorstwa Sylwii Kubik. Jestem pewna, że was również zachwyci tak jak mnie.

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:
















 

wtorek, 28 września 2021

STO LAT LENNI I MARGOT (Recenzja)


Autor: Marianne Cronin
data wydania: 7 lipca 2021
liczba stron: 400
wydawnictwo: HarperCollins Polska










"Sto lat Lenni i Margot" to debiut literacki Marianne Cronin. Napisanie tej jakże fascynującej książki zajęło pisarce ponad sześć lat.

Siedemnastoletnia Lenni zmaga się z chorobą, która w każdej chwili może zakończyć jej ziemską podróż. Szpital i tzw. oddział May stał się dla dziewczyny domem.
Któregoś dnia w trakcie warsztatów plastycznych zorganizowanych dla chorych poznaje Margot, osiemdziesięciotrzyletnią kobietę. Tak naprawdę widziała ją już wcześniej na jednym ze szpitalnych korytarzy w dość krępującej sytuacji. Mimo sporej różnicy wieku czują się bardzo dobrze w swoim towarzystwie i mają ze sobą świetny kontakt. Podczas jednej z rozmów nastolatka dochodzi do pewnego wniosku. Otóż razem mają sto lat. Ten fakt ma zamiar wykorzystać. Wpada na pomysł żeby wspólnie namalować taką samą liczbę obrazów, ale nie takich zwyczajnych. Dzieła mają przedstawiać historie z ich dotychczasowego życia. Jedną na dany rok. 

Po przeczytaniu krótkiego opisu książki wiedziałam, że będę miała do czynienia ze wzruszającą historią, ale nie sądziłam, że aż tak. Przy lekturze "Sto lat Lenni i Margot" po prostu nie da się nie płakać. Umieranie i śmierć to tematy przewodnie, ale na szczęście całość okraszona została także sporą dawką humoru. I to jest w niej najpiękniejsze. Przecież śmierć raczej do zabawnych tematów nie należy. Tutaj została przedstawiona z zupełnie innej perspektywy. Totalnie rozbroiły mnie dialogi Lenni z księdzem Arturem pracującym w szpitalnej kaplicy. Osoba, która może lada dzień umrzeć potrafi jeszcze w tak cudowny sposób żartować. Czytelnik poznaje Lenni gdy jest już w szpitalu. Nie trudno nie zauważyć, że nikt z najbliższych jej nie odwiedza. Nie mówiąc już o rówieśnikach. Została ze swoją chorobą sama. Oczywiście może liczyć na wsparcie i dobre słowo ze strony wspomnianego księdza oraz personelu medycznego. Jednak rodziny nikt nie jest wstanie zastąpić. Zrobiło mi się żal tej mądrej, wrażliwej, inteligentnej dziewczyny. Powinna snuć plany na przyszłość i cieszyć się życiem, a nie leżeć na szpitalnym łóżku. Niestety los zdecydował inaczej. 
Jak dobrze, że na jej drodze pojawiła się Margot, fanka wszystkiego co ma fioletowy kolor. Osiemdziesięciotrzyletnia kobieta była wstanie odmienić siedemnastoletnią dziewczynę. W osobie rezolutnej i trochę buntowniczej Margot Lenni odnalazła swoją bratnią duszę. Widać jak bardzo pragnie bliskości drugiego człowieka. Spędzają ze sobą wiele godzin tworząc coraz to piękniejsze i ciekawsze obrazy na których dostrzec można paletę różnorakich emocji. Przy okazji poznają siebie nawzajem. Obie kobiety odbywają podróż w czasie. Wracają do bolesnych wspomnień, jak i do momentów gdy były szczęśliwe. Pisarka genialnie wykreowała postać Margot. Jest to starsza osoba, też schorowana, ale z drugiej strony pełna życia. Jest taką babcią z marzeń. Przytuli, pocieszy ale również postawi do pionu. 

"Sto lat Lenni i Margot" to wyjątkowa książka pod każdym względem. Nawet sam tytuł jest już na swój sposób intrygujący. Zostały w niej poruszone trudne, a zarazem ważne tematy. Takie jak ból, strach przed śmiercią, tęsknota za rodziną. Znaleźń w niej można także radość, miłość, a przede wszystkim przyjaźń, która gra tu pierwsze skrzypce. Ta  prawdziwa nie patrzy na wiek. Jest to na pewno jedna z lepszych książek, z jakimi mi było dane w tym roku się zapoznać. Nawet bym powiedziała, że najlepsza. Cudownie opisane losy dwóch kobiet, które spotykają się w szpitalu. Niewiadomo jakby ta znajomość się potoczyła gdyby trafiły na siebie w innych okolicznościach. 
Marianne Cronin może być dumna ze swojego debiutu. "Sto lat Lenni i Margot" to historia, którą mogę polecić każdemu, a szczególnie osobom młodym. Przy okazji proszę was o coś. Ukochajcie swoich dziadków i babcie. Są to osoby, które potrzebują waszego zainteresowania i troski. 

Na samym końcu książki znajdziecie wywiad z pisarką. Można się dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy z życia zawodowego jak i prywatnego Marianne Cronin. Jest też informacja na temat ekranizacji. Ja już niecierpliwie przeplatam nogami, ale zanim się pojawi przeczytajcie książkę bo naprawdę warto. 

POLECAM
MOJA OCENA 10/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 

















środa, 1 września 2021

WŁOSKIE LOVE STORY (Recenzja)

Autor: Natalia Sońska
data wydania: 16 czerwca 2021
liczba stron: 384
wydawnictwo: Czwarta Strona











Wakacje 2021 dobiegły końca. Te jakże długo wyczekiwane dwa miesiące minęły zdecydowanie za szybko. Na szczęście jest coś, co pozwoli nam ten letni czas przedłużyć. Książka autorstwa Natalii Sońskiej "Włoskie LOVE story" będzie strzałem w dziesiątkę.

Ola jest rezydentką w biurze podróży i lada chwila wylatuje do Rimini. Dziewczyna kocha Włochy do tego stopnia, że chętnie przeprowadziłaby się tam na stałe. Jak na razie jest to marzenie. W Polsce czeka na nią chłopak. Kocha Krzyśka i chciałaby w końcu ustabilizować swoje życie. Na początek ma zamiar skończyć z ciągłymi wyjazdami. Liczy także na ruch ze strony mężczyzny. Może w końcu zdobędzie się na odwagę i poprosi ją o rękę.

Niespodziewanie wszystko zaczyna się komplikować. Po pierwsze przyczynił się do tego tajemniczy pasażer z samolotu, którym leciała Ola. Po drugie dziewczyna ma jakieś dziwne przeczucia odnośnie Krzyśka.

Natalia Sońska posiada ogromny talent do tworzenia historii od których nie sposób się oderwać. Obojętnie w jakim klimacie została napisana.
Biorąc do ręki "Włoskie love story" wiedziałam, że czas poświęcony na lekturę nie będzie czasem straconym. 
Główna bohaterka to bardzo ambitna dziewczyna. Studiuje dwa kierunki jednocześnie i biegle mówi w kilku językach. Do tego trzeba dorzucić pracę, która wymaga dużo poświęceń. Od trzech lat jest w związku. Ola zdaje sobie sprawę z tego, że zaniedbuje swojego chłopaka. Związki na odległość bywają trudne, ale jak ktoś naprawdę kocha jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody. Potrzebne jest też zaufanie do drugiej osoby. 
Krzysiek coraz mniej dzwoni i stosuje jakieś dziwne wymówki. Ola nie sądziła, że kiedykolwiek będzie się zastanawiać czy jej chłopak jest wobec niej szczery. W końcu planowała spędzić z nim resztę swojego życia. 
Jak się okazuje z tymi naszymi planami na przyszłość bywa różnie. Czasami lepiej ich nie mieć bo potem mniej boli jak coś z nich nie wyjdzie. 

Zupełnie inne podejście do tzw. stabilizacji ma Marcin, wspomniany wcześniej tajemniczy pasażer z samolotu. Dla niego te wszystkie zamierzenia, cele, postanowienia nie mają sensu. Jak na razie nie myśli o założeniu rodziny. Po prostu żyje chwilą i nie chce się nikomu podporządkowywać. 
Ta jakże zaskakująca znajomość Oli z nieziemsko przystojnym mężczyzną o polsko-włoskich korzeniach została przedstawiona przez Natalię w bardzo ciekawy sposób. 
Na początku dziewczyna mocno się przed nią broniła. Chciała być w porządku wobec swojego chłopaka. W sumie nic w tym dziwnego. Tylko czy Krzysiek też był taki wobec niej? Z czasem Marcin zaczął Olę fascynować. Pod jego wpływem przechodziła wewnętrzną metamorfozę. Nawet Sara, jej szalona przyjaciółka przecierała oczy ze zdumienia. Taka nagła przemiana zwyczajnie do niej nie pasowała.
Nie chcę wam za dużo zdradzać i zabierać przyjemność z lektury. Mogę napisać jedno: nudy w tej książce nie ma. Jest za to radość, która przeplata się że smutkiem, rozpaczą i tęsknotą jednocześnie. No i te tytułowe Włochy. Natalia w cudowny sposób scharakteryzowała ten jakże fantastyczny europejski kraj. Gorącą Italię w ciągu roku odwiedza ogromna rzesza turystów z całego świata. Wyjątkowa architektura i zabytki zachwycają wszystkich. Można na nie patrzeć i podziwiać godzinami. Niesamowite krajobrazy, winnice też cieszą oczy. Nie można zapomnieć o włoskiej kuchni. Na samą myśl o gorącej pizzy ślinka cieknie. 
Czytając "Włoskie love story" aż chce się wyskoczyć z fotela i w jednej sekundzie spakować do walizki najpotrzebniejsze rzeczy.
Taka spontaniczna wyprawa może nagłe przeobrazić się w podróż życia. Wspomnienia z takiego wyjazdu będą cenniejsze niż złoto. 

Jeśli macie jakieś wątpliwości czy sięgnąć po książkę to mam nadzieję, że ta opinia je rozwiała :-)


POLECAM
MOJA OCENA 8/10


 

sobota, 28 sierpnia 2021

ZANIM WYZNASZ MI MIŁOŚĆ ( Recenzja )

 

Autor: Magdalena Kordel
data wydania: 28 czerwca 2021
liczba stron: 400
wydawnictwo: Znak










"Zanim wyznacz mi miłość" to najnowsza książka Magdaleny Kordel, a zarazem jubileuszowa bo już 20. Powieść jest także pierwszą częścią nowego cyklu.

Jak wiemy przed problemami trudno jest uciec. Dużo na ten temat z pewnością wie Ewelina. Widać, że coś ją gnębi i chce sobie wszystko w spokoju przemyśleć, a przy okazji ma nadzieję dojść do jakiegoś sensownego rozwiązania. W tym celu wybrała się na samotny spacer nad rzekę.
Będąc już na miejscu słyszy w zaroślach dziwny szelest. To co zobaczyła, a raczej kogo w takim miejscu, i w tak pochmurną pogodę jest dla niej ogromnym szokiem. Stała przed nią przemoknięta i zziębnięta dziewczynka. Chciała się od niej czegoś dowiedzieć, ale strach zrobił swoje i dziecko uciekło w nieznanym kierunku zostawiając tajemniczy pakunek. Ewelina w ciągu kilku minut stała się właścicielką szczeniaków.
Mało brakowało, a dostałaby zawału na widok mężczyzny, który tak jak ona przebywał nad rzeką. Była w błędzie sądząc, że jest sama. Okoliczności w jakich się znalazła raczej nie sprzyjały zawieraniu nowych znajomości. Jednak siła wyższa sprawiła, że musiała wsiąść do samochodu osoby, którą widzi pierwszy raz na oczy. Pomoc Jaśka, bo tak miał na imię nieznajomy okazała się bezcenna. Bez niego raczej nie dałaby rady uratować piszczących futerkowych kulek, które trzymała na swoich kolanach. 

Kim była ta mała dziewczynka i co takiego w tak paskudną pogodę nad rzeką robił Jasiek? Może ją jednak obserwował i śledził? 

Swoją przygodę z twórczością Magdaleny Kordel zapoczątkowałam czytając cykl Malownicze. Urzekł mnie wtedy lekki styl pisarki oraz klimat jaki potrafi stworzyć. Dlatego ucieszyła mnie bardzo wiadomość, że będę mogła zapoznać się z jej najnowszą opowieścią.
Tym razem pisarka zaprasza nas do malutkiego górskiego miasteczka gdzie plotka goni plotkę. Niezaprzeczalną mistrzynią w tym "fachu" jest pani Kaczkowska. Osoby przyjeżdżające z Wrocławia też powinny mieć się na baczności. Szczególnie płeć męska.
 
Co do wspomnianych plotek odczuje je na własnej skórze Ewelina. Dziewczyna nie miała w życiu lekko. Wychowana została przez swoją babcię i jej towarzyszkę. Adela i Muszka to wyjątkowy kobiecy duet pod każdym względem. Mimo swojego wieku obie panie tryskają energią i nigdy nikomu nie odmówią pomocy. Począwszy od porzuconego kota i szczeniaków, kończąc na dwójce nastolatków. Co niektórzy mogą mieć pretensje do Eweliny za to, że obarcza seniorki dodatkowymi problemami i nie pyta czy będą miały siłę i zdrowie. Powiem wam, że w pewnym momencie też zaczęłam się zastanawiać czy oby nie jest tego wszystkiego za dużo. 

Jestem może tym razem troszkę "czepialska", ale nie przypadło mi do gustu coś jeszcze. Mam tutaj na myśli nadmiar wydarzeń. Pojawiły się nowe postaci i wątki, a historia głównej bohaterki zeszła tak jakby na drugi plan. Początek książki był bardzo wciągający więc sądziłam, że im dalej będzie jeszcze lepiej, a tu nastąpiło nagłe wyhamowanie. Magdalena Kordel postanowiła wrócić na moment do czasów wojny, ale to akurat oceniam na plus. Z chęcią dowiedziałam się czegoś więcej na temat Adeli i Muszki. 
Na szczęście po przeczytaniu połowy książki akcja ponownie nabrała rozpędu. Z lekkiej historii zrobił się kryminał.
Pisarka nie ucieka w swoich książkach od ważnych i zarazem trudnych tematów. W "Zanim wyznasz mi miłość" też ich nie brakuje. 
Sama należę do tych osób, które nie przechodzą obojętnie obok zwierząt którym dzieje się krzywda. W mediach co chwilę można usłyszeć o kolejnym porzuconym psie lub co gorsza zakatowanym na śmierć. Kary za takie czyny są w dalszym ciągu skandaliczne i raczej szybko się to nie zmieni. Ja nie wiem jakim to trzeba być człowiekiem żeby w ogóle dopuścić się do tak karygodnych czynów. Ewelina została wychowana na wrażliwą i wspaniałą kobietę, więc nie mogła postąpić inaczej. Musiała uratować szczeniaki. Dokonała tego razem z Jaśkiem na temat którego nic nie wiedziała. Gdy go zobaczyła nad rzeką miała prawo czuć niepokój, ale potem okazał się całkiem sympatycznym rozmówcą. Mam nadzieję, że ta znajomość zostanie przez autorkę książki ciekawie rozwinięta.
Wspomniałam kilka zdań wcześniej o dwójce nastolatków. Mateusz jest synem Jagny, przyjaciółki Eweliny, natomiast Ruta zanim uzyskała pełnoletniość mieszkała w domu dziecka. Niestety dorosłość, o której marzy każdy nastolatek stała się dla niej dość poważnym problem. W jednej chwili straciła dach nad głową i teraz nie ma gdzie się podziać. Gmina dysponuje wolnym lokalem, ale jest tak w kiepskim stanie, że na daną chwilę nie nadaje się do zamieszkania. Mateusz chce pomóc swojej koleżance, ale sam nie wiele może zdziałać. Pomocną dłoń w stronę Ruty wyciągnęła Jagna, która widzi jak dziewczyna tęskni za rodzicami i prawdziwym domem wypełnionym miłością. Ten wątek wzrusza i chwyta mocno za serce. 

"Zanim wyznasz mi miłość" to kolejna pozycja z działu literatury obyczajowej na którą warto zwrócić uwagę. Ma parę niedociągnięć, ale Magdalenie Kordel można wszystko wybaczyć. Dla mnie taką wisienką na torcie w przypadku tej książki było zakończenie. W życiu bym się takiego nie spodziewała. Zostałam mocno zachęcona sięgnięciem po drugi tom. Mam w tej kwestii dla was bardzo dobrą wiadomość, otóż kolejna część będzie miała swoją oficjalną premierę już 15 września!!! 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 






wtorek, 13 kwietnia 2021

ZOSTAŃ MOIM ANIOŁEM ( Recenzja )

Autor: Gabriela Gargaś
data wydania: 28 października 2020
liczba stron: 352
wydawnictwo: Czwarta Strona     










Po dłuższej przerwie spowodowanej różnymi zawirowaniami przychodzę do was z recenzją książki "Zostań moim aniołem" autorstwa Gabrieli Gargaś.

Marietta niebawem wychodzi za mąż. Jednak im bliżej ślubu targają nią coraz to większe wątpliwości. Jak dobrze, że ma swoją pracownię, w której może chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. 
Berenika jest siostrą Marietty. Na co dzień pracuje w szpitalu na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej jako pielęgniarka. Obowiązki zawodowe zawsze stawia na pierwszym miejscu czego efektem jest brak wolnego czasu. W skrytości serca marzy o prawdziwej miłości i własnej rodzinie.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a jak wiemy w tym czasie może wydarzyć się wszystko. Niespodziewanie na drodze Marietty jak i Bereniki pojawiają się najprawdziwsi Aniołowie. 

Mój zachwyt nad twórczością Gabrieli Gargaś rośnie wraz z kolejną przeczytaną książką. Trudno jest się od nich oderwać i tracimy kontakt z rzeczywistością. "Zostań moim aniołem" to świetny przykład powieści obyczajowej, która wciąga i zachwyca już od pierwszych stron. Jesteś tylko ty i bohaterowie, których za chwilę będziesz mogła poznać. 
Marietta i Berenika świetnie się ze sobą dogadują i mogą na siebie liczyć o każdej porze dnia i nocy. Jedna drugą wysłucha, a jak będzie trzeba wyrazi również swoje zdanie. 
Tak jak wspomniałam we wstępie Marietta lada dzień ma stanąć na ślubnym kobiercu. Czekała na ten dzień przez całe swoje życie. Kocha i jest kochana. Tak do tej pory uważała. Nic nie wskazywało na to, że między nią a przyszłym mężem coś może się psuć. Tworzyli szczęśliwą parę zakochanych w sobie ludzi. Berenika zauważa coś niepokojącego w zachowaniu swojej siostry. Nagle straciła całą radość z przedślubnych przygotowań. Zastanawia się co takiego mogło się wydarzyć, a jednocześnie stara się jej w jakiś sposób pomóc, ale z drugiej strony wie, że nie jest zbyt dobrym doradcą jeśli chodzi o sprawy uczuciowe. Sama jakiś czas temu rozstała się z chłopakiem, a nowego na horyzoncie nie widać. 
Dla Bereniki praca w szpitalu jest czymś bardzo ważnym. Poświęciła całą siebie żeby móc pomagać innym. Nie pamięta już kiedy była w kinie albo spotkała się ze znajomymi. Nie mówiąc o wyjściu na randkę. Czekałam z niecierpliwością aż w końcu ktoś jej uświadomi, że przestała o sobie myśleć. 
Berenika jest bardzo dobrym człowiekiem. Sumienność, pracowitość, wrażliwość to tylko kilka jej zalet. Pacjenci zawsze mogą liczyć z jej strony na dobre słowo lub miły gest. Wielokrotnie była naocznym świadkiem ludzkich dramatów. Osoby pracujące w służbie zdrowia powinny być odporne psychicznie. Niestety bywają takie momenty, że po prostu się nie da. Łzy same napływają do oczu. 
Obie siostry obdarzyłam tą samą dawką sympatii. Marietta jest bardziej szalona jak na artystkę przystało. Berenika jest za to oazą spokoju. Wie czego chce i tego się trzyma. Chciałam bardzo żeby  w końcu zaznała szczęścia u boku ukochanego mężczyzny bo zwyczajnie zasłużyła na to. Troszkę w tej kwestii zaczęło się dziać za sprawą pewnego sąsiada o anielskim usposobieniu, który wpadł do dziewczyny z niezapowiedzianą wizytą. 
Gabriela Gargaś potrafi zaskakiwać. Otóż oprócz naszych siostrzanych bohaterek poznajemy również sporą grupę postaci drugoplanowych. Każda z nich jest inna i wnosi do całej tej anielskiej opowieści coś zupełnie innego. Książka dzięki temu stała się jeszcze bardziej interesująca. Prosto w moje serce trafił wątek w którym pojawia się Ludwika, starsza kobieta, którą Berenika poznała w szpitalu. Wzruszenie gwarantowane. 
Nie mnie ciekawie została opisana historia Krzysztofa, mężczyzny po przejściach, ale z perspektywami na lepsze jutro. 

"Zostań moim aniołem" to jedna z ciekawszych książek świątecznych z jakim do tej pory miałam okazję się zapoznać. Ma w sobie to coś, co wyróżnia ją od innych tego typu opowieści. Otóż zbliżające się Boże Narodzenie nie jest tutaj głównym tematem. Gabriela Gargaś postanowiła skupić swoją uwagę na zupełnie czymś innym. Cała ta przedświąteczna otoczka zeszła tutaj na drugi plan. Mamy za to obraz ludzi, którzy zmagają się z problemami i troskami różnego kalibru. Pisarka chce nam uświadomić co tak na prawdę powinno być dla nas ważne. Nie jakieś tam dekoracje rodem z Chin, nie drogie prezenty. 
Warto również pamiętać, że po każdej burzy pojawia się słońce. Załamywanie się nic nie da. Chociaż  pojedynek z samym z sobą może być dla nas emocjonalnie wyczerpujący nie składajmy broni. Walczmy do końca i ze wszystkich sił. Wtedy smak wygranej będzie z pewnością wyjątkowy. 

Podsumowując moją opinię "Zostań moim aniołem" to książka którą warto przeczytać i z pewnością przypadnie wam do gustu. 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: