data wydania: 2010 (data przybliżona)
liczba stron: 340
wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ostatnimi czasy na naszym rodzimym rynku literackim pojawiło się wiele nowych książek. Szczególnie jeśli chodzi o książki obyczajowe, których autorkami są panie. "Słońce w słonecznikach" nie jest nowością, ale zasługuje na to żeby ją odświeżyć. Tym bardziej, że było o tej książce dość cicho. Warto również zwrócić uwagę na samą postać autorki - bo tak naprawdę Dominika Stec to pseudonim literacki...
Uwielbiam tego typu książkowe okładki. Zawierają w sobie prostotę i urok, który sprawia, że wybijają się przed szereg. A, że posiadam w sobie sporą dawkę sentymentu jeśli chodzi z zdjęcia czarno-białe to tym bardziej zostałam skuszona lekturą. Oczywiście opis też się do tego przyczynił :-).
W dzisiejszych czasach co jakiś czas w TV można usłyszeć o kolejnym włamaniu do mieszkania, które zamieszkuje starsza, samotna osoba. W książce "Słońce w słonecznikach" czytelnik będzie miał możliwość poznać taką osobę. Jest nią Teresa. Siedemdziesięcioletnia wdowa, która pewnego dnia idąc ulicą zauważa interesującego mężczyznę. Gdy usłyszała pukanie do drzwi swojego mieszkania, okazało się, że po drugiej stronie stoi wspomniany ON. Na pierwszy rzut oka jest dość dziwny, co powoduje w kobiecie podwyższenie impulsu strachu. Co ja najlepszego zrobiłam wpuszczając obcego do własnego domu, a może to jakiś morderca. Każda z nas zadałaby sobie w tym momencie takie pytanie. Po bliższym poznaniu wychodzi na jaw, że jest przybyszem z zagranicy, a dokładnie ze Szwecji. Przywiózł ze sobą bardzo ciekawą rzecz - pamiętnik swojego dziadka. Prosi Teresę żaby go dokładnie przeczytała...
Pamiętnik jest zeszytem. Bardzo staram zeszytem, który zalatuje zapachem środków konserwujących, ale za to jego wnętrze zawiera treść napisaną w sposób piękny, z troską o jak najmniejszy szczególik...Za jego pomocą kobieta odbywa podróż w czasie. Cofa się do roku 1957. To własnie w tedy przeżyła swoje pierwsze zauroczenie. Zakochała się bez pamięci...
Autorem pamiętnika jest pewien dziennikarz, którego zadaniem było napisanie artykułu na temat budowy powstającej dzielnicy robotniczej...
Mała Tereska, która każdą wolną chwilę spędza w towarzystwie swojej pierwszej miłości nie spodziewa się, że postać dziennikarza pojawi się w jej życiu...
Czytając "Słońce w słonecznikach" nie sposób nie zauważyć bardzo ciekawego manewru. Otóż w książce splotły się ze sobą dwa czasy: przeszły i teraźniejszy. Moim zdaniem splot został genialnie wykonany..Wszystko to, co działo się w przeszłości fajnie połączyło się z przemyśleniami Teresy. Zapiski, które czyta powodują w niej emocjonalny wstrząs, przecież uczestniczyła w tych wydarzeniach, które zostały opisane na kartach pamiętnika...Ale będąc młodą, zakochaną dziewczyną widziała inny obraz, nie ten który powinna...Na szczęście czuwał nad nią Anioł Stróż...
Nie powiem, ale na początku lektura wydawała mi się lekko nudnawa. Wszystko działo się wolno, tak jakby napięcie było stopniowane...I słusznie, bo warto było czekać na punkt kulminacyjny całej tej historii. Historii, która zawiera w sobie olbrzymie pokłady tajemniczości. Wszystko to, zapoczątkował zeszyt z pożółkłymi już kartkami. Do togo klimat lat przeszłych, starych zdjęć oraz zabytkowych zegarów..."Słońce w słonecznikach" to taka książka retro z dodatkiem współczesności...
Na szczególną uwagę zasługują opisy miasta. Autorka książki zastosowała w tym przypadku małe porównanie przeszłości z teraźniejszością...W ten sposób pokazała w jak szybkim tempie komunistyczne ulice przeobraziły się w nowoczesne arterie...
Zastanawiałam się czy zdradzić Wam informację cóż to za postać ukrywa się pod kobieco brzmiącym pseudonimem, ale nie będę taką zołzą :-). UWAGA, zdradzam...Osobą, która napisała "Słońce w słonecznikach" jest...Pan Zbigniew Wojnarowski...Jak to możliwe, że mężczyźnie udało się stworzyć książkę wypełnioną po brzegi uczuciami...? Szok, prawda...Tym bardziej, gdy główną bohaterką jest kobieta. Wgłębił się w sposób cudowny w psychikę siedemdziesięcioletniej staruszki, która po śmierci męża zastanawia się czy jej dalsze życie ma sens, aż do czasu gdy pojawia się w jej domu tajemniczy Szwed. To właśnie on, a raczej to co ze sobą przyniósł powoduje, że Teresa rozlicza się z przeszłością, jak bardzo dla niej trudną... Panie Zbigniewie, kłaniam się w pas...
POLECAM
MOJA OCENA 8/10
Pamiętnik jest zeszytem. Bardzo staram zeszytem, który zalatuje zapachem środków konserwujących, ale za to jego wnętrze zawiera treść napisaną w sposób piękny, z troską o jak najmniejszy szczególik...Za jego pomocą kobieta odbywa podróż w czasie. Cofa się do roku 1957. To własnie w tedy przeżyła swoje pierwsze zauroczenie. Zakochała się bez pamięci...
Autorem pamiętnika jest pewien dziennikarz, którego zadaniem było napisanie artykułu na temat budowy powstającej dzielnicy robotniczej...
Mała Tereska, która każdą wolną chwilę spędza w towarzystwie swojej pierwszej miłości nie spodziewa się, że postać dziennikarza pojawi się w jej życiu...
Czytając "Słońce w słonecznikach" nie sposób nie zauważyć bardzo ciekawego manewru. Otóż w książce splotły się ze sobą dwa czasy: przeszły i teraźniejszy. Moim zdaniem splot został genialnie wykonany..Wszystko to, co działo się w przeszłości fajnie połączyło się z przemyśleniami Teresy. Zapiski, które czyta powodują w niej emocjonalny wstrząs, przecież uczestniczyła w tych wydarzeniach, które zostały opisane na kartach pamiętnika...Ale będąc młodą, zakochaną dziewczyną widziała inny obraz, nie ten który powinna...Na szczęście czuwał nad nią Anioł Stróż...
Nie powiem, ale na początku lektura wydawała mi się lekko nudnawa. Wszystko działo się wolno, tak jakby napięcie było stopniowane...I słusznie, bo warto było czekać na punkt kulminacyjny całej tej historii. Historii, która zawiera w sobie olbrzymie pokłady tajemniczości. Wszystko to, zapoczątkował zeszyt z pożółkłymi już kartkami. Do togo klimat lat przeszłych, starych zdjęć oraz zabytkowych zegarów..."Słońce w słonecznikach" to taka książka retro z dodatkiem współczesności...
Na szczególną uwagę zasługują opisy miasta. Autorka książki zastosowała w tym przypadku małe porównanie przeszłości z teraźniejszością...W ten sposób pokazała w jak szybkim tempie komunistyczne ulice przeobraziły się w nowoczesne arterie...
Zastanawiałam się czy zdradzić Wam informację cóż to za postać ukrywa się pod kobieco brzmiącym pseudonimem, ale nie będę taką zołzą :-). UWAGA, zdradzam...Osobą, która napisała "Słońce w słonecznikach" jest...Pan Zbigniew Wojnarowski...Jak to możliwe, że mężczyźnie udało się stworzyć książkę wypełnioną po brzegi uczuciami...? Szok, prawda...Tym bardziej, gdy główną bohaterką jest kobieta. Wgłębił się w sposób cudowny w psychikę siedemdziesięcioletniej staruszki, która po śmierci męża zastanawia się czy jej dalsze życie ma sens, aż do czasu gdy pojawia się w jej domu tajemniczy Szwed. To właśnie on, a raczej to co ze sobą przyniósł powoduje, że Teresa rozlicza się z przeszłością, jak bardzo dla niej trudną... Panie Zbigniewie, kłaniam się w pas...
POLECAM
MOJA OCENA 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz