Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Filia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Filia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 14 lipca 2025

ZOSTAŃ ZE MNĄ ( Recenzja)

Autor: Joanna Kruszewska
data wydania: 29 czerwca 2022
liczba stron:
wydawnictwo: Filia











"Zostań ze mną" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Joanny Kruszewskiej.

Maria przyszła na świat w domu, w którym nie zaznała miłości, ani rodzicielskiej troski. To wszystko zapewniła jej Wiera, miejscowa zielarka, która z czasem stała się dla Marii najważniejszą osobą w życiu.
Biorąc ślub z Mirkiem, szanowanym lekarzem miała nadzieję, że teraz zacznie patrzeć w przyszłość z optymizmem. Niestety szybko przekonała się, w jak dużym była błędzie. 

Na okładce widnieje mały drewniany domek w otoczeniu wiejskiego krajobrazu. I na tym kończy się motyw sielskości w tej książce. Za to znacznie więcej można wyczytać z opisu fabuły. Jest on odpowiedzią na pytanie, z czym tak naprawdę będzie nam dane się zapoznać.
Joanna Kruszewska na kartach swojej powieści opisuje historię Marii. Poznajemy ją w chwili gdy jest pełną werwy seniorką. Jej sposób bycia, to jak wygląda może co u niektórych wzbudzać nie małe kontrowersje. Opinie innych ludzi zupełnie jej nie interesują. Nawet własnej córki, której trudno to wszystko zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować. Jest przysłowiowym kolorowym ptakiem i nie ma zamiaru niczego w sobie zmieniać. 
Aż dziw, że po tym wszystkim co ją spotkało potrafi się uśmiechać. Autorka przeplata teraźniejszość z przeszłością, dzięki temu czytelnik może dokładniej zapoznać się z życiorysem naszej głównej bohaterki. Los Marii nie oszczędzał, i to od dnia swoich narodzin. Trudno sobie wyobrazić co mała Marysia mogło czuć widząc obojętne spojrzenie matki i ojca kierowane w jej stronę. Brak jakiejkolwiek czułości i serdeczności. Jest to fikcja literacka, ale w dzisiejszych czasach nie brakuje informacji na temat porzuconych i niechcianych dzieci. Tutaj można całą tę sytuację usprawiedliwić wcześniejszą stratą, depresją poporodową, ale i tak są jakieś granice. 
W książce nie brakuje trudnej i zarazem ważnej problematyki. Przemoc fizyczna jak i psychiczna to kolejny przykład. Do tego dochodzi jeszcze nadużycie alkoholu. Na całym świecie mnóstwo kobiet cierpi właśnie z takich powodów, a  oprawcami przeważnie są ich mężowie. Mężczyźni, którzy mieli zapewnić im spokój, bezpieczeństwo. Maria właśnie tego oczekiwała wychodząc za mąż za Mirka. Pierwszy cios był początkiem niewyobrażalnego dramatu, z którego miała szansę się uwolnić, ale nie zrobiła tego. Cierpiała, znosiła te wszystkie upokorzenia dla dobra dzieci. 
Chwilami trudno mi się to wszystko czytało i musiałam robić sobie krótkie pauzy dla rozładowania emocji, a jest ich tutaj bardzo dużo. 
Czy życie Marii cały czas było tylko takie? Otóż nie. Pojawiły się w nim epizody, które rozgoniły szare chmury i na moment wychodziło słońce. W tym czasie czuła się naprawdę szczęśliwa. Kto za tym stoi tego wam moi drodzy nie zdradzę. 

Całość oceniam jak najbardziej na plus. Stylistycznie, językowo było poprawnie i osobiście nie mam do czego się przyczepić jeśli chodzi o tego typu elementy.  Po przeczytaniu samego opisu fabuły wiedziałam, że nie będzie to lekka, odprężająca historia, tylko coś mocniejszego. Książkę czyta się dobrze, akcja ma swoje tempo. Momentami robiło się bardziej interesująco i zarazem wzruszająco. 
Czytam dużo, ale chyba poraz pierwszy byłam tak bardzo ciekawa zakończenia tej historii. W jakim kierunku to wszystko podąży. Czy finał będzie z happy endem, czy wręcz przeciwnie. 
"Zostań ze mną" to inteligentnie napisana powieść, a do tego bardzo życiowa, którą serdecznie wam polecam.

POLECAM 
MOJA OCENA 7/10




 

piątek, 21 lutego 2025

SŁODKIE ŻYCIE (Recenzja)

Autor: Krystyny Mirek 
data wydania: 30 sierpnia 2017
liczba stron: 360
wydawnictwo: Filia











Jak naprawdę smakuje życie? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale może powieść Krystyny Mirek "Słodkie życie" trochę mi w tym pomoże. 

Kornelia z zawodu jest nauczycielką fizyki. Ze względu na sposób bycia i wymagający styl nauczania nie jest lubiana przez swoich uczniów. 
Ma trzydzieści lat i nadal mieszka z rodzicami. Jeśli chodzi o aspekt osobisty to nie ma tutaj o czym gadać. Jest sama. Zresztą kto by chciał taką grubaskę jak ona. 
Niespodziewanie, jedno wydarzenie staje się motorem napędowym do wprowadzenia zmian w życiu. Z pewnością nie będzie to proste, ale da radę, bo jak nie teraz, to kiedy?

Nie każda z nas nosi ubrania w rozmiarze "S", nie chodzi po modowych wybiegach i nie chwali się zgrabną figurą w mediach społecznościowych. Skoro ja nie należę do takich kobiet, to oznacza, że jestem gorsza i wybrakowana? Kornelia właśnie tak myśli. Nadwaga jest jej największym kompleksem z którym zmaga się już od dzieciństwa. Najgorszy w tym wszystkim był brak wsparcia ze strony najbliższych. Nie mogłam zdzierżyć tego, jak matka mogła w tak ohydny sposób odnosić się do własnej córki. Według niej wszystko było mówione i robione dla jej dobra, bo przecież tacy jak ona nie poradzą sobie w życiu. 
Bardzo dobrze, że autorka zdecydowała się na poruszenie w swojej książce właśnie takiego tematu. Nie wygląd powinien być dla nas najważniejszy, a to, co mamy do zaoferowania. Otyłość może być skutkiem choroby, o której my nie mamy pojęcia. W przypadku naszej głównej bohaterki problem dotyka sfery psychicznej. 
Było mi tak po ludzku żal Kornelii, chociaż momentami potrafiła swoim zachowaniem dość mocno podnieść ciśnienie. Mam tutaj na myśli decyzje, jakie przyszło jej podjąć. Nie przypuszczałam, że może być tak egoistyczna w stosunku do drugiej osoby. 

Teraz trochę ponarzekam. Nie chcę za dużo zdradzać, ale raczej mało prawdopodobne jest to, żeby nauczycielka pracowała jako pomoc domowa w domu swojego ucznia. Druga sprawa dotyczy spraw szkolnych, a mianowicie chodzi tu o zdradzanie szczegółów z życia osobistego przez Kornelię na forum klasy. Chociaż w tej sytuacji wyszło z tego coś bardzo fajnego. 
Zachwytów nad książką niestety z mojej strony nie będzie. Byłam bardzo ciekawa tej historii ze względu na zawartą w niej problematykę, ale coś jednak nie zagrało tak jak powinno. Wiało trochę nudą. Duży wpływ na to miała wolno płynąca akcja i brak emocji, których powinno być tutaj mnóstwo. Kreacja głównej bohaterki też mnie nie urzekła. Kornelia wykonała kilka kroków do przodu, żeby potem zrobić kilka do tyłu i ponownie zbudować wokół siebie mur. Brak odwagi i dojrzałości też ma tutaj duże znaczenie.  Co do zakończenia, raczej innego nie można było się spodziewać.
"Słodkie życie" to książka którą czyta się w miarę szybko, ale jeszcze szybciej się o niej zapomina. Pomysł na fabułę autorka miała świetny i mogło wyjść z tego coś naprawdę interesującego. W moim odczuciu jest to opowieść, w której zabrakło ikry, jakiegoś ciekawego zwrotu akcji. Jak dla mnie jest mdła i bez polotu. Wielka szkoda. 





 

SPACER NAD RZEKĄ (Recenzja)

Autor: Monika A. Oleksa
data wydania: 14 czerwca 2017
liczba stron: 500
wydawnictwo: Filia











"Spacer nad rzeką" to moje drugie spotkanie z prozą Moniki A. Oleksy. Zachwycona nastrojowym zdjęciem na okładce książki zapragnęłam zapoznać się z jej wnętrzem. 

Zosia i Paweł tworzą udane i kochające się małżeństwo. Niebawem na świat przyjdzie ich pierwsze dziecko. Paweł jest z zawodu lekarzem, z tego też względu często nie ma go w domu. Troszczy się o swoją żonę i dlatego zanim urodzi wychodzi do niej z propozycją przeprowadzki do swojego rodzinnego domu w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Zosia początkowo nie była zbyt przychylna, ale z czasem doszła do wniosku, że podjęła słuszną decyzję odnośnie wyjazdu. Szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu z dala od warszawskiego zgiełku. 
Wszystko układało się pomyślnie, ale coś, a raczej ktoś nie dawał Zosi spokoju. Mowa tutaj o Julii, o nieżyjącej już byłej żonie Pawła, na temat której tak mało jej mówił. Czyżby coś przed nią ukrywał? Trudna relacja Mikołaja i Pawła, dwóch rodzonych braci też ją zaczyna trapić. Co takiego się wydarzyło, że patrzą na siebie wrogo, chociaż kiedyś łączyła ich ze sobą mocna więź?

Jestem fanką historii w których pojawia się motyw rodzinnych tajemnic. Ich odkrywanie sprawia mi ogromną przyjemność. Strona po stronie, w napięciu oczekuję na kolejny zwrot akcji niosący ze sobą wskazówkę, która pomoże mi rozwiązać zagadkę. 
Biorąc pod uwagę opis fabuły wiedziałam, że będę miała właśnie z czymś takim do czynienia i dlatego z dużym zaciekawieniem rozpoczęłam czytanie tej książki. 
Niestety tym razem mogłam o czymś takim tylko sobie pomarzyć. Historia Zosi i Pawła jest szalenie przewidywalna. Ja już po kilku stronach wiedziałam dlaczego bracia odnoszą się do siebie w taki a nie inny sposób. Wstawki w których przeszłość dała o sobie znać też zrobiły swoje. Gdyby nie one, może to całe odkrywanie miałoby jakiś sens. Zawiodłam się, i to bardzo. 
Kolejną kwestią jaką poruszę jest kreacja bohaterów. Rybiccy tworzą wpływową i cenioną rodzinę i nikt nie bierze pod uwagę tego, że mogą mieć jakieś problemy, a tym bardziej głęboko skrywane sekrety. Wszyscy na pierwszy rzut oka są cudowni i idealni. Czarnym charakterem okazał jest Mikołaj. Jako jedyny wniósł coś ciekawego, bez niego chyba nie doczytała bym książki do końca.
Postać Zosi też mnie nie urzekła. Jest kobietą bez skazy.  Potrafi rzucać dobrymi radami jak płatkami róż i rozwiązuje wszystkie problemy jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Nikt do tej pory tego nie potrafił, dopiero jej pojawienie zmieniło wszystko. Czyżby dobre wróżki na prawdę istniały? Autorkę chyba trochę poniosło.
Za to nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że Pani Oleksa potrafi pisać. Jej zasób słów jest ogromny, a język robił się chwilami bardzo poetycki. Nie każdy posiada w sobie taką umiejętność, więc warto to docenić. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkim może coś takiego odpowiadać. 
Czy coś w tej książce zasługuje na pozytywną ocenę? Na szczęście tak. Są to opisy Kazimierza Dolnego nad Wisłą. Jest to małe, urocze miasteczko cieszące się dużym zainteresowaniem wśród turystów o każdej porze roku. Ja nie miałam okazji tam być osobiście, ale dzięki lekturze odbyłam interesującą podróż siedząc sobie wygodnie w fotelu z aromatyczną herbatą w ręku. Niestety nie od Dziwisza. Może kiedyś uda mi się pospacerować śladami Zosi, i tak jak ona zakocham się w tym miejscu. 

Miałam duże nadzieje wobec tej książki, ze względu na mój ulubiony motyw tajemnic, ale jak już wiecie wyszło inaczej. Przykro mi to pisać, ale takie są moje odczucia po jej przeczytaniu. Może twoje będą inne i dlatego śmiało sięgnijcie po tę powieść. Ja wam w żadnym wypadku tego nie zabraniam. 

MOJA OCENA 6/10






 

 

piątek, 22 listopada 2024

MIŁOŚĆ Z ODZYSKU (Recenzja)

Autor: Malwina Ferenz
data wydania: 23 czerwca 2021
liczba stron: 456
wydawnictwo: Filia
 









"Miłość z odzysku" to moje drugie spotkanie z prozą Malwiny Ferenz. Pierwsze było jak najbardziej udane, więc z chęcią zapoznałam się z kolejną jej powieścią.

Pan Staszek, pracownik wrocławskiego kuratorium klikając "wyślij" na komputerze nie zdawał sobie sprawy z tego, jak dużego narobi ambarasu. Przez pomyłkę urzędowe pismo trafia na biurko dyrektora nie tej podstawówki co trzeba. Anatola trochę zdziwiła jego treść, ale jak zawsze do wszystkiego podchodzi w sposób profesjonalny. Tak było i tym razem. 
Kto by przypuszczał, że zwykły papierek może w jakimś stopniu odmienić czyjeś życie. On i urocza blondynka, którą miał okazję poznać raczej nie brali czegoś takiego pod uwagę.
Okazuje się, że los jednak potrafi nas miło zaskoczyć, gdy już tracimy na to jakiekolwiek nadzieje. 

Ależ to było fajne. Wydaje mi się, że to określenie pasuje idealnie do tej historii. "Miłość z odzysku" to lekka, prosta i co najważniejsze, optymistyczna powieść. Mimo tego, że zawiera w sobie trudne i ważne tematy. 
Ze względu na ogromną dawkę humoru, lektura tej książki zapewniła mi świetną rozrywkę. Bawiłam się przy niej wybornie poznając losy bohaterów, którzy zostali wykreowani przez autorkę w bardzo ciekawy sposób. Szczególną uwagę warto zwrócić na grono pedagogiczne. Jak ja bym chciała chodzić do szkoły, w której uczą tacy nauczyciele. Razem stworzyli szalenie barwną grupę, z siostrą Anastazją na czele, która podbiła moje czytelnicze serce. 
Anatol, pełniący rolę dowódcy całej tej belferskiej ferajny to bardzo intrygująca osobowość. Daleko mu do ostrego i budzącego strach wśród uczniów pana dyrektora. Zawodowo świetnie sobie radzi. Jeśli chodzi o kwestie osobistą, jest samotnym ojcem dwunastoletniej Otylii. Oboje przeżyli trudne chwile w swoim życiu. On stracił żonę, ona mamę. Nastolatce trudno jest się z tym pogodzić. Swoje myśli przelewa na karty pamiętnika, którego strzeże jak oka w głowie. 
Barbara , to wspomniana wcześniej urocza blondynka, którą Anatol miał okazję poznać w trakcie rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Po pierwszej rozmowie wydała mu się mądrą, inteligentną kobietą,  która mocno go zaciekawiła. Jednak z drugiej strony ma wątpliwości, czy nadszedł już ten moment, żeby móc zacząć zapisywać nową czystą kartę. 
Barbara jest po rozwodzie i podobnie jak Anatol wychowuje dwunastoletniego nastolatka. Ze względu na sytuację rodzinną, w ich życiu zaszło sporo zmian. Coś takiego musiało wpłynąć na nich oboje, a szczególnie na Kamila. Nowe miejsce, nowa szkoła.
Brak akceptacji wśród rówieśników to jeden z tych poważniejszych wątków jaki został poruszony w książce.
Internetowy hejt to kolejny problem, z którym niestety trudno jest nam walczyć. Będąc anonimowym w sieci myślimy, że wszystko nam wolno. Przy okazji nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w ten sposób kogoś ranimy, poniżamy, gnębimy. Potem słyszymy o tragediach, próbach samobójczych itp.  Nie każdy jest twardy psychicznie i to zwyczajnie zignoruje. Super, że autorka pisze o tym w swojej książce.
Jesteście ciekawi o co chodzi z tym pismem z kuratorium? Otóż, ma to związek z 100-tną Rocznicą Odzyskania Niepodległości przez Polskę i organizowanym z tej okazji biegiem. Pod koniec lektury atmosfera zrobiła się bardzo podniosła. Pomysł z tego typu wydarzeniem był świetny, tym bardziej, że wzięli w nim udział przedstawiciele różnych organizacji. 
Całość czyta się naprawdę dobrze. Duża czcionka, prosty język, rewelacyjne poczucie humoru autorki, ciekawi bohaterowie,  interesujące wątki, no i piękny jesienny Wrocław. Czy trzeba czegoś więcej? Według mnie wszystko jest tutaj spójne i zachęca do zapoznania się z tą historią. Jedynie mogę przyczepić się do szaty graficznej, która nie pasuje do treści, a ja lubię gdy te dwa elementy współgrają ze sobą. 

Jeśli szukacie lekkiej, odprężającej książki, która odgania ponure myśli i pokazuje, że warto w pewnych sytuacjach zaryzykować to "Miłość z odzysku" będzie idealną propozycją. 

POLECAM 




niedziela, 13 października 2024

TAM, GDZIE SERCE TWOJE (Recenzja)

Autor: Krystyna Mirek 
data wydania: 13 marca 2019
liczba stron: 350
wydawnictwo: Filia











Krystyna Mirek to jedna z popularniejszych polskich pisarek. Jej książki cieszą się ogromną popularnością wśród fanów literatury obyczajowej. "Tam, gdzie serce twoje" to jedna z nich z którą spędziłam kilka październikowych wieczorów. 

W końcu to zrobiła. Laura po 10 latach małżeństwa zdobyła się na odwagę i odeszła od męża. Uczyniła to po cichu gdy odsypiał kolejny ciężki dyżur. Z jedną walizką i psem wsiada do samochodu sąsiada i wyrusza w drogę. Sopot, to tam ma zamiar powoli zacząć odbudowywać swoje dotychczasowe życie. 

Długie jesienne wieczory sprzyjają czytaniu. W tym czasie wybieram książki lekkie, ale z przesłaniem przy których mogę odpocząć i odsunąć od siebie wszystkie złe myśli. Na coś takiego byłam nastawiona biorąc do ręki "Tam, gdzie serce twoje". 
Wraz z Laurą, główną bohaterką przeniosłam się z Krakowa do Sopotu. Z pewnością jesteście ciekawe dlaczego główna bohaterka zdecydowała się na taki krok? Miała ku temu swoje powody. Patrząc z boku na to jak żyła, nie jedna z nas mogłaby jej tego wszystkiego pozazdrościć. Przystojny i wykształcony  mąż u boku, wspaniały dom, brak kłopotów finansowych. Wszystko to, co zewnętrzne wyglądało bajkowo. Wewnątrz niestety było zupełnie inaczej. Kto był temu winien? Oczywiście Laura, żadnej innej opcji nie było. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo cierpi. Początki jej małżeństwa z Pawłem nie wskazywały na to, że pojawi się między nimi aż tak poważny kryzys. Wszystko zaczęło się od chwili, gdy zaczęto mówić o dziecku. 
Problem z zajściem w ciążę dotyka wielu kobiet. W takiej sytuacji potrzebują wsparcia i troski. Laura tego nie miała. Presja jaka została na nią rzucona niszczyła ją od środka. Nikt nie brał pod uwagę tego, że z jej mężem może być coś nie tak. W końcu Paweł jest chodzącym ideałem. Zawodowo odnosi same sukcesy, ma piękną żonę, dom. Wychowanie i ojcowskie rady przyniosły odpowiedni skutek. Chyba jednak nie do końca. 
Czekałam aż mąż Laury wreszcie przejrzy na oczy i coś z tym wszystkim zrobi. Wykona ten jeden, ale jak bardzo ważny krok. Wkurzała mnie bardzo jego obojętność wobec żony, którą kochał. Nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Słuchał się ojca w każdym aspekcie i całkowicie mu się podporządkował. Wiele mu zawdzięczał, ale są jakieś granice. Jego matka też nie miała prawa głosu. Jedna osoba rządziła całą rodziną i miała z tego olbrzymią satysfakcję. 
Laura wykazała się dużą odwagą decydując się na tak ryzykowne zmiany. W jednej chwili została z niczym, ale nie miała zamiaru się poddać. Trzymałam za nią kciuki, bo zasługiwała na szczęście i wszystko co najlepsze. W małym sopockim pensjonacie spotkała ludzi, dla których los, tak jak i dla niej nie był zbyt łaskawy. Wśród obcych poczuła się lepiej, odzyskała radość z życia i wiarę w siebie. 
Postać Alberta, miejscowego poławiacza bursztynów też wniosła dużo pozytywów. Początek ich znajomości nie należał do przyjemnych, ale z czasem pojawiła się między nimi nić porozumienia, która przeobraziła się w przyjaźń. 

Całość czyta się lekko i przyjemnie. Zawarte w tej opowieści wątki i tematy zostały przedstawione przez autorkę w ciekawy sposób. Tego typu problemy mogą dotknąć każdego z nas i dlatego historia Laury jest tak bardzo życiowa. Zawiera w  sobie wiele dobrego i cennego. "Tam, gdzie serce twoje" to książka, która pokazuje, że warto walczyć, chociaż czasami sprawia nam to wiele bólu i cierpienia. Gdzieś za rogiem czeka na nas szczęście tylko musimy być silni. Nie można się poddawać. 
Jeśli lubicie nadmorskie klimaty w literaturze to z pewnością będziecie zadowoleni. Krystyna Mirek za pomocą opisów oddała piękno Sopotu. Chciałabym na żywo zobaczyć dom Alberta, a szczególnie wyjątkowy kominek. No i bursztyny, które odgrywają tutaj bardzo ważną rolę. 
Jesteście ciekawi jak potoczyły się losy Laury oraz pozostałych bohaterów? Zachęcam was do lektury "Tam, gdzie serce twoje". Nie jest to dzieło wysokich lotów, ale na pewno warto zwrócić na tę książkę swoją uwagę. Szczególnie polecam ją osobom, które znajdują się obecnie na ostrym zakręcie życiowym. Może te kilka stron przyniesie wam ulgę, spojrzycie na świat inaczej i na waszych twarzach wreszcie pojawi się uśmiech, a w oczach iskra nadziei. 

POLECAM 
MOJA OCENA 7/10













poniedziałek, 5 sierpnia 2024

RZECZY, KTÓRYCH NIE DOKOŃCZYLIŚMY" (Recenzja)

Autor: Rebecca Yarros 
data wydania: 12 kwietnia 2023
liczba stron: 544
wydawnictwo: Filia 











Książki, w których pojawia się wojenna tematyka nie należą do moich ulubionych, ale dla kilku zdarzyło mi się zrobić wyjątek. Do tego jakże zacnego grona od pewnego czasu należy powieść Rebecci Yarros "Rzeczy, których nie dokończyliśmy". Było to moje pierwsze spotkanie z prozą tej autorki. 

Georgia po śmierci Scarlett Standon, swojej prababci, i jednocześnie autorki poczytnych romansów stała się prawowitą spadkobierczynią jej twórczości. To właśnie ona odkryła, że jedna z książek nie posiada zakończenia. Teraz musi podjąć decyzję czy zostawić ją w nienaruszonej formie? Być może ukochana prababci właśnie tego by chciała. Czy jednak zgodzić się na zatrudnienie najbardziej aroganckiego pisarza jakiego znała. Noah Harrison, bo o nim mowa, liczy na to, że Georgia przyjmie jego propozycję. 

"Rzeczy, których nie dokończyliśmy" to powieść, która z pewnością jest warta uwagi. Chociaż ja czuję lekki niedosyt. Nie oceniam jej źle bo na to nie zasługuje, ale nie do końca wszystko mi się w niej podobało.
Szybko można zauważyć, że akcja toczy się dwutorowo. Czas przeszły dotyczy Scarlett Standon, młodej dziewczyny pracującej w WAAF (żeńskiej służbie pomocniczej w siłach powietrznych Wielkiej Brytanii) i Jamesona, pilota RAF-u. Z czasem ich znajomość przerodziła się w wielką i wyjątkową miłość, której towarzyszyła wojenna zawierucha. Z zapartym tchem śledziłam ich losy. Autorka przedstawiła ten wątek w piękny i szalenie emocjonalny sposób. Jest wzruszająco, nostalgicznie, intymnie, chwilami dramatycznie. 
Inaczej wygląda to w przypadku czasów współczesnych, w których główne role odegrali Georgia i Noeh. W tym przypadku ciężko napisać o jakichkolwiek emocjach, bo ja ich niestety nie odczułam. Byli, bo byli i tyle. W sumie mogłoby ich w ogóle nie być. Chwilami coś tam zaczęło się dziać, ale nie trwało to długo. Georgia jest kobietą po przejściach i odczuwa strach przed zaufaniem drugiej osobie. Noah ma zamiar te obawy zniwelować.  Wielka szkoda, że autorka nie skupiła swojej uwagi na szerszym przedstawieniu historii Scarlett i Jamesona.
Tak jak wspomniałam, książka nie jest zła, jednak posiada w sobie jeden mankament, który miał duży wpływ na to w jaki sposób ją odebrałam. 
Jeśli chodzi o aspekt techniczny nie mam do czego się przyczepić. Język jest prosty i przyjemny w odbiorze. Stylowo też jest poprawnie. Bardzo ciekawym posunięciem było wplecenie w główną treść motywu książki w książce, w ten sposób Rebecca Yarros pokazuje, że pisanie to nie jest taka łatwa sprawa jak nam się wydaje. Autor swoje, wydawnictwo swoje i tym sposobem trudno jest dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Jeszcze gorzej gdy w grę wchodzą pieniądze, i to duże. 
Bez wątpienia mocnym punktem w całej tej historii jest jej zakończenie, które pozostawia czytelnika w dużym szoku. Kilka ostatnich stron przeczytałam w błyskawicznym tempie. Miałam przeczucie, że autorka czymś nas zaskoczy, i nie myliłam się.

"Rzeczy, których nie dokończyliśmy" to książka, która jednym może się podobać, inni będą mieli odmienne zdanie na jej temat. Czy jest to romans wszech czasów? Chyba nie. Moim zdaniem jest to literatura obyczajowa, ale z tej górnej półki. Oczywiście polecam wam tę powieść, a ja z chęcią sięgnę w przyszłości po inne pozycje spod pióra Rebecci Yarros. 

POLECAM 
MOJA OCENA 7/10



 

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

DOPÓKI BĘDZIEMY KOCHAĆ (Recenzja)

Autor: Katarzyna Janus
data wydania: 26 stycznia 2022
liczba stron: 432
wydawnictwo: Filia











Moje pierwsze spotkanie z prozą Katarzyny Janus otrzymało ode mnie pozytywną ocenę, więc idąc za ciosem sięgnęłam po kolejną książkę autorki. Tym razem wybór padł na "Dopóki będziemy kochać". 

Anna nie tego chciała, ale z zołzowatą szefową nikt nie ma prawa dyskutować. Z zawodu jest dziennikarką i do każdej sprawy podchodzi w sposób profesjonalny, tylko nikt nie potrafi tego docenić. Lubi Włochy, więc ta nagła podróż służbowa może być całkiem przyjemna. Tym bardziej, że miejscem docelowym jest zabytkowy zamek Miramare wywiad z tajemniczym hrabią. 
Wsiadając do samolotu nie miała pojęcia jak bardzo ten wyjazd wpłynie na jej dotychczasowe życie. 
Anna jest czterdziestoletnią singielką. Była w kilku związkach, ale nic poważnego z tego nie wyszło. Nie ma szczęścia w miłości? Być może, ale jest jeszcze druga przyczyna takiego stanu. Dla kariery poświęciła całą siebie odkładając na później marzenia o własnej rodzinie, dzieciach. Miała na to jeszcze czas, aż do momentu w którym uświadamia sobie, że zegar biologiczny nie stoi w miejscu, tylko cały czas tyka. 
Niespodziewanie na jej drodze pojawia się Antoni. Zaraz po nim Feliks i Mikołaj. Takiego powodzenia u płci męskiej nigdy nie miała, i jest to dla niej coś zupełnie nowego...

Na rynku jest ogrom książek z działu literatury obyczajowej, więc o jakiekolwiek zaskoczenie jest bardzo trudno. "Dopóki będziemy kochać" Katarzyny Janus to świetny przykład, że coś takiego jest jednak możliwe. Zapowiadało się na lekką historię idealną na wiosenne popołudnie. Nic nie wskazywało na to, że będę miała do czynienia z czymś tak szalenie emocjonalnym.
W tej opowieści nie brakuje tematów ważnych i zarazem delikatnych. A co najważniejsze bardzo życiowych. Nie jedna z nas może szybko utożsamić się z główną bohaterką. Wydawać by się mogło, że Anna wiedzie szczęśliwe życie. Ma dobrą pracę, od czasu do czasu wyskoczy na miasto z przyjaciółką. Jak jest naprawdę najlepiej wie ona sama. Los czasami potrafi mocno nas doświadczyć, i dlatego w trudnych momentach bardzo ważna jest obecność kogoś bliskiego. Tylko co wtedy gdy takiej osoby obok nas nie ma? W sumie Anna sama zdecydowała, że będzie przeżywać swój osobisty dramat w samotności. Z czasem przekonała się, że nie była to najlepsza decyzja. 
To co spotkało naszą zdolną panią dziennikarz, cała ta sytuacja w jakiej się znalazła niesie ze sobą wiele przemyśleń i zmusza do refleksji. 
Osobiście lubię gdy dana książka posiada w sobie coś znacznie głębszego, niż tylko kolejną historyjkę o wszystkim i o niczym. Coś co warto wziąć sobie głęboko do serca. 
Polubiłam Annę mimo tego, że chwilami nie potrafiłam zrozumieć jej postępowania. Mocno trzymałam za nią kciuki, żeby w  końcu poczuła się stuprocentową szczęśliwą kobietą. By w końcu zaznała smaku prawdziwej miłości u boku tego jedynego mężczyzny. 

"Dopóki będziemy kochać" to książka, która zasługuje na uwagę, i to dużą. Nie sposób przejść obok niej obojętnie. Została napisana prostym, przejrzystym językiem, i dlatego czyta się ją błyskawicznie. Nie chcę za dużo zdradzać z fabuły, żeby nie psuć wam przyjemności z poznawania tej historii. Powiem tylko, że akcja chwilami potrafi nieźle zaskoczyć, do tego trzeba dorzucić świetnie wykreowanych bohaterów, interesujący pomysł na fabułę i mamy coś naprawdę fajnego. Trochę nie odpowiadały mi naciągane i mało realne zbiegi okoliczności. Chyba miało to na celu pokazać, że świat jest naprawdę mały, ale nie najlepiej to wyszło. To taki mały minusik, który jestem w stanie wybaczyć.
Bez dwóch zdań polecam wam serdecznie tę powieść. Szczególnie tym kobietom, które walczą z presją otoczenia i mają dość pytań dlaczego jeszcze nie wyszły za mąż. Późna zmiana stanu cywilnego jest podobno bardzo modna, więc nie warto się przejmować docinkami na temat staropanieństwa. Miłość przecież nie zwraca uwagi na metrykę, i tego się trzymajmy. 

POLECAM 
MOJA OCENA 7/10

wtorek, 26 marca 2024

NA MIŁOŚĆ BOSKĄ (Recenzja)

Autor: Malwina Ferenz
data wydania: 26 lutego 2020
liczba stron: 441
wydawnictwo: Filia











Będąc któregoś dnia w bibliotece moje oczy wypatrzyły książkę Malwiny Ferenz "Na miłość boską!". Ciekawy tytuł, opis fabuły mocno intrygując. Nic, tylko czytać. 

We Wrocławiu grasuje złodziej, lub cała szajka. W tajemniczych okolicznościach z miejscowych kościołów znikają stare figury świętych w towarzystwie kilku innych rzeczy. Świadków owych zdarzeń brak. 
Oczywiście o wszystkim została poinformowana policja oraz kuria.
Śledztwem postanowiła zająć się Aldona Dzik, pani komisarz z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. Do akcji wkracza również prywatny detektyw specjalizujący się w sprawach rozwodowych. Mężczyzna może liczyć na wsparcie ze strony swojego nastoletniego siostrzeńca. 
Nad wszystkimi czuwa Wiktor Oleander, osobisty sekretarz arcybiskupa.

Są takie książki, do których od razu poczujemy przysłowiową "chemię". Bywają też i takie, gdzie czytelnik potrzebuje więcej czasu, żeby odkryć to "coś". Ze mną właśnie tak było. Nie od razu polubiłam się z tą opowieścią. Powoli, strona po stronie zmieniałam do niej swoje nastawienie, aż w końcu z trudem odrywałam się od lektury. 
"Na miłość boską" to powieść obyczajowa, ale zawierająca w sobie kilka innych gatunków literacki co czyni ją jeszcze bardziej interesującą. Mamy tutaj wątek kryminalny,  aspekt historyczny, rodzące się uczucie. Autorka zaserwowała nam niezły miks. Co niektórzy mogą sądzić, że trochę Malwinę Ferenz poniosło, ale moim zdaniem wszystko jest tutaj wyważone i idealnie ze sobą współgra. 
Akcja z każdym kolejnym wydarzeniem nabiera rozpędu, i dlatego nie ma mowy o jakiejkolwiek nudzie. Z wielkim zaciekawieniem śledziłam poczynania wyjątkowej grupy poszukiwawczej, a przy okazji mogłam zapoznać się z historią Dolnego Śląska. Dawny Wałbrzych, Zamek Książ, zaginiony naszyjnik księżnej Daisy, złoty pociąg, podziemne tunele, stare listy. Entuzjaści przygód i zagadek będę w pełni usatysfakcjonowani. Nigdy fanką historii nie byłam, ale w tym przypadku mocno mnie to wszystko zaciekawiło. 
Kreacja bohaterów też miała duży wpływ na to, w jaki sposób odebrałam tę książkę. Zacznę może od naszej pani komisarz. Na zewnątrz jest ostra jak brzytwa, za to wewnętrznie krucha jak lód. W tajemnicy przed wszystkimi ucieka w świat literackich romansów marząc przy tym o prawdziwej miłości. 
O życiu w pojedynkę dużo mógłby powiedzieć Bożydar Kluzicki, prywatny detektyw zatrudniony przez przedstawicieli kurii. Jego życie to jeden wielki splot pechowych sytuacji i zdarzeń. Z tego też powodu trudno mu znaleźć tą "drugą połówkę". Tak naprawdę jest miłym, czułym i wrażliwym facetem, który zwyczajnie zasługuje na szczęście. Tragiczne wydarzenia sprawiły, że stał się prawnym opiekunem dla swojego siostrzeńca.
Młody chłopak, miłośnik historii "kupił mnie" od razu. Spędzał każdą wolną chwilę pośród bibliotecznych regałów wypełnionych po brzegi książkami. W dobie telefonów i internetu niestety z czytaniem wśród młodzieży jest kiepsko, a tutaj mamy zupełnie inny obraz.
Warto wspomnieć o pani Kowalskiej, uroczej i zarazem bardzo tajemniczej seniorce. Nie można pominąć księdza sekretarza, który w cichości serca marzy o przenosinach do Watykanu. 
Jest to liczna grupa bohaterów o różnych charakterach i osobowościach. Polubiłam wszystkich, bez wyjątku. Razem stworzyli wyjątkową ekipę, która błyskawicznie podbiła moje czytelnicze serce. 

"Na miłość boską" to przyjemna opowieść przy której można odpocząć i zapomnieć o problemach. Sprawdzi się idealnie gdy za oknem siąpi deszcz, a pogodne niebo zasnuły ciemne chmury. 
W książce rządzi ironia w parze z sarkazmem. Za sprawą dialogów między bohaterami co chwila na mojej twarzy pojawiał się uśmiech i dlatego jestem pewna, że ta historia poprawi humor niejednemu ponurakowi, lub osobie która ma za sobą ciężki dzień. 
Została napisana lekkim i prostym językiem z domieszką młodzieżowego slangu. Coś takiego dodało całej tej historii fajnego charakteru. Na uwagę zasługuje rozmiar czcionki, który z pewnością ucieszy osoby z problemami okulistycznymi. 
"Na miłość boską" to moje pierwsze spotkanie z prozą Malwiny Ferenz, i już teraz mogę napisać, że z pewnością nie ostatnie. Ja bawiłam się świetnie w trakcie lektury i tego samego wam życzę. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10







niedziela, 4 lutego 2024

MAGICZNY WIECZÓR (Recenzja)

Autor: Agnieszka Krawczyk 
data wydania: 10 listopada 2017
liczba stron: 370
wydawnictwo: Filia











Magia, to jedno ze słów, które najczęściej jest przez nas wypowiadane w trakcie świąt Bożego Narodzenia. W tym czasie dzieją się cuda i niezwykłe rzeczy trudne to racjonalnego wytłumaczenia.
Agnieszka Krawczyk w książce "Magiczny wieczór" pragnie nam to pokazać. 

W przykrytym przez śnieg Zmysłowie czuć już przedświąteczną atmosferę. Wielkimi krokami zbliża się również dzień ślubu Danieli, jednej z sióstr Niemirskich. Niestety na samym starcie przygotowań pojawiają się problemy.
Nieoczekiwanie w związku Agaty i Piotra coś zaczyna się psuć. Przyszła panna młoda wie, w jaki sposób można ten kryzys zażegnać. 
Tomasz Halicki, przybrany brat Tosi stał się prawowitym właścicielem Słonecznej Przystani. Mężczyzna ma w planach kolejną inwestycję. W biznesie odnosi sukcesy, ale za to życie prywatne dalekie jest od idealnego. 
W miasteczku pojawia się Blanka, nowa nauczycielka. Z powodu braku służbowego lokum zatrzymuje się w pensjonacie Tomasza. 
Oj dzieje się w tym Zmysłowie...

"Magiczny wieczór" to czwarta i zarazem ostatnia część cyklu Czary Codzienności. Miałam szczęście, że było mi dane przeczytać wszystkie tomy, i to po kolei. Cała trójka przypadła mi do gustu, więc z ogromną dozą zainteresowania wybrałam się ponownie w czytelniczą podróż do Zmysłowa. W książce nie mogło zabraknąć pięknych krajobrazowych opisów. Autorka zadbała o to, żeby w jak najpiękniejszy sposób ukazać swoim czytelnikom wyjątkowość tego uroczego małego miasteczka. Moje serce podbił także  świąteczny wystrój "Trzech sióstr i trzech kotów". Szczególnie spodobał mi się pomysł na lodowe lampiony. 
Tytuł oraz szata graficzna sugeruje nam, że będziemy mieli do czynienia z powieścią świąteczną. Nie wiem czy tylko ja miałam takie odczucie, ale według mnie, całej tej tematyki około świątecznej było za mało. Trochę szkoda. 
Agnieszka Krawczyk większość swojej uwagi poświęciła na przedstawieniu dalszych losów sióstr, po tym jak ich życie wywróciło się do góry nogami. Autorka nie zapomniała o bohaterach drugoplanowych, pojawiła się również nowa postać. 
Na plus oceniam krótkie streszczenia z których z pewnością będą zadowolone osoby, które nie czytały wcześniejszych części cyklu. 

O czym tak naprawdę jest ta książka? Święta są tylko tłem dla tej historii. Jak dla mnie jest to opowieść o rodzinie, relacjach z najbliższymi. Jak wiemy, czasami bywają one trudne i bardzo skomplikowane. Coś na ten temat z pewnością mógł powiedzieć Tomasz Halicki. Zaintrygowała mnie jego postać, a szczególnie to, jak bardzo się zmienił. Co ciekawe nie tylko on. Tą metamorfozą byli zaskoczeni wszyscy i nikt na początku nie brał jej na poważnie. Co niektórzy potrzebują więcej czasu, żeby zrozumieć co tak naprawdę powinno być w naszym życiu najważniejsze i stać na pierwszym miejscu. 
Blanka, nowa bohaterka też wydała mi się bardzo ciekawą osobą. Cicha, nieśmiała dziewczyna, która za wszystko przeprasza. Jej sposób bycia, to w jaki sposób się zachowuje ma wiele wspólnego z bolesną przeszłością. Ten wątek był ciekawie przez autorkę poprowadzony i niósł ze sobą sporą dawkę emocji. 

"Magiczny wieczór" to lekka opowiastka, która ma na celu nas zrelaksować i oderwać od szarości dnia. Chociaż nie brakuje w niej problemów i trosk. Rozwiązywane są jednak w znacznie szybszy sposób niż w prawdziwym życiu. Ta nierealność znacznie wpłynęły na moją ocenę. Zdaję sobie sprawę, że tego typu historie żądzą się swoimi prawami, ale chwilami było dla mnie zbyt słodko, wręcz mdło. 
Myślałam, że coś zacznie się dziać gdy do głosu doszła matka Tomasza Halickiego, pomiesza trochę, ale niestety nic z tego. 
Książka została napisana lekkim, przystępnym językiem, który sprawia, że czyta się ją dosyć szybko mimo kilku niedociągnięć.
Żeby nie było, nie jest to zła powieść, ale mnie aż tak bardzo nie urzekła jak wcześniejsze części cyklu. Co do zakończenia, inne  być nie mogło. Fani historii kończących się happy endem będą z pewnością zadowoleni. 
Czy polecam wam tę książkę? Oczywiście, że tak. Każdy zapewne znajdzie w niej coś dla siebie o odbierze ją zupełnie inaczej.

POLECAM
MOJA OCENA 7/10







wtorek, 3 października 2023

BŁĘKITNY DOM NAD JEZIOREM (Recenzja)

Autor: Katarzyna Janus
data wydania: 23 września 2020
liczba stron: 413
wydawnictwo: Filia











"Błękitny dom nad jeziorem" to moje debiutanckie spotkanie z twórczością Katarzyny Janus.  Książka stanowi pierwszą część cyklu "Błękitny dom". Naklejka na okładce podpowiada czytelnikom, że jest to powieść pełna emocji. Tak się składa, że właśnie takie historie lubię najbardziej. 

Antonina z zawodu jest bibliotekarką. Wolny czas najchętniej lubi spędzać w towarzystwie ciekawej książki i swojego kociego przyjaciela. 
Niespodziewanie staje się właścicielką nieruchomości w Mrówkach, małej miejscowości na Mazurach. Dom jest stary, a teren wokół zaniedbany. Taki widok w żadnym stopniu jej nie zraża, widzi w nim olbrzymi potencjał. Składa w pracy wypowiedzenie i przeprowadza się na Mazury. W tak pięknym miejscu ma zamiar otworzyć pensjonat. W swojej podświadomości czuje, że podjęła najlepszą decyzję w swoim życiu. 
W trakcie bardzo burzowej nocy dostrzega dryfującą żaglówkę na jeziorze. Zauważa również ludzką postać i bez wahania rusza na pomoc. W tak dramatycznych okolicznościach rozpoznaje Jakuba, któremu jakiś czas temu proponowała pracę przy remoncie.
W trakcie ich krótkiej rozmowy, nic nie wskazywało na to, że przed jej domem będzie chciał popełnić samobójstwo. Niechęć do życia musi nieść ze sobą jakieś powody. On niestety takowe posiada. 
Dostrzegając troskę Antoniny decyduje się pomóc nowo poznanej dziewczynie ukrywając przy tym swoją prawdziwą tożsamość. Z czasem ich zwykła znajomość przeradza się w coś znacznie głębszego. Tylko czy związek budowany na niedomówieniach i kłamstwach ma jakikolwiek sens?

Przeczytałam w swoim czytelniczym życiu wiele książek z działu literatury obyczajowej, ale po raz pierwszy spotkałam główną bohaterkę tak bardzo podobną do mnie. W pewnym momencie poczułam się tak, jakbym czytała o sobie. Sposób bycia Tosi, jej charakter, podejście do życia. Przecież to jestem ja. Nie mówiąc już o relacjach damsko-męskich, bo w tym aspekcie też mamy ze sobą dużo wspólnego. 
Antoniny nie da się nie lubić. Bije od niej ogromna dobroć i ciepło. Nie zależy jej na wyglądzie, dlatego co niektórzy widzą w niej przysłowiową szarą myszkę. Zawód bibliotekarki, jaki wykonuje, też rzutuje na jej atrakcyjności. Jest singielką, i raczej ten stan szybko nie ulegnie zmianie. To, że jeszcze "tego" nie robiła uważa za swój największy defekt. Ma już przecież ponad trzydzieści lat. Niespodziewanie zaczyna ją to wszystko martwić. Może powinna poddać się metamorfozie, lepsze ciuchy, ostrzejszy makijaż. No i te kokieteryjne gesty. Szybko dochodzi do wniosku, że i tak nic z tego by nie wyszło. Stała by się kimś zupełnie innym, a ona woli poprostu zostać sobą. Cichą i spokojną Antoniną, która lubi marzyć i bujać w obłokach. 
Katarzyna Janus zasługuje na uznanie, za to w jaki sposób wykreowała postać głównej bohaterki. Wygląda jak chce, żyje jak chce, robi co chce i na siłę nie będzie tego zmieniać. Jeśli pokocha ją jakiś mężczyzna to tylko taką jaką jest naprawdę.
Prawdą jest, że co niektórzy zwracają uwagę tylko na wygląd drugiego człowieka. Niestety piękno z inteligencją nie zawsze współgra. Bardzo dobrze, że autorka zdecydowała się poruszyć właśnie taki temat. Mądra, a mniej urodziwa kobieta zabłyszczy na salonach, piękna, a głupiutka tylko się ośmieszy. 
Antonina zasługiwała na ogrom szczęścia i prawdziwą, szczerą miłość. Jej pierwsze spotkanie z Jakubem odbyło się w dość nietypowych okolicznościach, nie mówiąc już o kolejnym. Remont domu bardzo zbliżył ich do siebie. Spadek jaki otrzymała stał się dla niej darem od losu. Dzięki niemu w końcu zdecydowała się zaryzykować i wyszła poza wcześniej ustalony przez siebie schemat. Byłam z niej szalenie dumna. Jak za machnięciem różdżki stała się kobietą mocno stąpającą po ziemi. I żadne zmiany w wyglądzie nie były do tego potrzebne. Męskie spojrzenia kierowane w jej stronę też się trochę do tego przyczyniły. W tym momencie wypadałoby napisać, że żyli długo i szczęśliwie... Niestety życie czasami potrafi nas niemiło zaskoczyć. Dzięki komplikacjom wprowadzonym przez autorkę akcja nabrała rozpędu, a cała ta historia stała się jeszcze bardziej interesująca.
Tak to już jest, gdy kłamstwo wymyka się spod kontroli, a na wyjawienie prawdy brak nam odwagi. 
"Błękitny dom nad jeziorem" to książka w której nie brakuje trudnych tematów. Jednym z nich jest nadużywanie alkoholu. Topienie problemów w napojach wysokoprocentowych chyba jeszcze nikomu na dobre nie wyszło. Przemoc domowa to kolejny wątek, który autorka postanowiła poruszyć. Ukrywanie czegoś przed drugim człowiekiem też nie jest najlepszym pomysłem. Tym bardziej, gdy dotyczy to najbliższej nam osoby i może mieć znaczny wpływ na naszą relację. Czy w takiej sytuacji znajdziemy w sobie siłę, żeby móc przebaczyć zależne jest tylko od nas.

Katarzyna Janus postanowiła wpleść w główną treść książki dwa bardzo ciekawe wątki poboczne. Razem z Antoniną odbywamy podróży w czasie i poznajemy losy Benedykty Zielińskiej, jej dalekiej krewnej. Drugi dotyczy czasów teraźniejszych, a dokładnie Piotra i Pawła, bliźniaczego rodzeństwa. 

"Błękitny dom nad jeziorem" to książka przy której można się świetnie zrelaksować i odpocząć, mimo tego, że jej fabuła jest dość mocno oklepana. Ja już tak mam, że jesienią nachodzi mnie większa ochota na lekkie powieści, które otulają jak mięciutki koc. To nic, że są banalne, naiwne. Dla mnie w tym czasie najważniejsza jest przyjemność z lektury. Czasami potrafią zaskoczyć, i to w pozytywny sposób, więc warto dać im szansę.
Jeśli jesteście ciekawi jakie decyzje podjęła Antonina, czy w końcu spełniła swoje marzenia musicie sięgnąć po tę książkę. 
Ja, gdy tylko będę miała okazję z pewnością zapoznam się z dalszym ciągiem tej historii.

POLECAM
MOJA OCENA 7/10


 


niedziela, 1 października 2023

NAD RZEKĄ WSPOMNIEŃ (Recenzja)

Autor: Monika A. Oleksa
data wydania: 2 września 2021
liczba stron: 360
wydawnictwo: Filia
 







"Nad rzeką wspomnień" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Moniki Oleksy. Okładkowe zdjęcie zachwyca, a zarys fabuły intryguje. Te dwa elementy w dużej mierze przyczyniły się do tego, że zdecydowałam się na lekturę tej książki.

Daria Markowska przyjmuje propozycję napisania biografii zamożnego biznesmena. Mężczyzna nie udziela się w mediach i strzeże swojej prywatności. Żeby zacząć pracę nad książką wyjeżdża na dwa miesiące do Nadbużańskich Świerż.
Zostaje powitana przez właścicieli posiadłości w serdeczny sposób, ale tej chwili towarzyszyła dość ciężka atmosfera. Aura tajemniczości i niedomówień daje o sobie znać. 

Okładka książki czasami potrafi zmylić czytelnika. Coś takiego przytrafiło mi się gdy wzięłam do ręki "Nad rzeką wspomnień". Las, jezioro, zarośla. W środku z pewnością czeka na mnie opowiastka w sielskim klimacie, ale ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam coś zupełnie innego. Jest to literatura obyczajowa w mrocznym wydaniu. 
Książka zaczyna się niepozornie. Daria opuszcza Wrocław i kupuje dom w nadmorskiej miejscowości. W ten sposób zamyka drzwi do przeszłości, żeby móc zapisywać nową, czystą kartę swojego życia. 
Gdy dotarła do celu swojej podróży akcja od razu nabrała rumieńców. Zbigniew Puchacz wydał jej się miłym i kulturalnym mężczyzną, ale za to sposób zachowania jego żony i to, jak na nią patrzyła sprawił, że poczuła się niekomfortowo w jej towarzystwie. Zresztą już sam nastrój jaki panuje w ich posiadłości wzbudził w niej jakiś taki dziwny niepokój. 
Na co dzień nie czytam thrillerów czy horrorów, ale ta szczypta grozy, którą szybko da się wyczuć przypadła mi do gustu. Dodała takiego fajnego smaczku całej tej historii. Stara posiadłość, którą Puchaczowie odnowili, też się świetnie w to wszystko wkomponowała. Tego typu nieruchomości kojarzą nam się przede wszystkim z duchami. Monika Oleksa w bardzo ciekawy sposób przedstawiła wątek dotyczący zjawisk paranormalnych. Nie chciałabym być na miejscu Darii, gdy po razem pierwszy ujrzała postać nieznajomej dziewczynki. Przyjechała do Świerż, tylko po to żeby zebrać materiał do książki, wiec żadnych zjaw nie brała pod uwagę. 
"Nad rzeką wspomnień" to intrygująca historia nie tylko ze względu na jej mroczny wydźwięk. Swoją uwagę skupiłam również na problematyce jaka została w niej poruszona. W życiu Darii nie brakowało trudnych momentów. Zdradę męża jakoś udało jej się przetrawić, ale porzucenia przez własną matkę do tej pory nie potrafi zrozumieć. Miała w tedy dwanaście lat, teraz jest już dorosłą kobietą i w dalszym ciągu nie zna powodu dlaczego tak postąpiła. Nawet nie wie czy kobieta, dzięki której pojawiła się na świecie jeszcze żyje. Fakt, że Zbigniew Puchacz w przeszłość miał z nią kont bardzo mocno ją zaskoczył. Wiedząc, że jej nowy pracodawca nie dopuszcza do siebie ludzi z zewnątrz, zaczęła zastanawiać się dlaczego akurat dla nich obu zrobił wyjątek.

"Nad rzeką wspomnień" to idealna książkowa propozycja na długie jesienne wieczory. Klimat oraz nastrój jaki w niej panuje idealnie wpasowuje się w porę roku jaką obecnie mamy. Mnie zafascynowała ta historia już od pierwszej strony. 
Nudy z pewnością w niej nie ma. Są za to liczne niedomówienia, złowieszcze spojrzenia i groźby. Wszystko to, owiane jest mgłą z sekretów i rodzinnych tajemnic, które Daria postanowiła odkryć. Przeszłość uderza w nią ze zdwojoną siłą, a rany na sercu, które przez tyle lat były zabliźnione ulegają ponownemu otwarciu. To, że w takich okolicznościach zdoła się zakochać było dla niej wręcz nieprawdopodobne.
Im bliżej byłam zakończenia tej historii na moim ciele pojawiła się "gęsia skórka". Czułam, że będzie emocjonująco, ale nie wiedziałam, że aż tak. W pewnym momencie zrobiło się bardzo dramatycznie i zarazem wzruszająco. Takiego biegu wydarzeń w ogóle nie brałam pod uwagę. Monika Oleksa bardzo pozytywnie mnie tym zaskoczyła. 

Z czystym sumieniem polecam wam tę książkę. Jestem pewna, że będziecie usatysfakcjonowani jej lekturą tak samo jak ja. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10




środa, 9 sierpnia 2023

Z JEDNEJ GLINY (Recenzja)

Autor: Liliana Fabisińska 
data wydania: 17 stycznia 2018
liczba stron: 360
wydawnictwo: Filia











Będąc któregoś dnia w bibliotece, natrafiłam na książkę Liliany Fabisińskiej "Z jednej gliny". Zaciekawił mnie opis oraz sam tytuł. Nie miałam wcześniej styczności z piórem tej pisarki, więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko wgłębić się w jej treść.

Mąż Nory zaginął w tajemniczych okolicznościach. Nie wiadomo gdzie jest, i czy w ogóle żyje. W jednej sekundzie kobieta stała się samotną matką pięciorga dzieci bez jakichkolwiek środków do życia. Brak pieniędzy z każdym dniem coraz bardziej jej doskwierał. W podreperowania budżetu mają pomóc zajęcia z cerami, które Nara chce zorganizować. Ma warsztat, piec, glinę. Nie zna się na tym zbyt dobrze, ale obserwowała Jacka jak pracował, więc powinna dać sobie radę. 
Okazuje się, że nic tak nie łączy ludzi jak problemy. Przekonały się o tym Lena, Gośka i Marta, trzy kobiety, które zapisały się na zajęcia. Mimo tego, że pierwsze spotkanie odbyło się w nerwowej atmosferze żadna z nich nie zrezygnowała. Pojawiły się na kolejnych w tej samej liczbie. 

Przed lekturą "Z jednej gliny" zapoznałam się z kilkoma opiniami innych recenzentów. Większość pisała, że jest to historia przy której można się pośmiać. Nie wiem czy z moim poczuciem humoru jest coś nie tak, ale mnie ta książka jakoś nie rozbawiła. Miałam za to problemy żeby się w nią wgryźć. Autorka przeskakuje z jednego wątku na drugi i robi się spory chaos. Z tego też powodu lektura "Z jednej gliny" wymaga od czytelnika większego skupienia, bo można się  w tym wszystkim szybko pogubić. 
W książce zostało poruszonych kilka tematów, ale szczególnie jeden utkwił mi w pamięci. Niepłodność dotyka coraz większej liczby kobiet jak i mężczyzn. Kobieta marzy o tym, żeby móc poczuć ruchy dziecka, usłyszeć dźwięk bijącego małego serduszka. Marta, jedna z bohaterek wspólnie ze swoim mężem jest w stanie zrobić wszystko, żeby w ich życiu pojawił nowy członek rodziny. Z czasem stało się to dla niej obsesją. Zapisała się na zajęcia żeby móc się zrelaksować, ale w międzyczasie sprawdzała kolejne sposoby, które miały jej pomóc zajść w ciążę. Wydawała przy tym zawrotne sumy pieniędzy. Niepłodność jest tematem ważnym, trudnym, i... poważnym. Tutaj został przedstawiony jak dla mnie w sposób mocno kontrowersyjny. Miało być (chyba) zabawnie, ale ja jakoś nie turlałam się ze śmiechu.  Za to czułam niesmak i zażenowanie. Zdaje sobie sprawę z tego, że taki zamysł miała autorka, a kreacja bohaterki jest taka, a nie inna. Jednak moim zdaniem nie wyszło to dobrze. Jestem bardzo ciekawa opinii kobiet, które naprawdę starały się latami o dziecko po przeczytaniu czegoś takiego. 
W życiu pozostałych bohaterek również nie brakuje trosk i problemów na temat których nie zawsze chce się rozmawiać. Nora nagle została sama z pięciorgiem dzieci. Nie ma pieniędzy, na pomoc rodziny też nie ma co liczyć. Pomysł z zajęciami był jedynemu wyjściem z kryzysowe sytuacji w której się znalazła. Czy się bała? Oczywiście, że tak. Odwaga oraz matczyna troska pomogła jej przezwyciężyć cały ten strach. Oczywiście otrzymane wsparcie od uczestniczek zajęć też się do tego przyczyniło. Warto bezinteresownie pomagać, bo wtedy dobro wróci do nas ze zdwojoną siłą. Sprawa z zaginięciem jej męża jest bardzo zagmatwana. Czułam, że ktoś za tym stoi, i prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. 
Norę polubiłam najbardziej z całej tej babskiej czwórki. Jest mądrą, dzielną kobietą. Po tym co przeszła zasługuje na szczęście, miłość, a przede wszystkim na szacunek. 
Każda z nas pragnie kochać i być kochaną. Gośka jest matką małej Cloe. Gdy tylko tata dziewczynki otrzyma rozwód obie przeprowadzą się na stałe do Francji. Wszystkie walizki spakowane, więc w każdej chwili mogą jechać na lotnisko. Czekają tylko na odpowiedni sygnał. Miałam przeczucie, że coś ten ukochany Gośki kręci, a ona nie zdaje sobie z tego sprawy. 
Lena też jest ciekawą postacią. Na zainteresowanie u płci męskiej raczej nie może narzekać. Jednak w dalszym ciągu poszukuje idealnego kandydata na męża i przyszłego ojca. Gdy przeczuwa, że może być w ciąży wpada w panikę bo nie wie z kim. Wobec Nory zachowywała się dość dziwnie, tak jakby coś przed nią ukrywała. Bardzo dobrze czuła się w towarzystwie nowo poznanych koleżanek i dlatego nie wiedziała jak ma się zachować wobec nich. Powiedzieć prawdę, czy w dalszym ciągu trzymać wszystko w sekrecie. Targały nią wyrzuty sumienia, a ja byłam ogromnie ciekawa dlaczego. 

"Z jednej gliny" nie jest złą książką. Po prostu dzieje się w niej dużo i gdyby to wszystko zostało uporządkowane lektura stałaby się znacznie przyjemniejsza. Miałam również wrażenie jakby ktoś autorkę poganiał gdy pisała tę książkę. Akcja pędzi z prędkością światła i nie ma zamiaru zwolnić. Jak dla mnie było to trochę za szybkie tempo. Drażniła mnie również sztuczność w dialogach i te wszystkie nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. Wielka szkoda, że tak mało jest w tej książce realizmu. Zakończenie jest dość ciekawe i za to należy się duży plus. 
Cała ta historia posiada w sobie potencjał, który niestety nie został przez Lilianę Fabisińską dostatecznie wykorzystany. 
Jeśli jesteście ciekawi tej książki możecie śmiało po nią sięgnąć. Może wam przypadnie do gustu bo ja mam mieszane uczucia. 

MOJA OCENA
6/10


wtorek, 1 sierpnia 2023

SPOTKAJMY SIĘ PO WOJNIE (Recenzja)

Autor: Agnieszka Jeż 
data wydania: 16 września 2020
liczba stron: 384
wydawnictwo: Filia











Książka "Spotkajmy się po wojnie" autorstwa Agnieszki Jeż to druga część cyklu "Miłość warta wszystkiego". Pierwszej niestety nie udało mi się wcześniej przeczytać. Z tego też powodu miałam wątpliwości czy lektura dalszego ciągu będzie miała jakikolwiek sens. 

Anna i Marcin zdecydowali się na wspólne życie. Zanim wypowiedzą słowa przysięgi małżeńskiej zaprosili najbliższych na przyjęcie zaręczynowe. Przy okazji członkowie obu rodzin mogli lepiej się poznać. Tylko tak się składa, że dziadkowie jednej i drugiej strony już od dawna się znają. W trakcie spotkania na światło dzienne wychodzą głęboko skrywane rodzinne tajemnice. 

Przyznam się, że odczuwałam lęk przed lekturą tej historii. W końcu książki, które tworzą dany cykl lub serię mają to do siebie, że lepiej czytać je po kolei, a ja przecież nie znam pierwszej części. Odkładałam ją kilka razy na półkę, tylko po to żeby za chwilę do niej wrócić. Moc przyciągania w końcu wygrała, i teraz gdy jestem już po lekturze mogę stwierdzić, że jest to jedna z piękniejszych książek z jakimi w tym roku miałam okazję się zapoznać. 
Trudno jest mi ubrać w słowa myśli i odczucia, które we mnie buzują. Jest to fikcja, ale coś takiego mogło wydarzyć się naprawdę. 
Kobieta, która lada moment wychodzi za mąż dowiaduje się, że tak naprawdę jest zupełnie inną osoba. Z pewnych względów o których do tej pory nie miała pojęcia musi na nowo nauczyć się życia. Szok miesza się z niedowierzaniem. A może to tylko zły sen? Dla Anny niestety była to jawa. Nie mam pojęcia jak ja zachowałabym się będąc na jej miejscu. Z pewnością potrzebowałabym czasu żeby sobie to wszystko na spokojnie poukładać. Chciałaby, ale nie potrafi zrozumieć dlaczego jej dziadkowie oraz Marcina przez tyle lat coś takiego ukrywali. Działo się to w trakcie wojny, ale nie jest to żadne usprawiedliwienie. 
Cała ta sytuacja musiała w jakimś stopniu wpłynąć na jej relację z narzeczonym. Zresztą Marcin też to wszystko przeżywał na swój sposób. Sekret goni sekret. Po kilku dniach spokoju na jaw wychodził kolejny, jeszcze bardziej szokujący. Śledziłam z zapartym tchem poczynania Anny. Na szczęście mogła liczyć na pomoc Marcina wiedząc, że dla niego też nie jest to łatwe. Inaczej nie mogli postąpić żeby móc zacząć zapisywać czystą kartę swojego wspólnego życia. Musieli wgłębić się w historię swoich rodzin bo inaczej tkwili by w martwym punkcie budując swoje szczęście na fundamencie z kłamstw i niedomówień. 
"Spotkajmy się po wojnie" to książka wyjątkowa. Bieg wydarzeń sprawia, że nie sposób się od niej oderwać. Jednak jeśli o mnie chodzi, postanowiłam trochę przyhamować swoje czytelnicze tempo. Dzięki temu mogłam delektować się tą historią, bo na to poprostu zasługuje. Jest w niej ogrom emocji, które skutkują szybszym biciem serca. Nie sposób przy tej książce się nie wzruszyć i uronić chociażby jednej łzy. "Spotkajmy się po wojnie" to bolesna i smutna opowieść o ludziach z krwi i kości, którzy żyli i kochali w trakcie wojennej zawieruchy. Pragnęli szczęścia i miłości nie zważając na konsekwencje swoich decyzji i zachowań. Teraz muszą zmierzyć się z bolesną prawdą i reakcją najbliższych.
Agnieszka Jeż wykonała ogrom fantastycznej pracy pisząc tę książkę. Poruszyła trudny temat, który został przez nią przedstawiony w delikatny sposób z ogromną dawką wyczucia. Nie ocenia, nie krytykuje. Za to uświadamia swoim czytelnikom, że czas wojny zostawia po sobie ślady nie tylko na ciele, ale również na duszy. 
Historia Anny i Marcina oraz pozostałych bohaterów niesie ze sobą pewne przesłanie, które warto wziąć sobie głęboko do serca. Otóż nikt z nas nie jest idealny. Mamy na sumieniu mniejsze lub większe grzeszki. Agnieszka Jeż pisząc tę książkę udowadnia nam jak ważne jest odpuszczanie win. Bez tego nie da się patrzeć z nadzieją na lepsze jutro.

"Spotkajmy się po wojnie" to książka, która z pewnością na długo pozostanie w pamięci czytelnika. Jestem pewna, że zachwyci was tak samo jak mnie. 

POLECAM
MOJA OCENA
8/10



środa, 26 lipca 2023

CZAS NA NOWĄ MIŁOŚĆ (Recenzja)

Autor: Kinga Gąska 
data wydania: 11 sierpnia 2021
liczba stron: 368
wydawnictwo: Filia










"Czas na nową miłość" autorstwa Kingi Gąski to dalszy ciąg historii opisującej losy trzech kobiet, z którymi zapoznałam się już jakiś czas temu czytając "Miłość aż po rozwód".

Ewelina z czasem zrozumiała, że decyzje, które podejmowała w swoim dotychczasowym życiu były poprostu złe. Gdy została mamą zapragnęła stworzyć dla córeczki chociaż małą namiastkę prawdziwego domu. Bez Sebastiana, który formalnie nadal jest jej mężem. Brak mężczyzny u boku czasami jej doskwierał, dlatego idąc za radą stworzyła swoje konto w aplikacji randkowej. Na co dzień pracuje w salonie fryzjerskim, działa też prężnie w mediach społecznościowych. 
Ewelinie udało się wyjść na prostą. Nawet jej relacja z matką uległa znacznej poprawie. Za to zaczyna ją martwić dziwny niepokój, który odczuwa od kilku dni.
Joanna po rozwodowych perturbacjach powoli odzyskuje wewnętrzną stabilizację. Pomagają jej w tym spacery, teatr, spotkania z przyjaciółmi. Nieoczekiwanie zaczyna angażować się również charytatywnie. Gdy któregoś dnia otrzymuje tajemniczy list, wszystko do niej wraca ze zdwojoną siłą.
Jadwiga w dalszym ciągu pracuje w bibliotece, a każdą wolną chwilę wykorzystuje na pielęgnację działki. Biorąc ślub z Janem była szczęśliwa. Niestety z biegiem czasu miłość, która ich ze sobą połączyła ulotniła się w nieznanym kierunku. 
W trakcie niespodziewanej wizyty Pawła, Jadwiga szybko wyczuła, że syn może znowu coś od niej chcieć i prawdopodobnie opowie kolejną wymyśloną przez siebie historyjkę. Jednak tym razem ma zamiar rozegrać to trochę w inny sposób. 

Jak ja kocham takie książki, od których nie sposób się oderwać. Książkę Kingi Gąski "Czas na nową miłość" przeczytałam błyskawicznie. Byłam szalenie ciekawa jak potoczyły się losy trzech kobiet, które zostały skrzywdzone przez tego samego mężczyznę. 
Ewelina bardzo mi zaimponowała. Jest szalona i trochę łatwowierna, ale gdy została mamą stała się odpowiedzialną i zaradną kobietą. Szczere rozmowy z mamą dobrze zrobiły im obu. Pisarka świetnie poprowadziła tę postać. Przede wszystkim jest prawdziwa, bo takich Ewelina jest wiele. Zagubionych, marzących o super facecie, które z czasem przekonują się, że życie to nie bajka. 
W książce pojawiło się kilka retrospekcji czasowych dotyczących Eweliny i Sebastiana. Szczególnie utkwił mi w pamięci jeden fragment, w którym wspomniana została Zosia, ich córeczka. Dziewczynka bała się wejść na tzw. diabelski młyn, wtedy do akcji wkroczył jej tata. Ależ to było piękne i wzruszające. Takich momentów jest znacznie więcej, dlatego warto mieć przy sobie coś do otwarcia łez. Chociażby wspomniane wcześniej rozmowy Eweliny z mamą. Ile było w nich miłości i matczynej troski. Nie mogę nie wspomnieć o magicznym dzwoneczku. 
Jadwiga cierpliwie znosiła wszystkie wybryki córki. Po tych wszystkich złych momentach postanowiły dać sobie szansę. 
Jadwiga jest osobą o wielkim sercu. Nikomu nie odmówi pomocy i zawsze wesprze dobrym słowem. Ta dobroć perfidnie wykorzystywana jest przez inne osoby. Niestety zalicza się do nich jej syn. Czekałam na moment, w którym użyje wobec niego magicznego słowa NIE. Paweł to dorosły mężczyzna, a zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak. Zamiast wziąć się za uczciwą pracę, dalej knuje i mąci. Najgorsze w tym było to, że miał czelność obrać na swój cel Joannę, byłą żonę. Na szczęście kobieta nie została z tym wszystkim sama. 

"Czas na nową miłość" to książka, którą może się podobać, albo nie. Dla jednych będzie naiwną historyjką. Drudzy będą nią zachwyceni bo odnajdą w niej ukryte drugie dno. "Czas na nową miłość" zawiera w sobie historię przy której można się zrelaksować, ale jednocześnie warto dogłębnie przeanalizować jej treść. Tym bardziej, że zawiera w sobie wiele ciekawych wątków i tematów, które okraszone zostały życiowymi mądrościami. Polecam ją uważnie czytać, żeby móc dostrzec to, co jest w niej najpiękniejsze, czyli emocje. Jest ich tutaj cała masa. Lektura tej książki sprawia, że zaczynamy inaczej patrzeć na swoje życie. Poddajemy analizie nasze relacje z najbliższymi, które nie zawsze są najlepsze. Dzieje się tak z różnych względów. Kinga Gąska udowadnia jak wielką moc ma rozmowa. Niejednokrotnie czujemy przed nią strach, nie mamy odwagi spojrzeć drugiej osobie w oczy. 
Całość czyta się bardzo dobrze. Akcja biegnie po właściwym torze. Jeśli chodzi o język, momentami jest on dość specyficzny, szczególnie tyczy się to Eweliny. Dziewczyna posługuje się slangiem młodzieżowym, ale mnie akurat to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie bo mogłam się pośmiać w trakcie lektury. Był jeden taki fragment, który szczególnie mnie rozbawił. 

Ewelina, Joanna i Jadwiga, trzy kobiety, które musiały stanąć w szranki z przeciwnościami losu. Nie poddały się i zawalczymy o nową siebie. Czy udało im się znaleźć tytułową nowa miłość tego wam zdradzić nie mogę. Za to z czystym sumieniem polecam wszystkim tę książkę. Ja, gdy tylko będę miała okazję, sięgnę po inne książki autorstwa Kingi Gąski. 

POLECAM
MOJA OCENA 
8/10


 

poniedziałek, 19 czerwca 2023

DWOREK POD LIPAMI (Recenzja)

Autor: Anna J. Szepielak
data wydania: 20 marca 2019
liczba stron: 477
wydawnictwo: Filia











"Dworek pod Lipami" to moje drugie spotkanie z piórem Anny Szepielak. Na książkę natrafiłam w trakcie bibliotecznych poszukiwań lekkiej, ale nie banalnej historii.

Gabriela zawodowo pisze książki. Prywatnie jest żoną Marka i razem wychowują dzieci z jego pierwszego małżeństwa. Zdawała sobie sprawę z tego, że wychodzi za mąż za wdowca. Śmierć Zosi wstrząsnęła wszystkim i ona bardzo dobrze to rozumie, jednak teraz to ona stoi u boku Marka. Niestety co niektórzy nie potrafią tego zaakceptować. Zaczyna czuć się obco we własnym domu. Marek zajęty swoją pracą nie dostrzega, że jego żonę coś trapi.
Gdyby tego było mało, wydawca wymaga od niej pewnych zmian w najnowszej książce. Z chęcią napisałaby coś zupełnie nowego, ale z nerwów nie może się na tym skupić.
Na ratunek przychodzi Maryla, najlepsza przyjaciółka Gabrieli, która ma dla niej pewną propozycję. Kilkudniowy wyjazd na pewno dobrze jej zrobi, a może przy okazji coś dotrze do Marka. 

Będąc jeszcze w bibliotece i trzymając w dłoniach "Dworek pod Lipami" czułam, że ta książka przypadnie mi do gustu. Tak też się stało. Właśnie takiej książki potrzebowałam, przy której odpocznę i nie będę myślała o tym, co się wokół mnie dzieje. 
"Dworek pod Lipami" jest powieścią, która skrywa w sobie pewną niespodziankę. Ja poraz pierwszy miałam z czymś takim do czynienia. Otóż, zawiera w sobie dwie historie. Jedna dotyczy Gabrieli i czasów współczesnych, natomiast w drugiej czytelnik odbywa podróż do przeszłości i poznaje Celinę, młodą, trochę zagubioną dziewczynę. Według mnie takie książkowe dwa w jednym to bardzo ciekawy pomysł. 
Z pewnością jesteście ciekawi skąd ta Celina się wzięła? Jak już wiecie, Gabriela jest pisarką. Jej twórczość cieszy się sporym zainteresowaniem wśród czytelników, a szczególnie seria o pani weterynarz. Ostatnio ma z nią problem, który spędza jej sen z powiek i nie ma pojęcia jak go rozwiązać. Atmosfera w domu też nie jest najlepsza. Wszystko to, musiało odbić się w jakimś stopniu na jej samopoczuciu i wenie twórczej. Dlatego przyjęła propozycję przyjaciółki. Pilnując jej domu przy okazji wskrzesiła do życia w swojej wyobraźni bohaterkę kolejnej powieści. Tym razem będzie to coś zupełnie innego jak dotychczas.
Zaciekawił mnie bardzo ten wątek. Autorka przedstawiła w nim jak wygląda od kulis praca osoby zajmującej się pisaniem książek. Jak się okazuje nie jest to wcale takie łatwe. Tym bardziej gdy chcemy, żeby książka była naprawdę dobrze napisana. Wymaga to dużo pracy i poświęceń. Trzeba zebrać odpowiednią ilość materiału, który musi być dobry jakościowo. Bardzo dobrze, że autorka postanowiła poruszyć taki temat. 
Drugi nie mniej ciekawy wątek dotyczy Marka i po części również Gabrieli. Śmierć ukochanej osoby jest czymś niewyobrażalnym. Tym bardziej gdy do tragedii dochodzi na skutek wypadku, który wydarzył się z naszej winy. Marek jest teraz mężem Gabrieli, ale mimo upływu czasu nie potrafi definitywnie zerwać z bolesną przeszłością. Z tego też powodu nasza główna bohaterka ma do mężczyzny ogromny żal. W żadnym stopniu nie potrafi lub nie chce zrozumieć jej pretensji. Według niego zwyczajnie przesadza i jednocześnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że ich małżeństwo wisi na włosku. Gabriela jest mądrą, inteligentną kobietą zasługującą na miłość i szczęście. Niestety los postanowił trochę namieszać w jej życiu.
Wprowadzając się na pewien czas do domu swojej przyjaciółki, nie przypuszczała, że tyle będzie się działo. Miała przecież w ciszy i spokoju przemyśleć kilka spraw i skupić się na pisaniu, a tu na jej drodze niespodziewanie pojawia się miły i do tego przystojny nieznajomy. Gdyby tego było mało musiała odrzucić zaloty natarczywego sąsiada. Gabriela na nudę raczej nie mogła narzekać. 

Całość czytało mi się naprawdę dobrze. Wszystkie wątki zostały przedstawione w książce w sposób interesujący i zachęcający do dalszej lektury. Ciekawie wykreowani bohaterowie to jeden z atutów tej powieści. Są prawdziwi, i zmagają się z problemami, które mogą dotykać również i nas. Gabrieli nie da się nie lubić. Czytając fragmenty z nią w roli głównej kilkakrotnie pojawiał się uśmiech na mojej twarzy. Szczególnie gdy rozmawiała z...Celiną. Za to wkurzał mnie Marek, który zachowywał się tak, jakby miał założone klapki na oczy. Starałam się go w jakimś stopniu zrozumieć, ale chyba mi się to nie udało. Uważam, że jego postępowanie było egoistyczne wobec Gabrieli. Niby ją kochał, ale z drugiej strony nie dbał o to uczucie. 
Jak widzicie emocji w tej książce z pewnością nie brakuje. Aspekt humorystyczny również się w niej pojawił. W pewnym momencie zrobiło się nawet dramatycznie. 
Z pewnością nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą, ale jestem ogromną fanką książek, w których akcja rozgrywa się na wsi lub w małych miasteczkach. Uwielbiam sielskie klimaty, a gdy dodamy do tego jakiś uroczy dworek, który skrywa w sobie wiele tajemnic jestem wtedy w pełni usatysfakcjonowana. Wszystko to, znalazłam w "Dworku pod Lipami".
Jest to świetnie napisana obyczajówka, która z pewnością umili urlopowy czas. Jeśli jesteście ciekawi czy Gabriela i Marek doszli w końcu do porozumienia i jak zakończyła się sprawa z wydawnictwem musicie sięgnąć po tę książkę. 

POLECAM
MOJA OCENA 
8/10