poniedziałek, 7 grudnia 2020

GDYBYM CIĘ NIE SPOTKAŁA ( Recenzja )

Autor: Agata Przybyłek
data wydania: 28 października 2020
liczba stron: 392
wydawnictwo: Czwarta Strona










Mój maraton czytelniczy jeśli chodzi o książki w klimacie świąteczno-zimowym trwa w najlepsze.
"Gdybym cię nie spotkała" to kolejna opowieść autorstwa Agaty Przybyłek, która zalicza się do tzw. "domkowego cyklu". Niestety nie znam go zbyt dobrze i bardzo nad tym ubolewam.

Sara na co dzień prowadzi zajęcia teatralne w gminnym ośrodku kultury. Któregoś dnia po zakończeniu prób dowiaduje się, że jedna z jej podopiecznych ciężko zachorowała. Rodzice muszą zebrać pokaźną kwotę na leczenie dziecka. Nie tracąc zbędnego czasu wpada na pomysł zorganizowania zbiórki charytatywnej, którą połączy z premierą mikołajkowego przedstawienia. 
W trakcie przygotowań poznaje Daniela Zabłockiego, popularnego sportowca. Ku wielkiej radości organizatorki tak znana osoba też chce dorzucić swoją cegiełkę. 
Nowy znajomy wydał się Sarze bardzo sympatycznym mężczyzną. Zresztą ona również wywarła na Danielu bardzo miłe wrażenie. Oboje nie znali się wcześniej, a świetnie czują się w swoim towarzystwie. 

Budynek w którym obecnie znajduje się ośrodek kultury w czasie II wojny światowej był synagogą. Mieściła się w nim także ochronka dla dzieci. 

"Gdybym cię nie spotkała" to nic innego jak dwie pięknie napisane historie, które spaja ze sobą jeden element. Otóż, ich głównymi bohaterkami są kobiety. 
Życie Sary nie było usłane różami. Z czasem udało jej się wyjść na prostą chociaż nie było to dla niej łatwe. W powrocie do normalności pomogła jej praca. Dziewczyna ma bardzo dobry kontakt z dziećmi, więc nie dziwi fakt, że mali aktorzy uwielbiają przychodzić na jej zajęcia. Kocha to co robi i czerpie z tego ogromną radość. Informacja o chorobie jednej z dziewczynek bardzo nią wstrząsnęła. Na ruch Sary w tej sprawie nie trzeba było długo czekać. 
Pochłonięta przygotowaniami do zbiórki nie dostrzega, że jej dotychczasowe życie przechodzi wyraźną metamorfozę. W końcu czuje się szczęśliwa. Pomaga innym i niespodziewanie również sobie. 
Polubiłam Sarę i trzymałam za nią mocno kciuki. Jest cudowną, wrażliwą kobietą  i zwyczajnie zasługuje na wszystko co najlepsze. Szczególnie po tym co przeszła w tak młodym wieku. 
Nagle na jej drodze pojawia się pewien mężczyzna, który całkowicie ją odmienia. 
Daniel Zabłocki cieszy się dużym powodzeniem u płci przeciwnej. Jest przystojny, wysportowany no i sławny. Mówi się, że sport to zdrowie jednak czasami los bywa przewrotny. Można nabawić się kontuzji. Właśnie coś takiego przytrafiło się Danielowi. Nie jest już młody i każdy kolejny dzień bez treningu oznacza spadek formy. Przyjeżdża w rodzinne strony żeby odpocząć i przemyśleć kilka spraw. Uraz jest dość poważny, więc leczenie może trwać długo. Potrzebny jest czas, ale on już nie ma siły i ochoty walczyć. W jednej sekundzie wszystko straciło dla niego jakikolwiek sens. 
Jestem tego pewna, że nad Sarą i Danielem ktoś tam na górze czuwał. Pokierował ich drogami w taki sposób żeby mogli się ze sobą spotkać. Coś takiego nazwać można przeznaczeniem. Oni byli wręcz stworzeni dla siebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych może wydawać się to wszystko zbyt idealnie. Facet bez wad? Przecież to niemożliwe. Daniel właśnie taki jest. Czuły, kochający, a do tego romantyk. Mogłam tylko Sarze pozazdrościć takiego mężczyzny u boku. Tworzyli zgraną i udaną parę. Autorce należą się brawa, że w tak piękny sposób przedstawiła ich wątek. 

W książce teraźniejszość przeplata się z przeszłością. Dzieje się to za sprawą Chany, młodej kobiety, która w czasie trwania II wojny światowej pełniła z dumą funkcję dyrektorki w ochronce dla dzieci. Rozdziały opisujące losy tej bohaterki czytałam z zapartym tchem. To co działo się kilkanaście lat temu było czymś strasznym i niepojętym. Ginęli niewinni ludzie, dokonywano grabieży. Niejednokrotnie naocznymi świadkami tych dramatycznych wydarzeń były dzieci. Chana pragnie ze wszystkich sił im pomóc. Począwszy od schronienia, pożywienia i opieki lekarskiej. Kończąc na niezliczonej ilości zacerowanych skarpetek. Zdaje sobie też sprawę z tego, że w każdej chwili może spodziewać się wizyty Niemieckich żołnierzy. Kobieta miała okazję wyjechać z ukochanym i zacząć normalnie żyć, ale z niej nie skorzystała. Nie może zostawić swoich podopiecznych samych. Została inaczej wychowana przez swoich rodziców. Poświęciła całą siebie żeby móc pomagać innym i ma zamiar tego się trzymać. 
Chana to postać fikcyjna stworzona przez pisarkę, ale gdy zajrzymy do książek historycznych dowiemy się, że osoby pomagające dzieciom w czasie II wojny światowej istniały naprawdę. Płacili za to najwyższą cenę. Nikt nie patrzył wtedy na kolor skóry, ani na kraj z którego pochodziły. 

Mam na swoim koncie już kilkanaście przeczytanych książek  w klimacie świąteczno-zimowym. Kilka z nich mnie zachwyciło, inne podobały mi się troszkę mniej. "Gdybym cię nie spotkała" jest historią troszkę inną z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Z pewnością elementem wyróżniającym jest to, że autorka skupiła swoją uwagę nie tylko na samych świętach, a przede wszystkim na tym co się dzieje w tych dniach wokół nas. Wydaje mi się, że Boże Narodzenie nas odmienia. Stajemy się w tym czasie tak jakby lepsi. Zwracamy większą uwagę na osoby potrzebujące. Udzielanie pomocy innym jest w książce tematem dominującym. W trakcie lektury z pewnością pojawi się wzruszenie. 
Jest jeszcze jedna rzecz o której warto wspomnieć i za to należą się pisarce brawa. Cieszę się bardzo, że obchodzenie Bożego Narodzenia przedstawiła w sposób tradycyjny. Nie usłyszymy tym razem wielkiego hitu grupy Wham. Za to poczujemy prawdziwą rodzinną atmosferę. No i te zapachy wigilijnych potraw. Już na samą myśl zrobiłam się głodna i naszła mnie ochota na talerz aromatycznej zupy grzybowej. Nastroju nie popsuje nawet brak śniegu. 
Agata Przybyłek uświadamia nam wszystkim co tak naprawdę jest ważne. Bądźmy razem i otwórzmy oczy oraz swoje serca. Bezinteresowna pomoc nic nie kosztuje, a sprawimy komuś radość. Uśmiech drugiej osoby może okazać się najpiękniejszym prezentem. 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 





sobota, 5 grudnia 2020

PRZEKORNY RENIFER/NIESFORNY ELF ( Recenzja )

 Ja przed wejściem do księgarni lub sklepu w którym sprzedawane są książeczki dla dzieci powinnam zasłaniać sobie oczy. Mój portfel już i tak ledwo zipie, ale te dwie historyjki musiały wylądować w moim koszyku.





W wiosce Świętego Mikołaja mieszka renifer o i mieniu Rudolf. Jest bardzo szanowany przez innych ze względu na swój czerwony nos. Zyskał także ogromne uznanie u samego Mikołaja. To on zawsze stoi na czele zaprzęgu. 
Rudolf ma synka Rudolfika. Jest jeszcze mały, ale już wie, że w przyszłości będzie latał tak dobrze jak jego tata. Chce wszystkim pokazać, źe świetnie się do tego nadaje. 
Bez zgody Mikołaja zabiera jego sanie chociaż nie umie jeszcze latać. W trakcie podróży dochodzi do nieszczęśliwego wypadku. 






Jak się okazuje oprócz reniferów w Laponii mieszkają także elfy. Pomagają Mikołajowi w pakowaniu prezentów. Ze wszystkim trzeba zdążyć na czas. Elfy wykonują swoje obowiązki bardzo starannie. Tylko jednemu jakoś się nie chce. Kajtek to mały leniuszek. Zamiast nakarmić renifery wolał się zdrzemnąć na sianie. Głodne zwierzęta nie mogły wyruszyć w podróż, więc elfik wpadła na pewien pomysł. Niestety nie spodobało się to Świętemu Mikołajowi.
Czy w takiej sytuacji dotrze do wszystkich dzieci z podarunkami pod choinkę?




"Przekorny renifer" oraz "Niesforny Elf" to kolejne ciekawe propozycje dla małych czytelników od wydawnictwa Pryzmat. Są to bardzo fajne historyjki napisane w formie rymowanek przez Annę Prudel. Urzekły mnie również ilustracje autorstwa Marcina Południaka. Ostatnio mam szczęście do pięknie wydanych książeczek. 
Okładka jak i strony są twarde, a rogi zaokrąglone. Jest to bardzo ważny szczegół. Rodzice mogą być pewni, że dziecko w trakcie czytania lub oglądania nie zrobi sobie krzywdy. Na szczególną uwagę zasługuje także zakończenie w obu bajeczkach. Zawiera w sobie piękne przesłanie. 
Całość oceniam jak najbardziej pozytywnie. 








środa, 2 grudnia 2020

JADZIA PĘTELKA PIECZE PIERNIKI ( Recenzja )


Autor: Barbara Supeł
data wydania: 28 października 2020
liczba stron: 24
wydawnictwo: Zielona Sowa









Mikołajki i Gwiazdka już za kilka dni, więc nadszedł odpowiedni moment żeby pomyśleć o prezentach. Jak wiemy najbardziej czekają na nie dzieci. Książka "Jadzia Pętelka piecze pierniki" może być świetną propozycją świątecznego upominku. 

Tytułowa Jadzia Pętelka chce dołączyć do mamy i brata przygotowujących ozdoby na choinkę. Jednak ze względu na swój wiek nie może dotykać pewnych przedmiotów. Sytuację ratuje tata, który wpadł na pomysł wspólnego pieczenia pierników, a ukochana córeczka ma mu w tym pomóc.
W kuchni praca wre, a w całym domu unosi się aromat korzennych przypraw. Oczywiście nie obyło się bez bałaganu i kilku mniej urokliwych ciasteczek, ale za to zabawa była przednia.

W sklepach trwa istne szaleństwo jeśli chodzi o świąteczne prezenty dla najmłodszych. Wybór jest ogromny i proponuję przed zakupem dobrze się zastanowić. Ja polecam rozejrzeć się za literaturą dziecięcą. Tutaj też jest w czym wybierać. Obecnie księgarniane półki wręcz się uginają od opowieści w klimacie świątecznym. 
O przygodach małej i uroczej dziewczynki jest jeszcze kilka innych tomów, ale tym razem autorka zaprasza nas do domu rodziny Pętelkowej gdzie czuć już klimat zbliżających się najpiękniejszych dni w roku.
Pieczenie pierniczków to jeden z Bożonarodzeniowych zwyczajów, który ostatnio stał się bardzo popularny. Jednocześnie jest to jedna z fajniejszych form spędzenia wolnego czasu z najbliższymi.
Pisarka opisała w bardzo ciekawy sposób etapy powstawania tych jakże pysznych i pachnących ciasteczek. Zostały wymienione składniki bez których nie da się ich upiec. To nic, że kilka jajek może wylądować na podłodze, a mąka na policzkach. Okazuje się, że z ciastem trzeba odpowiednio postępować. Ważna jest też temperatura w której będą pieczone. Trzeba zrobić dziurkę przez którą przewleka się sznurek żeby móc je potem powiesić na choince. O tym nie można zapomnieć. Na sam koniec kąpiel w słodkim lukrze i dekorowanie. 

Książka została pięknie wydana. Sama okładka już zachęca żeby zajrzeć do środka. Znajdziemy tam więcej przecudownych ilustracji autorstwa Agaty Łukszy.
"Jadzia Pętelka piecze pierniki" to świetna propozycja dla małych miłośników książeczek i kolorowych obrazków. Troszkę starsi z pewnością dadzą sobie radę z przeczytaniem oraz ze zrozumieniem tekstu. Nie jest go dużo i został napisany prostym językiem. Oczywiście pomoc mamy i taty też jest mile widziana. 

Jeśli jeszcze nie wiecie co kupić swoim dzieciom to niech ta recenzja będzie małą podpowiedzią. Co ja piszę!!
Kochany Święty Mikołaju, mam nadzieję, że to przeczytasz i w twoim worku znajdzie się miejsce dla opowieści o mistrzyni piernikowych wypieków.

POLECAM
MOJA OCENA 8/10