Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amber. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amber. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 5 lutego 2023

MOJE GRECKIE LATO ( Recenzja )

Autor: Isabelle Broom
data wydania: 25 mają 2017
liczba stron: 352
wydawnictwo: Amber

    





Do wiosny jeszcze trochę, do lata jeszcze dalej. Patrząc za okno nie wiadomo czy mamy jesień, czy zimę. Dlatego ja postanowiłam poprawić sobie nastrój wybierając książkę o jakże gorącym tytule "Moje Greckie Lato" autorstwa Isabelle Broom.

Molly będąc małą dziewczynką przeżyła osobisty dramat. Niestety mimo upływu lat wydarzenia z przeszłości w dalszym ciągu nie dają jej spokoju. To co się stało znacznie wpłynęło na jej dorosłe już życie. Skonstruowała wokół siebie wysoki mur, którego nawet ona sama nie potrafi sforsować. Stroni od innych ludzi, ale chyba najbardziej niepokojące jest to, w jaki sposób traktuje Ruperta, mężczyznę którego ponoć kocha.
Pewnego dnia Molly otrzymuje tajemniczy list. Za jego sprawą wszystko, co do tej pory z takim trudem zbudowała wywraca się do góry nogami. Okazuje się, że ciotka, której nigdy nie poznała przepisała jej w spadku dom na greckiej wyspie. 
Zaintrygowana tym faktem bierze kilka dni urlopu w pracy, pakuje walizki, żegna się z Rupertem i wyrusza w podróż do Grecji.
Będąc już na miejscu poznaje wielu sympatycznych i bardzo życzliwych mieszkańców wyspy. Wśród nich był Aidan, przystojny Irlandzczyk, który zaoferował Molly swoją pomoc. Z czasem nowo poznany mężczyzna staje się dla niej kimś znacznie bliższym niż tylko osobistym przewodnikiem po wyspie. 
Gdy przez przypadek w trakcie przeglądania rzeczy po zmarłej ciotce znajduje starą mapę narysowaną przez dwie dziewczynki, to właśnie on pomaga jej w znalezieniu odpowiedzi na wiele pytań dotyczących przeszłości i rodzinnych tajemnic. 
Molly w pewnym momencie dostrzega jak bardzo się zmieniła w trakcie pobytu w Grecji.

Jaką decyzję podejmie Molly? Czy zostanie na greckiej wyspie po tym, co udało jej się odkryć, czy jednak wróci do swojego dotychczasowego życia u boku Ruperta? A może to Aidan jest tym mężczyzną z którym będzie naprawdę szczęśliwa?

Właśnie takiej książki teraz potrzebowałam. Lekkiej i przyjemnej w odbiorze. Przy której mogłam odpocząć i nie myśleć o problemach. Czytając "Moje Greckie Lato" bardzo miło spędziłam czas. Owszem, jest to tzw. czytadełko, ale z ciekawie opisaną historią. 
Główną bohaterką jest Holly Wright, młoda kobieta, która jako dziecko przeżyła ogromną tragedię. Wychowana została bez ojca, a jej matka zmagała się z chorobą alkoholową. Nie dziwi, więc fakt, że tak trudna przeszłość, musiała odbić się na jej psychice. Patrząc z boku jej życie jest normalne i ustabilizowane. Ma pracę, chłopaka, ale jak jest na prawdę tylko ona wie. Molly od długiego już czasu walczy sama ze sobą. Jak do tej pory nikomu nie zwierzała się ze swoich przeżyć.
Dlatego list od ciotki, o której istnieniu nie miała pojęcia można potraktować jak wybawienie. Decyzja o spontanicznym wyjeździe była najlepszą jaką mogła podjąć. Molly w nowym miejscu, wśród nowo poznanych ludzi odżyła. Zresztą sama zauważyła, jak bardzo się zmieniła. 
Molly pojawiła się na Zakynthos przede wszystkim po to, żeby zobaczyć dom, którego niespodziewanie stała się właścicielką. Nieruchomość skrywała w sobie wiele tajemnic, które nasza główna bohaterka miała zamiar odkryć. Molly nie miała pojęcia, że jej mama miała siostrę bliźniaczkę, którą była zmarła ciotka. Miała za to jakieś dziwne przeczucie, że już kiedyś tu była, tylko nie potrafiła sobie tego przypomnieć. 
Ogromnie zainteresował mnie wątek dotyczący starej mapy, którą Molly znalazła w trakcie porządków. Od razu można było zauważyć, że została narysowana ręką dziecka. Jak się później okazało autorkami była jej mama i ciotka. Obie stworzyły nierozłączny duet. Dlatego zastanawiające jest to, co takiego musiało się wydarzyć, że dwie osoby, które były tak ze sobą zżyte nagle zrezygnowały z jakichkolwiek kontaktów. Z pewnością jest tego jakaś przyczyna i Molly postawiła sobie za zadanie ją znaleźć. Miała nadzieję, że odnaleziona mapa chociaż w małym stopniu jej w tym pomoże. Razem z Aidanem wyruszyła w podróż do przeszłości.

 
Zakynthos to jedna z piękniejszych greckich wysp. Nigdy tam nie byłam, ale dzięki książce odbyłam swoją podróż siedząc wygodnie w fotelu. Wspólnie z Molly mogłam podziwiać piękno krajobrazów. Autorka przedstawiła je w cudowny sposób, który jeszcze bardziej zachęca do odwiedzenia wyspy. Warto również wspomnieć o mieszkańcach. Mili, sympatyczni i bardzo pomocni ludzie, którzy nigdzie się nie śpieszą i żyją chwilą. Lubią sobie pogawędzić z turystami i częstować ich tradycyjnymi potrawami. Aspekt kulinarny również pojawił się w książce.
Początek znajomości Molly i Aidana, mężczyzny, który jak się okazało mieszkał po sąsiedzku nie należał do zbytnio udanych. Jednak z czasem jakoś udało im się dojść do porozumienia. Molly  czuła się bardzo dobrze w jego towarzystwie i miło spędzali ze sobą czas. Nic nie wskazywało na to, że między nimi może coś zaiskrzyć. W końcu Molly ma chłopaka. Tylko czy ten związek ją uszczęśliwia? Miałabym ku temu kilka wątpliwości. 
Wątek miłosny autorka poprowadziła w fajny i co najważniejsze w inteligentny sposób. Nie ma tutaj gorących scen i opisów. Jest za to powoli rodzące się uczucie między dwojgiem ludzi z przeszłością. Razem stworzyli udaną parę i mocno trzymałam za nich kciuki. 

"Moje Greckie Lato" to jedna z tych książek, którą co niektórzy mogą potraktować po macoszemu. Taka tam banalna historyjka o kobiecie, która się pogubiła i teraz szuka swojej drogi. Ja jednak dostrzegłam w niej coś więcej. Zostały w niej poruszone ważne i zarazem trudne tematy. Choroba alkoholowa jest jednym z nich. Molly będąc małą dziewczynką widziała co dzieje się z jej matką. Tęskniła za wspólnymi zabawami, wycieczkami, wygłupami. To ona któregoś dnia znalazła ją upojoną alkoholem i śpiącą na fotelu. Tylko tym razem już z tego snu się nie wybudziła. 

"Moje Greckie Lato" to ciekawie napisana książka, która umili wam ten zimowy czas. Oczywiście świetnie sprawdzi się także w czasie letnich urlopów. Kto wie, może dzięki niej wybierzecie się na Zakynthos śladami Molly i Aidena. Serdecznie wam ją polecam. 







niedziela, 17 maja 2015

DZIECKO EMMY ( Recenzja )

Autor: Abbie Taylor
data wydania: 7 listopada 2011
liczba stron: 320
wydawnictwo: Amber











Siedzisz sobie wieczorem wygodnie w fotelu i oglądasz wiadomości. Nagle z głośników telewizora wydobywa się głos kobiety z dramatycznym apelem: Pomóżcie odnaleźć moje dziecko, które zostało porwane bo nikt mi nie wierzy, że jestem jego biologiczną matką!!!. Nagle w twojej głowie pojawia się pewna myśl: co ja bym zrobiła gdyby, coś takiego przytrafiło się mnie i mojemu dziecku...Abbie Taylor opisała taką historię w swojej książce zatytułowanej "Dziecko Emmy"...

Emma, młoda matka samotnie wychowująca 13-miesięcznego synka. Wychowywanie i opieka nad dzieckiem to odpowiedzialne zajęcie, tym bardziej gdy nie można liczyć na wsparcie ojca dziecka oraz rodziny. Któregoś dnia, trzymając w dłoniach torby z zakupami, do tego jeszcze ciężki wózek z ledwością próbuje wdrapać się po schodach do wagonu metra. Nagle słysząc dźwięk zamykanych drzwi, spostrzega ,że jej synek został sam za zamkniętymi już drzwiami, a za lada moment pociąg ruszy. Co robić !! Na szczęście w oknie wagonu pojawia się tajemnicza kobieta, która postanawia pomóc zrozpaczonej matce i za pomocą gestów informuje Emme, że wysiądzie z jej synkiem na następnej stacji...I tak też zrobiła...Kobieta poczuła ulgę gdy ujrzała nieznajomą oraz swojego syna. Całego i zdrowego. Będąc jeszcze w psychicznym szoku, przyjmuje zaproszenie na kawę od nowo poznanej kobiety...Niczego nie przeczuwając zostawia ich na moment samych...Wracając z toalety zauważa, że przy stoliku nikogo nie ma...Na pewno czekają na nią gdzieś w pobliżu...Niestety nikt nie czekał...Kobieta wraz z jej jedynym dzieckiem zniknęli...

Co czuje w takiej chwili matka? W jednej sekundzie życie rozpada się na drobne kawałeczki...Może to mi się zwyczajnie śni, taki senny koszmar, ale z czasem Emma zrozumiała, że to wszystko dzieje się naprawdę. Niewyobrażalny ból, strach oraz...poczucie winy. Gdybym była dobrą matką, nigdy coś takiego nie miałoby miejsca. Zrozpaczona kobieta rozpoczyna poszukiwania własnego dziecka...Niestety nie może liczyć na pomoc rodziny, oraz przyjaciół. A co najgorsze, nawet policji. Policjanci traktują Emmę jak chorą psychiczne, która wszystko sobie uroiła. Jako dowód posłużyły słowa lekarki, która twierdzi, że matka dziecka mogła mu zrobić krzywdę. Przecież w chwili załamania nerwowego można powiedzieć wszystko, co nie znaczy, że przejdzie się potem do czynu. W przypadku kobiety samotnie wychowującej dziecko, która nie może liczyć na wsparcie najbliższych takich chwil może być bez liku. Takim osobom po prostu należy się pomoc...

Na szczęście przypadkowo poznany mężczyzna, który odnalazł jej torebkę staje się ostoją w tym trudnym dla Emmy czasie. Rafe Townsend to jedyna osoba, która wierzy w każde słowo wypowiadane przez kobietę. Ku jej zaskoczeniu, oferuje swoją pomoc w odnalezieniu dziecka. Wspólnie wyruszają w poszukiwawczą drogę, wykorzystując informacje, które udało im się zdobyć oraz te, obok których obojętnie przeszły organy ścigania...

Bierzesz w dłoń książkę i zaczynasz ją czytać. Po kilku minutach wyczuwasz miłe mrowienie, które przeszywa całe twoje ciało...Zostałeś połączony/a z książką za pomocą niewidzialnych i bardzo cieniutkich kabelków, które zawierają w sobie tzw. "literacki prąd". Tylko trzeba zaznaczyć, że nie każda książka zawiera w sobie takie kabelki..."Dziecko Emmy" to pozycja, która została w nie wyposażona. Mogę Ci obiecać, że od początku do samego końca będziesz w skupieniu...i pod napięciem śledził losy Emmy.
Jeden dzień, który zostanie w pamięci głównej bohaterki na długie lata. To co w tym czasie przeżyła jest czymś strasznym. Niepokój oraz niewiedza co dzieje się z jej dzieckiem. Czy nic mu nie dolega, czy w ogóle żyje. A potem jedna, wielka poszukiwawcza walka. Autorka pisząc to wszystko, zapożyczyła z prawdziwego życia wiele elementów. Postać Emmy została przedstawiona w sposób bardzo realistyczny...Życie samotnej matki to nie sielanka. Są instytucje, które pomagają takim kobietom, ale w wielu przypadkach jest to pomoc jednorazowa. Zdarzają się takie momenty, gdy taka matka przechodzi kryzys. Szok poporodowy ma też w tym spore znaczenie. W takiej sytuacji bliskość drugiej osoby jest bardzo potrzebna, co zrobić gdy takiej osoby przy naszym boku nie ma? Taki problem dosięgnął Emme. Do tego dochodzą wyrzuty sumienia, nieporadność, oraz wstręt do własnego odbicia w lustrze...Gdzie w tym wszystkim podziała się  miłość do dziecka? Jest i to w bardzo dużych ilościach...
Wspomniane napięcie jest stopniowane kartka po kartce, strona po stronie...Możecie być spokojni, do zwarcia nie dojdzie. Wręcz przeciwnie. Ciekawym posunięcie, zastosowanym przez autorkę było wplecenie w główną treść książki fragmentów opisujących życie Emmy przed narodzeniem dziecka i tuż po. Kończąc na dniu porwania. Dzięki temu, czytelnik będzie miał okazję lepiej poznać i w głębić się w psychikę kobiety.
I właśnie postać Emmy jest główną zaletą książki Abbie Taylor.

"Dziecko Emmy" to wzruszająca historia, a zarazem obraz trudnej macierzyńskiej miłości z perspektywy kobiety wychowującej samotnie dziecko. A jak wiemy, matka dla własnego dziecka zrobi wszystko, narażając własne życie. I nie ważne, że początki były trudne. Wszystko to znika, liczy się tylko to, co teraz...

Na koniec zadam Wam jedno króciutkie pytanie ? Chcecie się podłączyć pod "literackie kabelki" ? TAK lub NIE..Wybór należy do Ciebie...

POLECAM 
MOJA OCENA 10/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 


czwartek, 14 maja 2015

ZDRADA NA TRZY GŁOSY ( Recenzja )

Autor: Tess Stimson
data wydania: 2007 (data przybliżona)
liczba stron: 304
wydawnictwo: Amber











Na temat zdrady chyba już nic nowego nie da się powiedzieć, ani napisać...Tak mi się bynajmniej wydawało. "Zdrada na trzy głosy". Pierwsze skojarzenie: tytuł musicalu lub sztuki teatralnej. Nic bardziej mylnego, chociaż byłoby to interesujące posunięcie...Trzy osoby, trzy głosy. W rolę dyrygenta wcieliłaby się tytułowa Zdrada, która kierowałaby poczynaniami całej trójki...I właśnie takie poczynania postanowiła przelać na papier Tess Stimson...W wyniku czego powstała książka pod bardzo intrygującym tytułem...

Nicholas Lyon to czterdziestotrzyletni prawnik specjalizujący się w sprawach rozwodowych. Od 10 lat jest mężem Malinche oraz ojcem Sophie, Evie i Metheny. Razem tworzą szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Praca w roli prawnika, jest ciężka i stresująca. Tym bardziej gdy ma się do czynienia z klientami, którzy lada dzień przestaną być dla siebie mężem i żoną...Mężczyzna wielokrotnie podkreśla, że kocha swoją szaloną żonę, a zarazem autorkę książek kulinarnych. Swoje córeczki traktuje jak najcenniejszy skarb. Z tego też powodu, nie dopuszcza do siebie myśli, że kiedyś On usiądzie po drugiej stronie biurka...

Niestety taka pewność, może czasami nas zgubić...Tak właśnie się dzieje w przypadku Nicholasa...
W kancelarii, w której pracuje mężczyzna pojawia się nowa pracownica. 25-letnia i bardzo atrakcyjna Pani prawnik o imieniu Sara. No tak, idąc na rozmową o pracę liczy się przede wszystkim pierwsze wrażenie...W tym przypadku chyba się troszkę przeliczyło. Sara, to kobieta, która należy do grupy kobiet wiedzących czego chcą od życia i twardo stąpających po ziemi. Pewne są swojej atrakcyjności i nie zawahają się jej użyć...Nie przeszkadza jej nawet to, że mężczyzna, którego chce uwieść ma własną rodzinę...
I co teraz? Uciekać czy brnąć w ten chory związek...Przed takim dylematem stanął Nicholas...Niestety uczucie, a raczej fascynacja do nowo poznanej kobiety wzięła górę nad rozsądkiem...No, ale przecież kocha swoją żonę. Gdzie jest w tym wszystkim normalność...

Jaką wagę ma przysięga małżeńska?  Bardzo dużą. A jak wiadomo, przysięga bez wyjątku jaka, jest czymś bardzo ważnym, i nie wolno jej złamać...Przysięgamy sobie różne rzeczy i staramy się tej obietnicy dotrzymać, więc dlaczego z tym rodzajem przysięgi jest inaczej...Będą z Tobą na dobre i na złe...Nie są to przecież zwyczajne słowa...
"Zdrada na trzy głosy" to pierwsza książka autorstwa Tess Stimson, którą miałam przyjemność czytać. Zdrada, krótkie słowo, a wzbudza tyle emocji. Na czym ona polega, chyba każdy wie...Ale co czuje osoba zdradzana, ta która zdradza, oraz winny/a tej zdrady to już inna sprawa. I właśnie na tych odczuciach skupiła się autorka książki. Niejednokrotnie spotykałam się w książkach z wątkiem zdrady, ale jeszcze nie miałam do czynienia z tego typu charakterystyką książkowych bohaterów. Tess Simspon dokonała dogłębnej psychoanalizy całej trójki...

Nie wiem, może dlatego, że jestem kobietą nie mam żadnego usprawiedliwienia dla Nicholasa...Mężczyzna, nie zdradza od tak sobie żony, którą kocha...Czyżby syndrom wieku średniego? Młoda, atrakcyjna kobieta, nagle jest zainteresowana dojrzałym mężczyzną. Czterdziestotrzyletni prawnik nie potrafi ulec takiej pokusie. A jak wiemy, to co zakazane lepiej smakuje...
Sara, co można jeszcze o tej kobiecie powiedzieć...Jest dorosła, więc chyba wie co robi...Potajemne spotkania z Nicholasem są dla niej niczym zobowiązującym. Przecież polegają tylko na cielesnej przyjemności, nic więcej...
Co robi w tym czasie Malinche. Zajmuje się domem i wychowuje dzieci...

Zwyczajny trójkąt, ale przedstawiony w bardzo interesujący sposób. Duży wpływ ma na to sposób prowadzenia narracji. Każdy z bohaterów otrzymał prawo do głosu i może wyrazić to co czuje w danym momencie. Co za tym idzie, czytelnik będzie mógł poznać osobowość każdego z osobna...
Warto również wspomnieć o bohaterach drugoplanowych. Wgłębiając się w całą tę historię okazuje się, że mieli oni duży wpływ na poczynania Malinche, Nicholasa i Sary. Kit - gej, a zarazem  przyjaciel Malinche, za którym nie przepada Nicholas. Trace - były narzeczony kobiety, oraz wierna i oddana Amy, przyjaciółka Sary...

Na koniec mogę stwierdzić jedno. "Zdrada na trzy głosy" to bardzo ciekawa i wciągająca książka...Tess Simson spisała się na medal. Mimo trudnego tematu, jakim jest zdrada, nie zabrakło w niej poczucia humoru i szczypty ironii. Co jeszcze bardziej dodało smaczku książce...No może opisy scen łóżkowych były troszkę, lekko mówiąc za gorące...Ale spokojnie do tych z książki z 50 w tytule im daleko. Z drugiej strony, można uznać je jako kolejny pozytyw. Zostały przedstawione w sposób bardzo realistyczny....
Jeśli chodzi o zakończenie...Nic nie powiem. Niech będzie to zachęta, aby sięgnąć po "Zdradę na trzy głosy" bo naprawdę warto...

POLECAM
MOJA OCENA 8/10 

czwartek, 5 marca 2015

ASHFORD PARK ( Recenzja )

Autor: Lauren Willig
data wydania: 11 czerwca 2013
liczba stron: 432
wydawnictwo: Amber











Chyba jeszcze nie miałam w swoich dłoniach książki, której okładka została udekorowana taką ilością pochlebnych rekomendacji. Pozwolę sobie zacytować fragment jednej z nich:
"[...]Ta książka zmienia czytelnika. Willig wnika w głąb duszy swoich bohaterów, żeby pokazać tragedię, triumf i głębię miłości. A także usiłuje znaleźć odpowiedź na ponadczasowe pytanie: jak szokujące sekrety rodzinne sprzed lat mogą wpłynąć na nasze życie i zmienić je na zawsze". ( Romantic Times Book Reviews ). 
Czy poczyniła zmiany we mnie? Może tak, a może nie :-), ale za to bardzo zaciekawiły mnie, jakie to tajemnice czytelnik będzie mógł odkryć w trakcie czytania książki...A do tego jeszcze ten afrykański klimat. 

Niespełna sześcioletnia Adeline, traci w jednej chwili oboje rodziców. Możemy sobie tylko wyobrazić co czuje w takim momencie małe dziecko. Już nigdy więcej dziewczynka nie będzie mogła usiąść na ojcowskich kolanach. Nigdy więcej nie dostanie matczynego całusa na dobranoc. Na szczęście ominie ją zakwaterowanie w sierocińcu. Pieczę nad Adeline przejmie lord oraz lady Ashford. Pierwsze chwile, pierwsze godziny w nowym miejscu bywają trudne, nawet dla dorosłego człowieka. Dziewczynka mogła liczyć, w tym nie łatwym dla siebie okresie na wsparcie udzielone przez siedmioletnia kuzynkę - Beatrice. Stały się sobie bardzo bliskie, niczym jak siostry...Ale czy tak naprawdę była szczęśliwa? To jej kuzynka była zawsze na pierwszym miejscu. Adeline natomiast zajmowała ostanie miejsce w szeregu, traktowana była jak przysłowiowe "piąte koło"...
Z czasem łączące je relacje zaczęły się urywać, aż do zupełnego przerwania...

Jeden dość nieprzyjemny incydent sprawił, że ich drogi rozeszły się w przeciwnych kierunkach. Adeline postanawia pozostać w Londynie i podjąć pracę w jednym z wydawnictw. Natomiast Beatrice wyrusza ze swoim mężem do Kenii, gdzie na afrykańskiej ziemi prowadzą farmę kawy. Staje się również matką dwóch dziewczynek.
Obie kobiety dzieli 6 lat gdy widziały się po raz ostani. Zapewne sądziły, że już nigdy więcej nie będą miały okazji żeby ze sobą porozmawiać. Do czasu gdy Adeline otrzymuje list z kenijską pieczątką na kopercie, który w swej treści zawiera śladowe informacje. Ale jedno zdanie spowodowało w głowie kobiety spory zamęt:

"Przyjedź. Bez ciebie zupełnie się pogubiłam. Bea" ( s. 12)

Chyba, żadna z nas nie zignorowałaby takich słów, które tworzą pełne dramaturgii zdanie. Adeline nie zastanawia się ani chwili i wyrusza w podróż. Jednocześnie pozostawi narzeczonego oraz swoją pracę...I teraz warto zadać sobie pytanie, czy nie zapłaci za to zbyt dużej ceny...

W tym miejscu zacytuję jeszcze jeden fragment okładkowej rekomendacji:
"To pięknie opowiedziana historia dwóch niezwykłych kobiet na tle całego XX wieku..." I z tym stwierdzeniem nie mogę się zgodzić. Bo w książce pojawia się jeszcze ktoś bardzo interesujący. Trzecia kobieta o imieniu Clementine (Clemmie ). Trzydziestoczteroletnia wnuczka Adeline, która pracuje w kancelarii adwokackicej. Obecnie przechodzi trudny okres w swoim życiu, który spowodowany jest problemami sercowymi. Gdy pojawia się na 99-tych urodzinach swojej babci nie przeczuwa, że ten dzień zostanie na długo w jej pamięci. Stosunki, które łączyły wnuczkę z babcią były wyjątkowe. Zawierały w sobie ogromne pokłady ciepła i miłości. Tym bardziej kobietą wstrząsnął stan zdrowia staruszki. Otumanienie w którym się znajduje, powoduje, że w pewnej chwili zwraca się do Clemmie wymawiając inne imię: Bea. Kobieta domyśla się, że nie było to spowodowane jedynie lakami, tylko z jakiegoś konkretnego powodu pomyliła ją z kimś innym. Postanawia to wyjaśnić. Rozpoczyna osobiste śledztwo w czasie którego na jaw wychodzą rodzinne tajemnice. Najgorsze jest to, że o wszystkim wiedziała jej matka oraz ciotka...

Książka składa się z dwóch części, które podzielone są na rozdziały. Każdemu rozdziałowi przypisana jest odrębna data oraz miejsce akcji. Podtytuły w bardzo fajny sposób ułatwiają czytelnikowi wgłębianie się w treść książki, bo dzięki temu nie pogubi się w wirze wydarzeń...

"Ashford Park" to powieść pełna tajemnic i rodzinnych sekretów, które z biegiem czasu  wychodzą na jaw. A do tego kobiece bohaterki, które spełniają w książce bardzo znaczące role. To na nich swoją szczególną uwagę skupiła pisarka. Świetnie połączyła ze sobą dwa wątki: obyczajowy i historyczny. I właśnie ten specyficzny klimat dawniejszych epok spowodował, że czytanie książki było dla mnie czystą przyjemnością...Chociaż czasy współczesne również zostały nakreślone w sposób interesujący.
Tak się składa, że podróżniczka ze mnie kiepska. Niestety duży wpływ ma na to moja sytuacja finansowa, oraz choroba lokomocyjna. Ale od czego są książki, prawda. Odbyłam cudowną podróż do kraju, w którym raczej  nie będę, chociaż nigdy nic nie wiadomo :-).  Fragmenty, w których autorka poruszyła temat Afryki, zrobiły na mnie kolosalne wrażenia. Poczułam się tak, jakbym tam była. Słyszałam ryk lwa, stąpałam po suchych i spalonych promieniami słonecznymi trawach...Nawet się troszkę opaliłam :-). Uczestniczyłam w safari, w którym tak naprawdę za strachu nie wzięłabym udziału...
Jeśli chodzi o wątek miłosny, z którym mamy do czynienia w książce, może spowodować, że inaczej spojrzymy na uczucia którymi nawzajem się obdarzamy. Czy kochamy szczerze i prawdziwie, a może to tylko takie zwykłe zauroczenie...Gorzej gdy takie wątpliwości zaczną nas trapić już po zawarciu małżeństwa. Tak było w przypadku Frederica, który poślubił kobietę, której nie kocha...Miłość to odpowiedzialność za drugiego człowieka...Czasami może zranić w taki sposób, że na zawsze poczujemy do niej wstręt...

Czy ta książka mnie zmieniła? Chyba tak, ale jak bardzo tego nie wiem...Przekonam się o tym może za kilka dni, miesięcy albo lat....Ale jednego jestem pewna, że kłamstwa i sekrety i tak ujrzą  światło dzienne, więc czy warto milczeć?...Bo potem takie milczenie może obrócić się przeciwko nam...

Miałam przyjemność czytać różne recenzje na jej temat, ale ja osobiście wolę przekonać się na własnej skórze czy książka jest warta uwagi, a może wręcz przeciwnie...I jaki wysunęłam wniosek po przeczytaniu "Ashford Park" ? Z czystym sumieniem mogę zapewnić, że czytając tę powieść nie będziecie się nudzić -).


POLECAM
MOJA OCENA 8/10












niedziela, 7 grudnia 2014

KLIENT ( Recenzja )

Autor: John Grisham
data wydania: 1998 (data przybliżona)
liczba stron: 320
wydawnictwo: AMBER








Grisham - jest to nazwisko, które ma już swoją renomę na rynku literackim. Wstyd się przyznać, że "Klient" to moje pierwsze spotkanie z twórczością tak popularnego pisarza. Książka posiada również swoją wersję filmową, w której w rolach głównych zagrali Susan Sarandon i Tommy Lee Jones. Powieść uznawana jest za najlepszą  w całym dotychczasowym dorobku pisarza. 

Mark i Ricky, dwójka małych chłopców których łączy braterska nić. Ich dzieciństwo niestety nie należy do kolorowych. Mieszkają tylko z mamą w jednej z przyczep kempingowych na obrzeżach miasta. Tak naprawdę słodkie z nich urwisy. Któregoś dnia starszy z braci wybiera się do lasu, na przysłowiowego dymka. Na uwagę zasługuje fakt, że ma dopiero jedenaście lat...Wypływają braki wychowawcze, brak ojca powoduje przyspieszone tempo dojrzewania u chłopca. Pełen ciekawości Ricky chce iść razem z nim.
Dzień jak co dzień. Niespodziewanie w trakcie leśnych wojaży dochodzi do makabrycznej sceny, której chłopcy stają się jedynymi świadkami. Starszy mężczyzna ze wszystkich sił pragnie pożegnać się z ziemskim życiem. W pewnej chwili samobójca zauważa Marka i zdradza mu pewną tajemnicę, a mianowicie miejsce ukrycia zwłok wysokiego rangą polityka. Całe to wydarzenie, zmienia diametralnie ich życie.
Organy ścigania za wszelką cenę chcą odnaleźć chłopca i zmusić go do wyjawienia tego co widział, a przede wszystkim togo co usłyszał. Czytając książkę zauważymy, że policja oraz inne instytucje stoją po przeciwnej stronie. Biedny i wystraszony chłopiec, w końcu przecież to jeszcze dziecko potrzebuje prawniczej pomocy. Właśnie z taką pomocą wychodzi mu na przeciw pewna pani prawnik - Reggie Love. Jest to kobieta, która potrafi walczyć do końca. Tym bardziej jeśli jej klientem staje się dziecko.

Powiem tak - zostałam kupiona. Książka od pierwszych stron mnie tak wciągnęła, że z wypiekami na twarzy wgłębiałam się w jej treść. Byłam tak ciekawa całej tej historii, że chociaż kilka stron musiało zostać przez mnie przeczytanych, a ostatnio czasu było troszkę mniej. Cała ta historia rozgrywa się w bardzo szybkim tempie. Z każdą stroną czytelnik wpada w wir wydarzeń, które zmieniają się z godziny na godzinę. W pewnym momencie, można zauważyć, że to już koniec. Przecież ten biedny chłopak wpadł w takie tarapaty, że żaden dorosły nie wyszedł by z takiej sytuacji bez szwanku.
Bohaterowie ukazani zostali w sposób fantastyczny. Jeśli miałabym przyznać specjalne wyróżnienie, podarowałbym je Markowi. Jest bardzo sprytnym dzieciakiem, a zarazem tak dojrzałym. Jego sytuacja rodzinna powoduje wzruszenie, ale jednocześnie jego matka może być z niego bardzo dumna.
Wyjątkową postacią jest również Reggie. Młoda pani prawnik, której życie również jest troszkę skomplikowane. Charakterna z niej kobieta.

"Klient" - jedno słowo, a wzbudziło we mnie tyle emocji. Jestem zachwycona tą książką. Może nie zaczytuje się w tego typu literaturze, ale wiem, że jeszcze nie raz sięgnę po książki Johna Grisham oraz innych autorów.
Świat polityki oraz mafijnych porachunków zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Natomiast dłużej zastanowiłam się nad postępowaniem organów ścigania. W pewnym momencie przyszła mi do głowy pewna myśl, czy czasami policja nie została skuszona grubą kopertą.
Jeśli chodzi o zakończenie, jak dla mnie było skonstruowane w sposób bardzo konkretny. Bez zbędnego rozpisywania się.

POLECAM
MOJA OCENA 10/10


wtorek, 14 października 2014

KOLEKCJA ( Recenzja )

Autor: Isabel Wolff
data wydania: 2009 ( data przybliżona )
liczba stron: 308
wydawnictwo: Amber













My kobiety uwielbiamy zakupy, szczególną radość sprawia nam szperanie w sklepach z odzieżą. Śledzimy najnowsze trendy, przeglądamy kolorowe czasopisma. Chcemy wiedzieć co w trawie piszczy. Jest taki rodzaj sklepów w których można znaleźć prawdziwe perełki i to po atrakcyjnych cenach.  Mowa oczywiście o secondhandach ( czyt. ciucholandach, szmateksach ). Ja również czasami zaglądam do tego typu sklepów, ale wybieram te, gdzie zapach nie odstraszy klienta, a asortyment jest fajnie wyeksponowany i dobrej jakości.  Możemy być pewne, że kupując w takim miejscu będziemy wyglądać wyjątkowo i oryginalnie. Wyobraź sobie, że jesteś na przyjęciu, a tu nagle wchodzi kobieta w takiej samej sukience...ojjj nie lubimy czegoś takiego, prawda?? :-)

W trakcie lektury poznajemy losy Phoebe Swift. Młodej kobiety, której pasją jest moda wywodząca się z dawniejszych epok, skończyła również studia z historii mody. Ma na swoim koncie przepracowanych 12 lat w jednym z najbardziej znanych domów aukcyjnych w Londynie, specjalizuje się w strojach w stylu vintage. Gdy kariera zawodowa nabiera tępa,  jej życie osobiste legło w gruzach. Obwinia się o śmierć swojej najlepszej przyjaciółki. Jako mała dziewczynka przyjaźniła się z Emmą. Była to cudowna przyjaźń, taka prawdziwa...Przeżywa również rozstanie ze swoim narzeczonym Guyem. Stara się ze wszystkich sił zapomnieć, szuka odpowiedniego lekarstwa na swe duchowe bolączki, a jak wiadomo na problemy najlepsza jest praca. Postanawia  otworzyć swój własny sklepik z używaną odzieżą, głównie pochodzącą od najlepszych projektantów, która straciła już swoją świetność. Ubrania oraz dodatki dzięki swoim nowym nabywcom dostają tzw. "drugie życie". W Village Vintage, bo taką nazwę ma sklepik, każda dama i miłośniczka mody znajdzie coś dla siebie. Począwszy od pięknych wieczorowych sukien, po letnie sukienki, a także różnego rodzaju dodatki. Właścicielka sklepu dba o każdy szczegół, wystrój miejsca jest klimatyczny, a o ubrania troszczy się jak o największy skarb.
Prowadzenie Village Vintage polega w dużej mierze na poszukiwaniu przez Phoebe nowych strojów. W związku z czym  dużo podróżuje oraz kupuje je od innych ludzi. Pewnego dnia odbiera telefon od Therese, starszej samotnej kobiety. Po pierwszym spotkaniu obie panie przypadają sobie do gustu. Theresa obdarza nowo poznaną towarzyszkę olbrzymim zaufaniem i postanawia opowiedzieć jej swoją historię, która dotyczy zawiedzionej przyjaźni, związana jest ona z tajemniczym niebieskim płaszczykiem. Właśnie na niego szczególną uwagę zwróciła Phoebe przeglądając jej szafę.
Czy opowiedziana przez starszą kobietę historia jej przyjaźni z dziewczynką żydowskiego pochodzenia, która w wyniku wojny została wywieziona do obozu koncentracyjnego będzie dla Phobe otuchą czy pozbędzie się swoich wyrzutów sumienia?
Obie piękne historie o przyjaźni Emmy i Phoebe oraz Therese i Moniqe, które przewijają się na kartach książki, mogą czytelnikowi wydawać się opowieściami o tragicznej w skutkach zawiedzionej przyjaźni. Czy tak jest na prawdę??
Otwarcie sklepiku jest nowym rozdziałem zawodowym jak i życiowym właścicielki. W trakcie jednej z aukcji poznaje pewnego mężczyznę - Milesa. Można powiedzieć, że jest to mężczyzna z innej epoki, jak się później okazuje ma nastoletnią córkę - Roxy. A wiadomo wiek nastoletni to trudny orzech do zgryzienia. Nie jest zachwycona nową znajomą ojca, czuje do niej niechęć...a może to zazdrość...
O względy kobiety zabiega również miejscowy dziennikarz - Dan. Phoebe zawdzięcza mu promocję Village Vintage.
Którego z nich wybierze kobieta i czy w ogóle wybierze. Może na razie nie chce się wiązać z żadnym mężczyzną, w końcu nie dawno planowała ślub...

Jeśli po przeczytaniu samego opisu tej książki stwierdzisz, że to kolejna książka obyczajowa dla kobiet, i że okładka też taka sobie...Powiem tylko tak, będziesz mile zaskoczona gdy ją przeczytasz od początku do końca. Ja byłam :-). I jak to się mówi: nie oceniajmy książek po ich okładkach.
Village Vintage to wyjątkowe miejsce po każdym względem, sama zaglądała bym do takiego sklepu i z chęcią poprosiła bym o kartę stałego klienta.
Czytając książkę poznajemy losy właścicielki, jej pomocnicy, a przede wszystkim odwiedzających sklepik klientów. Każdy z nich zmaga się z jakimś problemem, ich historie wypełniają emocje czasami dotykają bólu jak i radości. Moją szczególną uwagę zwróciła jedna z klientek - kobieta pragnąca dziecka, za sprawą jednej sukienki poczuła się nagle szczęśliwą kobietą...Niby zwykły sklep z ubraniami a jaki inny...
Akcja książki rozgrywa się nie tylko w sklepie. Przepięknym wątkiem była opowiedziana historia niebieskiego płaszczyka. Starsza kobieta, musiała zmierzać się z tak dużymi wyrzutami sumienia...nie powiem, ale czytając uroniłam kilka łez...
Jest to fantastyczna pozycja, po którą warto sięgnąć, czyta się ją łatwo, a historie w niej zawarte wciągną czytelnika. Do tego w świetny sposób została zobrazowana moda minionych lat.

POLECAM
MOJA OCENA 9/10


internet 
internet
                                                                                   


poniedziałek, 1 września 2014

NAZWIJ TO UCZTĄ MIŁOŚCI ( Recenzja )

Autor: Charles Baxter
data wydania: 25 czerwca 2009
liczba stron: 280
wydawnictwo: Amber











" Każda para ma przynajmniej jeden naprawdę dobry dzień..."

To zdanie staje się źródłem natchnienia dla pisarza Charlesa Baxtera, który obecnie znajduje się w otchłani literackiej niemocy. Podczas wieczornego spaceru spotyka swojego sąsiada - Bradleya, który uświadamia mu, że historie ludzi, których spotykamy na co dzień, którzy są nam znani są najciekawsze...
Tytuł książki może być troszkę mylący dla czytelnika, nie jest to opis miłości w sposób kulinarny. W książce natrafimy na różnobarwną paletę emocji: począwszy od smutku i melancholii aż po radość i nowe życie... miłość nie zawsze smakuje tak jak byśmy tego chcieli...

Bradley to samotny mężczyzna, któremu towarzyszy czworonożny przyjaciel...Opowiada swoją historię o byłej żonie...w sposób bardzo przyjemny i ze szczegółami streszcza swój związek. Czytelnik może się zastanowić,  skoro byli ze sobą szczęśliwi, dlaczego jest sam, a może to się zmieni...??

Charles spotyka się z byłą żoną Bradleya, kiedy dowiaduje się w jaki sposób mówił o niej były mąż, stwierdza, że po prostu ich małżeństwo było nie udane. Opowiada również i swoją historię, o dniu i o osobie, która zmieniła jej dotychczasowe życie.

W książce ukazane jest również małżeństwo z wieloletnim stażem, które również musi zmierzyć się z problemami życia rodzinnego. Dość już mają swoich problemów, to nie wiadomo w sumie dlaczego inni ludzie powierzają im również swoje zmartwienia i troski. Może dlatego, że żyją dłużej na tym świecie i są bardziej doświadczeni w ich rozwiązywaniu i znają więcej dobrych rad...

Ale najbardziej poruszy czytelnika związek dwojga młodych ludzi, którzy dopiero dojrzewają biologicznie jak i uczuciowo. Są w sobie bardzo zakochani, miłość dodaje im skrzydeł...warto się na nich wzorować...

Są to opowieści zwykłych ludzi, chociaż może niezwykłych...tworzą razem piękny uczuciowy obraz, a ich historie wciągają jak w wir...

PS. Książka doczekała się adaptacji filmowej pt. " Smaki miłości " z Morganem Freemanem w roli głównej.

POLECAM
8/10


wtorek, 1 kwietnia 2014

ŻYCIE BEZ LATA ( Recenzja )

Autor: Lynne Griffin
data wydania: czerwiec 2009 ( data przybliżona )
liczba stron: 296
wydawnictwo: Amber











"Życie bez lata" to debiut literacki Lynne Griffin. Na książkę wpadłam w bibliotece i cieszę się, że miałam przyjemność ją przeczytać. 

" Była dla niej Latem, była dla nie wszystkim..."

      Kiedy umiera bliska nam osoba, w nas i wokół nas odczuwamy pustkę. Powrót do rzeczywistości jest czymś nierealnym. Pojawiają się setki pytań: dlaczego mnie to spotkało, dlaczego akurat ta osoba musiała odejść, przecież była taka młoda.
    Tess to szczęśliwa mężatka, mama czteroletniej Abby. Podczas pobytu jej córki w przedszkolu, niespodziewanie znika z oczu jej wychowawczyni, wchodzi na jezdnię i ginie pod kołami samochodu. Najgorsze jest w tym, że osoba, która go prowadziła nie udziela jej pierwszej pomocy i ucieka z miejsca zdarzenia. 
Kobieta przechodzi osobisty koszmar, nie radzi sobie po stracie jedynego dziecka, jej świat zostaje wywrócony do góry nogami - wpada w depresję. Całe dnie spędza w domu, przestaje o niego dbać i o siebie, przesiaduje w dziecięcym pokoju, a noce spędza w łóżeczku córki, już nawet nie ma siły płakać. Ma trudności z akceptacją tego, że jej mąż tak szybko pogodził się ze stratą córki i wrócił do pracy. Obsesyjnie zaangażowana jest również w śledztwo prowadzone w sprawie wypadku, nagminnie odwiedza komisariat policji. Postępowanie prowadzone przez funkcjonariuszy prawa toczy się bardzo opornie i z tego właśnie powodu, bierze sprawy w swoje ręce i postanawia  rozpocząć własne dochodzenie z pomocą Melanie - znajomej dziennikarki. Po wspólnej rozmowie z mężem, zatrudnia także prawnika.
      Pod wpływem impulsu, postanawia zapisać się na terapię, którą prowadzi Cela - młoda pani psycholog. Proponuje jej nietypową formę tej terapii, a mianowicie prowadzenie dziennika. Sama  również przelewa na papier swoje osobiste przemyślenia.
I właśnie w takiej dziennikowej formie jest ta książka, która ma dwie narratorki: Tess, która odlicza dni od śmierci Abby i Celię, która stara się odzyskać pełnię szczęścia w powtórnym małżeństwie i pragnie również poprawić swoje relacje z piętnastoletnim synem.
Z biegiem czasu okaże się, że obie kobiety coś łączy. Celia, również straciła swoje dziecko, jej córeczka zmarła z powodu choroby nowotworowej. Obie kobiety muszę radzić sobie z bólem i rozpaczą. Zaczynają się nawzajem wspierać, cierpienie zbliża je do siebie.

     Czytając książkę, można dojść do wniosku, że szczęście to coś kruchego i  szybko przemijającego. A życie po śmierci bliskiej osoby, a tym bardziej dziecka nie będzie już takie samo, a powrót do normalności będzie bardzo długą drogą, ale dzięki pomocy najbliższych ta droga będzie łatwiejsza do pokonania.
      Książkę czyta się fantastycznie, z zapartym tchem przewraca się kolejną jej stronę.
Do samego końca powieści nie wiadomo, kto był sprawcą wypadku, co jeszcze bardziej robi książkę ciekawszą.

PS. Czytając, pudełko z chusteczkami obowiązkowo musi być w zasięgu ręki !!

POLECAM
MOJA OCENA 10/10