poniedziałek, 30 września 2024

JESIEŃ W KOLORZE SYROPU KLONOWEGO (Recenzja)

 

Autor: Anna Chaber
data wydania: 23 sierpnia 2023
liczba stron: 376
wydawnictwo: Czwarta Strona











Jak przystało na stuprocentową "jesieniarę" obok książki "Jesień w kolorze syropu klonowego" Ani Chaber nie mogłam przejść obojętnie. Nie tracąc czasu, szybko zrobiłam sobie aromatyczną herbatę w ulubionym kubku, coś do przegryzienia i rozpoczęłam lekturę. 

Lena, po tym co zrobił jej chłopak spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do walizki, prowadzenie firmy powierzyła swojej przyjaciółce i wyjechała na taki trochę dłuższy urlop do...Kanady. Czeka tam na nią ciocia, z którą dawno się nie widziała. 
Szukając wolnego miejsca w jednej z kanadyjskich kawiarni przysiada się do tajemniczego mężczyzny. Z czasem okazuje się, że jest nim Jonathan Price, znany dziennikarz z najbardziej roztańczonymi biodrami w kraju. 
Bieg wydarzeń sprawia, że niespodziewanie Lena zostaje jego asystentką i ma mu pomóc w pracy nad książką. 
Wszystko wreszcie zaczyna się układać, do momentu w którym przeszłość daje o sobie znać. 

Właśnie takiej książki potrzebowałam. Lekkiej z niespiesznie poprowadzoną fabułą, która nie wymaga od czytelnika skupienia. Zapewniła mi świetny relaks i chociaż przez chwilę nie myślałam o problemach.  No i jesień w tle, której od pewnego czasu szukam w literaturze obyczajowej. 
Ania Chaber niewątpliwie ma talent do pisania "jesieniarskich" historii. W piękny sposób pokazuje nam tę porę roku, która nie wszystkim kojarzy się w miły sposób. Razem z Leną odbyłam fascynującą podróż po jesiennej Kanadzie siedząc sobie wygodnie w fotelu. Jej oczami widziałam te wszystkie piękne krajobrazy i miejsca, które warto było uchwycić za pomocą aparatu. Autorka poprzez opisy ukazała ich wyjątkowość i urok. Gdyby poproszono mnie o wybór jednego z nich byłaby to maleńka wyspa, Toronto Islands na której Lena odkryła zakątek z domkami w rustykalnym stylu. Oczywiście warto wspomnieć o aspekcie kulinarnym, który został smakowicie przedstawiony. 
"Jesień w kolorze syropu klonowego" to nie tylko spadające kolorowe liście, wyrzeźbione dynie na Halloween i upieczony indyk na Święto Dziękczynienia. Książka zawiera w sobie znacznie więcej i jest to niestety mniej przyjemne oblicze. Ania Chaber porusza w niej ważne tematy, które wymagają od nas uwagi. Z pewnością zalicza się do nich nękanie i stalking. W dzisiejszych czasach trudno jest nam żyć bez internetu. Korzystamy z niego służbowo, jak i dla rozrywki, ale co niektórzy używają go również w celach zabronionych przez prawo. Kilka łyków alkoholu i beztroska zabawa jak się okazuje czasami może źle się skończyć. W tym miejscu warto poruszyć temat zaufania. Jeśli chodzi przyjaciółkę Leny, miałam co do niej od samego początku dużo wątpliwości. W pewnym momencie zaczęła gubić się w tych swoich intrygach i kłamstwach. 
Trudne relacje rodzinne to wątek, który dotyka Jonathana i jego ojca. Człowieka wpływowego, wymagającego i zimnego jak lód.  Jego kariera polityczna zanim się zaczęło już się skończyła i to z winy własnego syna. Jonathan jest dziennikarzem, który nie ucieka przed prawdą, wręcz przeciwnie. Zawsze stara się ukazać to, co powinno być pokazane innym. 

Lena i Jonathan stworzyli bardzo interesujący duet. Poznali się w dość nietypowych okolicznościach, różnią się od siebie nie tylko narodowościowo, ale jak wiemy, przeciwieństwa przyciągają się do siebie. Ich relację można porównać do puzzli. Element po elemencie, aż w końcu naszym oczom ukarze się ukończone dzieło, które nas zachwyci. Trzymałam za nich oboje mocno kciuki bo po prostu zasłużyli na szczęśliwe życie oraz miłość. Taką prawdziwą i piękną. Z dala od blasku fleszy i nieżyczliwych spojrzeń. 

"Jesień w kolorze syropu klonowego" to było moje drugie spotkanie z prozą Ani Chaber i śmiało mogę napisać, że chcę więcej. Pierwszą książką było "Zaproś mnie na Pumpkin Latte" więc jesienny vibe autorki jest mi dobrze znany, i dlatego z chęcią zapoznam się z historią w innym klimacie. Jestem pewna, że też będzie ciekawie i intrygująco. 
Jeśli są na sali "jesieniary" to nie ma co zwlekać tylko bierzcie się za czytanie "Jesieni w kolorze syropu klonowego". Tym bardziej, że ta pora roku obecnie rządzi za naszymi oknami. 

POLECAM 
MOJA OCENA 7/10

czwartek, 26 września 2024

DZIEWCZYNA ZE SŁONECZNIKIEM (Recenzja)

Autor: Aleksandra Rak 
data wydania: 15 czerwca 2022
liczba stron: 320
wydawnictwo: Dragon











Książkę "Dziewczyna ze słonecznikiem" udało mi się znaleźć w trakcie jednej z wizyt w bibliotece. Zaciekawiona opisem fabuły rozpoczęłam swoją przygodę z tą powieścią. 

Łucja pracuje w Mikołowskim Domu Kultury i prowadzi tam warsztaty dla dzieci. Na jednych z zajęć pojawia się Kacper w towarzystwie Bonia, swojego najlepszego przyjaciela. Mężczyzna jest synem znanego artysty i wykładowcy na ASP. Sam też maluje.
Bonio coraz śmielej zbliża się do nowo poznanej dziewczyny. Jest wolny, w przeciwieństwie do Kacpra. Zauroczony urodą Łucji wychodzi do niej z nietypową propozycją. Otóż chce żeby jej wizerunek znalazł się na okładce płyty zespołu, w którym gra. Obraz ma namalować...Kacper. Praca nad dziełem nieoczekiwanie zbliża ich do siebie. 

Niech was nie zwiedzie sielski klimat na okładce, bo nie ma go tutaj ani odrobiny. Jest za to historia, która pozytywnie mnie zaskoczyła i wciągnęła już od pierwszej strony. Po prostu przepadłam i z trudem odrywałam się od lektury. 
Łucję polubiłam od razu. Mamy ze sobą dużo wspólnego, więc nie mogło być inaczej. Ja też prowadziłam takie warsztaty dla dzieci. Szybko można zauważyć jak bardzo kocha swoją pracę, z jaką pasją przygotowuje się do zajęć. Uwielbiamy również umilać sobie długie jesienne wieczory. 
Łucja jest młodą dziewczyną z sercem na dłoni. Bije od niej niebywały optymizm. Z każdej, nawet tej najtrudniejszej sytuacji znajdzie jakieś wyjście. Nie zbawi całego świata, ale zawsze służy pomocą i słowem wsparcia. 
Kolejną ciekawą postacią jest Kacper. Utalentowany mężczyzna z dobrego domu. Posiada niebywały talent, który powinien rozwijać. Szczycić się nim przed innymi pokazując na wystawach swoje prace. Niestety radość z tworzenia została mu w skuteczny sposób odebrana. Uczyniła to osoba, dzięki której przyszedł na świat. 
W najtrudniejszych momentach swojego życia zawsze mógł liczyć na Bonia, którego nie sposób nie lubić. Miły, sympatyczny chłopak kochający muzykę. 
Cała trójka bohaterów została wykreowana przez autorkę w bardzo realistyczny sposób. Są szalenie prawdziwi. Każda z postaci posiada swoje dobre i złe strony. Codziennie rano wstają żeby stoczyć kolejną walkę z różnego rodzaju problemami. Jak wiemy, czasami o wygraną jest bardzo trudno,  trzeba posiadać w sobie ogromne pokłady siły i samozaparcia. Niestety bywają w naszym życiu takie momenty, w których wolimy się poddać, niż stanąć do kolejnej bitwy. 
Aleksandra Rak na przykładzie Kacpra chce nam pokazać jak bardzo słowa mogą ranić drugiego człowieka. Wypowiadane z ust najbliższej nam osoby bolą jeszcze bardziej. Temat przemocy psychicznej nie jest mi obcy, i dlatego ten wątek wzbudził we mnie wyjątkowe emocje. Trudno jest zrozumieć jak można w ten sposób traktować własne dziecko i żonę. Przed innymi udaje się kochającego ojca i męża, a w domu rządzi dyktatura. Czegoś takiego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. 
Trzymałam za Kacpra i jego mamę mocno kciuki. Czułam, że oboje w końcu postawią się tyranii jaka zapanowała w ich domu. W jaki sposób tego dokonali tego oczywiście wam nie zdradzę. 

"Dziewczyna ze słonecznikiem" to książka, która powinna trafić w ręce każdej jesieniary. Łucja kocha wszystko co jest związane z tą porą roku. Począwszy od aromatycznych herbat, kończąc na zupie dyniowej. Nawet w deszczu widzi pozytywy. Dzięki niej inaczej spojrzymy na zmiany, które niebawem urzeczywistnią się za naszymi oknami. 
Aleksandra Rak podarowała swoim czytelnikom coś naprawdę pięknego i chwytającego za serce. Jest to historia na wskroś życiowa, która posiada w sobie ogromną dawkę różnego rodzaju emocji. Jest tutaj wszystko, co powinno znaleźć się w bardzo dobrze napisanej książce. Jedynie do czego mogę się przyczepić, to do kilku literówek. Radzę wam zapisać ją już teraz na swoje listy. 

PS. Mam nadzieję, że autorka napisze do niej dalszy ciąg. 







 

SMAŻONE ZIELONE POMIDORY (Recenzja)

Autor: Fannie Flagg
data wydania: 11 października 2021
liczba stron: 448
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 











Bestseller, kultowa, miliony sprzedanych egzemplarzy, powieść wszechczasów. Przyznam się wam, że widząc takie napisy na książkowych okładkach odczuwam lęk. A nóż nie będę zachwycona lekturą tak jak i inni, i co wtedy? Coś takiego mnie dopadło biorąc do ręki "Smażone zielone pomidory" autorstwa Fajnie Flagg.

Evelyn odwiedzając swoją teściową w Domu Spokojnej Starości spotyka Ninny. Przez przypadek staje się słuchaczką opowieści dotyczącej życia nowo poznanej kobiety. Dzięki niej przenosi się do Alabamy i kawiarni w której serwowane są przepyszne smażone zielone pomidory. 

"Smażone zielone pomidory" to książka, która wzbudza skrajne emocje. Jedni są nią zachwyceni, drudzy wręcz przeciwnie. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. 
Nie przekonała mnie do siebie ta historia. Przeskoki w czasie strasznie mnie drażniły. Nie było w tym żadnej chronologii, i dlatego miałam problem z połapaniem się o co w tym wszystkim chodzi. Do tego trzeba dorzucić dość sporą liczbę bohaterów. Z czasem nie wiedziałam kto jest kim, i tym samym gubiłam wątek. Trudno mi było ich polubić. Wyjątek stanowi postać Ninny, kobiety która mimo swojego wieku i problemów ze zdrowiem tryska optymizmem. 
Irytowało mnie zachowanie Evelyn. Menopauza menopauzą, ale według mnie była jakaś taka dziwna. Jej przemyślenia na temat jajek, i postać Towandy walczącej z całym złem tego świat to najlepsze przykłady. Aż się chciało krzyknąć: Ogarnij się w końcu! 
Zawiera w sobie ważne wątki i tematy, ale i tak moja opinia nie ulegnie zmianie. Już od samego początku nie było między nami przysłowiowej chemii. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy jej nie odłożyć. Dobrnęłam jednak do końca. 
Tak na marginesie czeka na mnie druga część tej historii i wierzę mocno, że będzie to zdecydowanie lepsza lektura.