poniedziałek, 30 listopada 2015

SKLEP W PARYŻU ( Recenzja )

Autor: Maxim Huerta Hernandez
data wydania: 17 czerwca 2015
liczba stron: 300
wydawnictwo: Marginesy













Zamknijcie na moment oczy i wyobraźcie sobie, że to co was otacza straciło kolory. Wszystko jest czarno-białe. Barwny świat przestał istnieć. Na szczęście to tylko nasze wyobrażenie. No tak, gorzej jeśli jest to rzeczywistość. Z taką bezbarwną egzystencją przyszło walczyć jednej z bohaterek z książki "Sklep w Paryżu" spod pióra hiszpańskiego pisarza, Maxima Huerty Hernandeza...

| "Zatrzymałam się na chwilę przed kwiaciarnią, żeby nacieszyć się pięknym zapachem, i nagle poczułam, jak wyostrzają mi się wszystkie zmysły. Dziwne." ( cyt. s. 32 )

Teresa nie miała łatwego dzieciństwa. Po śmierci rodziców jej prawnym opiekunem stała się ciotka, która kontrolowała dziewczynkę na każdym kroku. To ona miała zawsze ostanie zdanie na temat ubioru oraz w jaki sposób powinna się wysławiać. Brak rodzinnego ciepła i miłości spowodował, że jej życie stało się szare i ponure. Zbieranie materiałowych ścinek było dla dziecka jedyną namiastką koloru. Taka bezbarwna egzystencja trwała długie lata...
Będąc już dorosłą kobietą mogła w końcu decydować sama o sobie. Postanawia zapisać się na kurs rysunku. Z czasem przekonała się, że rysunek i malarstwo, te dwie dziedziny są dla niej czymś ważnym, a nie tylko sposobem na spędzenie wolnego czasu. W dużej mierze przyczyniła się do tego postać starego malarza. Mężczyzna posiadał w sobie pasję do sztuki, a także umiejętność penetrowania ludzkiej psychiki. Czynił to z delikatnością i wyczuciem. Po jednej z takich rozmów, bierze głęboko do serca jego słowa. Skoro na kolory przyjdzie czas, nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać na ten moment, który ma na celu odmienić jej doczesność.
Czasami zwykły przypadek może zaważyć na naszym całym życiu. Na coś takiego mówi się: dar od losu. Z takim darem ma do czynienia Teresa. Stojąc przed kwiaciarnianą wystawą, jakieś tajemne moce kierują jej wzrok na drzwi galerii. To tam, między antykami odnajduje sklepowy szyld. Kilka lat temu wisiał nad wejściem do sklepu, który należał niegdyś do niejakiej Alice Humbert. Mieścił się przy jednej z paryskich ulic, a w swoim asortymencie posiadał...tkaniny. Kobieta zafascynowana znaleziskiem decyduje się na jego zakup oraz wyrusza w podróż do Paryża...

| "W ręku miałam walizkę, pod pachą szyld zapakowany w karton, a na sobie zielony płaszcz - chciałam pokolorować moje nowe życie." ( cyt. s. 74 )

Paryż przyciąga. Nie bez powodu stolica Francji określana jest przydomkiem: miasto zakochanych. Posiada wyjątkowy klimat, który rozgrzewa ludzkie serca. Działa jak afrodyzjak obok którego nie da się przejść obojętnie. Zakochasz się w tym miejscu od pierwszej wizyty i będziesz chciał/a tam jak najczęściej wracać. Powrót do domu bez zdjęcia z wieżą Eiffla w tle jest wręcz niedopuszczalny. W Paryżu podkochuje się również Teresa. Oprócz wspomnianej kolekcji ścinek, którą przechowywała w walizce zbierała pocztówki ze zdjęciami starego Paryża...
Po wylądowaniu na paryskim lotnisku była pewna, że znalazła się w odpowiednim dla siebie miejscu. Nie marnując swojego czasu wyrusza na poszukiwanie adresu, który widniał na szyldzie. Po dotarciu do celu okazało się, że sklep to istna ruina. Wymaga gruntownego remontu. Wgłębiając się w historię jego właścicielki, poznaje więcej szczegółów z jej życia
Alice była piękną, młodą kobietą, która mogła liczyć na duże powodzenie u płci przeciwnej. Pozując malarzom zyskała sławę i rozgłos wśród elity towarzyskiej. Gościła na licznych przyjęciach. Na jednym z nich została skomplementowana przez samą Coco Chanel.
Z czasem wychodzi na jaw, że obie kobiety miały ze sobą wiele wspólnego...

Autor zgrabnie połączył czasy współczesne z teraźniejszością. W książce przeplatają się elementy fikcyjne z tymi prawdziwymi. Jak wiemy Coco Chanel to postać bardzo znana, szczególnie wśród osób, które interesują się modą. Dom Mody Chanel jest jednym z najpopularniejszych i cenionych na świecie. Natomiast, kochający sztukę nazwisko tego włoskiego malarza będą kojarzyć ze wspaniałymi obrazami. O kim mowa? Oczywiście o Amadeo Modiglianim. Również sklep przy Rue Pont Louise-Philippe 10 jest miejscem autentycznym

No tak, pisząc recenzję "Sklepu w Paryżu" można zacytować słowa refrenu z jednej z polskich piosenek: "Ale to już było...". Moment gdy dostrzegamy, że nasze dotychczasowe życie, nie wygląda tak jak byśmy chcieli, a marzymy o tym aby w końcu się odmieniło pojawia się w książkach dość często. Tak się dzieje i tutaj, tylko jest coś co wyróżnia książkę od innych tego typu lektur. Sposób w jaki została ta "odmiana" przedstawiona przez autora. Całość napisana jest w ciekawy sposób. Fragmenty, w których została nakreślona postać Alice naprawdę wciągają. Jeśli chodzi o wątek z Teresą, tu  też nie ma się do czego przyczepić.
Kilka zdań wcześniej napisałam, że Paryż to miasto zakochanych. Miłość pojawiła się również w życiu tych dwóch kobiet. Czy były szczęśliwe, tego nie zdradzę. Zapraszam do zapoznania się z książką. Z całą pewnością nie będzie to czas zmarnowany.



POLECAM
MOJA OCENA 9/10

Za egzemplarz książki dziękuję księgarni: 




piątek, 27 listopada 2015

ŚWIĄTECZNE PREZENTY DLA CZYTAJĄCYCH KSIĄŻKI


Gdy zbliża się grudzień, każdy czuje się już lekko poddenerwowany. Znowu się zacznie. Te kilometrowe kolejki, ten tłum w sklepach. Jak zawsze wszystko zostawiamy na ostatnią chwilę. W dużej mierze głównym winowajcą jest brak czasu. W tym zakupowym rozgardiaszu często zapominamy o mikołajkowych prezentach. Na szybkiego kupujemy kolejną parę skarpetek. A gdyby tak dla odmiany w tym roku kupić coś fajnego i oryginalnego. W tym wpisie chciałabym zaproponować kilka pomysłów na prezenty dla osób kochających książki. Jak się okazuje nie musi to być tylko książka:







poniedziałek, 23 listopada 2015

HOTEL SZCZĘŚLIWYCH ŚLUBÓW ( Recenzja )

Autor: Hester Browne
data wydania: 9 września 2015
liczba stron: 420
wydawnictwo: Zwierciadło













Każda kobieta marzy o tym, aby dzień w którym wypowie słowa przysięgi małżeńskiej był wyjątkowy pod każdym względem. W myślach tworzymy idealny obraz zaślubin oraz weselnego przyjęcia. Co ciekawsze pomysły notujemy. Gdy ustalona wcześniej data zbliża się w szaleńczym tempie okazuje się, że zorganizowanie obu tych uroczystości w taki sposób, aby goście mogli je wspominać w samych superlatywach nie jest takie proste jak się wydaje. Wpadamy w panikę i nie wiemy od czego zacząć. W takiej sytuacji potrzebna jest pomoc kogoś, kto się na tym zna i ma zawodowe doświadczenie. Z pewnością do grona takich osób należy Rosie McDonald...

Imię i nazwisko tej Pani jest bardzo znane wśród par, które decydują się sformalizować swój związek. Rosie jest jedną z najbardziej rozchwytywanych Event Manager w Londynie. Od kilku już lat pracuje w Hotelu Bonneville, który zachwyca swoim romantycznym wnętrzem. Ona sama swoją popularność zawdzięcza ciężkiej pracy i poświęceniu. Wszystko musi być idealne i zgodne z oczekiwaniami nowożeńców. Nie bierze pod uwagę nawet malutkiego potknięcia. Na jej specjalnej tablicy zwanej "Ślubnym Planem Bojowym" ( Ślubimarz ) pojawiają się kolejne nazwiska przyszłych panien młodych i ich mężów.
Niespodziewanie w hotelu pojawia się Joe, przystojny syn właściciela hotelu. Mężczyzna ma za zadanie towarzyszyć Rosie w trakcie spotkań. Delikatnie mówiąc, jej reakcja na tą wiadomość nie była entuzjastyczna. Stara się o awans, więc pojawienie się członka rodziny, do której należy hotel napawa ją niepokojem...
Praca pracą, ale wszyscy mamy przecież życie prywatne. Kobieta od dwóch lat jest w związku z Dominikiem, popularnym krytykiem literackim. Planują kupno wspólnego mieszkania. Sprawy uczuciowe Rosie są dość skomplikowane. W przeszłości została porzucona przed ołtarzem, a organizację ślubów traktuje jak osobistą terapię. Tak naprawdę obecny związek również nie należy do rewelacyjnych...

"Hotel szczęśliwych ślubów" to jedna z tych książek, przy której można spędzić fajnie czas, np w domowym zaciszu przy filiżance aromatycznej herbaty. Tym bardziej gdy aura za oknem temu sprzyja. Autorka postanowiła przedstawić w niej szerzej zawód organizatorki ślubów. Co niektórzy zapewne sobie pomyślą, że tego typu profesja nie zalicza się do tych poważnych. Przecież ja też dałabym/był sobie z tym wszystkim radę. Gdy się spojrzy na to z innej perspektywy, już nie jest tak różowo. Przyszła panna młoda ma wymagania i działa pod wpływem przedślubnego stresu. Tym wymaganiom trzeba sprostać, a czasami są to dość oryginalne i wyszukane pomysły. No tak, przedślubny stres jest dobrym usprawiedliwieniem, tylko co ma powiedzieć w takiej sytuacji osoba odpowiedzialna za powodzenie uroczystości. Napar z melisy jest obowiązkowy. W przypadku naszej głównej bohaterki musi to być sporych rozmiarów filiżanka, albo nawet filiżanki. Do podniesienia ciśnienia u kobiety nie przyczyniają się tylko przyszłe panny młode, a przede wszystkim Joe, jej nagły asystent. Jego urokowi osobistemu nie oprze się żadna kobieta. Skrzętnie go wykorzystuje, czym wyprowadza Rosie z równowagi. Nie powiem, ale ja też mu uległam. Polubiłam tego faceta i jego podejście do życia. Ma swój specyficzny charakter, który działa na tymczasową przełożoną jak przysłowiowa "płachta na byka". Gdy tylko pojawia się na spotkaniu z klientami, może być pewna jednego, że jej długo i skrupulatnie układany plan za chwilę rozsypie się niczym domek z kart. W takiej sytuacji  o awansie może zapomnieć...
Razem tworzą charyzmatyczny duet. Oboje posiadają odmienne zdanie jeśli chodzi o sprawy zawodowe. Czekałam tylko na moment, aż Rosie nie wytrzyma i skoczy na mężczyznę z pazurami. Na szczęście obyło się bez rozlewu krwi. Kto się czubi, ten się lubi. Czy to powiedzenie sprawdziło się w przypadku tej pary??

Z twórczością Hester Browne spotkałam się po raz pierwszy. I mogę z ręką na sercu powiedzieć, że lektura "Hotelu szczęśliwych ślubów" była dla mnie czystą przyjemnością. Gdy szukamy książki, która ma na celu poprawić nastrój, odpędzić od nas myśli, które zaprzątają naszą głowę, a nie możemy się ich za żadne skarby pozbyć to historia najlepszej w całym Londynie Event Manager będzie wprost idealna. Nawet gdy nie planujesz w najbliższym czasie wyjścia za mąż to wiedz o tym, że po przeczytaniu "Hotelu szczęśliwych ślubów" zaczniesz przeglądać katalogi z sukniami ślubnymi. I niech cię potem nie zdołuje fakt, że nie ma przy twoim boku tego jedynego, a na palcu brak pierścionka zaręczynowego. Strzała amora trafia niespodziewanie, o czym mogła przekonać się jedna z bohaterek.

Jeśli szukasz prezentu dla przyszłej panny młodej to ta książka będzie trafionym pomysłem. Ale z ręką na sercu polecam ją wszystkim kobietom bez względu na stan cywilny.



POLECAM
MOJA OCENA 9/10

Za egzemplarz książki dziękuję księgarni: 







niedziela, 15 listopada 2015

ŚCIEŻKI PÓŁNOCY ( Recenzja )

Autor: Richard Flanagan
data wydania: 8 października 2015
liczba stron: 473
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie














Chyba każdy pisarz, twórca literatury marzy o tym, aby jego dzieło otrzymało miano arcydzieła. W przypadku książki "Ścieżki Północy" autorstwa Richarda Flanagana, australijskiego powieściopisarza tak się właśnie stało. Przewodniczący jury Nagrody Bookera 2014 użył takiego słowa podsumowując werdykt: w tym roku wyróżniliśmy arcydzieło. Gdy powieść znalazła się w moich rękach, poczułam się tak, jakbym miała tremę przed ważnym występem. Trzymam przecież książkę, która była pisana przez 12 lat...

Dorrigo Evans, z zawodu chirurg. Młody mężczyzna, który lada moment znajdzie się tam, gdzie śmierć zagląda człowiekowi prosto w oczy. Pragnie te ostatnie chwile przed wypłynięciem statku spędzić z nią. Z żoną swojego wuja. Kobieta z czerwonym kwiatem we włosach zawładnęła nim całą sobą. Ich zakazane uczucie przerodziło się w szaleńczą miłość, od której nie może się w żaden sposób uwolnić. W towarzystwie Amy spędza najpiękniejsze chwile w swoim życiu. Chociaż tych chwil w kobiecych ramionach było więcej, to w tym przypadku dzieje się z nim coś dziwnego.
Japoński obóz jeniecki i on wśród ludzi, którzy umierają na jego oczach, na jego rękach. Jako lekarz pragnie za wszelką cenę nieść pomoc, ale w obozowych warunkach jest to ogromnie trudne, a w wielu przypadkach wręcz niemożliwe. Jednocześnie sam walczy o przetrwanie.
Każda informacja, nawet krótki list od najbliższych traktowany jest przez jeńców, którzy pracują przy budowie tzw. Kolei Śmierci jak dar z niebios. Jedna z takich kopert zaadresowana była do Dorrigo Evansa...

Decydując się na lekturę książki "Ścieżki Północy" tak naprawdę nie wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać. Patrząc na okładkę można stwierdzić, że mamy do czynienia z historią o miłości. Czytając krótki blurb dochodzimy do wniosku, że owszem wątek związany z miłością będzie, ale w otoczce, która nie sprzyja miłosnym uniesieniom. Bo wojna z pewnością do takich należy.
Ale za to byłam pewna jednej rzeczy, nie będzie to łatwa i przyjemna lektura. I właśnie z tego powodu miałam małe wątpliwości, czy dam radę. Czy moja psychika nie powie nagle STOP, jednak to nie dla ciebie.
Po zakończeniu lektury, mogę powiedzieć, że nie żałuję ani jednej minuty, którą poświęciłam na czytanie tej książki. Temat wojny poruszany przez pisarzy wiąże się z tym, że możemy mieć do czynienia z opisami dramatycznych scen napisanych w sposób drastyczny i bardzo realistyczny. Ta prawdziwość w tym przypadku zasługuje na szczególną uwagę. Głównie za sprawą autora powieści i kunsztu pisarskiego jaki w sobie posiada, ale w dużej mierze przyczyniły się do tego opowieści  jednego z jeńców, któremu udało się cudem przeżyć. Tym jeńcem był ojciec Richarda Flanagana.
"Ścieżki Północy" to książka, w której nie ma literackiej cenzury. Czego dowodem jest scena, w której Dorrigo stara się za wszelką cenę uratować nogę jednego z mężczyzn. Obok wątku, w którym mamy do czynienia z brutalnym pobiciem również nie można przejść obojętnie. Takich opisów, scen, wątków jest więcej...Brutalność japońskich dowódców i strażników wobec jeńców nie miała granic.

Postać Dorrigo Evansa została nakreślona w bardzo ciekawy sposób. Szaleńczo zakochany, ale nie w swojej żonie tylko w kobiecie, która ma męża. Codziennie walczy o ratunek dla chorych i katowanych jeńców. Tylko w nim ponoszą nadzieję na jakąkolwiek pomoc. Tylko co wtedy, gdy w żaden sposób nie da się już złagodzić ich cierpienia. Dla każdego lekarza śmierć człowieka staje się traumatycznym przeżyciem. Myśli, w których wraca do swojej ukochanej są dla młodego lekarza jedyną otuchą.
Richard Flanagan przedstawił osobę głównego bohatera z dwóch perspektyw. Jako człowieka ratującego ludzkie życie w czasie pobytu w obozie jenieckim, oraz jako odważnego mężczyznę, który stał się bohaterem w oczach wielu ludzi. Tylko czy on sam tak się czuje, czy zasłużył na takie zaszczyty? Zawiodłem ich wszystkich, powinienem zrobić znacznie więcej. Kłamca, ten przymiotnik idealnie do mnie pasuje. Bezczelny kłamca, który zamiast ratować opowiadał brednie o nadziei, szczęściu i miłości. Miłość, piękne słowo, które niestety nie zawsze powiązane jest ze szczęściem...

"Ścieżki Północy" to wyjątkowa powieść, która porusza do głębi. Przyznam się, że po raz pierwszy miałam problemy z napisaniem recenzji. Musiałam przejść przez emocjonalną stabilizację, która trwała kilka dni. Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten poślizg. Tak to już jest z książkami, które wyciskają z czytelnika wszystkie soki. Powodują jeden wielki myślowy chaos, który potrzebuje czasu, aby mógł się wyregulować.
Szczerze powiem, ale czułam małą presję. Czy recenzja będzie obiektywna. W końcu jak można negatywnie ocenić arcydzieło. Przecież to zwyczajnie nie wypada. Ale mówiąc bez ogródek, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna.
"Ścieżki Północy" to debiut, jeśli chodzi o książki Richarda Flanagana, które pojawiły się na polskim rynku. W związku z tym czekam cierpliwie na kolejne powieści, które mam nadzieję niebawem pojawią się na księgarnianych półkach. Ja już ustawiam się w kolejce...

POLECAM 
MOJA OCENA 10/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 


poniedziałek, 9 listopada 2015

OBRAZ LITERATURY

Książki nie tylko umilają nam czas. Stają się również inspiracją. Motyw literatury postanowili wykorzystać w swoich dziełach twórcy malarstwa. Taki obraz przedstawiający osobę, która czyta może być idealną ścienną ozdobą naszej biblioteczki.




 

sobota, 7 listopada 2015

IRONIA LOSU ( Recenzja przedpremierowa )

Autor: Laurencja Wons
data wydania: 2015 (data przybliżona)
liczba stron: 246
wydawnictwo: Novae Res













Co się dzieje gdy dochodzi do nieoczekiwanego spotkania teraźniejszości z przeszłością? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na tego typu pytanie, bo w dużej mierze zależy to od emocji jakie w danej chwili buzują w człowieku. Czasami jest to radość, z drugiej strony chcielibyśmy, aby przeszłość nigdy więcej nie dała o sobie znać. Tym bardziej gdy nasze życie wreszcie wygląda tak jak powinno. Niestety w przypadku Małgorzaty ironia losu sprawia, że dawne czasy powracają...

Gdy Małgorzata wraz z Kamilem, swoim narzeczonym pojawiła się na przyjęciu urodzinowym przyjaciółki nie przypuszczała, że spotka się z NIM. Z byłym chłopakiem. To ona pięć lat temu zakończyła związek z Mirkiem. Mężczyzna nie licząc się z uczuciami kobiety, podjął decyzję o wyjeździe do Niemiec. Teraz nagle powraca i sieje zamęt w jej życiu. Pragnie za wszelką cenę naprawić swój błąd. Tylko jest jeden problem. Małgorzata kocha i jest kochana przez Kamila, z którym za cztery miesiące ma zawrzeć związek małżeński...
Warto zaznaczyć, że Mirek na przyjęcie nie przyszedł sam. I teraz małe zaskoczenie. Towarzyszył mu Paweł, najlepszy przyjaciel. Zwyczajny zbieg okoliczności sprawił, że mężczyzna zawiera z Małgorzatą przypadkową znajomość...

Jakie myśli kotłują się w głowie kobiety, która zamiast skupić się na wyborze sukni ślubnej zastanawia się nad dokonanym już wyborem, ale kandydata na męża? Wiedzie na pozór szczęśliwe życie u boku swojego chłopaka, który z czasem przemienia się w narzeczonego aby stać się tym jedynym do grobowej deski. Aż tu nagle jej życie wywraca się do góry nogami za sprawą miłości sprzed lat. Nie jest to łatwy moment, tym bardziej gdy nie uznaje się rozwodów. Na takim rozstaju dróg znalazła się główna bohaterka z książki "Ironia losu" autorstwa Laurencji Wons.
Kamil i Mirek. Narzeczony i były chłopak. Pierwszy z mężczyzn lada moment zostanie mężem Małgorzaty. Natomiast ten drugi pragnie temu zapobiec. Coś takiego nie może wróżyć niczego dobrego. Dochodzi do scen zazdrości ze strony Kamila, które stają się pretekstem do kłótni. I nie ma się czemu dziwić. Winne temu było zachowanie Mirka. Liczne odmowy ze strony kobiety, nie miały dla niego żadnego znaczenia. Niby ich spotkania należały do przypadkowych, ale niektóre momenty sprawiły, że miałam w tym temacie wątpliwości...
Małgorzata nie wie co ma o tym wszystkim myśleć. Kochała Mirka i była z nim szczęśliwa, więc nie jest jej tak do końca obojętny. Dlaczego po raz drugi komplikuje jej życie, które tak długo składała w jedną całość po ich rozstaniu?
Jest jeszcze Paweł, który zrobił na kobiecie bardzo miłe wrażenie. Zastanawiające jest to, jakim cudem udało mu się zaprzyjaźnić z Mirkiem. Biorąc pod uwagę ich osobowości.

Trzech mężczyzn i jedna kobieta. Podobno gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Bójka była, ale kto z kim się pobił tego zdradzić nie mogę. Jaką decyzję podjęła Małgorzata, o tym również cicho sza.

"Ironia losu" to książka na jeden wieczór, no może na dwa wieczory. Mimo tego, że niczym specjalnym nie wyróżnia się od innych powieści z działu tych lekkich i przyjemnych, ma coś takiego w sobie, że nie można się od niej oderwać. Laurencja Wons stworzyła ciekawą postać głównej bohaterki, ale wydaje mi się, że pierwsze skrzypce zagrał tutaj jeden z męskich bohaterów. Mam na myśli Mirka. To on nadał książce fajnego charakteru. Na początku troszkę mnie irytował. Uważałam go za pewnego siebie cwaniaczka, który nie toleruje słowa "NIE". Ale jak wiemy pierwsze wrażenie może być mylne...
Laurencja Wons użyła lekkiego pióra i taka jest właśnie ta książka. Osobiście spędziłam miło czas poznając historię Małgorzaty. Kobitka troszkę pogubiła się w swoich uczuciach, ale nie ma się czemu dziwić gdy o jej serce ubiega aż trzech kandydatów. Mętlik w głowie gwarantowany, tym bardziej gdy do ślubu pozostało bardzo mało czasu.
Ironia losu to inaczej zaskakujący, niespodziewany, przeciwny do spodziewanego obrót wydarzeń. Jak się okazuje nawet zwykła obyczajówka do której na początku podejdziemy dość niechętnie może okazać się świetną propozycją relaksu po ciężkim dniu. Książka autorstwa Laurencji Wons jest tego dowodem.



POLECAM
MOJA OCENA 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:





wtorek, 3 listopada 2015

TO PRZEZ CIEBIE! ( Recenzja )

Autor: Mhairi McFarlane
data wydania: 7 października 2015
liczba stron: 464
wydawnictwo: HarperCollins














Przyjęło się, że to mężczyzna wykonuje ten, jak bardzo ważny krok. To on kupuje pierścionek zaręczynowy i klęka przed swoją dziewczyną wymawiając przy tym jedno, krótkie pytanie: Czy zostaniesz moją żoną?? A gdyby tak wprowadzić w tym temacie małą zmianę? Przecież tyle mówi się o równouprawnieniu płci. W końcu do odważnych świat należy. Delia, główna bohaterka z książki "To przez ciebie!" autorstwa Mhairi McFarlane postanowiła zaryzykować...

Delia Moss to trzydziestoparoletnia kobieta z burzą rudych włosów na głowie. Ich kolor przysporzył kobiecie wiele problemów, szczególnie w latach szkolnych. Nie tylko fryzura wyróżnia ją z tłumu, także sposób w jaki się ubiera. W jej szafie nie znajdzie się obcisłych dżinsów, ich miejsce zajęły lekkie, dziewczęce sukienki. Od siedmiu lat pracuje w biurze rzecznika prasowego Rady Miejskiej Newcastle. Jeśli chodzi o sprawy sercowe, może pochwalić się szczęśliwym dziesięcioletnim już związkiem z Paulem. No właśnie, jak długo będą się tytułować: moja dziewczyna / mój chłopak. Trzydziestka z plusem na karku, więc chyba nadszedł czas, żeby zaszły jakieś zmiany. Jak każda kobieta w jej wieku, ona również pragnie założyć rodzinę, urodzić dzieci. Tylko jakoś Paul nie ma ochoty klęknąć przed Delią na kolano. Zegar biologiczny tyka, więc nie zważając na nic, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Organizuje romantyczną randkę, w trakcie której ma zamiar...oświadczyć się swojemu chłopakowi. Niby wszystko ładnie, pięknie, oświadczyny zostały przyjęte tylko jakoś tak bez entuzjazmu. Ratując sytuację Paul zaprasza swoją przyszłą żonę do restauracji. W trakcie składania zamówienia wysyła SMS-a, który pomyłkowo wyświetla się na telefonie Delli...

| " (...)
 - Kim jest C?
Paul powiódł wzrokiem od komórki na minę Delli. Poczerwieniał i pobladł jednocześnie. Wyglądał jak facet, który kiedyś na jej oczach dostał ataku serca w autokarze." ( cyt. s. 28 )

To nie dzieje się naprawdę. Pewnie zaraz ktoś wpadnie do lokalu i zawoła JESTEŚ W UKRYTEJ KAMERZE!!. Mój przyszły mąż, mój chłopak, mój Paul...mnie zdradza. Chwila moment, przecież kilka sekund temu przyjął MOJE oświadczyny i teraz nie wie co robić?? I to niby ze mną coś się stało!! Jaka ja byłam głupia, a do tego ślepa. Mieszkamy ze sobą, a ja niczego nie zauważyłam, niczego nie podejrzewałam.
Jest jeden pozytyw z całej tej sytuacji. O jej zaręczynowych planach wiedziała tylko Emma. Teraz dowie się o klęsce roku.
Delia od zawsze kochała rysować, ale jej życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Pod wpływem chwili postanawia powrócić do swojego komiksu, który zaczęła rysować dawno...dawno temu.

| "Po kolacji Delia zaszyła się w pokoju, wzięła ołówek i zaczęła nową kartę. Natchnienie pojawiło się natychmiast, jak słowa piosenki, której nie słyszało się od lat, a jednak kolejne zwrotki przypominają się jak na zawołanie." ( cyt. s. 67 )

Jak wiemy, na problemy najlepsza jest praca. Wpadamy w wir zajęć zapominając o codzienności. Akurat nadarzyła się okazja ku temu, aby Delia mogła się wykazać. Ma za zadanie odnaleźć tajemniczego internautę ukrywającego się pod pseudonimem "Peshwari Naan". Niestety poszukiwania nie idą po jej myśli, na dodatek podpadła szefowi. Nie była to dla niej łatwa decyzja, zważając na sytuację w jakiej się znalazła, ale ma już wszystkiego dość. Rzuca pracę i przyjmuje propozycję Emmy. Na początku kobieta podeszła do pomysłu swej najlepszej przyjaciółki dość sceptycznie, ale po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw zdecydowała się wyruszyć w podróż do Londynu...

Jak to szybko w naszym życiu wszystko potrafi się zmienić. Planujemy różne rzeczy, a potem napotykamy nagle na swej drodze jedno wielkie rozczarowanie. Nasze plany rozsypują się jak domek z kart. W życiowej rozsypce znajduje się Delia. Dzień zaręczyn dla każdej kobiety powinien być dniem wyjątkowym, o którym będzie pamiętać do końca swojego życia. Niestety Delia pragnie o tym dniu jak najszybciej zapomnieć. To nie tak miało być. Zamiast czułych słówek, jest treść sms-a informująca o zdradzie. Nie będę płakać, nie będę płakać...Zamiast planowania ślubu, kobieta będzie musiała zaplanować na nowo swoje życie. Może wyjazd do Londynu będzie dobrym początkiem??
Osobie, która pochodzi z małej miejscowości nie jest łatwo zaaklimatyzować się w dużym mieście. Na szczęście Delia może liczyć na pomoc Emmy. Teraz tylko trzeba znaleźć pracę i wszystko jakoś się ułoży. Niestety zamiast stabilizacji, życie Delli jeszcze bardziej się skomplikowało. W dużej mierze przyczynił się do tego jej nowy szef oraz przystojny dziennikarz śledczy...
Oczywiście Paul próbuje się bronić, że to tylko krótki epizod, chwila zapomnienia. OK, każdy winny ma prawo do obrony. Tylko w tym przypadku mamy koronny dowód...

Delia Moss to silna baba, nie jedna na jej miejscu zupełnie by się rozkleiła. A ona co robi, postanawia wziąć się w garść. Brak pewności siebie znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Od pierwszych stron postać głównej bohaterki wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Może dlatego, że jestem do niej podobna i odnalazłam w niej swoją bratnią duszę. Zaskarbiła moją sympatię wyjątkowym poczuciem humoru, dążeniem do celu, a także sposobem w jaki traktuje siebie. Nie każdą kobietę stać na to, aby stanąć przed lustrem i porównać swoje odbicie do...baleronu.
Można by rzec, że Delia wyznaje jedną bardzo znaną wśród babskiej społeczności zasadę: Padłaś, powstań, popraw koronę i zasuwaj...Potraktowała zdradę jako początek nowej drogi. I za to należą jej się ogromne brawa. Stała się przykładem dla innych kobiet. Nie warto się zastanawiać nad tym co zrobiłam źle, bo to nic nie da, a może jedynie pogłębić naszą niską samoocenę. A tego nie chcemy, prawda...
Ale żeby nie było, że męscy bohaterowie zostali zdominowani przez jedną kobietę. Nic bardziej mylnego. Panowie również zostali dopuszczeni przez pisarkę do głosu. Paul, o nim chyba lepiej nie będę już więcej pisać, bo jeszcze przez przypadek użyję słów niecenzuralnych i dopiero będzie. Trzeba powiedzieć, że Delia ma małego pecha jeśli chodzi o  płeć przeciwną. Najlepszym tego przykładem jest postać Kurta, właściciela firmy, w której miała przyjemność pracować zaraz po przyjeździe do Londynu. Chociaż z tą przyjemnością ma mało wspólnego. Wraz z Kurtem pojawia się Adam West. Warto również przypomnieć postać tajemniczego internauty. Czyżby, tzw. klątwa urodzaju? Delia po rozstaniu z Paulem tak się martwiła, że żaden facet nie zwróci uwagi na kobietę po trzydziestce. Jeszcze będzie jej dane rozkoszować się smakiem prawdziwej miłości. Który z Panów będzie tym szczęśliwcem? A może podaruje drugą szansę Paulowi. Tego moi kochani wam nie zdradzę...

Temat zdrady rozkładany jest przez psychologów, terapeutów na wiele drobnych kawałeczków. Każdy z nich poddawany jest odrębnej analizie. Dlaczego zdradzamy?? Bo nudzimy się w związku, pragniemy adrenaliny lub zwyczajnie przestaliśmy kochać. Tylko co czuje wtedy osoba, która nadal kocha lub tak jej się wydaje?
W dużej mierze książka "To przez ciebie!" jest taką scenką z życia przepisaną na papier, gdzie głównymi bohaterami jest wspomniana zdrada oraz próba jej wybaczenia. Tylko, czy coś takiego w ogóle można wybaczyć...
Całość czyta się bardzo szybko. Akcja rozpędza się niczym pendolino. Nie brakuje zaskakujących sytuacji, oraz dialogów ze szczyptą kąśliwości, ale w takim przyjemnym wydaniu. Jeśli chodzi o humor, w tym przypadku spodziewałam się czegoś więcej. Niestety niekontrolowanych wybuchów śmiechu nie było, a może ja po prostu nie zrozumiałam humoru w brytyjskim wydaniu.
Uwaga!! Mam bardzo ważną wiadomość, szczególnie dla Pań, które wraz z ukończeniem 30 roku życia przestały w siebie wierzyć. W polskich księgarniach pojawiła się książka, która powinna stać się dla Was lekturą obowiązkową. Ale tak naprawdę Mhairi McFarlane napisała powieść dla każdej z Nas bez względu na wiek.


POLECAM
MOJA OCENA 9/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: 







niedziela, 1 listopada 2015

PODSUMOWANIE PAŹDZIERNIKA












Jesień rozkręciła się już na całego. Zegary także zostały przestawione z czasu letniego na zimowy. Dni zrobiły się krótsze, ale za to wydłużyły się wieczory. A jak wiemy, ten czas najmilej spędza się w towarzystwie ciekawej książki. Długie jesienne wieczory mają w sobie specyficzny klimat, a wręcz magię.  Miesiąc październik zalicza się do owych magicznych miesięcy. Biorąc pod uwagę wrzesień, wskaźnik przeczytanych przez mnie książek wzrósł. Udało mi się przeczytać 7. Czy była to szczęśliwa siódemka?? Mogę z ręką na sercu odpowiedzieć na to pytanie, że TAK. Chociaż po lekturze jednej pozycji czuję mały niedosyt. Mam tutaj na myśli książkę autorstwa Niny Majewskiej - Brown "Zwyczajny dzień". Zabrakło mi w niej tego czegoś...Tej iskierki, która nadałaby historii fajnego rozpędu. "A potem przyszła wiosna" Agnieszki Olejnik, o tej powieści można rozprawiać godzinami w samych superlatywach. Jest to pozycja z działu tych, o których powinno się rozmawiać. Każdy ma w życiu chwile zwątpienia, ale pamiętajmy.., po zimie przychodzi wiosna i wszystko budzi się do życia...
Podsumowując, w miesiącu październiku udało mi się przeczytać w sumie 2415 stron. Jestem w pełni z takiego wyniku usatysfakcjonowana...

Jak będzie wyglądał mój czytelniczy listopad?? Poczekamy, zobaczymy :-)