czwartek, 26 lutego 2015

ROK NA KOŃCU ŚWIATA ( Recenzja )

Autor: Renata Adwent
data wydania: 20 marca 2013
liczba stron: 376
wydawnictwo: Feria














"Sny to w końcu przewodnik i królewska droga do nieświadomości, obraz naszego potencjału, może alternatywna ścieżka naszego życia - to wszystko czego nie wybraliśmy. Czy ja dobrze wybrałam? To pytanie nie opuściło mnie ani po wyjściu z łazienki, ani przy śniadaniu, ani w drodze do pracy..." (cyt. s. 9).

Czy ja dobrze wybrałam? To pytanie zadaje sobie każda z nas gdy zdecyduje się na poważny związek z mężczyzną. Czy to jest właśnie ten mój wymarzony książę z bajki? Czy będę z nim szczęśliwa? Czy razem ze sobą będziemy szczęśliwi? A tak naprawdę warto zadać sobie jeszcze jedno bardzo ważne pytanie: Czy ja jestem już emocjonalnie gotowa na taki związek?
Dorosłe życie we dwoje to nie jest już dziecięca zabawa w dom, która nagle nam się znudzi i zaczniemy bawić się w coś innego. Tylko niestety bywa tak, że ta nuda może się nieoczekiwanie wkraść. Każdy dzień wygląda tak samo. Czujemy strach przed stabilizacją, pragniemy czegoś więcej, zwykłej inności. Brakuje nam powietrza, samo otwarcie okna na oścież niestety nie wystarczy. Strach potęguje również rozmowa na ten temat z ukochaną osobą. Nie wiemy przecież jak zareaguje...A najgorsze jest to, że może dojść do niekontrolowanego wybuchu. Konsekwencji takiej eksplozji również nie da się przewidzieć. Może najlepszym wyjściem w takiej sytuacji będzie milczenie, ale czy tak na dłuższą metę się da?
Boimy się tej rozmowy, do takiego stopnia, że szukamy ratunku w ucieczce od tego problemy. Wolimy zaszyć się gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie...I właśnie z taką ucieczką mamy do czynienia w książce Renaty Adwent.

Główną bohaterką książki jest trzydziestoletnia Rita. Rano otwiera sklepik z pamiątkami w którym pracuje. Natomiast wieczorem wraca do mieszkania, gdzie czeka na nią ukochany Mikołaj ( z zawodu lekarz) oraz głębia aromatów wydobywająca się z kuchni. Ale kobieta nie do końca czuje się szczęśliwa. Sama nie potrafi określić czego tak naprawdę chce. Niby niczego jej nie brakuje, więc powinna skakać z radości. Jednocześnie zaczyna zastanawiać się nad sensem miłości. Czym ona tak naprawdę jest i jak wygląda...
Któregoś dnia przeglądając pocztę natrafia na tajemniczą kopertą z kancelarii notarialnej. Jej zawartość sprawia, że nie informując o niczym Mikołaja, pakuje walizki i wyjeżdża w poszukiwaniu odpowiedzi na zadane sobie pytania...i sensu dalszego życia u boku ukochanego...

"Miłość! Jednym daje powody do radości, innym do płaczu, więc coś tu nie gra. Nie może być równoznaczna ze szczęściem i unoszeniem się 5 centymetrów nad podłogą z samego rana. I właśnie dlatego ruszam na poszukiwanie szczęścia, radości i spokoju, bez miłości..."(cyt. s.60). 

Punktem docelowym staje się mała mieścina - Bartnica Nowa. To właśnie tam znajduje się chatka, którą Rita dostała w spadku po zmarłej ciotce. Aby dostać nieruchomość na własność musi spełnić jeden, ale za to bardzo ważny warunek - zamieszkać tam na okres jednego roku...

Będąc już na miejscu odkrywa siebie na nowo. Dostrzega jakie popełniła błędy, że to strach przed rozmową z Mikołajem doprowadził ją tam, gdzie obecnie się znajduje. Przechodzi wewnętrzną metamorfozę i to bez kozetki u psychologa. Najlepszymi terapeutami stają się mieszkańcy Bartnicy. Wydawałoby się, że na wsi nic się nie dzieje. Cisza spokój, piękne krajobrazy. Tylko słychać śpiew ptaków, żaby w stawie i nic więcej. A tu taka niespodzianka. Dzieje się, aż nadto. Rita na nudę narzekać nie może. Zaczyna wcielać w życie swój nowy projekt, jest nim HOTEL ZŁAMANYCH SERC. Stara się o dotację unijną w celu zdobycia funduszy na możliwość zorganizowania warsztatów artystycznych w PRACOWNI ARTYSTYCZNEJ POD ANIOŁAMI. Kto by pomyślał, że weźmie udział w KONKURSIE PIOSENKI LUDOWEJ razem ze swoją grupą przyjaciółek i jeszcze zdobędą główną nagrodę! Ale chyba taką wisienką na torcie był
PIORUN - AGENCJA DETEKTYWISTYCZNA.

Dużo tego, gdzie w tym wszystkim znaleźć czas na jakieś przemyślenia. Rita miała takich chwil bardzo wiele. Ciągle miała nadzieję, że nagle koło furtki zaparkuje samochód z Mikołajem za kierownicą. W głębi duszy bardzo zanim tęskniła...

Z tematyką, którą na kartach powieści poruszyła Renata Adwent spotykamy się w książkach bardzo często.
My kobiety, potrzebujemy czasami odpoczynku od otaczającego nas życia. Może się niektórym wydawać, że to taki babski kaprys. Ale taki wypad, gdzieś w nieznane może być lekiem na problemy dnia codziennego.  I nie musi to być zaraz wyjazd gdzieś daleko...Autorka w bardzo fajny sposób przedstawiła realia wiejskiej społeczności. Spełniać swoje marzenia można wszędzie, trzeba mieć tylko w sobie odpowiednie pokłady wiary, że się uda...
Cały ten wyjazd odmienił życie głównej bohaterki w taki sposób, że chyba ona sama czegoś takiego się nie spodziewała....

W powieści mamy do czynienia z różnym obliczem miłości. Nie tylko z tym pięknym i namiętnym, poruszony również został temat miłość trudnej. Basia, matka trzech cudownych dziewczynek, i jednocześnie żona alkoholika. Poznajemy także historię Małgorzaty, która jest nękana przez swojego chłopaka. Nie wolno nam zapomnieć o Ricie i jej rozterkach uczuciowych, z którymi się obecnie zmaga. Może przy tych dwóch jakże innych  przypadkach jej problemy to błahostka, ale ona również pragnie w końcu przekonać się czy uczucie, którym obdarzyła Mikołaja jest tym uczuciem, który spowoduje, że poczuje się szczęśliwą i spełnioną kobietą...

Szczerze mówiąc duży wpływ na wewnętrzną przemianę Rity mieli nie tylko ludzie, ale również otaczająca ją przyroda. Razem ze zmieniającymi się porami roku, zmieniała się Ona sama. Z szarej myszki, która bała się jakichkolwiek zmian stała się kobietą pewną siebie, wiedzącą czego chce...Pokazała, że samotna kobieta, która postanowiła zamieszkać na wsi również potrafi o siebie zadbać i da sobie radę w każdej sytuacji, nawet w tej najmniej oczekiwanej...O prowadzeniu własnego biznesu nie wspominając...

Niech nikt sobie nie pomyśli, że ta książka to takie zwykłe lekkie czytadło. Z jej treści można wynieść bardzo wiele. A przede wszystkim doprowadza nas do jednego bardzo ważnego wniosku, że czasami taka"ucieczka' może wyjść nam  zwyczajnie na dobre...

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

niedziela, 22 lutego 2015

MODLISZKA ( Recenzja )

Autor: Irena Matuszkiewicz
data wydania: 8 stycznia 2013
liczba stron: 488
wydawnictwo: Prószyński i S-ka










"Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci...". Są to słowa przysięgi małżeńskiej, którą składa się ukochanej osobie patrząc jej prosto w oczy. W obecności rodziny, przyjaciół, a przede wszystkim przed Bogiem. Jest to chwila piękna i wzruszająca...Ale niestety życie pisze różne scenariusze. Dwoje ludzi, którzy zostali połączeni węzłem małżeńskim nagle stają sobie zupełnie obcy i wyruszają w drogę w przeciwnym kierunku...

Małżeństwo Mileny i Lucjana to zwyczajne małżeństwo. Ona wykonuje zawód protetyka, on prowadzi hurtownię budowlaną. Jeśli chodzi o sprawy finansowe, narzekać nie mogą. Radek, syn Mileny, obecnie student Politechniki Gdańskiej również nie przysparza jakiś wielkich problemów wychowawczych. Tworzą razem zgodną i szanującą się rodzinę.. Ale jak w każdej rodzinie bywają chwile, które zaliczyć można do tych mniej radosnych. W związku Mileny i Lucjana również pojawiają się lepsze i gorsze dni.
Ale chyba takiego dnia, to Milena się nie spodziewała...
Informacja o zdradzie jej męża pada na nią jak grom z jasnego nieba. Jeszcze większym szokiem jest dla niej dodatkowa  wiadomość, że Pan mąż spodziewa się potomka. Po 20-tu latach zdawałoby się szczęśliwego małżeństwa. Bo za takowe uważała je Milena, nagle jej ślubny wykonał skok w bok. Chyba nie ma nic gorszego dla kobiety, gdy jej miejsce u boku ukochanego zajmuje młodsza wiekiem. A co za tym idzie również atrakcyjniejsza...
Na szczęście małżonek posiada odrobinę uczciwości i przyznaje się do popełnionego czynu. Tylko z honorem już troszkę gorzej...Wydaje mu się, że nic się nie stało i w dalszym ciągu mogą tworzyć zgodne i szczęśliwe małżeństwo. A to się bidulek zdziwił...Nie zastanawiając się ani chwili Milena pakuje w walizki dobytek Lucjana i wystawia je za drzwi. Jednocześnie wyrzuca go ze swojego serca...

I co teraz? Załamać się i wpaść w depresję. Nic z tych rzeczy. W przypadku Mileny zdrada nie oznacza końca świata, a wręcz przeciwnie. Bardzo dobrze czuje się w skórze "wolnej" kobiety...Spełnia się zawodowo, rozpoczyna przygotowania do kursu na prawo jazdy...Żaden chłop w tym momencie nie jest jej do życia potrzebny. Ma swoje grono przyjaciółek, z którymi spotyka się na zebraniach klubu, o dość specyficznej nazwie "KWAK" - Klub Wciąż Atrakcyjnych Kobiet...Nie powiem, ale z chęcią bym do takiego klubu dołączyła...Nowa znajomość z Laurą Widacką przeradza się z kontaktów sąsiedzkich w bardziej przyjacielskie...Do tego syn ma dla niej fantastyczną wiadomość, że zostanie babcią oraz teściową...:-) Gdzie tu czas na jakieś rozmyślanie...

Gorzej z Lucjanem...Chyba "nowa" ukochana nie służy mężczyźnie...Sam wybrał dla siebie taki los, nikt go do zdrady nie zmuszał...

Wielkie brawa dla Pani Ireny, za to w jaki sposób przedstawiła historię zdradzonej kobiety. "Modliszka" to fantastyczny poradnik psychologiczny dla kobiet, które poczuły smak zdrady w swoim życiu. Nie warto płakać, załamywać się...Bierzcie przykład z Malwiny, tak zachowuje się mądra, silna i inteligentna kobieta. Bierze wszystko na klatę i idzie dalej...Ogromny plus dla autorki za to, że nie zapędziła Mileny na siłę w ramiona kolejnego mężczyzny. Chociaż jeśli chodzi o powodzenie u płci męskiej to kilku chętnych bardzo chciało mieć ją u swego boku...Ale na chwilę obecną to nie jest odpowiedni czas na zakochanie...Taką kobieta podjęła decyzję i jest z tego powodu szczęśliwa...
Gdy zaczęłam czytać książkę, zastanawiałam się o co chodzi z tą tytułową modliszką. Przecież to takie małe, niepozorne  zielone stworzonka. Ale w książce czytelnik będzie miał do czynienia z porównaniem tego owada z człowiekiem. A dokładniej z kobietą. Kobieta-modliszka to taki odpowiednik męskiego playboya. Wykorzysta i zostawi...Nie dba o uczucia mężczyzny, który traktowany jest jak przedmiot...
Jako pierwsza na mecie w wyścigu tytułowych "modliszek" pojawia się Irmina - nowa ukochana Lucjana...Dogania ją Laura Widacka...Trzecią na podium jest...,a nie powiem :-). Zdradzę tylko, że uczestniczek w wyścigu było kilka...Jedne były bardziej "modliszkowate", drugie troszkę mniej.

Książkę czyta się lekko i przyjemnie. Zawiera w sobie duże pokłady optymizmu i wiary w lepsze jutro. Wywnioskować z niej można, że kobiety to nie jest taka słaba płeć...Drzemie w nas ogromna wewnętrzna siła. Trzeba dążyć do wyznaczonego sobie wcześniej celu, spełniać marzenia. Najlepszą terapią w trudnych życiowych momentach i co najważniejsze bardzo skuteczną są przyjaciele na których można zawsze polegać...
Przeczytałam powieść lotem błyskawicy. Spędziłam w jej towarzystwie kilka fantastycznych godzin...Tak naprawdę, chyba każda z nas ma coś w sobie z modliszki. Może trudno jest nam się do tego przyznać, albo skrzętnie to w sobie ukrywamy...albo po prostu o tym jeszcze nie wiemy, że posiadamy w sobie takie cechy...
Zachęcam do sięgnięcia po książkę Ireny Matuszkiewicz szczególnie panie, tak dla sprawdzenia siebie. A przede wszystkim warto poznać główną bohaterkę książki, kobietę która udowodniła, że można być z siebie dumnym. Nie wiem, jak ja bym się zachowała w podobnej sytuacji, ale wiem na pewno, że chciałabym zachować się w taki sposób w jaki uczyniła to Milena. Z godnością i z klasą...

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

środa, 18 lutego 2015

WSPÓŁPRACA RECENZENCKA


W dniu dzisiejszym blog "Półka z książką" rozpoczął współpracę z pierwszym wydawnictwem. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie układać się w sposób fantastyczny. Gdy przeczytałam wiadomość z pozytywną nowiną  poczułam w sobie nieopisaną radość. Bloguję od jakiegoś już czasu.
Czytam książki gdy tylko się da i właśnie zamiłowanie do czytania spowodowało, że postanowiłam podzielić się nią z innymi...O takiej współpracy marzyłam i jak widać warto marzyć bo marzenia się spełniają :-).

Tym wydawnictwem jest: 

wtorek, 17 lutego 2015

CZARNE TANGO ( Recenzja )

Autor: Lena Oskarsson
data wydania: 11 września 2013
liczba stron: 328
wydawnictwo: Czarna Owca











Na samym wstępie chciałabym zaznaczyć, że "Czarne tango" to pierwsza książka Leny Oskarsson, którą udało mi się przeczytać. Oprócz książek obyczajowych sięgam również po kryminały. Kobiety piszące tego typu książki to rzadkość w świecie literackim, ale na szczęście to się zmienia. Książka Pani Oskarsson to kryminał w szwedzkim klimacie. Warto w tym miejscu wspomnień o innej pisarce, a mianowicie o Camilli Lackberg. Tak się składa, że miałam przyjemność przeczytania już kilka jej książek. 
I gdybym teraz została poproszona o porównanie obu tych pań, a raczej ich twórczości, mogę powiedzieć tylko jedno. Lena Oskarsson powinna umówić się na kawę z Panią Camillą. 

Flash mob - jest to określenie grupki  nieznanych sobie wcześniej osób zgromadzonych w niespodziewanym miejscu, w celu przeprowadzenia zaskakującego wydarzenia...I właśnie w takim wydarzeniu wzięli udział bohaterowie z książki. Z różnych zakątków świata, a także o różnym poziomie społecznym. Za pomocą jednego z komunikatorów społecznych kontaktują się ze sobą i postanawiają zatańczyć wspólnie "czarne tango". Wśród "imprezowiczów" spotkać można ludzi bogatych i zamożnych, jak i również takich którzy żyją od jednej wypłaty do drugiej. Na uwagę zasługuje także pewna rodzina. Znana blogerka Anne-Marie, która przybyła wraz z mężem oraz malutką córeczką... 
Nikt nie domyśla się, że w trakcie zabawy dojdzie do tragicznego wydarzenia...Na drugi dzień zostają odnalezione zwłoki dziewczynki...w mrowisku...!!

Wszystko to, działo się nad jeziorem Shirejson niedaleko Vimmerby , które było już świadkiem brutalnych morderstw ( można o nich przeczytać w innej książce pisarki: "Plac dla dziewczynek"). Jak na szwedzki kryminał przystało, akcja książki rozgrywa się w klimacie ponurym, mglistym. Można powiedzieć, że jak z horroru...
Ludność tam mieszkająca, nie zawsze jest uprzejma w kierunku nowo przybyłych. Właśnie taką nowo przybyłą staje się  psycholożka - Marianne Fogler. Dziwić może fakt, co ją sprowadza do takiego miejsca. Kobieta, jest świeżo po rozwodzie i akurat w takim miejscu chce odnaleźć siebie na nowo... 
Powrót do normalności zakłóci informacja o śmierci dziewczynki oraz...martwy szczur!!

Podejrzanymi stają się uczestnicy zabawy. Ale jak tu teraz przeprowadzić śledztwo gdy większość z nich rozjechała się już do swoich domów. W sprawę śmierci dziecka zaczyna angażować się Marianne wraz ze swoją przyjaciółką Zuzą....

Gdy czytam książkę staram się ją przeczytać do końca. Tak było również w przypadku "Czarnego tanga". Przeczytałam ją wczoraj i z ulgą mogę stwierdzić, że ufff nareszcie...
Chyba nikt nie lubi oceniań książki w sposób krytyczny. Tym bardziej gdy trafiłam na "Czarne tango" w bibliotece pomyślałam sobie: jak ja dawno nie czytałam żadnego kryminału. A jeszcze mamy tutaj do czynienie z tzw. Czarną Serią, więc może być fajnie. Taki czytelniczy dreszczyk emocji...
Zapowiadało się nieźle, ale do czasu gdy odnaleziono zwłoki dziecka, a raczej w jakim miejscu zostały znalezione...Po prostu musiałam przerwać czytanie....
Dalej było tylko gorzej. Szczury, ludzkie szczątki potraktowane piłą mechaniczną...To cud, że ja tę książkę przeczytałam całą.
Jeśli chodzi o całość, niby pomysł dobry, ale z wykonaniem już autorka troszkę przesadziła. Nie wiem jaki miała w tym cel pisarka pisząc w ten sposób. Jak dla mnie fabuła książki to takie masło maślane. A zakończenie w zupełności nieudane...Takie napisane na siłę.
Powieść przepełniona jest okrucieństwem, dziwnym zachowaniem. Jestem nią zniesmaczona i jednocześnie pewna, że to było moje pierwsze i ostanie spotkanie z twórczością Pani Leny Oskarsson.

Zdaję sobie jednak sprawę, że są również takie osoby, które lubią książki o takim klimacie...Więc najlepiej będzie jeśli sami zadecydujecie czy sięgnąć po "Czarne tango"...

MOJA OCENA 4/10



niedziela, 15 lutego 2015

BIBLIOTEKA PUBLICZNA W KANSAS CITY (Missouri, USA)


W dni dzisiejszym postanowiłam ruszyć z nowym cyklem zatytułowanym "Biblioteki świata". Nie każdy z nas ma możliwość podróżowania.
Gdy zobaczyłam w internecie zdjęcia tej biblioteki momentalnie się w niej zakochałam.

źródło: internet
Powstała w 1873 roku i jest najstarszą biblioteką w tym mieście. Może całość budynku nie jest jakaś zaskakująca, ale na szczególną uwagę zasługuje parking, który się przy niej znajduje. Fasadę budynku przy owym parkingu tworzą imitacje grzbietów okładek książek. Autorem projektu jest firma Dimensional Innovation.

źródło: internet
Na pierwszy rzut oka jak spojrzy się na ścianę, od razu ręka sama wyrywa się aby sięgnąć po książkę. Pomysł moim zdaniem rewelacyjny !!. Aż chce się wejść do budynku po książkowy stosik. 
Każda z książkowych grzbietów ma około 7,5 metra wysokości i 2,5 szerokości. Wykonane są z folii poliestrowej. Swoją wielkością powodują zachwyt wśród samych mieszkańców miasta jak i odwiedzających je turystów. A przede wszystkim wśród miłośników książek.




Jeśli chodzi o tytuły książek, nie zostały wybrane przypadkowo. Mieli w tym swój udział mieszkańcy Kansas City. To oni dokonali wyboru poprzez głosowanie. Wśród 22 okładek można odnaleźć: "Opowieść o dwóch miastach" Dickensa, "Paragraf 22" Hellera, "Władca Pierścieni" Tolkiena i inne. 

Całą kolekcję książkowych grzbietów można podziwiać wzdłuż 10t ulicy, pomiędzy Wyandotte Street i Baltimore Avenue.

źródło: internet
* Materiały do wpisu zostały zaczerpnięte ze strony: www. infoarchitektura.pl 

piątek, 13 lutego 2015

W STYLU VALENTINE ( Recenzja )

Autor: Adriana Trigiani
data wydania: 12 styczna 2010
liczba stron: 340
wydawnictwo: Prószyński i S-ka











Po ostatniej lekturze potrzebowałam takiej lekkiej książki przy której będę mogła, tak zwyczajnie czytelniczo się zrelaksować. A gdy po przeczytaniu jej opisu okazało się, że akcja książki częściowo toczy się w jednym z państw europejskich, który jest cudowny pod każdym względem. Począwszy od przepięknej architektury po aromaty kulinarne to nie pozostało mi nic innego, jak tylko zaparzyć sobie herbatki, z szafki wyciągnąć pudełeczko słodkich ciasteczek....i startować z czytaniem...

Buty - krótkie słowo, zbudowane z czterech liter. Niby wydaje się, że jest słowem zwyczajnym, prostym w wymowie, ale jak ważnym...szczególnie dla kobiet. Ma w sobie tajemną moc, której nasi mężczyźni nie potrafią dostrzec i już...Chyba nie ma wśród nas kobiety, która nie marzy o swoim ślubie. Biała suknia, welon. Wiązankę kupuje pan młody, ale chyba panna młoda ma jakieś swoje zdanie na ten temat :-)? Gdy te trzy sprawy już są załatwione pozostaje jeszcze kupno butów. Ślubnych pantofelków jak dla księżniczki. Bo w tym dniu chcemy wyglądać jak z bajki. W sklepach można natrafić na spory wybór tego typu obuwia, ale nie ma to jak buty zrobione z dokładnością i czułością przez dobrego szewca. Takie specjalne, zrobione tylko dla mnie...

I właśnie z tematem ślubnego obuwia...i nie tylko, mamy do czynienia w książce Adriany Trigiani "W stylu Valentine". 

Valentine Roncalli porzuciwszy pracę nauczycielki postanawia zamieszkać ze swoją babcią. Chce jej pomóc. Niby staruszka jeszcze jest pełna werwy, ale przecież ma już swoje lata. Do tego jeszcze dochodzą problemy z kolanami,  z którymi się zmaga. Z drugiej strony  jest rodzinny zakład obuwniczy. Ale nie taki zwyczajny, posiada swoją historię. Angelini Shoe Company to wyjątkowe miejsce. To tam spod dłoni wnuczki i babci wyczarowywane są przepiękne ślubne pantofelki. To Teodora nauczyła Valentine tego rzemiosła, a ona pokochała całym sercem swoje nowe zajęcie. Odnalazła w tym zakładzie swoje powołanie. Niestety ich ukochane miejsce w jednej chwili może przestać istnieć. Znajduje się na krawędzi bankructwa...
Na światło dzienne wychodzą informacje, że nad Angelini Shoe Company ciążą długi, o niebotycznych sumach...I właśnie ta informacja powoduje, że w rodzinie w której jak do tej pory nie było żadnych kłótni, wkrada się "żądza pieniądza". A to dlatego, że uzyskana kwota ze sprzedaży zakładu pozwoli spłacić długi oraz nastąpi znaczna poprawa sytuacji finansowej. Pragnie tego Alfred, brat Valentine. Oczywiście zaznaczając, że jest to spowodowane jedynie troską o starszą kobietę...
Valentine pragnie zrobić wszystko, żeby ich rodzinny interes przetrwał...Dla niej nie jest to zwykłe miejsce pracy, to coś znacznie więcej...
Sprawy zawodowe to nie jedyny problem. Jeśli chodzi o jej życie uczuciowe, również nie przysparza radości, wręcz przeciwnie. Każdy potrzebuje bliskości drugiej osoby, nie koniecznie musi to być zaraz narzeczony, czy mąż. Czuje się bardzo samotna...Ale chociaż w tej dziedzinie życia ujrzy światełko w tunelu. Zaświeci je pewien przystojny restaurator....

Obie Panie w celu ratowania zakładu postanawiają wyruszyć w podróż do Włoch...

Czy im się to uda i jak potoczy się związek Valentine z nowo poznanym mężczyzną? A może wydarzy się coś ciekawego w trakcie ich wypadu? Zachęcam do doczytania...:-)

Tak jak wspomniałam na samym wstępie potrzebowałam takiej książki. Nie ma to jak ciepła lektura w chłodne (jeszcze) wieczory. Czytając książkę czytelnik będzie miał przyjemność poznania pozostałych członków rodziny Roncallich i Angelinich. A nie są to zwyczajne rodziny. Czasami potrafią porządnie zdenerwować. Chyba duży w tym udział mają włoskie korzenie. Na chwilę obecną ich miejscem zamieszkania są Stany Zjednoczone. Jak w każdej rodzinie po dniach pogodnych następują te troszkę mniej. Czasami popada, nawet i zagrzmi. Ale po każdej burzy wychodzi słońce. Każda z osób dodaje książce innych barw, ale razem tworzą piękny obraz. Pełen uczuć, wypełniony energią i pozytywnymi myślami.
Ogromnym plusem książki są opisy tworzenia obuwia. Tak naprawdę chyba nikt z nas nie wie jak powstają. Idziemy do sklepu, oglądamy, przymierzamy...a na koniec kupujemy. Wiem, że teraz robi się je inaczej niż lata temu. W treści mamy do czynienia z opisami krok po kroku. Może nie używa się w dzisiejszych czasach tego typu urządzeń, to tym bardziej może to zaciekawić. Taka mała podróż w przeszłość obuwniczego rzemiosła...
No i te zapachy wydobywające się z kuchni. Kuchnia włoska jest bardzo popularna na całym świecie. I  w tej chwili zrobiłam się  głodna, a do obiadu jeszcze jest troszkę czasu ;-).
W pewnych momentach chyba autorka troszkę przedobrzyła. Chodzi mi o charakterystykę wnętrz oraz w co byli ubrani bohaterowie. Nie musiała tego robić aż z taką dokładnością, ale to tylko taki mały minusik.
W bardzo fajny sposób autorka podkreśliła znaczenie miłości w naszym codziennym życiu. Jesteśmy zabiegani, szef w pracy wymaga od nas zbyt wiele. I właśnie praca powoduje, że miłość zostaje zepchnięta na drugi plan. Praca zarobkowa również jest bardzo ważna, bo przecież trzeba z czegoś żyć, ale pieniądz to nie wszystko...
Jeśli chodzi o zakończenie nie rozczarowało mnie, a wręcz przeciwnie. Sprawiło, że z jeszcze większym zainteresowaniem sięgnę po kolejne części tej historii.

Wszystko to co wydarzyło się w powieści może wydarzyć również i w naszym życiu. Może nie w otoczce amerykańskiej czy włoskiej, nie ma to żadnego znaczenia. Czasami w związku dwojga kochających się ludzi może wydarzyć się coś co spowoduje, że warto zastanowić się czy warto. Czy tak naprawdę się kochamy...W tedy najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest zwyczajna rozmowa, nie z błyskawicami tylko taka ludzka...Koniec związku nie musi oznaczać definitywnego zerwania kontaktów, może warto dać sobie w takiej sytuacji więcej czasu...Miłość również nie uznaje limitu jeśli chodzi o wiek. Nie ważne czy ma się lat - naście czy - dziesiąt. Ważne jest to, że kochamy i jesteśmy kochani...

Po przeczytaniu  książki jestem pewna kilku kwestii. Będę teraz zwracać większą uwagę przy kupnie nowej pary butów w jaki sposób zostały wykonane. Na pewno wykorzystam poradę odnośnie sprawdzenia, czy obcas przy bucie został dobrze zrobiony...Trzeba przecież dbać o nasz piękne nóżki, prawda :-).
I oczywiście tego, że trzeba dbać o to co mamy, bo w jednej chwili możemy wszystko stracić. Trzeba wierzyć ze wszystkich sił w to, że i do naszych drzwi zapuka szczęście i wypowie zwyczajne "Dzień Dobry". Może to być niezapowiedziana wizyta, więc nie zatrzaskujmy drzwi. Otwórzmy je na oścież...A jeśli będzie chciało już nas opuścić, nie płaczmy z tego powodu bo może jeszcze kiedyś nas odwiedzi...

POLECAM
MOJA OCENA 9/10




wtorek, 10 lutego 2015

BEZ MOJEJ ZGODY ( Recenzja )

Autor: Jodi Picoult
data wydania: 11 sierpnia 2009
liczba stron: 528
wydawnictwo: Prószyński i S-ka











Jest to dopiero moje trzecie spotkanie z twórczością Jodi Picoul i nie powiem jest mi z tego powodu wstyd. Pierwszą była powieść "Krucha jak lód" i po jej przeczytaniu stwierdziłam, że ja muszę przeczytać  inne książki tej pisarki. Pisarki, która w tak profesjonalny sposób żongluje emocjami. Czyni to w sposób lekki i tworzy z nich niespotykane i piękne figury...

"Mówię wam, gdyby na Ziemi wylądowali dziś kosmici i gruntownie zbadali przyczyny, dla których dzieci przychodzą na świat, doszliby do wniosku, że w większości wypadków powodem narodzin jest zbieg okoliczności, nieumiarkowane spożycie alkoholu w niewłaściwy wieczór, niestuprocentowa skuteczność środków antykoncepcyjnych albo jeszcze coś innego, co jest równie mało pochlebne jak wszystkie pozostałe przyczyny.
Ja natomiast przyszłam na świat w bardzo konkretnym celu..."(cyt. str. 14)

Sara i Brian tworzą szczęśliwą rodzinę wraz z dwójką swoich dzieci - Kate i Jesse...Nikt z całej tej czwórki nie zauważa, że nad ich dom nadciągają czarne chmury, zwiastujące coś niedobrego. W trakcie badań lekarskich, okazuje się, że Kate cierpi na nietypową odmianę białaczki - ostrą białaczkę promielocytową. Jak reagują na taką wiadomość rodzice? Chyba nie muszę pisać. Oczywiście na początku ogarnia ich panika i szok. Do głowy napływają potokiem pytania: dlaczego, czy to moja wina, a może to moje geny...Pełni desperacji i miłości do swojego dziecka pragną zrobić wszystko, aby tylko ich malutka córeczka wyzdrowiała...Niestety wszelakie metody ratunku zawodzą. W tym wypadku jedyną szansą na uratowanie dziecka jest osoba, która posiada identyczne tkanki.
Na świat przychodzi Anna - młodsza siostra Kate. Została poczęta w sposób in-vitro, tak żeby stała się tzw. bliźniakiem genetycznym. Nie wiem czy nie będzie przesadą użycie w tym przypadku sformułowania: dziecko na życzenie. Chyba nie...Przecież dzieci nie przychodzą na świat dla kaprysu, bo mamy taką ochotę. Narodziny Anny traktowane są jak... nadzieja. Tylko czy na ta nadzieja nie będzie na pierwszym miejscu, a miłość zejdzie na bok...

Trzynastoletnia Anna, mimo tak młodego wieku przeszła już niezliczoną ilość zabiegów oraz operacji w celu ratowania swojej młodszej siostry. Nikt z jej rodziny nie zauważa, że ona również cierpi. Nikt na dłuższą metą by tego nie wytrzymał, nawet dorosły. Przeżywa  wszystko na swój nastoletni sposób. Z drugiej strony kocha swoją siostrę i chce dla niej jak najlepiej, ale również pragnie być normalną nastolatką jak jej koleżanki. Rodzice swoją uwagę skupili nad chorą Kate. Można by powiedzieć, że to normalne, ale przecież mają trójkę dzieci..Jesse- ich syn. O nim chyba już w zupełności zapomnieli... 

Stan zdrowia Kate pogarsza się do takiego stopnia, że jedynym ratunkiem jest przeszczep nerki...I w tej sytuacji najlepszym dawcą staje się Anna. Nad trzynastoletnią dziewczynką ciąży duża odpowiedzialność. Tak się składa, że Kate i Anne łączy wyjątkowa siostrzana nić, choć nie są bliźniaczkami. Zawsze była w pogotowiu, zawsze rodzice mogli na niej polegać...Ale tym razem odmawia pomocy...
Pozywa własnych rodziców do sądu  i wynajmuje adwokata...Podjęcie takiej decyzji nie było łatwe, tym bardziej, że może zapłacić za to wysoką cenę, a mianowicie jej siostra umrze...

Książka spowodowała u mnie emocjonalną eksplozję. Przebiła moją duszę na wskroś. Będzie musiało minąć troszkę czasu, aż wrócę do psychicznej normalności.
Historia, która została opisana na kartach powieści, może wydarzyć się również w naszym życiu lub gdzieś blisko nas.
W powieści napotkamy sporą grupkę bohaterów. Począwszy od Sary i Briana, po trójkę ich dzieci. Każda z tych osób widzi inaczej to, co się obecnie dzieje w ich rodzinie. Tak naprawdę to czytelnik spełnia  rolę oceniającego poczynania całej tej piątki...Autorka podarowała nam wolną rękę. Ona sama postanowiła nikogo nie oceniać, nie krytykować. A tym bardziej chwalić. Każdy z nas będzie miał zapewne inne zdanie, inne przemyślenia odnoście treści książki...
Nie chciałabym w tym miejscu w żaden sposób krytykować postępowania Sary. Przecież choroba dziecka, to jest coś okropnego. A gdy jeszcze usłyszy się od lekarza słowa, że moja dziecinka umiera, to jest coś niewyobrażalnego. Przecież ma jeszcze tyle lat przed sobą, pierwszy ząbek, pierwsze kroki, pierwsze słowo...A nie wspominając już o jego dalszym, już dorosłym życiu.
Kobieta za wszelką cenę chce ratować swoją córeczkę, tylko czy kosztem drugiego dziecka to jest odpowiednia forma ratunku? Traktowała Anne w sposób lekko mówiąc rzeczowy, tak jakby w jej ciele znajdowały się części zamienne, które mogą uratować Kate.
Wiem, że ta kobieta przechodziła przez niewyobrażalny koszmar, ale rozumiem również Anne. Można sobie tylko wyobrazić co poczuła gdy usłyszała od własnej matki takie słowa:
" - Mamusiu - woła do mnie przez łzy. - Boli!
Siadam na łóżku i biorę w ją ramiona.
- Wiem.
- Zostaniesz tutaj ze mną? 
Potrząsam głową.
- Kate źle się czuje. Musze do niej wrócić.
Anna mi się wyrywa. 
- Ale ja też jestem w szpitalu! - mówi. - Ja też!"
To zawsze Kate była  na pierwszym miejscu. Była ciężko chora, ale przecież Sara miała jeszcze dwójkę swoich dzieci, które również potrzebowały jej czułego dotyku, całusa na dobranoc. Niby je kochała, ale czy to była ta miłość której od niej oczekiwały...
Jesse młody człowiek, który przeżywa trudny okres w swoim życiu. Buntuje się przeciwko otaczającemu go światu. Robi wszystko żeby zwrócić na siebie uwagę swoich rodziców. Ale w głębi duszy to dobry chłopak...
Nie mam jeszcze własnych dzieci, więc trudno mi się wypowiadać na ten temat, ale wiem jedno. Zrobiłabym wszystko dla własnego dziecka, ale czy kosztem drugiego, tego już nie wiem...Jest to trudny temat, ale warty przedyskutowania.
Pisząc o ojcu i mężu  można stwierdzić, że kocha swoją rodzinę ponad wszystko. Sam wykonuje ciężką pracę jako strażak. Gasi pożary, ratuje ludzi. Co może czuć, gdy jego własne córka umiera i nie może jej uratować?
Zakończenie książki powaliło mnie na kolana. Za żadne skarby świata nie spodziewałam się, że właśnie w taki sposób zakończy się cała ta historia. Łzy same cisnęły się do oczu.
"Bez mojej zgody" to przepiękna i jedyna w swoim rodzaju książka. Książka do której powinno się wracać...

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że jest filmowa wersja tej książki pod tym samym tytułem. Ja filmu nie oglądałam i może to lepiej. Mam taką swoją małą zasadę: najpierw książka potem film. Chyba że zdarzy się nieoczekiwany wyjątek.

POLECAM
MOJA OCENA 10/10




piątek, 6 lutego 2015

KOLEKCJONER ( Recenzja )

Autor: Nora Roberts
data wydania: 21 maja 2014
liczba stron: 624
wydawnictwo: Burda Publishing Polska










Nora Roberts, chyba nie muszę nikomu przedstawiać  tej Pani. Jest to jedna z najbardziej popularnych pisarek. Jej książki sprzedane zostały w milionowych ilościach i w dalszym ciągu cieszą się olbrzymim zainteresowaniem wśród czytelników, a szczególnie czytelniczek. Sprytnie łączy w nich wątek obyczajowy z kryminalnym co czynie je bardzo wciągającymi. Wiele z nich doczekało się także filmowej wersji...

Nie wiem czy to nasza taka ludzka natura, że lubimy wiedzieć co dzieje się u innych ludzi, a może to nasze życie jest takie nudne, że wolimy wgłębiać się w czyjeś. Lubimy to, trzeba się do tego przyznać. Nie mam pojęcia jak ja bym się zachowała w sytuacji, gdy widzę coś czego nie powinnam widzieć. Dlaczego to akurat padło na mnie, że musiałam być tego świadkiem ? Przeznaczenie, a może zwyczajny zbieg okoliczności...Tak naprawdę nasza reakcja zależy w dużej mierze od tego co widzieliśmy...

I właśnie takim świadkiem  była główna bohaterka książki...

Lila Emerson to młoda, atrakcyjna kobieta. Wykonuje bardzo ciekawą pracę, jest opiekunką domów. Gdy prawowici właściciele danej posiadłości lub mieszkania wyjeżdżają, wtedy pakuje swoje dwie walizki  i wprowadza się na czas ich nieobecności. Nie wiem jak wy, ale ja chętnie bym sobie tak popracowała...Szef za uchem nie zrzędzi, nie powiem jest to odpowiedzialna praca. Żeby zdobyć zaufanie potencjalnych klientów, trzeba być po prostu rzetelnym i dobrze wykonywać swoje zadanie. Czasami, gdy nie ma nowej oferty pracy nocuje w domu swojej przyjaciółki. Lilia lubi to co robi. Sprawia jej to radość, tym większą gdy zostanie polecona innym...Jeśli chodzi o sprawy uczuciowe jest na daną chwilę singielką...

Lornetka to jej ulubiony gadżet, to przez nią obserwuje innych ludzi. Przy okazji stwarza im swoje własne historie. Wychodzi jej to całkiem dobrze, może dlatego, że jest nie tylko opiekunką domów, ale także pisze książki dla młodzieży. W trakcie czytania zastanawiałam się, czy tak wolno, czy wypada tak zwyczajnie podglądać...Ale przecież z drugiej strony nie robiła nic złego. Nie szła zaraz do gazety lub do tv z tym co akurat widziała....

Ale jeden wieczór...jedno okno...spowodowało, że jej dotychczasowe życie przestało być już takie samo...

Wydarzenie, którego była naocznym świadkiem powoduje w niej głęboki psychiczny wstrząs. Chyba u każdego coś takiego by wystąpiło. We mnie na pewno, bo przecież nie na co dzień  widzi się wypadającego człowieka z okna, który ponosi śmierć. W tym przypadku była to kobieta....Jak się później okazuje, kobieta nie była jedyną ofiarą...
Nagle, w sposób nieoczekiwany na jej drodze pojawia się pewien mężczyzna - Ashton Archer. Znany i ceniony malarz. Nie jest w stanie pogodzić się, ze śmiercią brata. Tym bardziej gdy policja sugeruje, że to on zabił, a potem popełnił samobójstwo...
Czas oraz miejsce nie służą nowym znajomościom, nie zna tak naprawdę Ashtona. Ale cała ta sprawa zdążyła ich już połączyć. Postanawiają wspólnie rozwiązać całą tą zagadkę...Kto zabił i dlaczego...

Od pierwszych stron książka straszliwie mnie wciągnęła. Zatopiłam się w niej po same uszy. Jak na Panią Roberts przystało świetnie połączyła ze sobą wątek romansu z wątkiem kryminalnym. To genialne połączenie to taki jej znak rozpoznawczy. Sama treść książki została podzielona na części. W pewnym momencie czytelnik ma możliwość odbycia podróży do Włoch. Autorka pisząc książkę zadbała o jak najmniejszy szczególik. Poruszony został w niej również wątek historyczny związany z drogocennymi jajkami Faberge.
Na szczególną uwagę zasługują wykreowane przez nią postaci. Lila, młoda kobieta. Chyba stwierdzenie, że to Macgyver w spódnicy, będzie idealnie do niej pasowało. Torba każdej z nas zawiera różne rzeczy, nawet te dość oryginalne...:-). Ma swój charakter, nie boi się wyrazić własnego zdania...
Ashton Archer, przystojny malarz. Jak na malarza przystało ma styczność z modelkami. Ale to Lila zaczyna go fascynować, do tego stopnia, że pragnie spędzić u jej boku resztę swojego życia. Jest to mężczyzna z bardzo ciekawą osobowością. Rodzina jest dla niego bardzo ważna, stawia ją zawsze na pierwszym miejscu.
Jeśli chodzi o styl i język jest lekki. Bez zbędnych upiększaczy. Dialogi zostały napisane w sposób przyjemny dla czytelnika. Zawierają również elementy humorystyczne.
Nie jestem jakąś wielką fanką  Nory Roberts, zdarzyło mi się już kilka jej książek przeczytać. Ale mogę powiedzieć, że "Kolekcjoner" to obowiązkowa pozycja dla wielbicieli jej twórczości...i nie tylko. Jest to dobrze napisana książka. Czyta się ją się bardzo szybko, pomimo tego, że liczy sobie ponad 600 stron.
Spędziłam z nią bardzo miło czas...,a przecież w czytaniu książek właśnie o to chodzi...

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

poniedziałek, 2 lutego 2015

FOTOGRAFUJĄC KSIĄŻKI... cz. IV


Patrząc wczoraj przez okno stwierdziłam, że dawno nie byłam w plenerze fotograficznym z moim książkowymi modelkami. Resztki śniegu jeszcze pozostały, więc nie wypadało ich nie wykorzystać. ŚNIEG...ZIMA, więc książka Marka Helprina "Zimowa opowieść" wydała mi się odpowiednią modelką do typowo zimowych zdjęć :-)....


 



niedziela, 1 lutego 2015

PODSUMOWANIE STYCZNIA


internet





Pierwszy miesiąc nowego 2015 roku już za nami. Tego czytelniczego również. W moim przypadku w trakcie owego miesiąca udało mi się przeczytać książek w liczbie: 8. Jak do tej pory nie prowadziłam statystyki stricte związanej z przeczytanymi przez mnie książkami. Ale któregoś dnia zauważyłam w sieci informację o pewnym wydarzeniu: Przeczytam 52 książki w 2015 roku. Tak się składa, że biorę w nim udział. Dla sprawdzenia siebie, nie dla jakiejś pustej i nic nie znaczącej rywalizacji...
Wracając do głównego tematu mojej wypowiedzi....

Tak jak już wcześniej wspomniałam udało mi się przeczytać w styczniu 8 książek. Może mam troszkę więcej wolnego czasu niż inni, ale w życiu bywa różnie. Może wypaść coś niespodziewanego i czasu na czytanie będzie mniej ( lepiej odpukam w niemalowane ).
Uwielbiam czytać książki, które mają troszkę więcej stron, w tedy przyjemność trwa dłużej. Najgrubszą książką, którą  udało mi się w styczniu przeczytać była "Kamienica przy kruczej" licząca sobie stron: 400. Natomiast najcięńszą  książką był "Azyl" autorstwa Izabeli Sowy: 240. Podsumowując, łączna liczba stron przeczytanych wszystkich ośmiu książek wynosi: 2744 !!!. Powiem nieskromnie, ale jestem z siebie dumna. 
W trakcie ich czytania odbyłam wiele fantastycznych podróży. Tak się złożyło, że najczęściej gościłam w Chinach, bo 2 razy. Czy mi się tam podobało? Podobało mi się i to bardzo. Może nie był to akurat odpowiedni czas, gdy tam trafiłam, ale nie zraziło mnie to. Może jeszcze kiedyś wybiorę się w te rejony. Podróżowałam również po Polsce. Byłam na wsi, w stolicy naszego kraju....oraz wyśnionym, wymarzonym Dubrowniku.
Przy okazji poznałam wielu interesujących książkowych bohaterów.  Z jednymi się zaprzyjaźniłam: babskie  trio z "Polowania na motyle", drudzy mnie troszkę irytowali, np: Patrycja z Poczekajkowej serii. Ale tak to już jest...Wiem, że na długo w mojej pamięci zagoszczą lokatorzy z "Kamienicy przy Kruczej".
Po przeczytaniu całej ósemki , trudno jest mi wybrać tą najlepszą książkę, która podbiła moje czytelnicze serducho. Wszystkie razem i każda z osobna ma coś w sobie, coś co urzeknie potencjalnego czytelnika. Ale skoro już sobie postanowiłam, że wybiorę tą jedną jedyną "najlepsiejszą" będzie nią ( fanfary !! :-) ): "Kamienica przy kruczej". Pani Maria napisała cudowną książkę o nas Polakach. O czasach bardzo dla nas ważnych. Trudno jest nam sobie wyobrazić, że działo się to naprawdę patrząc na teraźniejszą Warszawę.
Książkę, która mnie urzekła tak troszkę mniej. Żeby nie było, że mi się nie podobała, była "Poczekajka". Czytając ją spędziłam miło czas, zdarzały się momenty gdy uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ale ten opis wsi...

To by było na tyle jeśli chodzi o czytelniczy początek roku. Mam nadzieję, że kolejne miesiące będą obfitować również w ciekawe i interesujące książki, które z wielką radością będę mogła wam polecić :-).