czwartek, 31 marca 2016

MAMINSYNEK ( Recenzja )

Autor: Natasza Socha
data wydania: 4 marca 2015
liczba stron: 382
wydawnictwo: Filia












| "Mają około trzydziestki, najczęściej dobre posady ( część studiuje po 8-10 lat, czasem na kilku kierunkach), stałych partnerów i ciągle nie opuścili pokojów, które zajmowali jako dzieci. Z rodzicami mieszka 56 procent trzydziestoletnich Włochów, nazywanych mammoni, czyli po prostu maminsynkami, 40 procent młodych Francuzów, 25 procent Niemców i co dziesiąty Brytyjczyk ( dane brytyjskiego rządowego centrum demografii dotyczą osób w wieku 30-34 lat ). Polska nie odbiega od europejskiej średniej: 45 procent obywateli w wieku 20-35 lat nie ma zamiaru opuścić rodzinnego domu." ( cyt. s. 276 )

Trójkąt to jedna z figur geometrycznych. W książce "Maminsynek" autorstwa Nataszy Sochy mamy właśnie z nim do czynienia, ale żeby było ciekawiej w zupełnie innym wydaniu.
Leonard to trzydziestoośmioletni mężczyzna. Wykształcony, przystojny. Nie może narzekać na brak powodzenia u płci przeciwnej. Tylko jakoś te związki nie trwają zbyt długo. Ciekawe dlaczego? Ale do czasu gdy poznaje Amelię. Wydawałoby się, że lada moment usłyszymy dźwięki marszu Mendelsona. Niestety jest ktoś, kto stoi ku temu na przeszkodzie. Tym kimś jest matka Leonarda. W jej mniemaniu tylko u jej boku syn będzie szczęśliwy. W końcu został obdarzony wyjątkowym rodzajem miłości. Nikt nie pokocha Leosia tak jak ona. Z drugiej też strony wspomniany Syn czuyje się dobrze w towarzystwie Matki. Nie przeszkadza mu w tym fakt, że jest już dorosłym facetem, który powinien założyć swoją rodzinę i wyprowadzić się z rodzinnego domu.

Jeśli przypadła wam do gustu komedia romantyczna "Sposób na teściową" z Jennifer Lopez i rewelacyjną Jane Fonda z pewnością spodoba wam się "Maminsynek". Czytając, uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. Chociaż tak naprawdę główny wątek, który został w niej poruszony nie jest śmieszny. Relacja: przyszła synowa kontra teściowa to temat bardzo poważny. A jeśli dochodzi do tego matczyna nadopiekuńczość to już mamy do czynienia ze sprawą pokaźnych gabarytów.

Książka podzielona została na dwie części, ale wgłębiając się w jej treść dostrzeżemy losy trzech osób. Na starcie poznajemy postać Leonarda, któremu poświęcony został jeden z rozdziałów. Kocha swoją Matkę miłością bezgraniczną i zrobi dla niej wszystko. On sam zdaje sobie sprawę z tego, że najlepiej czuje się u jej boku. Nie musi się o nic martwić. Ma uprane, ugotowane, posprzątane. Po co ma cokolwiek zmieniać. No tak, ale jest coś, czego Matka nie może mu dać. Biologia ma swoje prawa. Umawia się z kobietami, ale jak na razie nie spotkał swojego ideału, a raczej nie spotkali. Tak się składa, że Matka też ma w tej sprawie swoje zdanie. Syn ma konkretne wytyczne, które powinna spełniać przyszła żona. Jeden z punktów jest bardzo ciekawy i może niestety sprawić wiele trudności kobiecie, która zakocha się w Leonardzie. Przyszła narzeczona musi wykazać się dużą dozą cierpliwości i zrozumienia. W tym miejscu trzeba wspomnieć o kolejnym bohaterze, a raczej bohaterce. Jest nią Amelia, dziewczyna, która obdarzyła mężczyznę uczuciem i to z wzajemnością. Teraz tylko trzeba wyznaczyć datę ślubu i planować wesele, ale jak się okazuje goście będą musieli na zaproszenia jeszcze troszkę poczekać. Zaraz...Zaraz. Kobieta, która kocha i pragnie spędzić resztę życia u boku ukochanego zrobi wszystko, żeby tak było. Nawet gdy na drodze ku szczęściu stanie przyszła teściowa. Z drugiej strony Matka nie odda od tak swego ukochanego Syna obcej babie. Gwarantuję, że działo się, oj działo...

Więź matki z dzieckiem jest wyjątkowa. Zawiązuje się w momencie, gdy kobieta dowiaduje się, że nosi pod sercem nowe życie. Pierwsze kopnięcie, usłyszenie bicia serca w trakcie badania. Pragnie aby było zdrowe i wiodło szczęśliwe życie. Tylko co wtedy gdy troska przeradza się w obsesyjne matkowanie i wtrącanie się do wszystkiego. Jak wiemy nic nie dzieje się bez przyczyny. Matka Leonarda podjęła decyzję, że wychowa swego syna samotnie. Brak ojca mógł wpłynąć na dorosłe już życie mężczyzny.

"Maminsynek" to książka, która w pewnych momentach rozśmiesza, zmusza do refleksji, a także wywołuje nie mały szok. Przecież coś takiego może przytrafić się mnie. Spotkam faceta, w którym się zakocham na zabój. Aż tu nagle marzenie o białej sukni pęka jak bańka mydlana i to z jakiego powodu?? Jego matki, która ma jakieś wątpliwości co do mojej osoby. A mój książę na białym koniu okazuje się być maminsynkiem na sto swa. Tak może wyglądać senny koszmar, ale co wtedy gdy jest to prawdziwe życie.

Natasza Socha stworzyła historię z życia wziętą, po którą powinna sięgnąć każda kobieta, ale nie tylko. Drodzy panowie, ta książka jest również dla was. W końcu mamy na okładce faceta :-)



POLECAM
MOJA OCENA 9/10

środa, 30 marca 2016

ZAWIERUCHA W WIELKIM MIEŚCIE ( Recenzja )

Autor: Krystyna Bartłomiejczyk 
data wydania: 23 lutego 2016
liczba stron: 379
wydawnictwo: Prozami 













Osobiście uważam, że warto czytać książki naszych rodzimych pisarzy. Jak to się mówi: cudze chwalicie, a swego nie znacie. Dlatego też zdecydowałam się na lekturę "Zawieruchy w wielkim mieście". Tytuł ciekawy, okładka również, więc może być fajnie. Czy tak rzeczywiście było?

"(...) Droga do szczęścia nie jest autostradą do nieba. Trzeba zaliczyć trochę potknięć, upadków, prób buntu, zwątpień, zanim dojdzie się do ładu ze swoim życiem, z samym sobą" ( cyt. s. 72 )

Olga Zawierucha to dwudziestosiedmioletnia kobieta, z zawodu architekt krajobrazu. Mieszka w małej miejscowości o uroczej nazwie Gorejki. Na chwilę obecną znajduje się na tzw. życiowym zakręcie. Niestety dość ostrym.
Z dnia na dzień staje się osobą bezrobotną. Żeby tego było mało, również kobieta zdradzoną przez mężczyznę, którego kochała. W końcu nieszczęścia chodzą parami, a za nią na pewno. Nie pozostaje nic innego, jak tylko usiąść i użalać się nad sobą. Nie ma się czemu dziwić, że  rodzice zaczynają martwić się stanem swojej dorosłej już córki. Wychodzą z propozycją wizyty u specjalisty. Jednak z ust Olgi pada odpowiedź odmowna. Ale jak tu nie wierzyć w przypadki, gdy właśnie taka przypadkowa rozmowa ze znajomym psychologiem sprawia, że nasza bohaterka zaczyna inaczej patrzeć na swoje życie. Pakuje walizki i wyjeżdża do Kanady, a dokładniej do siostry Reny. W końcu nie widziały się już tyle lat. 

Co ja tutaj robię? Takie pytanie zadaje sobie osoba, która źle czuje się w danym miejscu. Do takich właśnie osób zalicza się Olga. Chyba zbyt pochopnie podjęła decyzję o wyjeździe. Tylko czy kupno powrotnego biletu nie będzie zwykłym tchórzostwem? Postanawia zaryzykować. Pierwsze dni jej pobytu u siostry nie zwiastowały niczego specjalnego. Aż do momentu, gdy w jej dłoniach znalazła się tajemnicza koperta. Oczywiście nie zdradzę ci było w środku :-) Poznaje również liczną grupkę znajomych Reny. 
Olga miała nadzieję, że w innym otoczeniu osiągnie psychiczną równowagę. Nic bardziej mylnego. Zawierucha, która pustoszy jej życie zamiast tracić na sile, nabiera znacznej prędkości. Tak to już jest jak się wpada z deszczu pod rynnę, a raczej z lodami na nieznajomego mężczyznę.

Lubimy, gdy okładka książki jest  ciekawie zaprojektowana. Przeważnie oprawa graficzna współgra z treścią, ale co wtedy gdy okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Najnowsza powieść Krystyny Bartłomiejczyk jest tego świetnym przykładem. Co niektórzy mogą potraktować to jako wadę, inni jako pozytyw. Patrząc na okładkowe zdjęcie widzimy super zgrabną kobietę z pięknymi i zadbanymi włosami o iście ognistym kolorze. Z pewnością może szczycić się powodzeniem u płci przeciwnej. Niezależna i pewna siebie. A jak jest nasza główna bohaterka? Jeśli chodzi o podobieństwa to chyba tylko kolor włosów, bo co do reszty, już jest troszkę gorzej. Sposób w jaki została wykreowana przez pisarkę jest intrygujący, a zarazem...denerwujący. Dziewczyna ma pecha, to trzeba przyznać. Jednak sama jest sobie winna. za szybko obdarza zaufaniem ludzi, których napotyka na swojej drodze. Zdaję sobie sprawę, że trudno jest na pierwszy rzut oka ocenić czy ktoś postępuje ze mną fair, czy wręcz przeciwnie. Nikt z nas nie posiada aparatu rentgenowskiego w oczach, ale jest coś takiego jak intuicja. Ta kobieca jest szczególnie wyostrzona. Tylko w przypadku Olgi są z nią małe problemy. Pogubiła się bidulka i nie wie czego taj naprawdę chce. Jednak trzeba przyznać, że charakterek to ona ma.

"Zawierucha w wielkim mieście" należy do grupy książek, przy których można miło spędzić czas. Historia w niej opisana nie jest jakoś skomplikowana. Gdy mamy do czynienia z liczną grupą bohaterów może nastąpić pogubienie się w fabule, ale spokojnie, nic takiego nie miało miejsca. 

Jeśli moja ocena ma być konstruktywna to muszę wspomnieć o kwestiach, które zaważyły na mojej ocenie. Mam tutaj na myśli dialogi. Jak dla mnie miały zbyt sztuczną formę. Niestety akcja rozwija się zbyt wolno, co może spowodować lekkie znużenie lekturą. 

Podsumowując: podobało mi się, chociaż wielkiego WOW nie było. A szkoda. 



POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję akcji: 















sobota, 26 marca 2016

FOTOGRAFUJĄC KSIĄŻKI CZ. X

Bardzo dawno na blogu nie publikowałam sesji zdjęciowej z książkową modelką za co bardzo przeprasza i postanawiam poprawę. Żeby na tym postanowieniu się nie skończyło wzięłam aparat w dłoń. Ta książka już jakiś czas temu miała swoją sesję, ale tak się składa, że mam w domu piękne żółte żonkile więc postanowiłam je wykorzystać. Wydaje mi się, że akurat do tej "modelki" pasują wprost idealnie. 







poniedziałek, 21 marca 2016

KSIĄŻKI Z WIOSNĄ W TLE...


"Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi.
Wcześniej niż oczekiwałem przyszły te cieplejsze dni.
Zdjąłem z niej zmoknięte palto, posadziłem vis a vis.
Zapachniało, zajaśniało, wiosna, ach to ty.
Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty..."

W dniu dzisiejszym chyba wszyscy nucą słowa tej jak bardzo wiosennej piosenki, którą śpiewał Marek Grechuta. W końcu mamy dzisiaj pierwszy dzień długo wyczekiwanej wiosny. Moim zdaniem najpiękniejszej pory roku. Wszystko budzi się do życia, przyroda szaleje, a my razem z nią :-). Dosyć mamy już jesiennej szarugi i pragniemy kolorów. Niestety na chwilę obecną pogoda nie przypomina tej wiosenne, ale bądźmy cierpliwi. W związku z tym postanowiłam umilić oczekiwanie i zaproponowałam Wam kilka książek, które posiadają w sobie magiczne słowo "wiosna": 




środa, 9 marca 2016

BIAŁE KŁAMSTEWKA ( Recenzja )

Autor: Lesley Lokko
data wydania: 13 stycznia 2016
liczba stron: 656
wydawnictwo: Świat Książki














"Będę miała co czytać". Tak brzmiały moje słowa zaraz po otworzeniu przesyłki z książką "Białe kłamstewka". Nic w tym dziwnego, bo liczy sobie ponad 656 stron. Czasami takie tomiszcza mogą przerażać. Pewnie połowę książki zajmują opisy, będzie wiało nudą jak nic. Ale jakie jest później miłe zaskoczenie, gdy okazuje się, że mamy do czynienia z wciągającą historią. Ja zostałam wciągnięta i to po przeczytaniu tylko samego króciutkiego prologu.

Wzorów tatuaży jest wiele, tak jak ich znaczeń. Nawet zwykły trójkąt może mieć swoją symbolikę. Rebeca, Tash i Annick, trzy nastolatki, które na znak swojej szkolnej przyjaźni postanowiły właśnie w ten sposób ozdobić swoje ciało. Tak jak tatuaż, ich przyjaźń będzie wieczna. Żadna z nich w tym czasie nie przeczuwała, że dorosłe już życie, a raczej jedno wydarzenie wystawi ich relacje na próbę...

Z przyjaźniami zawartymi w dzieciństwie bywa różnie. Jedne mają szansę przetrwać, drugie wręcz przeciwnie. W najnowszej książce autorstwa Lesley Lokko mamy do czynienia właśnie z takim rodzajem przyjaźni.
Tash jest córką rosyjskiej emigrantki. Wychowywała się bez ojca. Niestety nie grzeszy urodą i z tego też powodu zmaga się z brakiem zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Wie jak smakuje bieda, ale wierzy, że kiedyś i ona stanie się zamożną kobietą. Taką jak jej przyjaciółki. Annick to córka prezydenta Togo i znanej francuskiej aktorki. Urodą rozprasza uwagę każdego mężczyzny napotkanego na swojej drodze. Rebecca jak przystało na córkę bankiera nigdy nie zaznała biedy. Pochodzi z rodziny o dość konserwatywnych zasadach. W dużej mierze przyczyniło się do tego wyznanie religijne.
Na uwagę zasługuje pewien ciekawy fakt. Jak widzimy, dziewczyny więcej dzieli niż łączy. Jednak te różnice nie stanowiły dla nich żadnych przeszkód.

Pisarka pisząc "Białe kłamstewka" postanowiła połączyć przeszłość z teraźniejszością. Dzięki temu czytelnik będzie miał możliwość lepiej zapoznać się daną postacią. Wplotła w główną treść wiele ciekawych wątków, również tych o tematyce historycznej.
Z tego typu książkami, w których poruszonych jest kilka tematów jest pewien problem. Niejednokrotnie w trakcie lektury może okazać się, że jest ich za dużo. Gubimy rytm i nie wiemy co i jak. Ale w przypadku tej powieści, wszystkie elementy układanki zostały ze sobą idealnie dopasowane. Tworzą jedną spójną całość.
Z każdą stroną książki wzrastała moja czytelnicza ciekawość. Co będzie dalej, jak potoczą się losy trzech przyjaciółek? A gdy dotarłam do momentu, w którym pojawiły się pierwsze tajemnice, kłamstwa i tytułowe kłamstewka wręcz nie mogłam oderwać się od książki. Zostałam wciągnięta na amen. A propos kłamstw dopadła mnie pewna refleksja. Czy istnieje jakiś podział na te większe i na te mniejsze skoro mamy do czynienia ze zdrobnieniem? Warto się nad tym zastanowić, bo jak dla mnie kłamstwo to kłamstwo bez względu na to jakiego jest gabarytu.

"Białe kłamstewka" to świetnie napisana powieść i niech nikogo nie zrazi jej grubość. Ja spędziłam w jej towarzystwie bardzo miło czas i na pewno w przyszłości sięgnę po kolejne książki Lesley Lokko. Ale gdy pierwszy raz spojrzałam na okładkę nazwisko autorki wydawało mi się jakieś znajome. Starość nie radość, więc i pamięć nie ta. Przecież ja już miałam przyjemność spotkać się z twórczością tej pani! Było to jakiś czas temu za sprawą książki "Świat u stóp". Wypożyczyłam ją ze swojej biblioteki. Niestety nie posiadałam wtedy bloga, więc nie miałam przyjemności jej recenzować. Pamiętam, że przypadła mi do gustu.



POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 




środa, 2 marca 2016

TRZY SIOSTRY ( Recenzja )

Autor: Susan Mallery
data wydania: 17 lutego 2016
liczba stron: 432
wydawnictwo: HarperCollins















| "Kiedy człowiek wie, że innym też się nie wiedzie, od razu lżej mu na duszy. Bo nie on jeden, jak to się ładnie mówi, z trudem wykuwa swój los." ( cyt. s. 231 )

Jak wskazuje tytuł najnowszej książki autorstwa Susan Mallery, czytelnik będzie miał do czynienia z trzema siostrami, ale w tym przypadku słowo "siostra'" ma zupełnie inne znaczenie. "Trzy siostry" to nic innego jak trzy wspaniałe domy zlokalizowane na wyspie Blackberry Island. Żeby było jeszcze ciekawiej stoją obok siebie na najwyższym szczycie wyspy. Każdy z nich ma swoich lokatorów, chociaż środkowy został kupiony dopiero jakiś czas temu. Właścicielką nieruchomości stała się Andi Gordon. Kilka dni temu została porzucona przed ołtarzem przez ukochanego po dziesięciu latach związku. Na oczach rodziców oraz gości w liczbie trzystu. Z zawodu jest lekarzem - pediatrą. I właśnie z jej zawodem, a raczej ze specjalizacją nie mogą pogodzić się rodzice Andi, którzy również ukończyli studia medyczne i mogą szczycić się sławą. Uważają, że stać ich córkę na więcej. Z tej też przyczyny relacje na linii rodzice-córka nie należą do najlepszych. 
Od kilku już lat w jednym z domów mieszka Deanna Philips, żona oraz matka piątki cudownych dziewczynek. Można by rzec, że jest perfekcyjną panią domu. Jeśli chodzi o sposób wychowywania dzieci, tutaj też ma swoje zasady. Ta "idealność" doprowadza do ogromnego kryzysu w jej małżeństwie. W zastraszającym tempie zacierają się również więzi łączące matkę z córkami.
Ich sąsiadką jest Boston King. Kobieta z duszą artystki o bardzo pozytywnej osobowości. Obecnie przechodzi najgorsze chwile w swoim życiu. Śmierć własnego dziecka dla każdej matki jest osobistą tragedią. Boston przeżywa ją na swój sposób, którego nie potrafi zaakceptować Zake, jej mąż. Sam coraz częściej zagląda do kieliszka.

Trzy domu, trzy kobiety i trzy zupełnie inne historie. Ale jest coś co je ze sobą łączy. Mamy w nich do czynienia z problemami, z którymi zmagają się książkowe bohaterki. Żadna nie może powiedzieć, że wiedzie szczęśliwe życie z dala od trosk i zmartwień. I właśnie te problemy zbliżają do siebie Andi, Boston i Deanne. Może na początku ich relacje nie należały do przyjacielskich, ale z czasem doszły do wniosku, że świetnie czują się w swoim towarzystwie. Kto lepiej zrozumie kobietę, jak nie druga kobieta.
W książce mamy styczność z przeciwnościami losu różnego kalibru. Począwszy od porzucenia przez ukochaną osobę, śmierć dziecka po trudne dzieciństwo, które miało ogromny wpływ na dorosłe już życie. No właśnie, życie pisze różne scenariusze. Potem każdy z nas musi się z nim zapoznać. Tylko co wtedy, gdy chcemy wnieść do niego poprawki, a jest to bardzo trudne, albo wręcz niewykonalne? Pisarka jednak udowadnia, że można to zrobić. Zwykła rozmowa z drugą osobą jest jednym ze sposobów. Rodząca się przyjaźń między kobietami dodała im odwagi, aby dokonać zmian, które sprawiły, że ich doczesność odmieniła się na lepsze.

Jeśli chodzi o kreację bohaterek, pisarka zrobiła to w sposób fantastyczny. Każda wniosła do książki coś innego. Andi, inteligentna i bardzo sympatyczna pani doktor. Jej podejściem do dzieci zostałam oczarowana. Oby jak najwięcej było takich lekarzy. Boston, to szalona artystka z mnóstwem pomysłów. Walczy z bólem i tęsknotą. Wierzyłam bardzo, że i do niej uśmiechnie się w końcu szczęście. Deanna, zawsze elegancko ubrana, z nienagannym makijażem. Moje pierwsze wrażenie nie było pozytywne, ale po głębszym poznaniu fajna z niej kobitka. Tak w skrócie można je scharakteryzować. Ale żeby nie było, w książce mamy do czynienia również z bohaterami płci męskiej. I nie mam tutaj na myśli tylko mężów Boston i Deanny. Pojawi się ktoś jeszcze...z pewną bardzo seksowną częścią ciała :-)

Jestem miłośniczką książek, w których napotykamy różną gamę emocji. W trakcie lektury Trzech sióstr natrafić można na sytuacje, które rozbawią. Inne z kolei wzruszą i zasmucą. Pojawią się również i takie momenty, które nami wstrząsną i zmuszą do refleksji. Całość czyta się lekko, a akcja toczy się miarowo. Pisarka przedstawiła w sposób konkretny i spójny losy trzech kobiet, które pragną szczęścia i miłości.

I niech nikogo nie odstrasza fakt, że jest to kolejna przyjemna obyczajówka, która nic nowego nie wniesie do mojego życia. Z każdej książki można wysnuć wnioski, które w przyszłości mogą być dla nas wskazówkami.



POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 









wtorek, 1 marca 2016

PODSUMOWANIE LUTEGO












Kolejny miesiąc za nami, więc przyszedł czas na kolejne czytelnicze podsumowanie. Rok 2016 jest rokiem przestępnym, a co za tym idzie miesiąc LUTY liczył sobie 29 dni. Dzięki temu dodatkowi udało mi się przeczytać w sumie 6 książek:



Jak widzicie dwie czekają na swoje recenzje, ale niebawem na blogu zostanie opublikowana jedna z nich. Muszę ją jeszcze lekko dopracować. Po zliczeniu wszystkich stron wynik wygląda nieźle: 2114. Chociaż patrząc na poprzedni miesiąc odnotowałam lekki spadek. 
Gdybym miała wskazać z tej szóstki tą NAJ, to z pewnością będzie to książka Karoliny Wilczyńskiej "Dasz radę, Nataszo". Dlaczego akurat ona? Bo ma w sobie przekaz, z którym warto, a nawet trzeba się zapoznać.

Marzec zapukał już do drzwi i prosi żeby mu otworzyć. Ja już to zrobiłam bo jestem bardzo ciekawa z jakimi książkami będę miała tym razem do czynienia :-)