data wydania: 16 marca 2016
liczba stron: 388
wydawnictwo: Czwarta Strona
"Zanim zrozumiem" to mój debiut jeśli chodzi o twórczość Małgorzaty Mroczkowskiej. Nazwisko tej Pani jest już bardzo dobrze znane na rodzimym rynku literackim za sprawą powieści "Angielskie lato", która cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród czytelników, a raczej czytelniczek. Ja gdy tylko będę miała okazję nadrobię swoje czytelnicze zaległości, ale teraz zapraszam wszystkich na recenzję najnowszej książki, którą przeczytałam jednym tchem...
On z zawodu jest terapeutą, lub jak to woli psychologiem. Ona pracuje jako księgowa, ale posiada wykształcenie pedagogiczne. Razem tworzą małżeństwo z półrocznym stażem. Choć poznali się w dość niesprzyjających okolicznościach, nie przeszkodziło im w tym to, żeby się w sobie zakochać od pierwszego wejrzenia. Jak wiemy, przeciwieństwa się przyciągają. Związek Joanny i Piotra jest tego świetnym przykładem. Mężczyzna pochodzi z inteligentnej i zamożnej rodziny. Natomiast dziewczyna wyjechała do większego miasta dla lepszych perspektyw. I właśnie pochodzenie sprawia kobiecie najwięcej problemów. Zerwała kontakt ze swoją rodziną. Relacje z bliskimi od strony męża też nie należą do najlepszych. Z czasem Joanna niespostrzeżenie staje się dyrygentem w swoim małżeństwie, a Piotr jedynym członkiem tej orkiestry. Kłótnie i nieporozumienia są na porządku dziennym. Na szczęście mężczyzna może liczyć na chwile spokoju będąc w pracy i wysłuchując historii innych ludzi...
Są takie książki, które czyta się błyskawicznie. Zaliczyć do nich można najnowszą powieść autorstwa Małgorzaty Mroczkowskiej. Przyczyniło się do tego kilka elementów. Jednym z nich, ale z pewnością nie najważniejszym jest rozmiar czcionki, który lekko ułatwia szybsze przekładanie kartek. Jak wiemy książka musi przede wszystkim zaciekawić potencjalnego czytelnika opisaną w niej historią i rozmiar liter nie ma tu żadnego znaczenia. "Zanim zrozumiem" właśnie taką jest. I według mnie to najważniejszy element, który sprawił, że nie mogłam oderwać się od lektury.
Patrząc z boku Joanna i Piotr tworzą zgodne małżeństwo. Idealny obraz zamazuje się, gdy wgłębimy się w treść. Podobno to mężczyzna jest głową rodziny, a kobieta szyją, która tą głową kręci. Joanna spełnia się w swojej roli aż za dobrze. Piotr cierpliwie znosi jej liczne pretensje, które kieruje w jego stronę. Mężczyzna bardzo kocha swoją żonę i zrobiłby dla niej wszystko, ale momentami było mi go zwyczajnie żal. "Nieudacznik" jako słowna pieszczota, nigdy nie powinna paść z ust Joanny. Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Piotra był nie do zniesienia. Z zawodu jest psychologiem. Nie trudno nie zauważyć, że spełnia się w swoim zawodzie. Pomaga innym jak tylko potrafi. Okazuje się jednak, że psychologicznej pomocy potrzebuje również Joanna, a najlepiej by było jakby oboje zapisali się na terapię małżeńską...
W główną treść książki został wpleciony wątek psychologiczny, który niewątpliwie stał się jej bardzo mocnym punktem. Fragmenty, w których mamy możliwość poznać ludzi, którzy stoją na życiowym zakręcie i nie wiedzą w którym kierunku mają dalej podążać idealnie komponują się z historią Joanny i Piotra. Zostały napisane genialnie i zaczęłam się nawet w pewnym momencie zastanawiać czy autorka nie ma czasami wykształcenia psychologicznego. Z krótkiej notki na temat Pani Małgorzaty nic takiego nie wychwyciłam, więc tym bardziej należą się słowa uznania.
"Zanim zrozumiem" to powieść, która łączy w sobie dwa gatunki literackie: powieść obyczajową z dodatkiem powieści psychologicznej. Psycholog to też lekarz, który nie przepisuje recept, ale też leczy. Może troszkę inaczej bo za pomocą rozmowy. Gdy nas coś boli idziemy do lekarza, więc dlaczego omijamy szerokim łukiem drzwi do gabinetu psychologicznego, jeśli dostrzegamy, że mamy problemy? No tak, króluje przecież pewien mit. Tylko czasami bywa tak, że zanim zrozumiemy, że potrzebujemy własnie takiej pomocy możemy skrzywdzić siebie, a przede wszystkim naszych najbliższych...
POLECAM
MOJA OCENA 9/10
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:
Są takie książki, które czyta się błyskawicznie. Zaliczyć do nich można najnowszą powieść autorstwa Małgorzaty Mroczkowskiej. Przyczyniło się do tego kilka elementów. Jednym z nich, ale z pewnością nie najważniejszym jest rozmiar czcionki, który lekko ułatwia szybsze przekładanie kartek. Jak wiemy książka musi przede wszystkim zaciekawić potencjalnego czytelnika opisaną w niej historią i rozmiar liter nie ma tu żadnego znaczenia. "Zanim zrozumiem" właśnie taką jest. I według mnie to najważniejszy element, który sprawił, że nie mogłam oderwać się od lektury.
Patrząc z boku Joanna i Piotr tworzą zgodne małżeństwo. Idealny obraz zamazuje się, gdy wgłębimy się w treść. Podobno to mężczyzna jest głową rodziny, a kobieta szyją, która tą głową kręci. Joanna spełnia się w swojej roli aż za dobrze. Piotr cierpliwie znosi jej liczne pretensje, które kieruje w jego stronę. Mężczyzna bardzo kocha swoją żonę i zrobiłby dla niej wszystko, ale momentami było mi go zwyczajnie żal. "Nieudacznik" jako słowna pieszczota, nigdy nie powinna paść z ust Joanny. Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Piotra był nie do zniesienia. Z zawodu jest psychologiem. Nie trudno nie zauważyć, że spełnia się w swoim zawodzie. Pomaga innym jak tylko potrafi. Okazuje się jednak, że psychologicznej pomocy potrzebuje również Joanna, a najlepiej by było jakby oboje zapisali się na terapię małżeńską...
W główną treść książki został wpleciony wątek psychologiczny, który niewątpliwie stał się jej bardzo mocnym punktem. Fragmenty, w których mamy możliwość poznać ludzi, którzy stoją na życiowym zakręcie i nie wiedzą w którym kierunku mają dalej podążać idealnie komponują się z historią Joanny i Piotra. Zostały napisane genialnie i zaczęłam się nawet w pewnym momencie zastanawiać czy autorka nie ma czasami wykształcenia psychologicznego. Z krótkiej notki na temat Pani Małgorzaty nic takiego nie wychwyciłam, więc tym bardziej należą się słowa uznania.
"Zanim zrozumiem" to powieść, która łączy w sobie dwa gatunki literackie: powieść obyczajową z dodatkiem powieści psychologicznej. Psycholog to też lekarz, który nie przepisuje recept, ale też leczy. Może troszkę inaczej bo za pomocą rozmowy. Gdy nas coś boli idziemy do lekarza, więc dlaczego omijamy szerokim łukiem drzwi do gabinetu psychologicznego, jeśli dostrzegamy, że mamy problemy? No tak, króluje przecież pewien mit. Tylko czasami bywa tak, że zanim zrozumiemy, że potrzebujemy własnie takiej pomocy możemy skrzywdzić siebie, a przede wszystkim naszych najbliższych...
POLECAM
MOJA OCENA 9/10
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz