środa, 26 lipca 2023

CZAS NA NOWĄ MIŁOŚĆ (Recenzja)

Autor: Kinga Gąska 
data wydania: 11 sierpnia 2021
liczba stron: 368
wydawnictwo: Filia










"Czas na nową miłość" autorstwa Kingi Gąski to dalszy ciąg historii opisującej losy trzech kobiet, z którymi zapoznałam się już jakiś czas temu czytając "Miłość aż po rozwód".

Ewelina z czasem zrozumiała, że decyzje, które podejmowała w swoim dotychczasowym życiu były poprostu złe. Gdy została mamą zapragnęła stworzyć dla córeczki chociaż małą namiastkę prawdziwego domu. Bez Sebastiana, który formalnie nadal jest jej mężem. Brak mężczyzny u boku czasami jej doskwierał, dlatego idąc za radą stworzyła swoje konto w aplikacji randkowej. Na co dzień pracuje w salonie fryzjerskim, działa też prężnie w mediach społecznościowych. 
Ewelinie udało się wyjść na prostą. Nawet jej relacja z matką uległa znacznej poprawie. Za to zaczyna ją martwić dziwny niepokój, który odczuwa od kilku dni.
Joanna po rozwodowych perturbacjach powoli odzyskuje wewnętrzną stabilizację. Pomagają jej w tym spacery, teatr, spotkania z przyjaciółmi. Nieoczekiwanie zaczyna angażować się również charytatywnie. Gdy któregoś dnia otrzymuje tajemniczy list, wszystko do niej wraca ze zdwojoną siłą.
Jadwiga w dalszym ciągu pracuje w bibliotece, a każdą wolną chwilę wykorzystuje na pielęgnację działki. Biorąc ślub z Janem była szczęśliwa. Niestety z biegiem czasu miłość, która ich ze sobą połączyła ulotniła się w nieznanym kierunku. 
W trakcie niespodziewanej wizyty Pawła, Jadwiga szybko wyczuła, że syn może znowu coś od niej chcieć i prawdopodobnie opowie kolejną wymyśloną przez siebie historyjkę. Jednak tym razem ma zamiar rozegrać to trochę w inny sposób. 

Jak ja kocham takie książki, od których nie sposób się oderwać. Książkę Kingi Gąski "Czas na nową miłość" przeczytałam błyskawicznie. Byłam szalenie ciekawa jak potoczyły się losy trzech kobiet, które zostały skrzywdzone przez tego samego mężczyznę. 
Ewelina bardzo mi zaimponowała. Jest szalona i trochę łatwowierna, ale gdy została mamą stała się odpowiedzialną i zaradną kobietą. Szczere rozmowy z mamą dobrze zrobiły im obu. Pisarka świetnie poprowadziła tę postać. Przede wszystkim jest prawdziwa, bo takich Ewelina jest wiele. Zagubionych, marzących o super facecie, które z czasem przekonują się, że życie to nie bajka. 
W książce pojawiło się kilka retrospekcji czasowych dotyczących Eweliny i Sebastiana. Szczególnie utkwił mi w pamięci jeden fragment, w którym wspomniana została Zosia, ich córeczka. Dziewczynka bała się wejść na tzw. diabelski młyn, wtedy do akcji wkroczył jej tata. Ależ to było piękne i wzruszające. Takich momentów jest znacznie więcej, dlatego warto mieć przy sobie coś do otwarcia łez. Chociażby wspomniane wcześniej rozmowy Eweliny z mamą. Ile było w nich miłości i matczynej troski. Nie mogę nie wspomnieć o magicznym dzwoneczku. 
Jadwiga cierpliwie znosiła wszystkie wybryki córki. Po tych wszystkich złych momentach postanowiły dać sobie szansę. 
Jadwiga jest osobą o wielkim sercu. Nikomu nie odmówi pomocy i zawsze wesprze dobrym słowem. Ta dobroć perfidnie wykorzystywana jest przez inne osoby. Niestety zalicza się do nich jej syn. Czekałam na moment, w którym użyje wobec niego magicznego słowa NIE. Paweł to dorosły mężczyzna, a zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak. Zamiast wziąć się za uczciwą pracę, dalej knuje i mąci. Najgorsze w tym było to, że miał czelność obrać na swój cel Joannę, byłą żonę. Na szczęście kobieta nie została z tym wszystkim sama. 

"Czas na nową miłość" to książka, którą może się podobać, albo nie. Dla jednych będzie naiwną historyjką. Drudzy będą nią zachwyceni bo odnajdą w niej ukryte drugie dno. "Czas na nową miłość" zawiera w sobie historię przy której można się zrelaksować, ale jednocześnie warto dogłębnie przeanalizować jej treść. Tym bardziej, że zawiera w sobie wiele ciekawych wątków i tematów, które okraszone zostały życiowymi mądrościami. Polecam ją uważnie czytać, żeby móc dostrzec to, co jest w niej najpiękniejsze, czyli emocje. Jest ich tutaj cała masa. Lektura tej książki sprawia, że zaczynamy inaczej patrzeć na swoje życie. Poddajemy analizie nasze relacje z najbliższymi, które nie zawsze są najlepsze. Dzieje się tak z różnych względów. Kinga Gąska udowadnia jak wielką moc ma rozmowa. Niejednokrotnie czujemy przed nią strach, nie mamy odwagi spojrzeć drugiej osobie w oczy. 
Całość czyta się bardzo dobrze. Akcja biegnie po właściwym torze. Jeśli chodzi o język, momentami jest on dość specyficzny, szczególnie tyczy się to Eweliny. Dziewczyna posługuje się slangiem młodzieżowym, ale mnie akurat to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie bo mogłam się pośmiać w trakcie lektury. Był jeden taki fragment, który szczególnie mnie rozbawił. 

Ewelina, Joanna i Jadwiga, trzy kobiety, które musiały stanąć w szranki z przeciwnościami losu. Nie poddały się i zawalczymy o nową siebie. Czy udało im się znaleźć tytułową nowa miłość tego wam zdradzić nie mogę. Za to z czystym sumieniem polecam wszystkim tę książkę. Ja, gdy tylko będę miała okazję, sięgnę po inne książki autorstwa Kingi Gąski. 

POLECAM
MOJA OCENA 
8/10


 

wtorek, 11 lipca 2023

GDYBYM BYŁA TOBĄ ( Recenzja)

Autor: Julia Llewellyn 
data wydania: 12 czerwca 2012
liczba stron: 576
wydawnictwo: Prószyński i S-ka 











Julia Llewellyn jest brytyjską pisarką specjalizującą się głównie w literaturze obyczajowej. Na polskim rynku wydawniczym ukazały się jej trzy książki. "Gdybym była tobą" to jedna z nich, z którą miałam okazję się zapoznać.

Natasha dzięki swojej pracy w telewizji wiedzie dostatnie życie. Mieszka w eleganckim apartamencie, a w jej szafie wiszą ubrania od znanych projektantów. Gdy zakochuje się w pewnym pisarzu, nie zdaje sobie sprawy z tego, że mężczyzna perfidnie ją okłamuje. 
Miejsce zamieszkania Sophie raczej nie wyglądało na luksusowe. W pracy zarabia kiepsko, ale za to mocno wierzy w to, że kiedyś i do niej uśmiechnie się los. Jeśli chodzi o sprawy uczuciowe, od czterech lat jest w związku. Trwa to już dość długo, więc uważa, że nadszedł już czas żeby go sformalizować. Może w końcu ukochany zdobędzie się na odwagę i poprosi ją o rękę. 
Obie od lat przyjaźnią się ze sobą. Nigdy nie przeszkadzały im te wszystkie różnice. Do momentu, w którym zazdrość wzięła górę. Z tego też powodu ich do tej pory idealna relacja uległa znacznemu pogorszeniu. 

Ciężko jest mi coś takiego pisać, bo wiązałam z tą książką duże nadzieje. Liczyłam na fajnie spędzony czas w towarzystwie Natashy i Sophie. Zaintrygował mnie również temat zazdrości. 
Lektury "Gdybym była tobą" niestety nie zaliczę do przyjemnych. Dobrnęłam do finału, bo każdą książkę staram się czytać do końca. Wymęczyła mnie ta historia. Przez większość praktycznie nic ciekawego się nie działo. Początek nawet nie był taki zły, ale im dalej w las coraz mocniej zaczęło wiać nudą. Dopiero pod koniec akcja nabrała tempa i pojawiły się długo przeze mnie wyczekiwane emocje. Autorce udało się nawet znaleźć miejsce na element zaskoczenia. 
Za nic w świecie nie potrafiłam zrozumieć postępowania głównych bohaterek. Doprowadzało mnie ono do szewskiej pasji. Ja do tej pory zastanawiam się czego one tak naprawdę sobie zazdrościły. Natasha ma dobrze płatną pracę, jest inteligentną kobietą. Zawsze świetnie wygląda, ale i tak ma swoje kompleksy. Sophie nie należy do majętnych osób, ale za to może szczycić się wyjątkową urodą. No i jest w czteroletnim już związku. Jeśli coś takiego ich ze sobą poróżniło, to ja wolę tego nie komentować. 
Za to na dłużej zatrzymam się przy ich problemach sercowych. W przypadku Sophie wydawać by się mogło, że w kwestii uczuć wszystko jest w porządku. Jednak nie do końca. Żeby trochę zachęcić swojego chłopaka do oświadczyn bierze sprawę w swoje ręce. Nie zdradzę wam co z tego wynikło, ale po drodze doszło do poważnych komplikacji. Jak to się mówi: kłamstwo ma krótkie nogi.
Natashę poznajemy w momencie w którym była jeszcze sama. Gdy poznaje przystojnego pisarza szybko obdarza go uczuciem. Nie zrozumiałe było dla mnie to, że dała się tak przez niego manipulować. Stała się jego marionetką i robił z nią co chciał, a ona mu na to zwyczajnie pozwalała.
Każda kobieta pragnie być kochaną, ale po co od razu robić z siebie desperatkę i na siłę pchać się w związek bez jakichkolwiek perspektyw na przyszłość. 

Podsumowując moją opinię śmiem twierdzić, że autorka zamysł na fabułę miała dobry, tylko z wykonaniem trochę nie wyszło. Gdyba całość była napisana w tak ciekawy sposób jak kilka końcowych stron, czytanie książki stałoby się znacznie przyjemniejsze. 

MOJA OCENA
5/10
 

czwartek, 6 lipca 2023

WE WSPÓLNYM RYTMIE (Recenzja)

Autor: Jojo Moyes
data wydania: 24 lipca 2017
liczba stron: 528
wydawnictwo: Między Słowami 










Nie mam stuprocentowej pewności, ale kobieca intuicja podpowiada mi, że każda miłośniczka literatury obyczajowej przeczytała chociaż jedną książkę autorstwa Jojo Moyes, albo w najbliższym czasie ma zamiar to uczynić. Ja mam za sobą dwie książki tej pisarki, i obie otrzymały ode mnie pozytywne opinie. Dlatego też, idąc za ciosem zdecydowałam się na lekturę "We wspólnym rytmie".

Małżeństwo Natashy i Maca wkrótce przestanie istnieć. Tak naprawdę do rozwodu przyczyniła się ona. Postępując tak, a nie inaczej nie była świadoma tego, że może kogoś ranić. W tym przypadku swojego męża. 
Któregoś dnia Natasha poznaje Sarę, której decyduje się pomóc. Kobieta w tym czasie  nie zdawała sobie  sprawy z tego, jak bardzo ta wyjątkowa znajomość wpłynie na jej dotychczasowe życie. 
Ogromną rolę odegrały w tym wszystkim...konie, a szczególnie jeden o imieniu Boo. Sara kocha te zwierzęta miłością bezgraniczną, chyba nawet większą niż ludzi. 

Czytam dużo książek z działu literatury obyczajowej. Pojawiają się w nich różnego rodzaju wątki, także te dotyczące zwierząt. Mam na swoim koncie historie w których bohaterami były psy, koty. Dzięki książce "We wspólnym rytmie" po raz pierwszy spotykam się z końmi. Nigdy nie miałam bliskiej styczności z tymi zwierzętami, więc z ogromnym zainteresowaniem postanowiłam jak najszybciej wgłębić się w treść tej jakże intrygującej opowieści. 
Jakiś tajemniczy głos szeptał mi do ucha, że będzie się w niej dużo działo. 
Książka zaczyna się prologiem, w którym poznajemy Henriego Lachapelle. Mężczyzna należy do Le Cadre Noir, francuskiej elitarnej formacji jeździeckiej. Gdy zakochuje się w pięknej Angielce, postanawia zrezygnować z dalszej kariery.
Jeśli zdecydujecie się na lekturę "We wspólnym rytmie" szybko zauważycie jak bardzo ten kilkustronicowy wstęp jest powiązany z główną treścią. 
"We wspólnym rytmie" to nic innego jak świetnie skonstruowana powieść opisująca losy Natashy i Sary. Pierwsza z bohaterek jest dorosłą kobietą. Zawodowo jako adwokat i radca prawny zajmuje się sprawami osób nieletnich. Jak wiemy w każdej pracy mogą pojawić się problemy. Natashy właśnie coś takiego się przytrafiło. Jeśli chodzi o jej życie osobiste, to tutaj sprawa wygląda na bardziej skomplikowaną. Do rozwodu z Maciem jeszcze nie doszło, a ona już jest w związku z innym mężczyzną. Nie trzeba być mistrzem w spostrzegawczości, żeby dostrzec, że Natasha raczej nie wyglądała na szczęśliwą kobietę. Jej uczucie do Maca tak naprawdę jeszcze nie wygasło. Tworzyli razem udaną i kochająca się parę. Mieli swoje plany i marzenia, które chcieli jak najszybciej urzeczywistnić. Niestety osobista tragedia zmieniła wszystko. Brak rozmowy oddalił ich od siebie. Częste służbowe wyjazdy Maca też zrobiły swoje. 
Drugą nie mniej ciekawą bohaterką jest nastoletnia Sara. Mimo młodego wieku przeszła w swoim życiu bardzo dużo. Niegdy nie zaznała matczynej i ojcowskiej miłość. Pieczę nad nią sprawowali dziadkowie. Po śmierci babci jedynym prawnym opiekunem stał się jej dziadek. To właśnie on zaszczepił w swojej wnuczce miłość do koni. Pod jego czujnym okiem trenowała coraz to trudniejsze sztuczki. Gdy mężczyzna podupadł na zdrowiu, Sara została zupełnie sama. 
Niespodziewanie drogi naszych bohaterek spotkały się ze sobą. Doszło do tego w niezbyt sprzyjających okolicznościach, i niewiadomo jakby to wszystko się dalej potoczyło, gdyby nie pomoc ze strony Natashy. W tamtej chwili nie zdawały sobie sprawy z tego, że to spotkanie stało się dla nich obu przełomowym momentem w ich życiu. 
Natasha nie mogła dziewczyny zostawić bez pomocy. Zawodowo był to jej obowiązek, z kolei czuła, że Sara jej zwyczajnie potrzebowała. 
Nastolatka z jednej rodziny zastępczej trafiała do kolejnej, aż w końcu znalazła schronienie u Natashy. Ponowna przeprowadzka Maca do ich jeszcze wspólnego domu z pewnością nie była komfortowa. Oczywiście zrobił to, tylko dla dobra sprawy. Tego, że jej prawie były mąż, aż tak bardzo zaangażuje się w całą tą sprawę Natasha raczej się nie spodziewała.
Sara jest skrytą i małomówną dziewczyną. Każda próba rozmowy na jakikolwiek temat kończyła się fiaskiem. 
Gdy nagle znika razem ze swoim ukochanym Boo nikt nie wie jaki kierunek podróży wybrała. Jedynie coś na ten temat mógł wiedzieć  dziadek Sary, którego stan zdrowia znacznie się pogorszył. 

Zauważyłam, że powieść "We wspólnym rytmie" zbiera od recenzentów różne opinie. Ja zostałam zahipnotyzowana tą historią od pierwszej strony i oceniam ją jak najbardziej na plus. Jestem zwierzolubem, więc wszystkie książki lub filmy w których bohaterami są zwierzęta traktuję w sposób szczególny. Co do filmów, nie oglądam ich zbyt dużo z jednego bardzo ważnego powodu. Otóż należę do osób mocno wrażliwych i moje oczy szybko robią się mokre od łez. Czytając "We wspólnym rytmie" też pojawiło się kilka takich momentów. Musiałam odłożyć na chwilę książkę bo nie dawałam rady dalej jej czytać. Wzruszenie brało górę, gdy miałam do czynienia z fragmentami, w których pojawiała się Sara w towarzystwie swojego ukochanego konia. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o jej relacji z dziadkiem. Została przedstawiona przez autorkę w cudowny sposób. Mężczyźnie udało się stworzyć dla swojej wnuczki dom, w którym nie brakowało miłości, troski o drugiego człowieka. Nie byli bogaci, ale za to mieli siebie, a to jest znacznie cenniejsze. 
"We wspólnym rytmie" to powieść o sile walki, o marzeniach, o miłości do ludzi i zwierząt. Warto mieć też nadzieję na lepsze jutro. Książka zawiera w sobie bardzo ważne przesłanie mówiące o tym żeby nigdy się nie poddawać i dążyć zawsze do wyznaczonego przez siebie celu.  Niech za przykład posłuży postawa Sary, która jest godna do naśladowania. Bezinteresowna pomoc to też ważny temat, który został przez autorkę poruszony. "We wspólnym rytmie" to obraz przedstawiający ludzi, którzy nie potrafią  ze sobą rozmawiać lub czują przed nią strach. Wewnętrznie cierpią i duszą w sobie wszystkie żale i pretensje. Lepiej się rozstać i dalej oszukiwać samego siebie oraz innych. 
Z pewnością jesteście ciekawi zakończenia tej  historii, która jest wypełniona po brzegi emocjami. Przyznam się wam, że pod koniec domyślałam się jaki może być jej finał. 
Warto było posłuchać tajemniczego głosu, bo "We wspólnym rytmie" to książka w której naprawdę dużo się dzieje i mogę ją wam szczerze polecić. 

POLECAM
MOJA OCENA 8/10