piątek, 27 października 2023

ZAPROŚ MNIE NA PUPKIN LATTE (Recenzja)

Autor: Anna Chaber 
data wydania: 16 września 2021
liczba stron: 320
wydawnictwo:Czwarta Strona










Wstyd się przyznać, ale "Zaproś mnie na pupkin latte" to kolejna książka z mojego stosu hańby. Dość długo czekała na swoją kolej. Jest to debiut literacki Anny Chaber. 

Paula nie lubi jesieni, wręcz jej nienawidzi. Zawodowo jest panią z korporacji. Ma nadzieję, że szef widzi jej starania, zaangażowanie i niebawem w odpowiedni sposób ją wynagrodzi. Niestety z awansu cieszyć się będzie ktoś inny, za to ona otrzymała od "starego" polecenie zorganizowania firmowego przyjęcia, jak na złość w klimacie jesiennym. 
Greg jest baristą i pracuje w pobliskiej sieciowej kawiarni. Chciałby otworzyć coś własnego, ale ze względu na braki finansowe nie może sobie na to pozwolić. Bardzo kusząca okazała się informacja na temat konkursu, w którym do wygrania jest spora kwota pieniędzy. Wystarczy, że trochę się podszkoli i powinien dać sobie radę. 
Kawa łączy ludzi. W przypadku Pauli i Grega właśnie coś takiego miało miejsce. Oboje poczuli do siebie przysłowiową "miętę". 
Czy ta początkowo luźna znajomość ma szansę przemienić się coś w znacznie głębszego? Czy zdołają ostatecznie zamknąć drzwi do bolesnej przeszłości, żeby móc wyruszyć w wspólną drogę ku szczęściu? W końcu życie to nie tylko złe momenty. 

"Zaproś mnie na pupkin latte" to książka, dzięki, której Anna Chaber mogła cieszyć się z wygranej w konkursie Jesienny Wieczór. Historia Pauli i Grega zachwyciła jury, a potem także mnie. Autorka ma na swoim koncie kilka innych powieści, ale te z jesienią w tle stały się jej znakiem rozpoznawczym. Przez swoich czytelników została okrzyknięta mistrzynią takich historii. 
Jesień posiada w sobie różne oblicza. Urzeka swoim pięknem w słoneczne dni, ale tych mniej pogodnych też niestety nie brakuje. Pochmurne, wietrzne i deszczowe wydanie jesieni działa na Paulę depresyjnie. W sumie tylko z takimi dniami jej się kojarzy. Inni potrafią dostrzegać w niej piękno, za to ona nie widzi w tej porze roku niczego zachwycającego. Dla niej to czas, który niesie ze sobą wiele przykrych wspomnień i zdarzeń. Ma swoje tajemnice i nigdy z nikim o tym nie rozmawiała. Nawet ze swoją najlepszą przyjaciółką. Mimo upływu lat w dalszym ciągu uważa siebie za winną i nie wie czy kiedykolwiek zmieni o sobie zdanie. 
Paula jest zdolną i inteligentną dziewczyną. Ma pracę, która zapewnia jej finansową stabilizację. Jest dobra w tym co robi, tylko jakoś nikt nie potrafi tego docenić. I to, głównie zaprząta jej myśli. Ma zamiar zrobić wszystko, żeby w końcu otrzymać awans. Zorganizuje najlepsze przyjęcie i wszystkim udowodni, że jest silną kobietą, która nie boi się nowych wyzwań. 
Gdy spotyka na swojej drodze Grega zauważa, że coś zaczyna się w niej zmieniać. Uśmiech coraz częściej gości na jej twarzy, a cała ta jesienna szarość w końcu nabiera odpowiednich barw. Paula przed zawarciem znajomości z przystojnym baristą była w kilku innych związkach, ale nic poważnego z nich nie wyszło. Zresztą jedno zerwanie Greg widział na własne oczy. Dziewczyna dostrzegła brak obrączki na palcu mężczyzny, i ten fakt szczerze ją ucieszył. Chyba, że na horyzoncie jest inna dziewczyna, jeszcze nie żona. 
Jeśli chodzi o sferę uczuciową Grega, jest ona trochę bardziej skomplikowana, niż w przypadku Pauli. Mężczyzna na kilka lat zamknął drogę do swojego serca. Z nikim się nie spotykał, a miał ku temu wiele okazji. Jednak po tym co go spotkało, nie był na to ostatecznie gotowy. 
Wszystko uległo zmianie w chwili, gdy do kawiarni w której pracuje, weszła urocza blondynka razem ze swoją koleżanką. Dla niego zawarcie znajomości z Paulą było ogromnym krokiem na przód. 
Greg należy do grupy mężczyzn idealnych, i to pod każdym względem. Jest przystojny, uroczy, szarmancki, czuły, wrażliwy. Można by tak długo wymieniać. Kocha swoją pracę i chce się rozwijać w zawodzie jaki wykonuje. Ma swoje marzenia, które chciałby w przyszłości spełnić. Jeśli któraś z was wie, gdzie takiego Grega można spotkać, to ja chętnie poproszę o namiary :-). 
Nasz przystojny barista i pani od zasobów ludzkich to dwoje ludzi po przejściach, ale z przyszłością. Dziewczyna jest troszkę pogubiona i momentami zachowywała się niezbyt mądrze. Z tego też powodu Greg zaczynał zastanawiać się nad sensem tej znajomości. Jak nie ona, to inna. Wystarczy otworzyć szufladę z tajemniczą zawartością. Mam nadzieję, że jesteście ciekawi jaką decyzję podjął Greg, ale na ten temat musicie doczytać już sami. 

"Zaproś mnie na pupkin latte" to książka na wskroś jesienna. Patrząc na jej tytuł i okładkę inna być nie mogła. Zawiera w sobie wszystko co jest związane z tą porą roku. Mamy pluchę, mgły i pierwsze przymrozki. Spadek temperatury został też zauważony przez myszy, które postanowiły wprowadzić się do mieszkania Pauli. Wielka szkoda, że autorka zapomniała o polskiej złotej jesieni. Niesprzyjająca aura, która rządzi w książce raczej nie nastraja optymistycznie. W takiej sytuacji w ruch idą wszelkiego rodzaju umilacze. Jak przystało na jesieniarę nie wyobrażam sobie długich jesiennych wieczorów bez gorącej i aromatycznej herbaty. Jeśli chodzi o kawę, nie jestem fanką tego napoju. "Zaproś mnie na pupkin latte" to historia, która pachnie zmielonymi czarnymi ziarenkami. Kawowy aromat unosi z każdej jej strony. W trakcie lektury niespodziewanie nabrałam ochoty na kubek pumpkin latte, ale tylko z rąk Grega. A propo dyń, ich też nie mogło zabraknąć. Szkoda, że w pobliżu mojej miejscowości nie ma plantacji tych pomarańczowych cudeniek. 
"Zaproś mnie na pupkin latte" to książka w której została poruszona trudna i ważna tematyka. Z pewnością jednym z takich wątków jest profilaktyka raka piersi. Mobbing i molestowanie w miejscu pracy to też niestety dość powszechny problem. Walka z samym sobą po stracie najbliższej osoby, obwinianie się. W takiej sytuacji musimy skorzystać z pomocy specjalisty. Bez odpowiedniej terapii nie damy rady wyzbyć się leków i złych myśli. Autorka pokazuje nam jak wielką siłę i moc ma zwykła rozmowa. 

Widziałam, że ta książka zbiera różne opinie. Ja spędziłam w jej towarzystwie bardzo miło czas. Jest lekka i przyjemna w odbiorze. Napisana została w prosty i przejrzysty sposób. Jej treść potrafi rozbawić, wzruszyć, a przy okazji zmusić do refleksji. Można się przy niej świetnie relaksować i odprężyć. Z pewnością idealnie sprawdzi jako odstresowywacz po ciężkim dniu. Nie jest to wybitne dzieło, ale czasami nachodzi nas ochota na takie otulające i niewymagające uwagi historie. Szczególnie o tej porze roku jaką mamy obecnie. Jestem pewna, że "Zaproś mnie na pupkin latte" spod pióra Anny Chaber przypadnie również i wam do gustu. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10








poniedziałek, 23 października 2023

Święta w miasteczku Anielin (Recenzja)

Autor: Monika Mejza 
data wydania: 11 października 2023
liczba stron: 320
wydawnictwo: Dragon









Za oknem jesień w pełni, ale ja już powoli zaczynam wkraczać w zimowo-świąteczny czas za sprawą najnowszej książki Moniki Mejzy "Święta w miasteczku Anielin".

Dla Krzysztofa vel Makówy samotne spędzanie świąt stało się już tradycją. Czyżby telefon od tajemniczego notariusza miałby coś w tej kwestii zmienić? 
Malwina pracuje w korporacji. Czuje się zmęczona i wypalona. Ma przeczucie, że niebawem stanie się osobą bezrobotną. Bezludna wyspa, drinki z palemką. W taki sposób najchętniej spędziłaby zbliżające się Boże Narodzenie  Nieoczekiwanie do niej też dzwoni wspomniany notariusz. 
O co w tym wszystkim chodzi, i co ma z tym wspólnego jakieś małe miasteczko? Nikt z ich rodzin jak do tej pory nie wspominał o Anielinie, a teraz oboje, nie wiadomo po co, mają się tam pojawić.

"Święta w miasteczku Anielin" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Moniki Mejzy. Nie wiedziałam, że książka stanowi ostatni tom cyklu "Miasteczko Anielin".  Niestety wcześniejszych nie znam i dlatego miałam przed lekturą lekkie obawy, ale szybko przekonałam się, że nie potrzebnie. Śmiało można czytać książkę bez ich znajomości, ale warto zapoznać się z całością.
Osobiście nie wyobrażam sobie okresu przedświątecznego bez przeczytania chociażby jednej książki, w której akcja rozgrywa się przed Bożym Narodzeniem lub w trakcie. Większość tego typu historii jest lekkich i słodkich niczym cukrowe laski, ale można wśród nich znaleźć i takie, w których święta przedstawione zostały w mniej radosny sposób. Ich różnorodność jest bardzo duża i dlatego cieszą się takim zainteresowaniem.
W książce Moniki Mejzy nie usłyszymy Last Christmas, kultowej piosenki zespołu Wham, nie ma tutaj kiczowatych dekoracji, ani zabieganych ludzi, którzy na ostatnią chwilę kupują prezenty. Są za to dźwięki polskich tradycyjnych kolęd, na choince wiszą bombki, które zostały znalezione na strychu. Nikt się nie śpieszy. Spokój i towarzysząca mu nostalgia oddają wyjątkowy klimat tej historii.
Wszystko rozpoczyna się w pierwszą niedzielę Adwentu, a dokładnie od pechowego upadku Marianny Stawskiej. Kobieta leżąc na szpitalnym łóżku uświadamia sobie, że mogło się to dla niej skończyć o wiele gorzej. Jak nie teraz, to kiedy? W końcu nadszedł odpowiedni moment żeby rozliczyć się z przeszłością. Ma swoje lata, więc jej ziemska podróż w każdej chwili może się zakończyć. Czytając książkę byłam bardzo ciekawa o jakie tajemnice i sekrety chodzi. Autorka potrafi budować napięcie i troche musiałam poczekać na  moment, w którym wszystko w końcu wychodzi na jaw. Wybaczam jej to, bo w międzyczasie mogłam bliżej poznać pozostałych książkowych bohaterów. Zachwycił mnie sposób w jaki zostali wykreowani. Są prawdziwi i mocno wyraziści. Krzysztofa polubiłam od razu. Jest miłym, przesympatycznym mężczyzną posiadającym w sobie wrażliwą duszę i dobre serce. Jeśli chodzi o życie osobiste, nie było ono zbyt kolorowe. Na zainteresowanie kobiet raczej nie narzeka, jednak nadal jest sam. O rodzinnych świętach może tylko pomarzyć. Wzruszające było jego zachowanie wobec Franciszka Skrzetuskiego, starszego zawiadowcy stacji i Karoliny Kowalskiej, jednej z mieszkanek Anielina. Gdy dotarł na miejsce od razu dostrzegł piękno tego jakże urokliwego małego miasteczka.
Nie mniej ciekawą postacią jest Malwina. Dziewczyna nie miała ochoty przyjeżdżać do Anielina, ale informacja o dziedziczeniu spadku okazała się dla niej bardzo kusząca. Tym bardziej, że niebawem może stracić pracę, więc pieniądze mogą jej się przydać. Osobowościowo różni się od Krzysztofa. Od niego bije ciepło, a ona raczej przypomina Królową Lodu. Zawsze wiernie u jej boku stoi Robert Podlaski, kolega z pracy, który po cichu podkochuje się w niej. Razem pojawiają się w Anielinie. Małe miasteczko zrobiło na chłopaku duże wrażenie, a szczególnie miejscowa księgarnia. Żeby było jeszcze bardziej interesująco Malwinie wpadł w oko tajemniczy i bardzo przystojny Włoch, właściciel pizzerii. 
Księgarnia i pizzeria to nie jedyne miejsce w Anielinie, które jest warte odwiedzenia. Kolejnym z nich jest cukiernia, w której rządzi Stefania. Kobieta tworzy prawdziwe cukiernicze cuda, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Przed świętami całe pomieszczenie pachnie korzennymi przyprawami, a po jej serniki, pierniki ustawiają się długie kolejki chętnych. Boże Narodzenie już niedługo i dlatego wszystkim udziela się wyjątkowa atmosfera. Natomiast ona, gdyby tylko mogła wymazałaby  te dni z kalendarza.

Jak przypuszczam w każdej rodzinie są jakieś tajemnice, sekrety lub niedomówienia. Mniejsze lub większe. Czasami lepiej gdy zostają nie odkryte. Jednak są też i takie, których wyjawienie pomoże odnaleźć brakujące odpowiedzi na wiele pytań. Krzysztof i Malwina potrzebowali czasu. W końcu oboje doszli do wniosku, że podróż w nieznane pozwoli im poznać losy swoich rodzin. Tym bardziej, że o niektórych osobach w ogóle nie rozmawiano, i właśnie to ich najbardziej zaciekawiło. 

”Święta w miasteczku Anielin" to piękna, pełna uroku historia. Ciepła, otulająca jak mięciutki kocyk, magiczna i szalenie klimatyczna. Jestem pewna, że rozgrzeje każde zlodowaciałe serce. Nie mogło w niej zabraknąć przedswiątecznej magii i całej tej niesamowitej, cudownej otoczki.  Rodzina. Jedno słowo, ale za to jak bardzo ważne. Dzięki tej książce Monika Mejza uświadamia nas, jak cennym darem jest jej posiadanie. Zwraca też uwagę na to, że jej członkami mogą być osoby, z którymi nie jesteśmy w żaden sposób spokrewnieni. Wystarczy, że czujemy się dobrze w swoim towarzystwie. Możemy zawsze na sobie liczyć. Nikt nas nie wytyka palcami. Wiek też nie jest żadną przeszkodą. Relacja Krzysztofa ze starszymi mieszkańcami Anielina to idealny przykład. To samo tyczy się Roberta i jego znajomości z właścicielami księgarni. 
Całość czyta się lekko i przyjemnie. Nie ma tutaj długich i nudnych opisów. Akcja toczy się w swoim tempie. 
Jeśli jesteście w trakcie tworzenia list powieści w klimacie zimowo-świątecznym, z którymi w tym roku macie zamiar się zapoznać, to warto wpisać na nią najnowszą książkę Moniki Mejzy "Święta w miasteczku Anielin". Mnie oczarowała i będę ją polecać każdemu.  

POLECAM
MOJA OCENA 7/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:














 

wtorek, 17 października 2023

PRZERWANA PODRÓŻ (Recenzja)

Autor: Irena Matuszkiewicz
data wydania : 7 października 2014
liczba stron: 384
wydawnictwo: Prószyński i S-ka








Mam w swojej domowej bibliotece kilka takich książek, które dość długo czekają na swoją kolej. Jedną z nich była "Przerwana podróż" Ireny Matuszkiewicz. 

To miał być zwykły wtorkowy poranek. Antonina, Zofia, Szczepan i Michał, obcy sobie ludzie spotykają się na tym samym przystanku. W oddali już było widać zbliżający się autobus linii nr 9. Za chwilę wszyscy do niego wsiądą, żeby po kilku minutach dotrzeć do swoich miejsc docelowych. 
Jedna chwila, jeden przeraźliwy krzyk zmienia wszystko. Podróż jeszcze się nie zaczęła, a już została przerwana przez dwie nieodpowiedzialne osoby. Z ich winy dochodzi do tragicznego w skutkach wypadku.

Jak ja ogromnie żałuję, że dopiero teraz sięgnęłam po "Przerwaną podróż". Mimo trudnej tematyki jaka została w książce poruszona, fantastycznie mi się ją czytało.
Całość została przez autorkę podzielona na dwie części. W pierwszej akcja toczy się przed wypadkiem. Czytelnik zaznajamia się z planami, zamierzeniami całej szóstki bohaterów. Jak żyją, z jakimi problemami przyszło im się mierzyć.
Wychodząc z domu raczej nie myślimy o tym, że coś złego może nam się przytrafić. Idziemy w ustalonym wcześniej przez siebie kierunku. Do pracy, do sklepu, na spacer. Bohaterowie książki "Przerwana podróż" też się nad tym nie zastanawiali. 
Los ma dla każdego z nas odrębny plan. Trudno jest się z tym nie zgodzić. Nie wiemy co się stanie za godzinę, za tydzień, czy miesiąc. Zresztą już jedna sekunda potrafi zmienić wszystko. W każdej chwili nasza wędrówka po ziemskim padole może dobiec końca. Irena Matuszkiewicz uświadamia nas wszystkich jak bardzo kruche i delikatne jest nasze życie. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, żeby śpieszyć się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą. Warto te słowa wziąć sobie głęboko do serca.
W drugiej, autorka przedstawia swoim czytelnikom to, co działo się  już po zdarzeniu. Ta część w dużej mierze poświęcona została Antoninie, zdolnej pani architekt. Zachowała się niezbyt mądrze okłamując swoje kuzynostwo. Z drugiej strony zrobiła to w dobrej wierze. Nie chciała ich przed podróżą denerwować. 
Antonina jest postacią fikcyjną, ale nam w prawdziwym życiu też zdarza się podejmować złe decyzje. Gdybym postąpił/a inaczej z pewnością do tego by nie doszło. Teraz muszę mierzyć się z konsekwencjami swoich czynów. Niejednokrotnie towarzyszą im wyrzuty sumienia. 

"Przerwana podróż" to jedna z ciekawszych książek z jakimi do tej pory miałam do czynienia. Z pewnością na długo pozostanie w mojej pamięci. Każda jej strona to prawdziwe życie. Nie ma w niej sztuczności, Nic nie jest podkoloryzowane. Wstrząsną mną dogłębnie realizm tej historii. Przecież taki wypadek może wydarzyć się wszędzie. To ja mogę być jego ofiarą lub ktoś z moich najbliższych lub znajomych. Kreacja bohaterów też zasługuje na uznanie. Piękny język, do tego styl, który  jest na najwyższym poziomie.
Irena Matuszkiewicz udowadnia nam, że literatura obyczajowa to gatunek, który posiada w sobie wiele odcieni. Wśród słodkich i naiwnych historyjek można odnaleźć prawdziwe perełki. Mądre i inteligentne powieści do których mogę śmiało zaliczyć "Przerwaną podróż". Czytając tę książkę nie sposób się od niej oderwać. Jej treść jest urzekająca, ale najważniejsze jest w niej to, że za jej sprawą zaczynamy poddawać analizie swoje życie. Zmusza nas do refleksji i zadumy. W końcu zaczynamy dostrzegać, co tak naprawdę powinno być dla nas ważne. 
"Przerwana podróż" to książka, którą polecam wam z całego serca. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10

środa, 11 października 2023

JAK TO SIĘ STAŁO (Recenzja)

Autor: Anna Karpińska 
data wydania: 23 lutego 2023
liczba stron: 504
wydawnictwo: Prószyński i S-ka











Dzięki książce "Jak to się stało" mogłam po raz trzeci spotkać się z piórem Anny Karpińskiej. Widziałam z jaką pasją w jej treść zagłębiała się moja mama, więc gdy tylko trafiła w moje ręce, od razu ruszyłam z lekturą.

Natalia i Urszula. Dwie kobiety o różnych charakterach i osobowościach. Wydawać by się mogło, że nic ich ze sobą nie łączy. 
Z czasem same przekonują się, jak bardzo przewrotny bywa los. Na jaw wychodzi coś tak szykującego i nieprawdopodobnego, że trudno wszystkim w to uwierzyć. W dniu ich przyjścia na świat, w szpitalu doszło do skandalicznej zamiany noworodków i trafiły do zupełnie innych rodzin. 

Anna Karpińska rozpoczęła swoją książkę od mocnego uderzenia. Skoro już sama pierwsza strona dogłębnie mną wstrząsnęła, więc co będzie dalej? Sama sobie zadałam takie pytanie.
Patrzysz na kartkę papieru na której widnieje wynik badania tak ważnego dla bliskiej ci osoby.  Liczysz na to, że dzięki tobie wróci do zdrowia. Niestety ty nie możesz pomóc, bo okazuje się, że nie jesteś biologicznym dzieckiem swoich rodziców. Masz prawie czterdzieści lat i dowiadujesz się o tym dopiero teraz. Jakich słów pocieszenia użyć w takiej sytuacji, jak się zachować. Było mi żal Natalii, i tak po ludzku miałam ochotę ją przytulić najmocniej jak tylko się da. Jej rodziców również, bo zwyczajnie nie zasłużyli na coś takiego.
W momencie, w którym do głosu została dopuszczona Urszula, druga z kobiet, czułam, że to właśnie z nią Natalia została zamieniona. Poznajemy ją w chwili, w której jeszcze o niczym nie wiedziała.
Autorka poprzez naprzemienną narrację przedstawia czytelnikom obraz ich życia. 
Rodzinny dom Natalii był przepełniony miłością. Zawsze mogła liczyć na dobre słowo i zrozumienie ze strony swoich rodziców. Nigdy nie krytykowali jej decyzji, mając pewność, że postępuje słusznie i z rozwagą. Była dla nich ukochanym i wymarzonym dzieckiem. 
Urszula nigdy tak naprawdę nie zaznała prawdziwej rodzicielskiej miłości. W jej domu tylko ojciec miał rację. To on decydował o wszystkim, a matka nie miała prawa głosu. Zawsze była traktowana przez niego ozięble w przeciwieństwie do Zbyszka, rodzonego brata. W jego mniemaniu kobiety powinny zajmować się tylko rodziną i stać na straży domowego ogniska. Praca nie jest im do niczego potrzebna. 
Obie kobiety założyły swoje rodziny. Mają mężów, dzieci. Realizują się również zawodowo. Jednak z czasem dochodzą do wniosku, że ich niby szczęśliwe i ustabilizowane życie stało się nudne. Poczuły się tak, jakby znalazły się w nieodpowiednim miejscu, do którego zwyczajnie nie pasują. 
Łukasza, męża Natalii ciągle nie ma w domu ze względu na służbowe wyjazdy. Wojciech, druga połówka Urszuli najchętniej całe dnie spędzałby na roli. Zaczęły się w tym wszystkim dusić. Żaden z mężczyzn nie wziął pod uwagę, czego tak naprawdę pragnęły ich żony. One chcą w końcu spełniać swoje marzenia, realizować się i być poprostu szczęśliwe i kochane. 
Znajomość między Urszulą i Natalią rozwijała się powoli. Wspólny wyjazd do Chorwacji bardzo zbliżył je do siebie oraz pozostałych członków obu rodzin. Włącznie z dziećmi. Niespodziewanie w trakcie urlopu pojawiły się pierwsze zgrzyty i wzajemne zazdrosne spojrzenia. Atmosfera zrobiła się ciężka i nie była to tylko wina wysokich temperatur.

Z wypiekami na twarzy czekałam na moment, aż w końcu Urszula dowie się, że została z Natalią zamieniona. Nie wiem czy tylko ja miałam takie odczucie, ale sądząc po jej reakcji można stwierdzić, że ta informacja ją ucieszyła. Miała już dość tyranii i wojskowej dyscypliny, która panowała w jej domu. 
Natalia czuła ogromny strach przed rozmową z Urszulą, której towarzyszyły zupełnie nowe okoliczności. Przekazanie informacji o chorym ojcu i poszukiwaniu dawcy nie było dla niej łatwe. 
Jak na to wszystko zareagowała Natalia? Co postanowiła? Tego wam oczywiście nie zdradzę. 

W książce "Jak to się stało" rządzą kobiety. Wykreowane zostały przez autorkę w bardzo realistyczny sposób. Taką Natalię, albo Urszulę możemy spotkać w sklepie, na spacerze lub w kolejce do lekarza. Każda z nas może szybko się z nimi utożsamić. W końcu i w naszym życiu nie brakuje trosk i problemów rożnego kalibru. 
Kobieca siła ma wielką moc. Nasze główne bohaterki zawsze mogły liczyć na pomoc i wsparcie swoich przyjaciółek, chociaż im też los nie poskąpił zmartwień. 
Urszula i Natalia są cudownymi matkami. Dla swoich dzieci zrobiłyby wszystko. Pierwsza z kobiet tworzy z mężem tzw. rodzinę patchworkową. Wychowują wspólnie córkę z jego pierwszego małżeństwa. Nie jest ślepa i widzi w jaki sposób Wojciech traktuje ich wspólne dzieci, a jak odnosi się w stosunku do ukochanej Mai. Oczywiście starała się to w jakimś stopniu zrozumieć. Do czasu, gdy za jej plecami podjął bardzo ważną decyzję. Coś takiego przelało czarę goryczy. Poczuła się nie ważna, i nie potrzebna. W końcu to jego córka, więc nie ma tu nic do gadania. Wkurzał mnie ten Wojtuś i to bardzo. Zresztą w kierunku Łukasza, męża Natalii też miałam ochotę wypowiedzieć kilka niecenzuralnych słów. 

Czułam to w kościach, że ta historia może wywrzeć na mnie duże wrażenie. Tak też się stało. Mimo, że liczy sobie ponad 500 stron czyta się ją bardzo szybko. Z każdą kolejną kartką mój poziom ciekawości rósł w zatrważającym tempie, a w głowie pojawiały się kolejne pytania. Jak coś takiego w ogóle mogło się wydarzyć? Obce sobie kobiety muszą stanąć w szranki z zupełnie nową rzeczywistością. Czy znajdą w sobie siłę, żeby móc to wszystko zaakceptować i pogodzić się z zaistniałą sytuacją? Jak do całej tej sprawy odnieśli się pozostali członkowie ich rodzin, a przede wszystkim rodzice? Czy uda dowieść się prawdy kto dopuścił się zamiany?
Tak mnie wciągnęła ta książka, że trudno mi było się od niej oderwać. Wątek dotyczący zamiany szalenie mnie zaintrygował. Troszkę poczytałam na ten temat, i wiem, że coś takiego miało miejsce naprawdę w jednym z polskich szpitali, ale również w kilku innych krajach. Film "Oszukane" przedstawia właśnie taką historię.
To, że w tej książce emocji z pewnością nie zabraknie wiedziałam od samego początku. Jest ich tutaj ogromna ilość. Nie tylko ze względu na główny temat, ale także z powodu tego, co działo się w życiu prywatnym Natalii i Urszuli.

Tylko dlaczego ta historia zakończyła się w taki sposób? Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam to zrozumieć. 
Polecam serdecznie wszystkim tę książkę. Jestem pewna, że przypadnie wam do gustu jeśli lubicie wątki dotyczące rodzinnych relacji i nieoczekiwanych zwrotów akcji. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10







 

wtorek, 3 października 2023

BŁĘKITNY DOM NAD JEZIOREM (Recenzja)

Autor: Katarzyna Janus
data wydania: 23 września 2020
liczba stron: 413
wydawnictwo: Filia











"Błękitny dom nad jeziorem" to moje debiutanckie spotkanie z twórczością Katarzyny Janus.  Książka stanowi pierwszą część cyklu "Błękitny dom". Naklejka na okładce podpowiada czytelnikom, że jest to powieść pełna emocji. Tak się składa, że właśnie takie historie lubię najbardziej. 

Antonina z zawodu jest bibliotekarką. Wolny czas najchętniej lubi spędzać w towarzystwie ciekawej książki i swojego kociego przyjaciela. 
Niespodziewanie staje się właścicielką nieruchomości w Mrówkach, małej miejscowości na Mazurach. Dom jest stary, a teren wokół zaniedbany. Taki widok w żadnym stopniu jej nie zraża, widzi w nim olbrzymi potencjał. Składa w pracy wypowiedzenie i przeprowadza się na Mazury. W tak pięknym miejscu ma zamiar otworzyć pensjonat. W swojej podświadomości czuje, że podjęła najlepszą decyzję w swoim życiu. 
W trakcie bardzo burzowej nocy dostrzega dryfującą żaglówkę na jeziorze. Zauważa również ludzką postać i bez wahania rusza na pomoc. W tak dramatycznych okolicznościach rozpoznaje Jakuba, któremu jakiś czas temu proponowała pracę przy remoncie.
W trakcie ich krótkiej rozmowy, nic nie wskazywało na to, że przed jej domem będzie chciał popełnić samobójstwo. Niechęć do życia musi nieść ze sobą jakieś powody. On niestety takowe posiada. 
Dostrzegając troskę Antoniny decyduje się pomóc nowo poznanej dziewczynie ukrywając przy tym swoją prawdziwą tożsamość. Z czasem ich zwykła znajomość przeradza się w coś znacznie głębszego. Tylko czy związek budowany na niedomówieniach i kłamstwach ma jakikolwiek sens?

Przeczytałam w swoim czytelniczym życiu wiele książek z działu literatury obyczajowej, ale po raz pierwszy spotkałam główną bohaterkę tak bardzo podobną do mnie. W pewnym momencie poczułam się tak, jakbym czytała o sobie. Sposób bycia Tosi, jej charakter, podejście do życia. Przecież to jestem ja. Nie mówiąc już o relacjach damsko-męskich, bo w tym aspekcie też mamy ze sobą dużo wspólnego. 
Antoniny nie da się nie lubić. Bije od niej ogromna dobroć i ciepło. Nie zależy jej na wyglądzie, dlatego co niektórzy widzą w niej przysłowiową szarą myszkę. Zawód bibliotekarki, jaki wykonuje, też rzutuje na jej atrakcyjności. Jest singielką, i raczej ten stan szybko nie ulegnie zmianie. To, że jeszcze "tego" nie robiła uważa za swój największy defekt. Ma już przecież ponad trzydzieści lat. Niespodziewanie zaczyna ją to wszystko martwić. Może powinna poddać się metamorfozie, lepsze ciuchy, ostrzejszy makijaż. No i te kokieteryjne gesty. Szybko dochodzi do wniosku, że i tak nic z tego by nie wyszło. Stała by się kimś zupełnie innym, a ona woli poprostu zostać sobą. Cichą i spokojną Antoniną, która lubi marzyć i bujać w obłokach. 
Katarzyna Janus zasługuje na uznanie, za to w jaki sposób wykreowała postać głównej bohaterki. Wygląda jak chce, żyje jak chce, robi co chce i na siłę nie będzie tego zmieniać. Jeśli pokocha ją jakiś mężczyzna to tylko taką jaką jest naprawdę.
Prawdą jest, że co niektórzy zwracają uwagę tylko na wygląd drugiego człowieka. Niestety piękno z inteligencją nie zawsze współgra. Bardzo dobrze, że autorka zdecydowała się poruszyć właśnie taki temat. Mądra, a mniej urodziwa kobieta zabłyszczy na salonach, piękna, a głupiutka tylko się ośmieszy. 
Antonina zasługiwała na ogrom szczęścia i prawdziwą, szczerą miłość. Jej pierwsze spotkanie z Jakubem odbyło się w dość nietypowych okolicznościach, nie mówiąc już o kolejnym. Remont domu bardzo zbliżył ich do siebie. Spadek jaki otrzymała stał się dla niej darem od losu. Dzięki niemu w końcu zdecydowała się zaryzykować i wyszła poza wcześniej ustalony przez siebie schemat. Byłam z niej szalenie dumna. Jak za machnięciem różdżki stała się kobietą mocno stąpającą po ziemi. I żadne zmiany w wyglądzie nie były do tego potrzebne. Męskie spojrzenia kierowane w jej stronę też się trochę do tego przyczyniły. W tym momencie wypadałoby napisać, że żyli długo i szczęśliwie... Niestety życie czasami potrafi nas niemiło zaskoczyć. Dzięki komplikacjom wprowadzonym przez autorkę akcja nabrała rozpędu, a cała ta historia stała się jeszcze bardziej interesująca.
Tak to już jest, gdy kłamstwo wymyka się spod kontroli, a na wyjawienie prawdy brak nam odwagi. 
"Błękitny dom nad jeziorem" to książka w której nie brakuje trudnych tematów. Jednym z nich jest nadużywanie alkoholu. Topienie problemów w napojach wysokoprocentowych chyba jeszcze nikomu na dobre nie wyszło. Przemoc domowa to kolejny wątek, który autorka postanowiła poruszyć. Ukrywanie czegoś przed drugim człowiekiem też nie jest najlepszym pomysłem. Tym bardziej, gdy dotyczy to najbliższej nam osoby i może mieć znaczny wpływ na naszą relację. Czy w takiej sytuacji znajdziemy w sobie siłę, żeby móc przebaczyć zależne jest tylko od nas.

Katarzyna Janus postanowiła wpleść w główną treść książki dwa bardzo ciekawe wątki poboczne. Razem z Antoniną odbywamy podróży w czasie i poznajemy losy Benedykty Zielińskiej, jej dalekiej krewnej. Drugi dotyczy czasów teraźniejszych, a dokładnie Piotra i Pawła, bliźniaczego rodzeństwa. 

"Błękitny dom nad jeziorem" to książka przy której można się świetnie zrelaksować i odpocząć, mimo tego, że jej fabuła jest dość mocno oklepana. Ja już tak mam, że jesienią nachodzi mnie większa ochota na lekkie powieści, które otulają jak mięciutki koc. To nic, że są banalne, naiwne. Dla mnie w tym czasie najważniejsza jest przyjemność z lektury. Czasami potrafią zaskoczyć, i to w pozytywny sposób, więc warto dać im szansę.
Jeśli jesteście ciekawi jakie decyzje podjęła Antonina, czy w końcu spełniła swoje marzenia musicie sięgnąć po tę książkę. 
Ja, gdy tylko będę miała okazję z pewnością zapoznam się z dalszym ciągiem tej historii.

POLECAM
MOJA OCENA 7/10


 


niedziela, 1 października 2023

NAD RZEKĄ WSPOMNIEŃ (Recenzja)

Autor: Monika A. Oleksa
data wydania: 2 września 2021
liczba stron: 360
wydawnictwo: Filia
 







"Nad rzeką wspomnień" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Moniki Oleksy. Okładkowe zdjęcie zachwyca, a zarys fabuły intryguje. Te dwa elementy w dużej mierze przyczyniły się do tego, że zdecydowałam się na lekturę tej książki.

Daria Markowska przyjmuje propozycję napisania biografii zamożnego biznesmena. Mężczyzna nie udziela się w mediach i strzeże swojej prywatności. Żeby zacząć pracę nad książką wyjeżdża na dwa miesiące do Nadbużańskich Świerż.
Zostaje powitana przez właścicieli posiadłości w serdeczny sposób, ale tej chwili towarzyszyła dość ciężka atmosfera. Aura tajemniczości i niedomówień daje o sobie znać. 

Okładka książki czasami potrafi zmylić czytelnika. Coś takiego przytrafiło mi się gdy wzięłam do ręki "Nad rzeką wspomnień". Las, jezioro, zarośla. W środku z pewnością czeka na mnie opowiastka w sielskim klimacie, ale ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam coś zupełnie innego. Jest to literatura obyczajowa w mrocznym wydaniu. 
Książka zaczyna się niepozornie. Daria opuszcza Wrocław i kupuje dom w nadmorskiej miejscowości. W ten sposób zamyka drzwi do przeszłości, żeby móc zapisywać nową, czystą kartę swojego życia. 
Gdy dotarła do celu swojej podróży akcja od razu nabrała rumieńców. Zbigniew Puchacz wydał jej się miłym i kulturalnym mężczyzną, ale za to sposób zachowania jego żony i to, jak na nią patrzyła sprawił, że poczuła się niekomfortowo w jej towarzystwie. Zresztą już sam nastrój jaki panuje w ich posiadłości wzbudził w niej jakiś taki dziwny niepokój. 
Na co dzień nie czytam thrillerów czy horrorów, ale ta szczypta grozy, którą szybko da się wyczuć przypadła mi do gustu. Dodała takiego fajnego smaczku całej tej historii. Stara posiadłość, którą Puchaczowie odnowili, też się świetnie w to wszystko wkomponowała. Tego typu nieruchomości kojarzą nam się przede wszystkim z duchami. Monika Oleksa w bardzo ciekawy sposób przedstawiła wątek dotyczący zjawisk paranormalnych. Nie chciałabym być na miejscu Darii, gdy po razem pierwszy ujrzała postać nieznajomej dziewczynki. Przyjechała do Świerż, tylko po to żeby zebrać materiał do książki, wiec żadnych zjaw nie brała pod uwagę. 
"Nad rzeką wspomnień" to intrygująca historia nie tylko ze względu na jej mroczny wydźwięk. Swoją uwagę skupiłam również na problematyce jaka została w niej poruszona. W życiu Darii nie brakowało trudnych momentów. Zdradę męża jakoś udało jej się przetrawić, ale porzucenia przez własną matkę do tej pory nie potrafi zrozumieć. Miała w tedy dwanaście lat, teraz jest już dorosłą kobietą i w dalszym ciągu nie zna powodu dlaczego tak postąpiła. Nawet nie wie czy kobieta, dzięki której pojawiła się na świecie jeszcze żyje. Fakt, że Zbigniew Puchacz w przeszłość miał z nią kont bardzo mocno ją zaskoczył. Wiedząc, że jej nowy pracodawca nie dopuszcza do siebie ludzi z zewnątrz, zaczęła zastanawiać się dlaczego akurat dla nich obu zrobił wyjątek.

"Nad rzeką wspomnień" to idealna książkowa propozycja na długie jesienne wieczory. Klimat oraz nastrój jaki w niej panuje idealnie wpasowuje się w porę roku jaką obecnie mamy. Mnie zafascynowała ta historia już od pierwszej strony. 
Nudy z pewnością w niej nie ma. Są za to liczne niedomówienia, złowieszcze spojrzenia i groźby. Wszystko to, owiane jest mgłą z sekretów i rodzinnych tajemnic, które Daria postanowiła odkryć. Przeszłość uderza w nią ze zdwojoną siłą, a rany na sercu, które przez tyle lat były zabliźnione ulegają ponownemu otwarciu. To, że w takich okolicznościach zdoła się zakochać było dla niej wręcz nieprawdopodobne.
Im bliżej byłam zakończenia tej historii na moim ciele pojawiła się "gęsia skórka". Czułam, że będzie emocjonująco, ale nie wiedziałam, że aż tak. W pewnym momencie zrobiło się bardzo dramatycznie i zarazem wzruszająco. Takiego biegu wydarzeń w ogóle nie brałam pod uwagę. Monika Oleksa bardzo pozytywnie mnie tym zaskoczyła. 

Z czystym sumieniem polecam wam tę książkę. Jestem pewna, że będziecie usatysfakcjonowani jej lekturą tak samo jak ja. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10