Autor: Nora Roberts
data wydania: 19 czerwca 2013
liczba stron: 583
wydawnictwo: Słowne
Lubię od czasu do czasu wracać do autorek książek od których zaczęła się moja przygoda z literaturą obyczajową. Do tego jakże zacnego grona należy Nora Roberts. Ostatnio sięgnęłam po "Dom na skarpie" jej autorstwa. Miałam ochotę na jakiegoś fajnego i wciągającego grubaska, więc wybór tej książki wydał mi się idealny.
Eli London mimo braku obciążających dowodów zostaje oskarżony o zamordowanie własnej żony. Chociaż miał motyw żeby dokonać zbrodni, nie zrobił tego. Niestety co niektórzy w perfidny sposób mu to wmawiają. O pracy w zawodzie prawnika może już zapomnieć. W ciągu dwóch lat stał się wrakiem człowieka. Dlatego postanowił na jakiś czas zaszyć się w rodzinnej posiadłości żeby móc w spokoju skupić się na pisaniu książki. Przy okazji zaopiekuje się Domem na Skarpie pod nieobecność babci, która uległa dość poważnemu wypadkowi.
Pojawienie się nieznajomej dziewczyny trochę burzy jego plany. Ambra, bo tak ma na imię dziewczyna, sprząta w posiadłości na prośbę seniorki. Od razu dostrzegła zły stan Elego i stawia sobie za cel jak najszybsze wyciągnięcie mężczyzny z marazmu w jakim obecnie się znajduje. Swoje dobre imię odzyska tylko w jeden sposób. Musi ruszyć do walki z przeszłością, a ona uczyni wszystko żeby zdecydował się na taki krok.
Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone, ale będę to powtarzać przy każdej recenzji książki spod pióra Nory Roberts. Pisarka jest niekwestionowaną mistrzynią w łączeniu romansu z wątkiem kryminalnym. Ja nie wiem jak ona to robi, że za każdym razem zachwyt staje się jeszcze większy.
"Dom na skarpie" to jedna z tych książek, które trzymają w napięciu od początku aż do samego końca. Na ponad pięciuset stronach została przedstawiona teraźniejszość, w której nie zabrakło wzmianek dotyczących przeszłości. Te dwa okresy łączy ze sobą rodzinna posiadłość Londonów, na temat której krąży pewna legenda. Dokładnie chodzi o tajemniczy skarb, który ponoć został w jej wnętrzach bardzo dawno temu ukryty. Co niektórzy mają zamiar go odnaleźć, ale nagłe pojawienie się jednego z Londonów wszystko niweczy.
Ja od tej książki nie mogłam się oderwać. Dzieje się w niej tyle, że głowa mała. Eli przyjeżdżając do posiadłości liczył na to, że w końcu odpocznie. W ciszy i spokoju popracuje nad swoją książką. Poznaje Abre, do której początkowo odnosił się z niechęcią. Drażniło go jej zachowanie i nachalna troska. Jest dorosły, więc może sam o sobie zadbać. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego własna babcia może mieć coś z tym wspólnego. Z biegiem czasu zaczął się do niej przekonywać. Abra posiada wszystkie cechy silnej i samowystarczalnej kobiety. Zna swoją wartość i cieszy się, że nie musi być od nikogo zależna. Cytując, żadnej pracy się nie boi. Oprócz sprzątania w posiadłości, prowadzi zajęcia z jogi, pomaga potrzebującym, tworzy biżuterię. Jednak zanim stała się taką twardą osobą, przeżyła prawdziwe piekło.
Charakter i osobowość, te dwa czynniki musiały w jakimś stopniu wpłynąć na Elego. Nie mówiąc już o urodzie i atrakcyjności Abry. Ich dialogi były na prawdę urocze, a sarkazm w nich użyty kilkakrotnie poprawiał mi humor. Oboje stworzyli bardzo ciekawy i intrygujący duet. To, że między nimi zacznie iskrzyć było tylko kwestią czasu. Tym bardziej, że połączyły ich ze sobą problemy, których los im nie oszczędził.
Autorka poruszyła dość ważne temat. Otóż szybko potrafimy osądzić drugiego człowieka po pozorach, nie znając prawdy. Tak też czuł się Eli. Wszyscy widzieli w nim mordercę. Stracił pracę, przyjaciół. Został osaczony i skazany przez media, prasę i policjanta, który miał na jego punkcie obsesję.
Druga kwestia dotyczy Ambry. Dziewczynę osaczył mężczyzna, którego kochała. Śledził i dręczył psychicznie. Mało brakowało, a pozbawił by ją życia. Coś takiego nazywa się stalkingiem i grozi za to kara więzienia.
Jak już wcześniej wspomniałam dzieje się w tej książce bardzo dużo. Jedno wydarzenie goni kolejne. W pewnym momencie zrobiło się mrocznie i zaczęłam odczuwać jakiś taki dziwny niepokój gdy wgłębiałam się w dalszy ciąg tej historii. Odkryty wykop w podziemiach posiadłości, zwłoki jakiegoś mężczyzny, do tego zagadkowe przejścia, o których do tej pory nikt nie miał pojęcia. Gęsia skórka na ciele gwarantowana.
"Dom na skarpie" to jedna z lepszych książek Nory Roberts z jakimi do tej pory miałam styczność. Niech was broń Boże zniechęci te ponad pięćset stron. Grubość to jej najważniejsza zaleta. Dla mnie wszystko w tej historii jest idealne. Świetnie wykreowani bohaterowie, styl oraz język również zasługują na pozytywne oceny. Fantastycznie oddany klimat starej zabytkowej posiadłości sprawia, że ta powieść staje się jeszcze bardziej wciągająca. Jeśli jesteście ciekawi, czy Eli w końcu został oczyszczony z zarzutów i kto tak naprawdę zabił jego żonę zachęcam was do lektury. Jestem pewna, że będziecie nią zafascynowani tak jak ja.
POLECAM
MOJA OCENA 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz