wtorek, 28 grudnia 2021

SIEDEM CUDÓW ( Recenzja )

Autor: Agata Przybyłek
data wydania: 31 października 2018
liczba stron: 384
wydawnictwo: Czwarta Strona











W tym roku grudzień zarezerwowałam sobie na czytanie książek świątecznych. Nadrabiam też zaległości bo trochę tego typu historii mam w swojej biblioteczce. Jedną z nich jest "Siedem cudów" autorstwa Agaty Przybyłek, która cierpliwie czekała na swoją kolej. 

Do Wigilii zostało tylko siedem dni. Galerie handlowe aż puchną od klientów. Właśnie w takim miejscu pracuje Monika. Dziewczyna sprzedaje perfumy i gdy nagle widzi stojącego naprzeciw niej Ksawerego jest w niemałym szoku. Dla obojga była to trochę niezręczna sytuacja. W przeszłości tworzyli bardzo udany związek, ale niestety doszło między nimi do rozstania.
Ksawery jest bardzo zdolnym studentem. Poświęca każdą wolną chwilę na naukę i dzięki temu nie ma czasu na rozpamiętywanie. Jednak po spotkaniu z Moniką powrócił do tamtych chwil. 
Ania niebawem zostanie mamą. Niestety przyszły ojciec nie chce brać udziału w wychowywaniu dziecka. Do uzyskania pełnoletniości mieszkała w domu dziecko co poskutkowało niechęcią do Świąt Bożego Narodzenia.
Maciek jest bratem Moniki. Chce poprosić swoją dziewczynę o rękę i ma zamiar uczynić to w oryginalny sposób. Zaczyna go prześladować niewyobrażalny pech oraz olbrzymi stres.
Małgorzata od dawna marzy o tej jakże wyjątkowej chwili. Prawie wszystkie jej koleżanki planują swoje wesela, a ona w dalszym ciągu czeka na pierścionek.
Marek i Jola są małżeństwem i rodzicami Moniki i Maćka. Niestety przed świętami mężczyzna traci pracę i nie wie jak powiedzieć o tym swojej żonie, które wpadła w szał przedświątecznych zakupów.

Cóż ja mogę teraz napisać. Życie pisze różne scenariusze. Jednak Święta Bożego Narodzenia mają to do siebie, że są wyjątkowe. Dzieją się wtedy dziwne rzeczy, które swobodnie można nazwać cudami. Czy magia tych kilku dni zadziała także w przypadku powyższej siódemki bohaterów?

Agata Przybyłek to jedna z popularniejszych polskich pisarek. Jej książki niezmiennie cieszą się ogromnym zainteresowaniem, szczególnie wśród fanek literatury obyczajowej. Można w nich znaleźć wiele ciekawych tematów i wątków. Pisarka ma też na swoim koncie kilka historii w klimacie świąteczno-zimowym.
Kilka dni temu skończyłam lekturę "Siedmiu cudów", ale dopiero teraz znalazłam chwilkę na napisanie opinii.

W książce pojawiła się dość spora liczba bohaterów. Dla ułatwienia każdy z rozdziałów zatytułowany został danym imieniem. Pierwszy został poświęcony Monice. Dziewczyna kochała i była kochana przez mężczyznę swojego życia. Tak jej się wtedy wydawało. Była najszczęśliwszą osobą na świecie do czasu gdy ukochany poinformował ją, że muszą się rozstać. Autorka do samego końca trzyma w tajemnicy powód dlaczego tak się stało. Przecież oboje tworzyli bardzo udaną parę, a miłość aż od nich biła. 
Monika nie zasłużyła na coś takiego i po ludzku było mi jej żal. 
Wiem, że dla Ksawerego też było to trudne, ale nie jestem w stanie zaakceptować podjętej przez niego decyzji. Spodziewałam się po nim czegoś zupełnie innego. Uważałam go za mądrego i inteligentnego faceta, a tu taki zawód. 
Swój nadszarpnięty wizerunek poprawił zawierając znajomość z Anią. Kobieta wkrótce zostanie młodą mamą i będzie musiała samotne macierzyństwo pogodzić ze studiami. Nie ma rodziny, która mogłaby jej pomóc, ale za to ktoś postawił na jej drodze Ksawerego. Nikt w Wigilię nie powinien być sam, więc wyszedł do Ani z pewną propozycją. Początkowo targały nią wątpliwości, ale po dłuższym przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw zgodziła się. 
Polubiłam tą sympatyczną dziewczynę, która nie miała w życiu łatwo. Wcale się nie dziwię, że podchodziła do Świąt Bożego Narodzenia z niechęcią. Mieszkając w domu dziecka o rodzinnej atmosferze mogła tylko pomarzyć. 
Chciałam bardzo, żeby w jej życiu pojawiło się szczęście oraz prawdziwa miłość bo zwyczajnie na to sobie zasłużyła. Rozczuliły mnie fragmenty w których w troskliwy i wzruszający sposób zwracała się do swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Ania to postać na którą warto zwrócić swoją uwagę. 
Kolejnym bohaterem obok, którego nie mogłam przejść obojętnie jest Maciej. Mężczyzna chciał zorganizować najpiękniejsze zaręczyny jakich świat jeszcze nie widział. Kocha swoją Małgorzatę do szaleństwa i jest pewny, że to ta jedyna. Miał wszystko zaplanowane z najdrobniejszymi szczegółami, więc ruszył z realizacją. Gdybym zorganizowała konkurs na największego pechowca i ciamajdę to Maciek byłby bezapelacyjnym wygranym. Pod szczęśliwą gwiazdą to on raczej się nie urodził. Te jego ciągłe telefony do mamusi totalnie mnie rozbroiły. Miało być śmiesznie, a wyszło kiepsko.
Małgorzata też mi działała na nerwy. Co chwila poruszała temat zaręczyn. Zachowywała się jak rozkapryszona dziewczynka, której do szczęścia brakuje pierścionka z wielkim diamentem. Bez niego jej życie będzie jedną wielką pustką. W pewnym momencie zaczęłam nawet Maćkowi współczuć. Im dalej było jeszcze gorzej. Tak naprawdę to sama nie wiedziała czego chce. Pod koniec czytania miałam ochotę rzucić książką w kąt. Z chęcią podeszła bym do Małgorzaty i nią potrząsnęła bo nie mogłam zdzierżyć tych jej przemyśleń. Do tej pory zastanawiam się czy filiżanki na prezent to faktycznie taki zły pomysł...
Gdybym miała wybrać najciekawszego bohatera z pewnością byłby to Marek. Jest najbardziej realistyczną postacią z całej tej siódemki. Pracując w supermarkecie kokosów nie zarabia, ale stara się jak może żeby zapewnić byt swojej rodzinie. Jola, jego żona też pracuje więc z dwiema wypłatami było im znacznie łatwiej. Gdy dowiaduje się od szefa, że zostaje zwolniony, i to przed samymi świętami załamuje się. Z powodu zaistniałej sytuacji nie potrafi cieszyć się z zaręczyn własnego syna. Przecież organizacja wesela wiąże się z ogromnymi kosztami. Dusił wszystko w sobie nie informując najbliższych. 
Liczyłam bardzo na szczęśliwy finał tej historii. Czy tak się stało tego wam nie zdradzę.

"Siedem cudów" to książka z którą miałam dość spory problem. Agata Przybyłek pomysł miała dobry, ale tym razem z wykonaniem coś nie wyszło. Z siedmiu historii podobały mi się tylko dwie. Reszta niestety nie podbiła mojego czytelniczego serca. Momenty, które powinny mnie rozśmieszyć raczej spowodowały u mnie konsternację. Troszkę szkoda bo zapowiadało się naprawdę ciekawie, ale im bardziej wgłębiałam się w treść było coraz gorzej. W pewnym momencie zrobiło się wręcz nudno. 

Tytuł książki sugeruje nam, że będziemy mieli do czynienia z cudami. Ma być ich siedem i postanowiłam sprawdzić czy rzeczywiście tak jest. Początkowo coś mi się nie zgadzało, tak jakby jednego brakowało. Jednak po dłuższym zastanowieniu chyba mamy wszystkie. Stał się tłem dla pozostałej szóstki i troszkę trudno go zauważyć.

W książce z pewnością nie brakuje świątecznego klimatu. Jest śnieg, są choinki, prezenty. Z kuchni wydobywają się cudowne aromaty. Jest wszystko co potrzebne w tego typu historiach. 

Czy polecam wam "Siedem cudów"? Mnie ta książka nie urzekła, ale jeśli macie na nią ochotę to śmiało możecie po nią sięgnąć. Każdy z nas ma inny gust, więc warto wyrobić sobie swoje zdanie.

MOJA OCENA
6/10

Za egzemplarzach książki dziękuję wydawnictwu:














niedziela, 19 grudnia 2021

CUDA i CUDEŃKA ( Recenzja )

Autor: Agnieszka Olejnik
data wydania: 11 października 2017
liczba stron: 360
wydawnictwo: Filia











Nie wiem jak to się stało, ale nie przeczytałam jeszcze żadnej książki świątecznej spod pióra Agnieszki Olejnik. Postanowiła szybko to zmienić biorąc do ręki "Cuda i cudeńka", pierwszy tom cyklu Mansarda pod Aniołami.

Helena, która woli żeby zwracać się do niej Lena jest młodą dziewczyną, która wychowała się na wsi. Ukończyła studia pedagogiczne i przez pewien czas pracowała w pobliskiej szkole. Niestety pogłębiający się niż demograficzny zmusił władze do zamknięcia placówki, a ona z dnia na dzień stała się osobą bezrobotną. Zawsze chętna do pomocy chce swój wolny czas w jakiś dobry sposób spożytkować. Gdy dowiaduje się, że jej babcia miała udar i potrzebuje całodobowej pomocy nie zastanawia się, tylko od razu pakuje walizki. 
Stojąc przed drzwiami kamienicy w której mieszka starsza pani dziwnie się poczuła. Tak naprawdę nie wiedziała co ją czeka. Z czasem dochodzi do wniosku, że będzie musiała zmierzyć się z trudniejszym zadaniem niż wcześniej przypuszczała, ale nie ma zamiaru się poddać. 
Z każdym kolejnym dniem Lenie coraz bardziej zaczyna doskwierać samotność i panująca wokół cisza. Wie, że babcia ma ciężki charakter i z jakiegoś powodu nie kontaktuje się z rodziną. Nie utrzymuje też dobrych relacji z sąsiadami, za to ona ma zamiar lepiej ich poznać. Trzymając w dłoniach talerz z babeczkami puka do pierwszych drzwi...

"Cuda i cudeńka" to 360 stron dobrej literatury obyczajowej. Po książkę miałam sięgnąć już jakiś czas temu, ale pomyślałam sobie, że idealnym momentem na lekturę będzie grudzień. W końcu ostatni miesiąc jest najbardziej wyjątkowy z całej dwunastki. Dzieją się wtedy najprawdziwsza cuda, w które można  wierzyć lub nie, ale zawsze warto mieć nadzieję na lepsze jutro.
Agnieszka Olejnik posiada wyjątkową umiejętność przepisywania życia na papier. Robi to w sposób tak piękny, że trudno jest się potem oderwać od danej historii. Przeczytałam w swoim życiu kilka jej książek i wszystkie bardzo mi się podobały. Śmiało do tej listy mogę dopisać opowieść o dziewczynie, która kocha ludzi i czerpie radość z bezinteresownej pomocy. 
Taką osobą jest Helena vel Lena, której nie sposób nie lubić. Ma dopiero dwadzieścia sześć lat, a wie już bardzo dużo na temat życia. Została wychowana przez rodziców na dobrą, mądrą i inteligentną kobietę. Można by rzec, że jest taką bajkową wróżką, która dzięki swojej tajemniczej mocy sprawia, że wszystkie problemy stają się tak jakby mniejsze. Smutni ludzie nagle zaczynają się uśmiechać i wszystko wokół nabiera kolorowych barw. Sama straciła pracę, ale nie załamała się. We wszystkim widzi coś pozytywnego. Nawet w wyjeździe do chorej babci. W końcu na pewien czas przeprowadziła się do większego miasta więc może uda jej się coś znaleźć. Optymizm to jej główna cecha i chce dzielić się nią z innymi. 

Lena nie wiedziała jak długo będzie zajmować się babcią dlatego w takiej sytuacji warto zawrzeć nowe znajomości. Chciała też sprawdzić dlaczego staruszka toczy swoje małe wojenki z sąsiadami.
Francesca to pierwsza osoba, którą Lena miała przyjemność poznać. Z pochodzenia jest rodowitą Włoszką. Dziewczyna była w nie małym szoku gdy ją zobaczyła. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to dość oryginalny wygląd kobiety. Wchodząc do mieszkania też nie sposób nie zauważyć kolorowego wystroju, który idealnie współgra z jej osobowością. Na co dzień pracuje we własnym sklepiku z rękodziełem. 
Odwiedziny u Klary, właścicielki jamniczka i miłośniczki procentowych nalewek przebiegły w bardzo miłej atmosferze. To właśnie od niej nasza główna bohaterka dowiedziała się o tajemniczym Borysie, który wyjechał w poszukiwaniu weny. W opuszczonym mieszkaniu na poddaszu kamienicy zostało po nim mnóstwo kwiatów, którymi opiekowała się babcia Leny.  Dziewczyna postanawia czym prędzej sprawdzić czy coś z nich jeszcze zostało i informuje o wszystkim właściciela.
Z czasem internetowa znajomość Leny i Borysa przeradza się w coś naprawdę poważnego. Mężczyzna, którego nie zna i nigdy nie widziała zaczyna ją fascynować i z niecierpliwością oczekuje od niego kolejnych wiadomości. 
Lena idąc do pani Klary spotkała siedzącego na schodach Jędrka, syna państwa Markiewiczów. Chyba na kogoś czekał, tylko ten ktoś się spóźniał. Dziewczynę zaniepokoiło, że tak małe dziecko jest bez opieki. Chłopiec ma jeszcze starszą siostrę, która wpadła w nastoletni bunt. Ostry makijaż, czarne ubrania, alkohol i papierosy. Dorzucić trzeba do tego nieodpowiednie towarzystwo. Takie  zachowanie było czymś nowym bo do tej pory Marcelina nie sprawiała żadnych problem wychowawczych. Prawdopodobną przyczyną takie nagłej metamorfozy stały się liczne kłótnie rodziców. Małżeństwo Beaty i Marka przechodzi dość poważny kryzys i jak zwykle najbardziej cierpią na tym dzieci. Wszystko słyszą i widzą, a potem na swój sposób odreagowują. Niestety Marcelina wybrała najgorszy z możliwych. 
Przy bliższym poznaniu Beata okazała się miłą i sympatyczną osobą, która zmaga się z dość poważnymi problemami. Pogubiła się trochę dziewczyna w swoim życiu. Uważa się za winną tego, że nie układa jej się z mężem. W sumie akurat tutaj ma rację. Z własną córką też nie może się dogadać. Nic tylko usiąść i płakać. 
Zdaję sobie sprawę z tego, że co niektórym zachowanie Leny może się nie podobać. Wścibska panna ze wsi udaje psychologa. Wtrąca się w nie swoje sprawy i udziela rad. Są jednak takie sytuacje, że warto właśnie takim być, a nawet trzeba. W przypadku rodziny Markiewiczów uważam że Lena postąpiła jak najbardziej słusznie. 
Przecież Beata i Marek w dalszym ciągu bardzo się kochają tylko potrzebowali kogoś, żeby im to uświadomi. I nagle pojawia się ona. Dwudziestosześciolatka o gołębim sercu. 

Jak się okazuje zwykła upieczenie babeczek ( lub innych słodkości!) to świetny sposób który idealnie sprawdza się jeśli chodzi o zawieranie nowych znajomości. W końcu w książce od nich wszystko się zaczęło. Cztery kobiety, które wcześniej się nie znały stworzyły super zgraną paczkę. I wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia. Świetnie czują się w swoim towarzystwie i mogą na sobie polegać w każdej sytuacji. Mają też z kim poplotkować w wolnym czasie. 

Agnieszka Olejnik to mistrzyni kreowania literackich bohaterów. Ja nie wiem jak ona to robi, że są tak prawdziwi. Przecież te cztery kobiece bohaterki mogą gdzieś blisko nas mieszkać, a my o tym nie wiemy. Wszystkie obdarzyłem taką samą dawką sympatii. Lena podbiła moje serce już od pierwszej strony. Jest wyjątkową dziewczyną pod każdym względem. Jest taką moja bratnią duszą bo ja też lubię szydełkować. Sprawia mi to ogromną radość i cieszę się gdy ktoś doceni moją pracę. 
Trzymałam mocno kciuki za Beatę żeby w końcu dogadała się ze swoim mężem. Francescę też coś trapi, tylko jak na razie nie chce o tym rozmawiać.
Zakończenie tej jakże wciągającej, wzruszającej i wypełnionej po brzegi emocjami historii jeszcze bardziej zachęciło mnie do zapoznania się z dalszym ciągiem.

Ja po książki Agnieszki Olejnik mogę sięgać w ciemno. Jestem pewna, że nudy w nich nie ma. Autorka nie boi się trudnych tematów. Potrafi rozbawić i zmusić do refleksji. 

Poszukuję recenzję jednym zdaniem. "Cuda i cudeńka" to idealna książka na ten przedświąteczny czas.

POLECAM
MOJA OCENA 9/10





 

wtorek, 7 grudnia 2021

MAGIA GRUDNIOWEJ NOCY ( Recenzja )

Autor: Gabriela Gargaś
data wydania: 31 października 2018
liczba stron: 377
wydawnictwo: Czwarta Strona












Z początkiem grudnia wokół nas pojawiło się coraz więcej dekoracji bożonarodzeniowych, a stacje radiowe puszczają kultowe Last Christmas. 
Ta jakże wyjątkowa atmosfera jeszcze bardziej zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejną świąteczną książkę. Tym razem zdecydowałam się na historię spod pióra Gabrieli Gargaś o  pięknym tytule "Magia grudniowej nocy". Jest to trzeci tom cyklu Wieczór taki jak ten 

Michalina mieszka w Złotkowie, małym bieszczadzkim miasteczku gdzie prowadzi swój pensjonat. Po pracy zajmuje się młodszym braciszkiem. Za kilka miesięcy urodzi własne dziecko, które z jej winy będzie prawdopodobnie wychowywać bez ojca. Chyba, że stanie się cud i Przemek pozwoli jej wszystko wyjaśnić.
W tym trudnym dla niej momencie może liczyć na pomoc babci Zosi. Kobieta na co dzień szefuje we własnej cukierni, która słynie w całej okolicy i nie tylko z cudownych wypieków. 
Przed zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia praktycznie nie wychodzi z kuchni. Niestety pewne wydarzenie sprawiło, że musiała na pewien czas opuścić " Cynamonowe serce".
Amelia razem z córkami postanowiła wrócić z emigracji do Polski. Ma dość oryginalne marzenie, które pragnie zrealizować. Otóż chce kupić zabytkowy dworek. Jak się później okazało wiąże się z nim pewna miłosna historia sprzed laty. Jeśli chodzi o uczucia ona też ma na ten temat dużo do powiedzenia. Ona kocha jego, on kocha ją tylko na daną chwilę nie mogą być razem. W zdrowiu i w chorobie to nie są puste słowa i Amelia musi je w jakimś stopniu zaakceptować. Z drugiej strony ma zamiar walczyć o ukochanego.
Kamila spakowała w biegu kilka najpotrzebniejszych rzeczy i tak jak mówi powiedzenie: rzuciła wszystko i wyjechała w Bieszczady. Przeżyła w swoim życiu niewyobrażalny dramat. Co najgorsze odbicie w lustrze nie pozwala kobiecie o nim zapomnieć. Jest też po rozwodzie. Może spontaniczny wyjazd w ciche i nieznane miejsce pomoże jej odnaleźć psychiczną równowagę, której tak bardzo potrzebuje. 

Mieszkańcy Złotkowa powoli szykują się do kolejnych świąt Bożego Narodzenia. Są w radosnych nastrojach i chcą spędzić ten wyjątkowy czas jak najpiękniej. Jak się okazuje co niektórzy zanim usiądą do wigilijnego stołu muszą zmierzyć się z prozą życia. Każda z tych czterech kobiet zmaga się z innym problemem. 
Czy w ich przypadku zadziała tytułowa magia grudniowej nocy?   

Książki, które zaliczają się do danego cyklu lepiej czytać chronologicznie. W moim przypadku różnie to bywa. Oczywiście staram się później wszystkie te braki nadrabiać, ale nie zawsze się to udaje. Miałam małego "stracha" zanim zaczęłam czytać "Magię grudniowej nocy" bo wiedziałam, że jest to ostatnia część serii. Zastanawiałam się czy dam radę we wszystkim się połapać. W końcu troszkę mnie ominęło. Na szczęście moje wątpliwości zostały bardzo szybko przez pisarkę rozwiane. Książka została napisana w sposób, który ułatwia czytelnikowi zapoznanie się z wcześniejszymi wydarzeniami. Ja od razu złapałam odpowiedni rytm i lektura była dla mnie czystą przyjemnością. Mogę tylko żałować że dopiero teraz sięgnęłam po tą jakże interesującą historię opowiadającą losy kobiet, które pragną miłości i bliskości drugiego człowieka. 
Szybko można zauważyć, że ich problemy łączy ze sobą jeden mianownik. Otóż mowa tutaj o naszych kochanych mężczyznach. Potrafią nieźle skomplikować życie, ale za to bez nich byłoby ono strasznie nudne. 
Malwina popełniła jeden maleńki błąd, który niesie ze sobą poważne konsekwencje. Amelia musi walczyć o serce ukochanego z inną kobietą. Kamila jest sama, ale coś mi się wydaje, że zbyt pochopnie podjęła decyzję o rozwodzie. No i nasza kochana babcia Zosia, która boi się miłości. Jak widzicie dzieje się sporo i to kilka dni przed Bożym Narodzeniem.
Pensjonat Malwiny to idealne miejsce na rodzinne święta. Sama z chęcią spędziłabym kilka dni w tak wspaniałym miejscu. Piękne krajobrazy, śnieżne zaspy i ta cisza wokół. Gabriela Gargaś jest prawdziwą czarodziejką jeśli chodzi o tworzenie klimatu. Ja nie wiem jak ona to robi. Jak nic musi być w posiadaniu czarodziejskiej różdżki. W trakcie pisania wypowiada sobie tylko znane zaklęcie i myk. Wszyscy możemy się zachwycać. Ja od "Magii grudniowej nocy" nie mogłam się oderwać. W dużej mierze przyczyniły się do tego nasze kobiece bohaterki. Są to babki z krwi i kości. Polubiłam wszystkie bez wyjątku, ale na szczególną uwagę zasługuje postać babci Zosi. Cudowna, mądra kobieta o złotym sercu do której po prostu się lgnie i nie sposób jej nie kochać. 
Ogromną dawką sympatii obdarzyłam Kamilę. Trzymałam za nią kciuki i życzyłam jej jak najlepiej. Po tym co przeżyła zasługuje na szczęście i prawdziwą miłość. Bardzo dobrze, że autorka postanowiła poruszyć w książce taki temat. W dzisiejszych czasach ludzi ocenia się po wyglądzie. Im lepsze zdjęcie w mediach społecznościowych tym więcej polubień. Nie liczy się wnętrze, charakter i to co mamy do zaoferowania. 
Wspomniałam wam wcześniej, że jedna z bohaterek ma zamiar zainwestować pieniądze w kupno dworku. Gdy dowiaduje się, że nie jest to zwykła opuszczona nieruchomość ma zamiar dowiedzieć się czegoś więcej. Tym sposobem poznaje pewną seniorkę, która  przebywa w domu opieki. Aurelia, bo tak ma na imię starsza pani opowiada Amelii pewną historię z przeszłości. 
Ja byłam zachwycona tą opowieścią, która sprawiła, że książka stała się jeszcze bardziej interesująca. Byłam jej tak samo ciekawa jak Amelia i czekałam razem z nią na dalszy ciąg.

Całość oceniam jak najbardziej na plus. Spędziłam w Różanym Pensjonacie bardzo miło czas. Polubiłam to wyjątkowe miejsce i trudno mi było się rozstać z poznanymi bohaterami. "Magia grudniowej nocy" to z pewnością jedna z lepszych książek świątecznych z którymi do tej pory miałam do czynienia. Jest to historia wypełniona po brzegi ciepłem, miłością i rodzinną atmosferą. 
Serdecznie wam ją polecam na ten zimowy i przedświąteczny czas. A może nie macie jeszcze pomysłu na prezent to ta książka będzie z pewnością świetną propozycją. 

POLECAM
MOJA OCENA
9/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: