czwartek, 5 kwietnia 2018

LISTA MARZEŃ ( Recenzja )

Autor: Lori Nelson Spielman
data wydania: 15 sierpnia 2013
liczba stron: 416
wydawnictwo: Rebis













Po dłuższej nieobecności w bibliotece postanowiłam w końcu ją odwiedzić. Lubię szperać między książkami w poszukiwaniu ciekawych historii i właśnie w taki sposób trafiłam na powieść autorstwa  Lori Nelson Spielman o bardzo intrygującym tytule.                   

Brett Bohlinger to trzydziestoczteroletnia kobieta, która przechodzi ciężkie chwile po śmierci mamy. To ona czuwała całymi dniami i nocami robiąc wszystko aby ulżyć jej w cierpieniu.
Nieubłaganie zbliża się dzień odczytania testamentu. U adwokata zbiera się cała rodzina z Brett na czele. Kobieta ma nadzieję, że zostanie dyrektorem firmy, którą stworzyła jej mama. Przecież obie robiły wszystko aby ich kosmetyki były znane na całym świecie. I tak było. W trakcie odczytu kobieta przeżywa szok. W wieku czternastu lat stworzyła tzw. listę celów, ale jak dobrze pamięta wylądowała w koszu na śmieci. Okazało się, że za życia matka Brett napisała do niej list, którego treść wprawiła kobietę w osłupienie. Aby dostać swoją część spadku musi wykreślić wszystkie niezrealizowane jeszcze punkty. Ma na to rok.

Chyba każdy z nas ma marzenia. Jedne są mniejsze, drugie troszkę większe. Ważne, że w ogóle są bo bez marzeń nasze życie byłoby jakieś takie nijakie. Brett je miała, ale lata dziecięce były dalekie od tych wymarzonych. Jej kontakty z ojcem nie należały do najlepszych. Będąc małą dziewczynką traktowana była przez niego w sposób obojętny i nigdy nie zaznała prawdziwej ojcowskiej miłości. Teraz musi zmierzyć się ze śmiercią matki, z którą dogadywała się jak z nikim innym i zarządzały wspólnie rodzinnym biznesem. Więc, gdy dowiaduje się, że to nie ona będzie kierować firmą czuje do niej żal. Po przeczytaniu testamentu dochodzi jeszcze złość i niedowierzanie. Jednocześnie Brett zadaje sobie pytania. Dlaczego i w jakim celu tak postąpiła? Zwyczajnie chciała, żeby jej jedyna córka była w końcu szczęśliwa. Niby na pozór jest. Kocha i jest kochana chociaż kobietę zaczynają targać wątpliwości czy właśnie tak wygląda prawdziwa miłość. Z pomocą adwokata zaczyna powoli wypełniać prośbę matki. Niestety początki do łatwych nie należały, ale z czasem przekonuje się, że jej życie w pewnym sensie przechodzi przemianę...
Przyznam się, że na początku sceptycznie podeszłam do postaci głównej bohaterki. Dziewczyna lekko mówiąc trochę działała mi na nerwy. W dużej mierze przyczyniła się do tego jej pewność siebie, która ją zgubiła. Sposób w jaki zaczęła realizować listę też mi się nie spodobał. Tak jakby chciała na szybko wszystko odhaczyć i mieć z głowy. A nie o to w tym wszystkim chodziło. Po każdym zrealizowanym punkcie Brett otrzymywała od adwokata kopertę z listem napisanym przez jej zmarłą matkę. Z ich treści można było wywnioskować, że Elizabeth bardzo dobrze znała swoją córkę i wiedziała co będzie dla niej najlepsze. Sposób w jaki został napisany wzruszał i zmuszał do refleksji. Zresztą w książce emocji nie brakuje, więc przed lekturą warto się zaopatrzyć w paczkę chusteczek, a nawet dwie. Byłam bardzo ciekawa czy naszej głównej bohaterce udało się wykreślić wszystkie punkty z listy. Z kilkoma miała spore problemy bo jak można zdążyć z zakochaniem się lub urodzeniem dziecka?? Pech też jej nie omijał. Mimo tego, że na początku Brett  nie podbiła mojego czytelniczego serca to i tak życzyłam jej jak najlepiej. Przecież każdy zasługuje na szczęście i miłość u boku ukochanego mężczyzny. Jeśli chodzi o ten aspekt w życiu Brett coś było z nim nie tak. Miała chłopaka, którego osobiście przepędziłabym w jednej sekundzie. Co widziała w nim Brett do tej pory nie wiem. Na szczęście kobieta przejrzała na oczy i wtedy dopiero się zaczęło jeśli chodzi o sprawy uczuciowe. Miał w tym swój udział pewien płaszcz w kratę...

Cieszę się, że mogłam zapoznać się z historią Brett, kobiety troszkę zagubionej po śmierci matki. Może była na początku zarozumiała i sama się przyznała, że stan konta był dla niej bardzo ważny. Jednak okazało się, że ma dobre serce i jest pełna wrażliwości na krzywdę wobec drugiego człowieka. Co dla niej samej było to duże zdumienie. Całość może mnie jakoś nie zaskoczyła, ale z pewnością spędziłam przy książce bardzo miło czas.
Jeśli lubicie wczytywać się w rodzinne perypetie, które zmuszają do refleksji to "Lista marzeń" będzie właśnie taką wymarzoną książką na wiosnę.


POLECAM
MOJA OCENA 7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz