piątek, 22 września 2023

ZIELONE OCZY DRIADY (Recenzja)

Autor: Dorota Gąsiorowska
data wydania: 27 kwietnia 2022
liczba stron: 624
wydawnictwo: Znak Literanova








Dorota Gąsiorowska już od dłuższego czasu jest jedną z moich ulubioną pisarek jeśli chodzi o literaturę obyczajową. Posiadam znaczną kolekcję jej powieści, i gdy tylko pojawia się wzmianka na temat nowej historii jestem pewna, że prędzej czy później trafi w moje ręce. 
"Zielone oczy driady" to moje kolejne spotkanie z twórczością tej pisarki. 

Dublin i życie w tym mieście to dla Livii zamknięty rozdział. W dniu w którym po raz pierwszy przekroczyła próg drewnianej chaty na klifie, wierzyła mocno w to, że po tym wszystkim co ją spotkało, irlandzkie  odludzie i szum oceanu pomogą jej odnaleźć spokój, którego tak długo szukała.  
Niestety bolesna przeszłość postanawia okrutnie o sobie przypomnieć. Na szczęście nie na długo, bo po lekkim zawahaniu przyjmuje niespodziewaną propozycję od koleżanki. Wyjazd na Podlasie i konserwacja kościelnych fresków na pewno dobrze jej zrobi.
Jednak już w pierwszym dniu pracy nad malowidłem tajemniczej Noelle coś dziwnego zaczyna się z nią dziać. Oprócz tego, mężczyzna, który od czasu do czasu pojawia się w kościele nie daje jej spokoju. Jego twarz wydaje się Livii nie do końca obca, i to ją jeszcze bardziej wytrąca z równowagi. 

Książki Doroty Gąsiorowskiej cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Gdy sięgnęłam po jej debiutancką powieść "Obietnice Łucji" wiedziałam, że moja przygoda z piórem tej pisarki nie zakończy się tylko na tej książce. Ona trwa nadal i końca nie widać.
Z ogromną dozą zainteresowania sięgnęłam po "Zielone oczy driady". Ponad 600 stron udało mi się przeczytać w kilka dni, i teraz gdy jestem świeżo po lekturze piszę to z wielkim bólem serca, ale tym razem książka  nie do końca trafiła w mój gust.
Początek wydał mi się interesujący, ale im dalej w las robiło się ku mojemu rozczarowaniu zbyt baśniowo. Rzeczywiste problemy głównej bohaterki zostały zepchnięte przez autorkę na drugi plan. Całą swoją uwagę skupiła na przedstawieniu historii tajemniczego fresku, z którym wiąże się pewna legenda. Oczywiście nasza Livia zapragnęła zebrać jak najwięcej informacji na jej temat. Momentami drażniło mnie zachowanie głównej bohaterki. Kolokwialnie można stwierdzić, że wciskała swój nos w nie swoje sprawy. Podsłuchiwała, a potem tłumaczyła się, że był to przypadek. Nie fajnie to wyglądało, tym bardziej, że niektóre rozmowy były mocno intymne i dotyczyły wydarzeń, które miały miejsce kilka lat temu. Niosły ze sobą smutne i bolesne wspomnienia. Jakby nie patrzeć Livia weszła z buciorami w życie Ludwika. Starszy mężczyzna użyczył jej dachu nad głową w trakcie pobytu na Podlasiu, traktował ją jak wnuczkę, a ona tak go zawiodła. Livia znalazła coś, czego nie miała prawa otwierać, a tym bardziej czytać. Ciekawość jednak wzięła górę. 
Miałam deja vu gdy dotarłam do momentu w którym poznałam Nelę, starszą dystyngowaną kobietę. Na jej drodze niespodziewanie pojawia się Livia. Tych spotkań było kilka, aż w końcu dziewczyna trafia pod jej dach. No i mamy powtórkę z rozrywki, która ma związek z teczką i z jej zawartością. 
Znaczna ilość dziwnych jak dla mnie zbiegów okoliczności, przypadkowych zdarzeń, tajemnic i sekretów trochę mnie przytłoczyła. To samo tyczy się bohaterów, bo jest ich dość liczna grupa. Dobrze, że w trakcie lektury robiłam sobie notatki, bo można szybko w tym wszystkim się pogubić. Co chwila dochodzi do niespodziewanych odkryć i zwrotów akcji. 
Dorota Gąsiorowska przyzwyczaiła nas do lekkich i przyjemnych w odbiorze historii. Pisząc "Zielone oczy driady" postanowiła zaskoczyć swoich czytelników bardziej mroczną odsłoną. Stary cmentarz, samotny metalowy krzyż, grobowiec pewnej hrabiny, ruiny irlandzkiego zamczyska. Wszystko to otulały gęste jesienne mgły. W temacie opisów nic się nie zmieniło, bo Dorota w dalszym ciągu robi to świetnie. Bez względu na to, czy dotyczą one łąki pełnej kwiatów, czy ciemnego i ponurego lasu. 
"Zielone oczy driady" to książka, która posiada w sobie dużo elementów zaczerpniętych z fantastyki. Dziwne zachowanie Livii od razu rzuciło mi się w oczy. Potrafi dostrzec coś, czego inni nie widzą. Słyszy różne dźwięki i głosy. Według niej drzewa zamieszkiwane są przez wróżki. Z tego też względu pseudonim "Fairy" idealnie do niej pasuje.
Nie czytam takiej literatury i może dlatego miałam tak duży problem, żeby wczuć się w tę książkę. Za to jestem pewna, że każdemu miłośnikowi takich historii, zjawisk nadprzyrodzonych przypadnie do gustu. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10









 

piątek, 15 września 2023

MAGICZNE LATO (Recenzja)

Autor: Aleksandra Tyl
data wydania: 23 czerwca 2015
liczba stron: 496
wydawnictwo: Prozami









Czas pędzi jak szalony. Niedawno dzieciaki cieszyły się z upragnionych wakacji, a tu proszę, jesień puka już do drzwi. Na "Magiczne lato" Aleksandry Tyl natrafiłam w bibliotece. Wybór tej książki wydał mi się idealny aby móc pożegnać lato w czytelniczy sposób. Zaciekawiło mnie również słowo "magiczne", które widnieje w jej tytule. 

Alicja wychowuje swoją córkę sama. Dziewczynka często choruje z powodu obniżonej odporności. W trakcie jednej z wizyt w przychodni lekarka zamiast recepty proponuje jej wyjazd na wieś. Zmiana klimatu może bardzo dobrze wpłynąć na zdrowie dziecka. 
Niestety na daną chwilę nie stać jej na dłuższy wyjazd, rodziny na wsi też nie ma. Nieoczekiwanie dziewczyna przypomina sobie o Józefinie, dalekiej krewnej. Jedna krótka rozmowa telefoniczna rozwiewa wszystkie jej wcześniejsze wątpliwości. 
Po dotarciu na miejsce Alicję zaczyna intrygować postać Józefiny. Widzi, że coś przed nią ukrywa, a ona ma zamiar to odkryć. Gdy zostaje sama w domu wchodzi do piwnicy, którą staruszka zamyka przed nią na klucz. Zamiast słoików z przetworami jej oczom ukazało się prawdziwe laboratorium.  
W trakcie szczerej rozmowy dowiaduje się od Józefiny czym tak naprawdę się zajmuje. 
Zielarstwo to jej wielka pasja i  dzieli się nią z innymi tworząc...miłosne eliksiry. 
Alicja podeszła do tych wszystkich informacji z dużym dystansem. Przecież w dzisiejszych czasach nikt w coś takiego już nie wierzy. 
Jak się okazuje życie potrafi czasami zaskoczyć i wraz z biegiem wydarzeń nasz sceptycyzm do pewnych rzeczy jest szybko weryfikowany. 

Ja wiem, że każda matka troszczy się o swoje dziecko, tym bardziej gdy zmaga się z problemami zdrowotnymi, ale chwilami miałam ochotę potrząsnąć Alicją. Jej nadopiekuńczość przerodziła się w obsesję i najgorsze było w tym to, że ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Czekałam na moment, aż ktoś w końcu z nią na ten temat porozmawia i uświadomi jak duże popełnia błędy. Jest mądrą i wykształconą kobietą, ale to co robiła na początku pobytu u Józefiny wołało o pomstę do nieba. Tak mi było żal Matyldy, która w końcu zaczęła się uśmiechać. Ja nie wiem skąd autorka miała pomysł, żeby w taki sposób wykreować główną bohaterkę. Chwilami nie wierzyłam w to co czytam. 
Takich bohaterów, których zachowanie może irytować czytelnika jest w tej książce niestety więcej. Dorota, siostra Alicji też pokazała się z tej mnie inteligentnej strony, nie mówiąc już o miejscowym komendancie policji marzącym o awansie.
Józefina jest tutaj najbardziej wyrazistą postacią. Alicja tak naprawdę nic o niej nie wie. Początkowo wydała jej się zgryźliwą staruszką, ale po bliższym poznaniu nawet ją polubiła.  To co usłyszała z jej ust w trakcie jednej z rozmów mocno nią wstrząsnęło. Widząc radość w oczach córki i dostrzegając jej przemianę w końcu zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo skrzywdziła własne dziecko. 
Alicja mimo młodego wieku przeszła w swoim życiu sporo. Została porzucona przez mężczyznę, którego kochała i głupio wierzyła w to, że jest to uczucie odwzajemnione. Ciąża zweryfikowała wszystko. Swoje marzenia musiała odłożyć na później, a o nowym związku nawet nie miała czasu pomyśleć. Zresztą kto chciałby wiązać się z kobietą, która ma dziecko. 
Okazuje się, że jest ktoś taki i to bardzo blisko. 

"Magiczne lato" to nie tylko Alicja i jej problemy. Aleksandra Tyl znalazła w swojej książce miejsce także dla innych tematów nad którymi warto dłużej się zatrzymać.
Jeden z nich dotyczy Marianny, młodej właścicielki cukierni. Każdy jej wypiek to raj dla podniebienia, a i tak nikt do niej nie przychodzi. Mieszkańcy Polanki zwyczajnie nie darzą jej sympatią. Ocenianie, krytykowanie, szydzenie z osób, których tak naprawdę nie znamy w dzisiejszych czasach stało się normą. Przede wszystkim dotyczy to tzw. celebrytów. Marianna jest zwykłą dziewczyną, która przeżyła rodzinną tragedię, opiekuje się chorą babcią i nie zasługuje na takie traktowanie. 
Jak się okazuje budowanie relacji międzyludzkich w małych społeczność bywa czasami bardzo trudne. 
Drugi wątek, który mnie zaciekawił tyczy się bardzo tajemniczej kobiety, do której wszyscy zwracają się Czarna Maria. Jej dziwne zachowanie z pewnością ma związek z problemami w sferze psychicznej, ale kto bym tam zwracał na coś takiego uwagę. Wariatka i tyle. Nikomu krzywdy nie robi, więc niech sobie chodzi i mieszka w zrujnowanym budynku. Brak jakiejkolwiek empatii od razu rzucił mi się w oczy. Czułam, że autorka w jakiś sposób rozwinie ten wątek i nie zawiodłam się. Według mnie był znacznie bardziej interesujący od tego wiodącego. 

Mam sentyment do książek, w których akcja toczy się na wsi. Sama mieszkam w małym miasteczku, więc szybciej mogłam się wczuć w całą tę historię. Życie na wsi rządzi się swoimi sprawami i nie łatwo komuś "nowemu" z miasta w tym wszystkim się odnaleźć. Przede wszystkim może dziwić bezpośredniość i spontaniczność. No i te wszystkie plotki. Kto, z kim i dlaczego. Autorka moim zdaniem ukazała w książce polską wieś w sposób mocno stereotypowy. Zdawać by się mogło, że w Polance nikt mądry i inteligentny nie mieszka. 
Magiczne lato" nie jest złą książką. W trakcie lektury odkładałam ją na bok z nerwów, jednak po chwili do niej wracałam. Posiada w sobie wady, ale nie brakuje w niej również zalet. Historia Alicji i pozostałych bohaterów wzbudza emocje, i bardzo dobrze.
Co do zakończenia, nic z niego nie wynika. Jest zaskakujące i pozostawia czytelnika w nie małym szoku. Tak to już jest, gdy książka należy do danego cyklu. 

Czy polecam wam tę książkę? Oczywiście, że tak. Szczególnie teraz, gdy lato powoli się z nami żegna. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10

 




czwartek, 7 września 2023

DOM NA SKARPIE (Recenzja)

Autor: Nora Roberts
data wydania: 19 czerwca 2013
liczba stron: 583
wydawnictwo: Słowne








Lubię od czasu do czasu wracać do autorek książek od których zaczęła się moja przygoda z literaturą obyczajową. Do tego jakże zacnego grona należy Nora Roberts. Ostatnio sięgnęłam po "Dom na skarpie" jej autorstwa. Miałam ochotę na jakiegoś fajnego i wciągającego grubaska, więc wybór tej książki wydał mi się idealny. 

Eli London mimo braku obciążających  dowodów zostaje oskarżony o zamordowanie własnej żony. Chociaż miał motyw żeby dokonać zbrodni, nie zrobił tego. Niestety co niektórzy w perfidny sposób mu to wmawiają. O pracy w zawodzie prawnika może już zapomnieć. W ciągu dwóch lat stał się wrakiem człowieka. Dlatego postanowił na jakiś czas zaszyć się w rodzinnej posiadłości żeby móc w spokoju skupić się na pisaniu książki. Przy okazji zaopiekuje się Domem na Skarpie pod nieobecność babci, która uległa dość poważnemu wypadkowi.
Pojawienie się nieznajomej dziewczyny trochę burzy jego plany. Ambra, bo tak ma na imię dziewczyna, sprząta w posiadłości na prośbę seniorki. Od razu dostrzegła zły stan Elego i stawia sobie za cel jak najszybsze wyciągnięcie mężczyzny z marazmu w jakim obecnie się znajduje. Swoje dobre imię odzyska tylko w jeden sposób. Musi ruszyć do walki z przeszłością, a ona uczyni wszystko żeby zdecydował się na taki krok.

Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone, ale będę to powtarzać przy każdej recenzji książki spod pióra Nory Roberts. Pisarka jest niekwestionowaną mistrzynią w łączeniu romansu z wątkiem kryminalnym. Ja nie wiem jak ona to robi, że za każdym razem zachwyt staje się jeszcze większy. 
"Dom na skarpie" to jedna z tych książek, które trzymają w napięciu od początku aż do samego końca. Na ponad pięciuset stronach została przedstawiona teraźniejszość, w której nie zabrakło wzmianek dotyczących przeszłości. Te dwa okresy łączy ze sobą rodzinna posiadłość Londonów, na temat której krąży pewna legenda. Dokładnie chodzi o tajemniczy skarb, który ponoć został w jej wnętrzach bardzo dawno temu ukryty. Co niektórzy mają zamiar go odnaleźć, ale nagłe pojawienie się jednego z Londonów wszystko niweczy. 
Ja od tej książki nie mogłam się oderwać. Dzieje się w niej tyle, że głowa mała. Eli przyjeżdżając do posiadłości liczył na to, że w końcu odpocznie. W ciszy i spokoju popracuje nad swoją książką. Poznaje Abre, do której początkowo odnosił się z niechęcią. Drażniło go jej zachowanie i nachalna troska. Jest dorosły, więc może sam o sobie zadbać. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego własna babcia może mieć coś z tym wspólnego. Z  biegiem czasu zaczął się do niej przekonywać. Abra posiada wszystkie cechy silnej i samowystarczalnej kobiety. Zna swoją wartość i cieszy się, że nie musi być od nikogo zależna. Cytując, żadnej pracy się nie boi. Oprócz sprzątania w posiadłości, prowadzi zajęcia z jogi, pomaga potrzebującym, tworzy biżuterię. Jednak zanim stała się taką twardą osobą, przeżyła prawdziwe piekło. 
Charakter i osobowość, te dwa czynniki musiały w jakimś stopniu wpłynąć na Elego. Nie mówiąc już o urodzie  i atrakcyjności Abry. Ich dialogi były na prawdę urocze, a sarkazm w nich użyty kilkakrotnie poprawiał mi humor. Oboje stworzyli bardzo ciekawy i intrygujący duet. To, że między nimi zacznie iskrzyć było tylko kwestią czasu. Tym bardziej, że połączyły ich ze sobą problemy, których los im nie oszczędził. 
Autorka poruszyła dość ważne temat. Otóż szybko potrafimy osądzić drugiego człowieka po pozorach, nie znając prawdy. Tak też czuł się Eli. Wszyscy widzieli w nim mordercę. Stracił pracę, przyjaciół. Został osaczony i skazany przez media, prasę i policjanta, który miał na jego punkcie obsesję. 
Druga kwestia dotyczy Ambry. Dziewczynę osaczył mężczyzna, którego kochała. Śledził i dręczył psychicznie. Mało brakowało, a pozbawił by ją życia. Coś takiego nazywa się stalkingiem i grozi za to kara więzienia. 

Jak już wcześniej wspomniałam dzieje się w tej książce bardzo dużo. Jedno wydarzenie goni kolejne. W pewnym momencie zrobiło się mrocznie i zaczęłam odczuwać jakiś taki dziwny niepokój gdy wgłębiałam się w dalszy ciąg tej historii. Odkryty wykop w podziemiach posiadłości, zwłoki jakiegoś mężczyzny, do tego zagadkowe przejścia, o których do tej pory nikt nie miał pojęcia. Gęsia skórka na ciele gwarantowana. 

"Dom na skarpie" to jedna z lepszych książek Nory Roberts z jakimi do tej pory miałam styczność. Niech was broń Boże  zniechęci te ponad pięćset stron. Grubość to jej  najważniejsza zaleta. Dla mnie wszystko w tej historii jest idealne. Świetnie wykreowani bohaterowie, styl oraz język również zasługują na pozytywne oceny. Fantastycznie oddany klimat starej zabytkowej posiadłości sprawia, że ta powieść staje się jeszcze bardziej wciągająca. Jeśli jesteście ciekawi, czy Eli w końcu został oczyszczony z zarzutów i kto tak naprawdę zabił jego żonę zachęcam was do lektury. Jestem pewna, że będziecie nią zafascynowani tak jak ja.

POLECAM
MOJA OCENA 8/10


 

piątek, 1 września 2023

ZANIM SIĘ POJAWIŁEŚ (Recenzja)

Autor: Jojo Moyes
data wydania: 27 kwietnia 2016
liczba stron: 382
wydawnictwo: Świat Książki 
 










Jestem pewna, że każda fanka twórczości Jojo Mojes lekturę tej książki ma już dawno za sobą. Wstyd się przyznać, ale ja dopiero teraz miałam okazję się z nią zapoznać. Mowa oczywiście o "Zanim się pojawiłeś", historii, która podbiła miliony kobiecych serc i stała się światowym bestsellerem.

Lou z różnych przyczyn nie mogła studiować. Teraz, gdy z dnia na dzień straciła pracę, brak wykształcenia stał się nie lada problemem. Każda kolejna jej rozmowa kwalifikacyjna kończyła się niepowodzeniem, aż w końcu poznaje Camillę Traynos, zamożną kobietę poszukującą opiekunki dla syna. 
Początkowo Lou nie robiła sobie dużych nadziei. Jest w nie małym szoku, gdy dociera do niej, że jednak zostaje zatrudniona. 
Will zanim stał się osobą niepełnosprawną czerpał z życia garściami. Stan w jakim obecnie się znajduje nigdy nie ulegnie poprawie, może jedynie jeszcze bardziej się pogorszyć. Dlatego mężczyzna podjął pewną decyzję.

Przed Lou bardzo trudne zadanie, musi swojego podopiecznego w jakiś sposób powstrzymać przed tym co chce zrobić. Ma jej w tym pomóc tajemnicza lista. 

"Zanim się pojawiłeś" to książka na temat której zostało napisane i powiedziane chyba już wszystko. W takiej sytuacji cóż ja mogę jeszcze od siebie dodać? Bezapelacyjnie zasługuje na miano bestsellera. Sześć milionów sprzedanych egzemplarzy nie wzięło się z nikąd. Kobiety na całym świecie oszalały na punkcie historii opisującej losy Lou i Willa. 
Jojo Moyes ukazała w niej początki rodzącej się przyjaźni między kobietą a mężczyzną w dość trudnych i skomplikowanych okolicznościach, która z biegiem czasu przerodziła się w coś znacznie głębszego. Czy można to nazwać romansem? Według mnie nie. Trochę było go za mało, żeby móc tak sądzić. 
Przyznam się wam, że początek lektury nie napawał mnie optymizmem. W pewnym momencie zadałam sobie nawet pytanie, skąd tyle zachwytów nad tą książką. Pojawiło się znużenie, które dość długo było przeze mnie odczuwalne. Wszystko uległo zmianie z chwilą gdy Lou poznaje Willa. Akcja od razu nabrała tempa i w końcu zaczęło się coś dziać. 
Lou jest takim kolorowym ptakiem. Ma swój styl, który innym może się nie podobać. Ze względów finansowych mieszka ze swoimi rodzicami, którym jak tylko może stara się pomagać. 
Od kilku już lat jest w związku z Patrickiem. Podziwiałam cierpliwość Lou, i jednocześnie byłam na nią mocno wkurzona. Zastanawiałam się jak długo jeszcze będzie w stanie znosić zachowanie swojego chłopaka. 
Dzień w którym przekroczyła próg domu swoich nowych pracodawców z pewnością na długo pozostanie w jej pamięci. Zatrudniona została, żeby opiekować się mężczyzną po wypadku u którego zdiagnozowano paraliż czterokończynowy. W książce pojawił temat, który pokazuje nam wszystkim z jakimi trudnościami i niedogodnościami muszą zmagać się na co dzień osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich. Zwykły wjazd do sklepu może przysporzyć wiele problemów. Nie mówiąc już o urzędach i innych instytucjach. Takich barier architektonicznych jest niestety mnóstwo. Niby w tej kwestii coś zaczęło się zmieniać, jednak to tylko kropla w morzu. 
Druga kwestia o której warto wspomnieć to sposób w jaki są postrzegani niepełnosprawni przez ludzi zdrowych. Za przykład niech posłuży zachowanie rodziców Lou wobec Willa, gdy został zaproszony do ich domu. Podczas posiłku patrzyli na niego jak na kosmitę. 
Will przed wypadkiem żył pełnią życia. Miał dobrą pracę, podróżował, kochał sport. Wolny czas spędzał w towarzystwie swoich przyjaciół i dziewczyny. Najgorsze było to, że po tym dramatycznym wydarzeniu został z tym wszystkim sam. Jego rodzice robili wszystko, żeby mu pomóc, jednak dopiero pojawienie się Lou spowodowało, że ich syn zaczął się uśmiechać i rozmawiać. Chociaż początki ich znajomości zwiastowały coś zupełnie innego. Zimno i oschłość Willa podziałała na Lou odpychająco. Jednak bijąca radość od dziewczyny i jej osobowość musiała w jakimś stopniu wpłynąć na zmiany w jego zachowaniu. Ona pod jego wpływem też zaczęła przechodzić swoją wewnętrzną metamorfozę. Oboje czuli się dobrze w swoim towarzystwie nie szczędząc sobie zgryźliwości.
Któregoś dnia Lou przez przypadek usłyszała rozmowę, która dotyczyła Willa. To, co było dane jej usłyszeć dogłębnie nią wstrząsnęło. Postawiono ją w niezręcznej sytuacji nie mówiąc jej wcześniej o niczym. 
Nie chcę wam zdradzać o co dokładnie chodzi, żeby nie psuć wam przyjemności z lektury. Napiszę tylko jedno. Lou nie ma zamiaru się poddać i zrobi wszystko, żeby Will zmienił zdanie.

"Zanim się pojawiłeś" to książka, którą czyta się bardzo dobrze, chociaż ja potrzebowałam troszkę więcej czasu, żeby się w nią wciągnąć. Ponoć wszyscy płaczą w trakcie lektury, ale w moim przypadku łez nie było. Historia w niej opisana jest wzruszająca i zmusza do refleksji. Okazuje się, że jedna mała chwila potrafi zmienić całe nasze dotychczasowe życie. W takim wypadku nie odkładajmy swoich marzeń na później, żyjmy  ze wszystkimi w zgodzie bo szkoda czasu na kłótnie i nieporozumienia. Kochajmy i bądźmy poprostu dla siebie mili. 

POLECAM
MOJA OCENA 7/10