niedziela, 8 marca 2020

WIGILIJNA PRZYSTAŃ ( Recenzja )

Autor: Sylwia Trojanowska
data wydania: 30 października 2019
liczba stron: 376
wydawnictwo: Czwarta Strona










"Wigilijna przystań" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Sylwii Trojanowskiej. Tak się złożyło, że był to także debiut dla samej pisarki. Jak do tej pory nie miała jeszcze w swoim dorobku książki w klimacie zimowo-świątecznym. Z pozoru wydawać by się mogło, że to nic trudnego napisać historię, której akcja rozgrywa się w trakcie przygotowań do świąt. Trzeba uważać żeby nie wyszła z tego przesłodka do granic możliwości opowiastka. W końcu wszystko ma swój umiar. Nawet bożonarodzeniowe dekoracje i wydobywające się z głośników piosenki z Last Christmas na czele. 

Bywają w naszym życiu takie momenty gdy długoletnia przyjaźń przeradza się w nienawiść do drugiej osoby. Tak też dzieje się między rodziną Sobótków i Wojnarowskich. Niestety cały ten konflikt staje na drodze ku szczęściu Klaudii i Bartka. Mimo tego, że są już dorosłymi ludźmi ukrywają swój związek przed rodzicami.
Malwina pracuje na co dzień w domu samotnej matki. Robi wszystko aby jej podopieczne mogły w końcu zaznać szczęścia. Dla niej to słowo już od dawna nie istnieje. Okazuje się, że ona również ma swoją tajemnicę, która ma dużo wspólnego z pewnym wydarzeniem z przeszłości.
Hilary od kilkunastu lat wykonuje zawód latarnika. Jego sposób bycia jest dość specyficzny dlatego też mieszkańcy Niechorza traktują go jak odludka i dziwaka. Jednak nikt nie przypuszcza, że i on może mieć jakiś sekret. A tak właśnie jest.
Za to zamiłowania do kieliszka nie ukrywa ojciec Mai i Iwony. Siostry starają się jak tylko mogą aby mu w jakiś sposób pomóc. W takiej sytuacji ich osobiste problemy schodzą na bok. Młodsza z sióstr przygotowuje się do konkursu w którym nagrodą jest wymarzone stypendium. Natomiast Iwona martwi się o swojego męża, który przebywa na misji w Libanie.

"Wigilijna przystań" swoją premierę miała w zeszłym roku, ale ja dopiero teraz znalazłam czas na jej przeczytanie. Troszkę żałuję, że nie mogłam uczynić tego wcześniej. Przy blasku choinkowych światełek lektura byłaby jeszcze bardziej przyjemniejsza. Z historią stworzoną przez panią Sylwię warto, a raczej trzeba się zapoznać. Książka jest cudowna pod każdym względem. Ogromny wpływ na to mają wykreowani przez pisarkę bohaterowie. Są tak prawdziwi, że chyba bardziej się nie da. Jest ich dość spora grupa i dlatego co niektórzy mogą mieć obawy z tego powodu. Od razu uspokajam, że w trakcie lektury nie ma mowy o żadnym pogubieniu się. Każdy rozdział przypisany jest innej osobie, ale z czasem wszystkie wątki łączą się ze sobą. Niech za przykład posłuży historia Mai, nastolatki, która za wszelką cenę chce zdobyć pierwszą nagrodę w konkursie. Wygrana w dużym stopniu pomogłaby jej spełnić największe marzenie. Polubiłam tą młodą dziewczynę i to bardzo. Jest ambitna, rozgadana. I niestety chyba za bardzo ciekawska o czym sama przekonała się na własnej skórze. Mało brakowała a cała praca jaką do tej pory wykonała poszłaby na marne. W dużej mierze przyczynił się do tego Hilary, stary latarnik z którym dziewczyna miała przeprowadzić wywiad.
Uważam, że taki podział na rozdziały był bardzo dobrym posunięciem. Czytelnik mógł lepiej zapoznać się z danym bohaterem. Każda z osób jest interesująca na swój sposób i wnosi do książki coś zupełnie innego. Moją szczególną uwagę przykuł wątek wspomnianego już Hilarego. Dla mężczyzny latarnia to coś znacznie ważniejszego niż tylko miejsce pracy. Wiążą się z nią liczne wydarzenia, o których nikomu do tej pory nie opowiadał. Jest jednak ktoś, kto był naocznym świadkiem jednego z nich.
Warto również wspomnieć o dość trudnym temacie jaki został poruszony przez autorkę. Życie kobiet, których mężowie są zawodowymi żołnierzami nie jest lekko mówiąc łatwe. Strach i niepokój towarzyszy im każdego dnia. Iwona zalicza się do grona takich żon. Tęskni za ukochanym i odlicza dni aż w końcu będzie mogła go przytulić. Jednak na daną chwilę może liczyć jedynie na rozmowę patrząc w ekran komputera. Dla niej taki sposób kontaktu jest czymś bardzo ważnym. Widzi twarz męża i słyszy jego głos. Wie, że żyje i nic mu się nie stało.
Na uwagę zasługuje także małżeństwo Marcina i Jagody Sobótków. Oboje prowadzą hotel, ale to Jagoda dba w nim o wszystko. Wie jak zachęcić potencjalnych klientów wykorzystując przy tym swój urok osobisty. Zadbała o każdy najmniejszy szczegół jeśli chodzi o wystrój. Stara się także o odpowiednie menu. Luksus aż razi po oczach. Postępowanie Jagody nie podoba się jej mężowi. Dostrzega jak bardzo żądza pieniądza odmieniła kobietę, w której zakochał się kilka lat temu.

Wszystko to działo się w Niechorzu, kilka tygodni przed Wigilią. I w tym miejscu należą się brawa za to, że Sylwia Trojanowska zdecydowała się zaprosić czytelnika nad morze, a nie popularne w tego typu książkach góry. Uważam, że ryzyko się opłaciło i to z nawiązką. "Wigilijna przystań" to fantastycznie napisana historia. Autorka w bardzo inteligentny sposób pokazała jak różnorodna może być miłość. Nie zawsze jest piękna. Bywa także trudna i powodująca łzy.  Za to każdy ma prawo kochać i być kochanym. Wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia oraz przeszłość. Nawet ta najgorsza. Liczy się tylko to i teraz.
Zakończenie książki rozwaliło mnie totalnie. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego. Jak dla mnie była to przysłowiowa wisienka na torcie. Zresztą na bardzo smakowitym.
Nie bez powodu Wigilia to najcudowniejszy dzień w roku,  w którym dzieje się najprawdziwsza magia. A jeśli macie jeszcze ku temu jakieś wątpliwości sięgnijcie po "Wigilijną przystań".

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz