wtorek, 23 czerwca 2015

DOM SŁUŻĄCYCH ( Recenzja )

Autor: Kathleen Grissom
data wydania: 27 listopada 2013
liczba stron: 440
wydawnictwo: Papierowy Księżyc











Czy to filmy, czy książki, które oparte są na faktach przyciągają przyszłych odbiorców jak magnez...Dlaczego tak się dzieje, bo zwyczajnie lubimy historie z życia wzięte...I właśnie taką historię postanowiła w swojej debiutanckiej książce opisać Kathleen Grissom. Takim impulsem do napisania "Domu służących" stał się pewien odnaleziony dokument...

Za otoczkę dla całej książkowej historii posłużyła Wirginia oraz jedna z plantacji tytoniu, której właścicielami są Państwo Pyke. Po długim rejsie do swojego domu powrócił kapitan James Pyke. Ku zdziwieniu swojej małżonki nie powrócił sam. Towarzyszyła mu mała, białoskóra dziewczynka. Lavinia w wieku ośmiu lat została sierotą. Jej rodzice zmarli na statku. Był to dla niej olbrzymi wstrząs psychiczny, czego skutkiem jest amnezja z którą się zmaga. Do tego dochodzi również niewiedza co stało się z jej bratem. W tym momencie nasuwa się pytanie, dlaczego zostali rozdzieleni...Pewne sprawy, które wykreowały się między jej rodzicami, a kapitanem sprawiły, że znalazła się w miejscu zwanym "Wysokimi Dębami". Zmęczona oraz wystraszona dziewczynka odnajduje pocieszenie i otuchę w ramionach czarnoskórej służącej o imieniu Bell. Z czasem murzynka zostaje opiekunką Lavinii. Jednocześnie dom, w którym mieszka służba staje się jej nowym domem. To w nim ma okazję zasmakować szczęśliwego rodzinnego życia wypełnionego miłością...Cała czarnoskóra społeczność została zauroczona przybyłym gościem... Niestety dziewczynka nie zdawała sobie sprawy z tego, że dzieli ją od nowych przyjaciół jeden bardzo ważny szczegół. Kolor skóry...I właśnie ta różnica w wyglądzie przysporzy Lavinii oraz służącym olbrzymich problemów...

Pani Grissom zafundowała swoim czytelnikom emocjonalny wstrząs po którym dojście do siebie nie będzie takie łatwe i szybkie. Temat niewolnictwa, który został poruszony przez autorkę, jest tematem trudnym, a zarazem wartym tego, żeby o nim pisać. W dzisiejszych czasach nie dopuszczamy do siebie myśli, że coś takiego miało w ogóle miejsce. I przyczynił się do tego człowiek. Chociaż i teraz można usłyszeć o nielegalnych obozach pracy. O ludziach przetrzymywanych w barakach i traktowanych w sposób, który uderza w ludzką godność...Nie mogę, a raczej nie potrafię tego zrozumieć, że człowiek może zrobić krzywdę drugiej osobie. Co trzeba mieć w sobie, żeby dopuścić się takiego czynu. Tym bardziej, gdy głównym powodem napaści jest kolor skóry. Czy czyni to kogoś gorszym od reszty społeczności...
Z tym problemem zapoznała się Lavinia będąc jeszcze małą dziewczynką. A wiadomo, że małe dziecko nie do końca rozumie na czym polega życie dorosłych, którzy mają swoich "właścicieli".
I właśnie postać Lavinii jest jednym z narratorów w książce. Pisarka postanowiła ukazać w książce obraz niewolnictwa widziany oczami dziecka. Dziecięce spostrzeżenia wzruszają i dają wiele do myślenia. Niejednokrotnie można mieć wrażenie, że przemyślenia dziewczynki są bardzo dojrzałe jak na jej wiek...Z biegiem lat dziewczynka przemienia się w piękną i inteligentną kobietę, która nie zapomina o miejscu w którym się wychowała, oraz o ludziach którzy zdobyli jej serce i którym wiele zawdzięcza...
Jedną z takich osób jest Bell, która pełni w książce rolę drugiego narratora...Jest dorosłą czarnoskórą niewolnicą, która zaraz po przybyciu Lavinii stała się jej opiekunką. To ona zapoznała ją ze światem, w którym przyszło jej żyć. Na początku wszystko było takie piękne i kolorowe...Niestety do czasu...

Dzięki takiemu narratorskiemu posunięciu czytelnik będzie miał możliwość zapoznać się z obrazem niewolnictwa widzianym z dwóch perspektyw. Małego dziecka oraz dorosłej kobiety...

Niejednokrotnie czytając książkę, na mojej skórze pojawiała się gęsia skórka...Za sprawą opisów, w jaki sposób traktowano w tych czasach czarnoskórych mieszkańców. Autorka zrobiła to w sposób bardzo realistyczny. A co najgorsze, obserwatorem dramatycznych scen było również dziecko.

Lavinia i Bell to tylko namiastka książkowych bohaterów. Skoro tytuł książki brzmi "Dom służących" to musi mieszkać w nim ktoś jeszcze. Ktoś musi przecież trzymać nad wszystkim pieczę. Tą osobą jest Mama Mae. Czarnoskóra kobieta, która swoim postępowaniem oraz dobrym sercem wpuszcza do domu słoneczne światło...A takim słonecznym promieniem staje się Papa George.
Obok, w dużym domu pomieszkują właściciele plantacji oraz ich dzieci. Słodka i urocza Sally wraz ze swoim bratem Marshallem.

Podsumowując "Dom służących" nie jest lekturą łatwą. Kathleen Grisson pisząc książkę zadbała o każdy, nawet o ten  najmniejszy szczególik. Tak jak wspomniałam na początku recenzji, główną inspiracją do powstania "Domu służących" stał się pewien stary dokument odnaleziony przez autorkę. Chociaż bohaterowie są fikcyjni, to wydarzenia, które zostały opisane są niestety prawdziwe...Czasy, w których szerzyło się niewolnictwo zapisały się w historii Stanów Zjednoczonych. Miejmy tylko nadzieję, że te lata pozostaną nadal tylko historią...

POLECAM
MOJA OCENA 10/10





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz