niedziela, 24 listopada 2019

CZEREŚNIE ZAWSZE MUSZĄ BYĆ DWIE ( Recenzja )

Autor: Magdalena Witkiewicz
data wydania: 10 maja 2017
liczba stron: 496
wydawnictwo: Filia












Magdalena Witkiewicz należy do grona polskich pisarek, które ciszą się ogromną popularnością wśród miłośniczek literatury obyczajowej. Każda jej kolejna historia błyskawicznie otrzymuje miano bestsellera i to bez względu na to czy jest to komedia, czy powieść w której nie brakuje trudnych tematów.

Zosia Krasnopolska jest nastolatką, która stara się sprostać oczekiwaniom swoich rodziców. Ma być pilną uczennicą i nie sprawiać żadnych problemów wychowawczych. Nie jest typem imprezowiczki, na wagary też nie chodzi. Jednak pewnego dnia dziewczyna pierwszy raz ma zamiar w trakcie zajęć opuścić szkolne mury. Może dzięki temu koledzy i koleżanki w końcu ją w jakimś stopniu polubią. Niestety okazuje się, że nie był to dobry pomysł. Akceptacji z ich strony jak nie było tak nie ma. Jest za to kara. Zosia zostaje przydzielona do prac społecznych. Ma odwiedzać pewną starszą panią. Z czasem owe przymusowe spotkania stają się dla niej czystą przyjemnością. Spędza bardzo miło czas w towarzystwie osoby, której wcześniej nie znała, a do tego jest od niej dużo starsza. Wspomniana starsza pani również polubiła Zosię i z niecierpliwością czekała na kolejne wizyty. Każda rozmowa była dla obu stron czymś bardzo ważnym i wnosiła do ich życia coś nowego. Z czasem dziewczyna przekonała się jak wielki miały na nią wpływ. W końcu zdobyła się na odwagę i ma zamiar zawalczyć o siebie i o to, co chce robić w przyszłości. 
Ich znajomość była niezwykła, ale takiego obrotu spraw dorosła już Zofia raczej się nie spodziewała. Otóż stała się jedyną spadkobierczynią pani Stefanii. Odziedziczyła po zmarłej mieszkanie w Gdańsku oraz willę w Rudzie Pabianickiej, która  jak się później okazało skrywa w sobie  wiele tajemnic...


Mam na swoim koncie wiele przeczytanych książek, w których to kobiety grały przysłowiowe pierwsze skrzypce. Poznawałam je gdy były już dorosłe i zmagały się z wieloma problemami. Dotyczyły pracy lub miały związek z małżeństwem. Magdalena Witkiewicz postanowiła wprowadzić lekką zmianę w tym temacie. Czytelnik poznaje Zosię gdy ta stoi u progu pełnoletności. W żadnym wypadku nie może zawieść swoich rodziców, którzy pokładają w niej wielkie nadzieje. Osoba, która dobrze się uczy niejednokrotnie jest nazywana kujonem. Nie jest akceptowana w towarzystwie i wszyscy się od niej odwracają. Dziewczyna przekonała się o tym na własnej skórze. Wszystko miały zmienić pierwsze w jej życiu wagary. Przecież w dzień wagarowicza ze szkoły uciekają wszyscy. Może w końcu i mnie polubią pomyślała sobie. Jak bardzo się myliła przekonała się o tym później.
Jak to się mówi nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. To powiedzenie idealnie pasuje do sytuacji w jakiej znalazła się Zosia. Kara, czyli opieka nad starszą osobą stała się dla dziewczyny początkiem zmian w jej życiu. Będąc już dorosłą kobietą wspominała z serdecznością swoją przyjaciółkę i powierniczkę wszystkich nastoletnich smutków. Tych już pełnoletnich również. To ona ją ostrzegała przed mężczyzną w którym się zakochała.
Magdalenie Witkiewicz należą się ogromne brawa za tak wzruszający wątek. Postać pani Stefanii została skonstruowana w cudowny sposób. Biło od niej niewyobrażalne ciepło. Posiadała w sobie ogromne pokłady miłości, którymi postanowiła obdarzyć zagubioną i zbuntowaną nastolatkę.
W książce ciekawie wykreowanych bohaterów jest więcej. Z pewnością zaliczyć można do nich Szymona. Mężczyznę, który przeżył niewyobrażalny dramat. Zosia poznaje go w dość nietypowych okolicznościach.  Kobieta bardzo miło spędza czas w towarzystwie nowego znajomego i może liczyć na jego pomoc w każdej sytuacji. Ale jakby nie patrzeć zbyt dużo o nim nie wie. Zaufała obcemu, a może to jakiś przestępca albo uciekinier z więzienia, który ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości? Okazuje się, że tak jak i ona Szymon również ma tajemnice. Oboje coś ukrywają. W końcu nie bez przyczyny Zofia zdecydowała się na tak nagłe zmiany. Spadek okazał się dla niej lekarstwem i wybawieniem. Pragnie w nowym miejscu wszystko sobie dobrze przemyśleć.
Po przybyciu do Rudy Pabianickiej i zobaczeniu willi, którą otrzymała w spadku zaczęła się zastanawiać czy podjęła słuszną decyzję. Nieruchomość wymaga znacznego remontu, który wiąże się z dużymi nakładami finansowymi. Z drugiej strony jest to miejsce, które ma związek z panią Stefanią...i nie tylko. Zofia ma zamiar nadać jej drugie życie. Motywatorem do działania staje się nie tylko Szymona, ale ktoś jeszcze. Stał się nim starszy pan o imieniu Andrzej. To on stopniowo opowiadał Zofii historię willi. Robił to w przepiękny sposób, a ja czytając książkę z niecierpliwością czekałam na dalszy ciąg. No i ta jego miłość do kur. Coś cudownego i chwytającego za serce. Postać pana Andrzeja powaliła mnie na kolana.
W książce jest coś jeszcze na co warto zwrócić uwagę. Mam tutaj na myśli jej klimat. Uwielbiam nieruchomości z tzw. duszą, a taką z pewnością posiada willa w Rudzie Pabianickiej. Nie mogę nie wspomnieć o tajemniczo znikającym grobie, czarnych świecach oraz kobiecie w czerwonej sukience, która nagle się pojawia, a po chwili już jej nie ma.
Wszystko razem tworzy coś naprawdę interesującego i wartego uwagi. Moja siostra nie jest wielką miłośniczką czytania, ale "Czereśnie muszą być dwie" bardzo jej się podobały. Ja również zachęcam was do lektury tejże książki. Jestem pewna, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Historia Zofii Krasnopolskiej wzrusza już od samego początku, a im dalej jest jeszcze lepiej. Jest to powieść od której po prostu nie można się oderwać. Na długie jesienne wieczory będzie jak znalazł.
"Czereśnie zawsze muszą być dwie" to wyjątkowa książka pod każdym względem. Począwszy od samego tytułu. Można powiedzieć, że te jakże słodkie owoce stały się symbolem całej tej historii.

POLECAM
MOJA OCENA 8/10