czwartek, 26 marca 2015

W CIENIU ( Recenzja )

Autor: A.S.A. Harrison 
data wydania: 12 stycznia 2015
liczba stron: 352
wydawnictwo: Znak Literanova 










"Romans z definicji jest potajemny, tymczasowy, bez zobowiązań, pozbawiony komplikacji towarzyszących długoterminowemu związkowi - i na tym polega jego atrakcyjność." (cyt. s. 128)

Jodi i Todd są parą z dwudziestoletnim stażem. Mężczyzna kilkakrotnie prosił swoją ukochaną o rękę, ale nigdy nie usłyszał słowa: TAK, tworzą tzw. małżeństwo zwyczajowe. Ona z zawodu jest terapeutką, On przedsiębiorcą budowlanym. Niby ich związek na pozór wydaje się być udany, ale to tylko niestety pozory...I chyba głównym winowajcą jest Todd i jego romanse z innymi kobietami, chociaż Jodi również nie jest idealna...Wszystko to łączy się w jedną całość, a mianowicie w zbliżający się szybkimi krokami koniec ich związku. Miłość, która niespodziewanie połączyła ich ze sobą zgasła, przemieniła się w popiół. Za to rozpaliła się kolejna...Mężczyzna poznaje młodszą od siebie Natashę...No tak, klasyk. Wymiana starszego modelu na nowszy...I tu taka mała ciekawostka: Natasha to córka jego bliskiego przyjaciela. Informacja, że zostanie tatusiem spada na Todda jak grom z jasnego nieba. Czegoś takiego chyba się nie spodziewał, ale w końcu musi odpokutować za swoje liczne wyskoki w bok...
Niby Jodi powinna się cieszyć, ale z drugiej strony będzie musiała pożegnać się z życiem u boku zamożnego mężczyzny. Pensja terapeutki niestety nie wystarczy aby mogła funkcjonować tak jak dotychczas. Pojawia się również problem z mieszkaniem. 
I co robi w tej sytuacji zdesperowana kobieta? Musi coś zrobić, zanim jej były zmieni...testament. Chyba najlepszym wyjściem będzie zamordowanie mężczyzny...

No i teraz mam problem bo  nie wiem jak ocenić książkę. A chciałabym uczynić to w sposób rzetelny  i zgodny z jej treścią. Niby na okładce jest napisane, że jest to thriller. Tylko, że mi tego thrillera zabrakło. Jak dla mnie, jest to powieść psychologiczna z elementem sensacji i kryminału...
No właśnie, szkoda, że był to tylko element. Tak naprawdę spodziewałam ciekawej fabuły i wartkiej akcji...A otrzymałam w zamian psychologiczny rentgen, a nawet dwa. Autorka w zawodowy sposób przedstawiła i opisała po kolei wszystko to, co dzieje się w psychice człowieka, gdy rozpada się jego związek. W tym przypadku długoletni związek i to z dwóch perspektyw: kobiety i mężczyzny...Dodatkowo w książce pojawił się temat związany z depresją oraz z trudnym dzieciństwem. No, ale przecież miał to być thriller? Gdzie te wszystkie odgłosy syren policyjnych, prowadzone na olbrzymią skalę śledztwo? Sam wątek psychologiczny to troszkę za mało, aby stworzyć książkę, która będzie trzymać czytającego pod napięciem do ostatniej strony...
Zgadzam się, że powieść została dobrze napisana. Autorka opisała psychologiczny motyw z olbrzymią starannością. I chyba, niestety aż za bardzo...

"W cieniu" to nie jest zła książka, ale ja widocznie spodziewałam się po niej czegoś więcej...Nie bierzcie sobie tej recenzji jakoś głęboko do serce bo wiem po sobie, że lepiej przekonać się na własnej skórze czy książka jest warta uwagi czy wręcz przeciwnie...Mogę ją z ręką na sercu polecić osobom, które lubią wgłębiać się w naszą ludzką psychikę, a jest ona bardzo ciekawa...Pamiętajcie, że z każdej książki, można wykrzesać coś fajnego...

MOJA OCENA
6/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:



poniedziałek, 23 marca 2015

SŁOŃCE W SŁONECZNIKACH ( Recenzja )

Autor: Dominika Stec
data wydania: 2010 (data przybliżona)
liczba stron: 340 
wydawnictwo: Zysk i S-ka








Ostatnimi czasy na naszym rodzimym  rynku literackim pojawiło się wiele nowych książek. Szczególnie jeśli chodzi o książki obyczajowe, których autorkami są panie. "Słońce w słonecznikach" nie jest nowością, ale zasługuje na to żeby ją odświeżyć. Tym bardziej, że było o tej książce dość cicho. Warto również zwrócić uwagę na samą postać autorki - bo tak naprawdę Dominika Stec to pseudonim literacki...

Uwielbiam tego typu książkowe okładki. Zawierają w sobie prostotę i urok, który sprawia, że wybijają  się przed szereg. A, że posiadam w sobie sporą dawkę sentymentu jeśli chodzi z zdjęcia czarno-białe to tym bardziej zostałam skuszona lekturą. Oczywiście opis też się do tego przyczynił :-).

W dzisiejszych czasach co jakiś czas w TV można usłyszeć o kolejnym włamaniu do mieszkania, które zamieszkuje starsza, samotna osoba. W książce "Słońce w słonecznikach" czytelnik będzie miał możliwość poznać taką osobę. Jest nią Teresa. Siedemdziesięcioletnia wdowa, która pewnego dnia idąc ulicą zauważa interesującego mężczyznę. Gdy usłyszała pukanie do drzwi swojego mieszkania, okazało się, że po drugiej stronie stoi wspomniany ON. Na pierwszy rzut oka jest dość dziwny, co powoduje w kobiecie podwyższenie impulsu strachu. Co ja najlepszego zrobiłam wpuszczając obcego do własnego domu, a może to jakiś morderca. Każda z nas zadałaby sobie w tym momencie takie pytanie. Po bliższym poznaniu wychodzi na jaw, że jest przybyszem z zagranicy, a dokładnie ze Szwecji. Przywiózł ze sobą bardzo ciekawą rzecz - pamiętnik swojego dziadka. Prosi Teresę żaby go dokładnie przeczytała...

Pamiętnik jest zeszytem. Bardzo staram zeszytem, który zalatuje zapachem środków konserwujących, ale za to jego wnętrze zawiera treść napisaną w sposób piękny, z troską o jak najmniejszy szczególik...Za jego pomocą kobieta odbywa podróż w czasie. Cofa się do roku 1957. To własnie w tedy przeżyła swoje pierwsze zauroczenie. Zakochała się bez pamięci...
Autorem pamiętnika jest pewien dziennikarz, którego zadaniem było napisanie artykułu na temat budowy powstającej dzielnicy robotniczej...
Mała Tereska, która każdą wolną chwilę spędza w towarzystwie swojej pierwszej miłości nie spodziewa się, że postać dziennikarza pojawi się w jej życiu...

Czytając "Słońce w słonecznikach" nie sposób nie zauważyć bardzo ciekawego manewru. Otóż w książce splotły się ze sobą dwa czasy: przeszły i teraźniejszy. Moim zdaniem splot został genialnie wykonany..Wszystko to, co działo się w przeszłości fajnie połączyło się z przemyśleniami Teresy.  Zapiski, które czyta powodują w niej emocjonalny wstrząs, przecież uczestniczyła w tych wydarzeniach, które zostały opisane na kartach pamiętnika...Ale będąc młodą, zakochaną dziewczyną widziała inny obraz, nie ten który powinna...Na szczęście czuwał nad nią Anioł Stróż...

Nie powiem, ale na początku lektura wydawała mi się lekko nudnawa. Wszystko działo się wolno, tak jakby napięcie było stopniowane...I słusznie, bo warto było czekać na punkt kulminacyjny całej tej historii. Historii, która zawiera w sobie olbrzymie pokłady tajemniczości. Wszystko to, zapoczątkował zeszyt z pożółkłymi już kartkami. Do togo klimat lat przeszłych, starych zdjęć oraz zabytkowych zegarów..."Słońce w słonecznikach" to taka książka retro z dodatkiem współczesności...
Na szczególną uwagę zasługują opisy miasta. Autorka książki zastosowała w tym przypadku małe porównanie przeszłości z teraźniejszością...W ten sposób pokazała w jak szybkim tempie  komunistyczne ulice przeobraziły się w nowoczesne arterie...

Zastanawiałam się czy zdradzić Wam informację cóż to za postać ukrywa się pod kobieco brzmiącym pseudonimem, ale nie będę taką zołzą :-). UWAGA, zdradzam...Osobą, która napisała "Słońce w słonecznikach" jest...Pan Zbigniew Wojnarowski...Jak to możliwe, że mężczyźnie udało się stworzyć książkę wypełnioną po brzegi uczuciami...? Szok, prawda...Tym bardziej, gdy główną bohaterką jest kobieta. Wgłębił się w sposób cudowny w psychikę siedemdziesięcioletniej staruszki, która po śmierci męża zastanawia się czy jej dalsze życie ma sens, aż do czasu gdy pojawia się w jej domu tajemniczy Szwed. To właśnie on, a raczej to co ze sobą przyniósł powoduje, że Teresa rozlicza się z przeszłością, jak bardzo dla niej trudną... Panie Zbigniewie, kłaniam się w pas...

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

środa, 18 marca 2015

JA I PANI M. ( Recenzja )

Autor: Jemma Forte
data wydania: 13 października 2010 
liczba stron: 352
wydawnictwo: Świat Książki










Czy są tu fanki, entuzjastki twórczości Pani Lauren Weisberger oraz jej "Diabła ubierającego się u Prady"? Jeśli tak, mam dla was kolejną książkę, w której czytelnik będzie miał do czynienia z szefem z piekła rodem, a raczej z szefową. Tym razem ze świata mody przenosimy się w krainę  Show Biznesu...

Francesca Massi już jako dziewięcioletnia dziewczynka marzyła o zawodzie aktorki. Niestety to marzenie nie zostało spełnione, w taki sposób w jaki chciała. Jako dorosła już kobieta wystąpiła w dość intrygującej reklamie telewizyjnej, która lekko mówiąc przysporzyła jej więcej problemów niż przyjemności. O czerwonym dywanie raczej może zapomnieć...Tylko, żeby to było takie proste...
Na chwilę obecną znalazła się na dość ostrym zakręcie życiowym. Została zwolniona z pracy, a do tego jej ukochany stwierdził, że nie jest jeszcze gotowy na poważny związek...Te przykre wydarzenia sprawiły, że postanawia spojrzeć na własne życie z zupełnie innej perspektyw...Przecież 29-letnia kobieta nie może się nad sobą użalać i ryczeć całymi dniami do poduszki...
Na pochmurnym niebie nagle pojawia się słońce za sprawą ciekawej oferty pracy. Okazuje się, że pewna znana osoba z branży filmowej poszukuje osobistej asystentki. Słowo "film" działa na Francesce jak magnez. Ku jej niespotykanej radości dostaje tę pracę...I w tym momencie wyobrażenia, z którymi żyła kobieta zmieniają swą barwę...Niestety świat znanych osób nie wygląda tak różowo i pięknie. A do tego aktorka dla której ma pracować okazuje się wredną babą...To tylko jedno z delikatniejszych porównań jakie zastosowałam...

Tą "wredną babą" jest Caroline Mason - aktorka, której gwiazda lekko już przygasa. Fran traktowana jest przez nią w sposób poniżej krytyki. Jest na każde jej zawołanie, a telefon staje się dla kobiety najważniejszym narzędziem pracy obok kalendarza oczywiście. Każdy z nas chciałby usłyszeć za swoją pracę pochwałę lub zwyczajne "Dziękuję". Ale chyba Pani Caroline nie lubi używać tego słowa....

Na pozór wydawać by się mogło, że to już było. Nic nowego mnie nie spotka, zaskoczenia raczej nie będzie. Ale fragmenty, w których czytelnik będzie mógł poznać  kulisy pracy aktorskiej wydawały się dla mnie bardzo ciekawe i interesujące .
W książce odnajdziemy kilka wydarzeń, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym życiem. Raczej składają się z elementów dość kuriozalnych. Lubimy czytać o sprawach i rzeczach pozytywnych, ale odrobina realizmu nie zaszkodziłaby książce, a wręcz przeciwnie...
Jednym z takich przykładów może być temat z poszukiwaniem pracy. Wiem po sobie, że nie jest to takie łatwe i proste. A tutaj główna bohaterka dopiero co została wyrzucona z pracy. Może dopisało jej zwyczajnie szczęście, ale chyba  nastąpiło to troszkę za szybko. Z drugiej strony rozpacz po rozstaniu z chłopakiem też nie trwa zbyt długo bo pojawia się na horyzoncie inny, atrakcyjny mężczyzna...

Show biznes...to dwa słowa, które powodują, że w jednej chwili chcielibyśmy stać się znanym i popularnym. Tylko czy tak naprawdę warto...Jemma Forte przedstawiła w swojej książce również drugą stronę tego świata...Oglądając kolorowe magazyny widzimy na zdjęciach uśmiechnięte aktorki. Pięknie wyglądające, ubrane w suknie od znanych projektantów. Towarzyszą im przystojni, dobrze zbudowani mężczyźni...Gdzie w tym wszystkim znajdują czas na prawdzie życie rodzinne wypełnione miłością...Tak naprawdę są to tacy sami ludzie jak My. Mają ręce i nogi. Ale z jedną tylko różnicą posiadają olbrzymie pieniądze...Tylko za te pieniądze miłości i szczęścia nie da się kupić...
Chociaż  w tym przypadku autorka również troszkę podkoloryzowała...W kilku sytuacjach ich problemy rozwiązują się jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Niewykluczone, że w show biznesie już tak jest...

Czytając, w niektórych momentach nawet zagościł na mojej twarzy uśmiech...I właśnie o tych humorystycznych fragmentach chciałabym napisać coś więcej i niestety muszę troszkę je skrytykować. Jak dla mnie za dużo było w nich wulgaryzmów. Wiem, że zostały użyte w taki sposób żeby rozśmieszyć czytelnika, ale co za dużo to nie zdrowo. Mimo tych kilku wad, książkę czytało mi się dobrze i szybko. Niby powieść należy do tych przyjemnych, ale przepełniona jest smakiem słodkiego i różowego lukru...

Jeśli lubicie słodycze, to zapewne ta książka będzie dla was taką słodką czytelniczą przygodą. Dla mnie była troszkę przesłodzona... 

MOJA OCENA
7/10

wtorek, 17 marca 2015

BIBLIOTEKA MIEJSKA W STUTTGARCIE ( NIEMCY)





Gdy po raz pierwszy zobaczyłam w internecie zdjęcie tego budynku to przyszło mi do głowy nic innego jak tylko: przecież to jest jakiś zwyczajny biurowiec. Taki kwadratowy klocek. A tu proszę, taka niespodzianka. Jest to budynek Miejskiej Biblioteki w Stuttgarcie. Nic specjalnego, prawda? Ale jak to się mówi: nie wygląd jest najważniejszy, tylko wnętrze. Szczególnie w przypadku bibliotek. 

Początkowo cały księgozbiór mieścił się w zabytkowym Pałacu Wilhelma. Niestety pojawił się mały problem. Dosłownie i w przenośni...Budynek pałacowy okazał się zwyczajnie za mały, aby mógł pomieścić wszystkie woluminy. W tym celu zdecydowano o wybudowaniu nowej siedziby. Autorem owego projektu jest koreański architekt Eun Young Yi. Cała inwestycja zamknęła się w kosztach 79 mln euro. W dzień jest szarym zwyczajnym budynkiem, ale za to w nocy za pomocą specjalnego oświetlenia przemienia się w nowoczesne dzieło sztuki architektonicznej.



Wnętrz biblioteki wręcz zachwyca. Zaraz po przekroczeniu bram  czytelnik wkroczy prosto do wysokiego na kilka pięter holu. A dalej to już iście książkowy raj !!. Ogromna przestrzeń cała w bieli. Do tego liczne regału z niezliczoną ilością książek. Oświetlenie oraz kolor powoduje, że wszystko staje się jasne i przejrzyste...Nie wiem jak wy, ale ja chciałabym zostać tam jak najdłużej. Usiąść sobie wygodnie na jednej z kanap i ...czytać...czytać...czytać...



Są gust i guściki, więc zdaję sobie sprawę, że dla niektórych osób ten budynek może być troszkę za bardzo "zimny" i pusty...A nawet troszkę klaustrofobiczny..Ale tak naprawdę, nie można obok tej biblioteki przejść obojętnie, zresztą obok żadnej nie powinno się przechodzić w ten sposób...

* zdjęcia oraz informacje zostały zaczerpnięte z internetu

sobota, 14 marca 2015

MIŁOŚĆ W PIĘCIU SMAKACH ( Recenzja )

Autor: Ann Mah
data wydania: 9 marca 2011
liczba stron: 368
wydawnictwo: Nasza Księgarnia











Lubimy poczuć smak danej potrawy. Najlepiej gdy ten smak jest pełen wyrazu, i odpowiada naszym kubkom smakowym. W przypadku książki autorstwa Ann Mah, czytelnik będzie miał możliwość posmakowania...miłości oraz chińskich potraw...:-). I teraz pytam samą siebie: jak smakuje miłość? Ta najlepsza to chyba: słodka i pikantna, ta już troszkę mniej słono-gorzka. Ale ta, której za żadne skarby nie chciałbym spróbować to mdła miłość...
Decydując się na tę książkę, spodziewałam się iście czytelniczej uczty, do której z czystym sumieniem przysiadłam będąc pewną, że nie wejdzie mi w boczki :-).

beijing kaoya
(kaczka po pekińsku ) *


Główną bohaterką książki jest Isabella. Trzydziestoletnia Amerykanka, która w swoich żyłach posiada krew z domieszką chińskiej. Jej związek z ukochanym dobiega końca, a kariera dziennikarska pękła jak bańka mydlana. Na początku oczywiście przeszła małe załamanie, ale od czego ma się przyjaciółkę, która jednym stuknięciem obcasa potrafi ustawić do pionu...Pakuje walizkę i kupuje bilet do...Chin...

To właśnie tam mieszka i pracuje starsza siostra kobiety - Claire. Znana i ceniona prawniczka. Gdy mieszkały jeszcze w Stanach Zjednoczonych, to właśnie Claire traktowana była przez swoich rodziców jako wzór do naśladowania. To właśnie na niej powinna wzorować się Isabella. Zawsze była tą najlepszą, nie sprawiała żadnych problemów wychowawczych. Więc, tym bardziej była zszokowana po przyjeździe jej obecnym stylem bycia...A do tego związek z żonatym mężczyzną. Cały czas pochłonięta jest swoją pracą zawodową i niestety nie zwraca zbytniej uwagi na obecność siostry...Do czasu, gdy...
Mapo doufu
 ( mapo tofu)*

Ale w pewnej dość ważnej sprawie, a mianowicie w szukaniu nowej pracy, może liczyć na wparcie Claire. Na początku nie była zbytnio tą propozycją zachwycona, bo przecież pracowała w renomowanym piśmie, więc stać ją przecież na coś lepszego. Ale w końcu decyduje się podjąć pracę w redakcji "Beijing NOW". Jej zadaniem, będzie ocenianie odwiedzanych przez nią restauracji, a tak się składa, że temat kulinarny nie jest jej obcy. Praca w roli dziennikarki dla Iz to nie wszystko, posiada również pasję do gotowania...


Niestety zderzenie z nową rzeczywistością będzie dość bolesne. Tak się składa, że obcokrajowcy w Chinach nie są mile widziani, a szczególnie Amerykanie.  A tym bardziej gdy, nie można jednoznacznie określić jakiego są pochodzenia. Isabella na każdym kroku musi się z tego tłumaczyć, a brak umiejętności porozumiewawczych jeszcze bardziej to utrudnia...Może to być troszkę dziwne, że nie zna języka. Przecież w końcu  posiada chińskie korzenie...Ale życiu  bywa różnie...

Jianbing
(chińskie naleśniki )*
Nie samą pracą człowiek żyje. W trakcie swojego pobytu w Chinach, Isabella przeżyje również kilka zawirowań uczuciowych. Przyczynią się do tego dwaj bardzo przystojni mężczyźni...No właśnie, i teraz którego tu wybrać...W sumie nie musi jakoś długo zwlekać z podjęciem decyzji bo jeden z kandydatów do zdobycia jej serca wykonuje duży krok do przodu, ale czy to jest właśnie ten jedyny?..Przyszły mąż i ojciec jej dzieci...Przecież jest już dojrzałą kobietą, więc czas na założenie rodziny. Tym bardziej gdy rodzicielka tego oczekuje od swoich córek...



Było pysznie. Czegoś takiego oczekiwałam zaczynając swoją przygodę z książką Pani Mah. Nie zawiodłam się ani przez chwilę.
Ojjj działo się i to nie tylko w kuchni. Można by rzec, że Isabella przeszła nie kuchenną, ale taką swoją życiową rewolucję. Taki bieg po szczęście i miłość z przeszkodami. Z przeszkodami trudnymi do pokonania., ale natrafiła  również na wiele zabawnych sytuacji.  I właśnie te  humorystyczne wzmianki sprawiły, że momentami czytałam z uśmiechem na twarzy...

yuebing
(ciastka księżycowe)*

Zdaję sobie sprawę z tego, że po przeczytaniu samego opisu książki można sobie pomyśleć, że "Miłość w pięciu smakach" to kolejne lekkie i przyjemne czytadełko, które nic nie wyróżnia pośród innych tego typu książek. Ona wyjeżdża i pozostawia swoje dotychczasowe życie, do tego na horyzoncie pojawia się przystojny On...Nic bardziej mylnego. Jest to historia o poszukiwaniu sensu w życiu. Czy obrałam odpowiedni kierunek, a może wręcz przeciwnie. Dochodzą do tego również rodzinne relacje oraz pochodzenie. I właśnie to powoduje, że książka jest inna...

Isabella to kobieta, która posiada egzotyczny typ urody, ale w środku jej dusza jest iście amerykańska. Nagle pojawia się w kraju swoich przodków, bez dobrej znajomości języka - CO JA TU ROBIĘ? Wykonała skok na głęboką wodę, ale nie utonęła w zgiełku chińskich ulic, smog również jej nie pochłonął. Wręcz przeciwnie...Stała się silną i odważną istotą twardo stąpającą po ziemi...

Jiaozi
( chińskie pierożki )*
Dodatkowym smaczkiem, żeby sięgnąć po "Miłość w pięciu smakach" są wydobywające się z każdej jej strony aromaty i zapachy kuchni chińskiej...Pałeczkami niestety jeść nie potrafię, ale chętnie skosztowałabym co niektórych potraw...Bardzo dokładne opisy, sprawiły, że mogłam wgłębić się w zakamarki jednej z najbardziej popularnych kuchni świata...Te wszystkie składniki, z którymi miałam pierwszy raz do czynienia. Autorka zafundowała czytelnikowi iście kulinarną podróż.
Ja jestem zachwycona...:-)



Taką wisienką na torcie, są umieszczone przepisy na samym końcu książki. Zaznaczam, że są to przepisy samej autorki. A już na takim samiusieńkim końcu odnajdziemy wywiad, którego udzieliła pisarka :-).

* wszystkie zdjęcia zostały zaczerpnięte z internetu

Zapraszam i życzę SMACZNEGO :-)

MOJA OCENA
8/10





wtorek, 10 marca 2015

OBIETNICA ŁUCJI ( Recenzja )

Autor: Dorota Gąsiorowska
data wydania: 5 marca 2015
liczba stron: 430
wydawnictwo: Między Słowami










Mam cudowną wiadomość dla wszystkich miłośniczek literatury obyczajowej. Z wielką przyjemnością przedstawiam wam Panią Dorotę Gąsiorowską, nową postać na naszym rodzimym rynku literackim. Jak sama mówi: pisze od zawsze. Z chęcią zadałabym Pani Dorocie pytanie: dlaczego musiałyśmy tak długo czekać na jej pierwszą książkę? Ale na szczęście nasze czekanie zostało wynagrodzone...:-)

"Łucja była jednak nieugięta. Podjęła decyzję, dlatego piętnaście minut później długie pasma jej hebanowych gęstych włosów pokrywały posadzkę salonu fryzjerskiego. Pochyliła głowę, patrząc na nie nieruchomo. Wstała i wyprostowała plecy, jednocześnie spoglądając w lustro.  Teraz była inna. Długie włosy przeobraziły się w parocentymetrową, zgrabną fryzurkę. Znowu popatrzyła na odbicie, tym razem uważniej.
- Tak, teraz jestem naprawdę inna. Mogę zacząć nowe życie - Wyjęła z portfela banknot o dużym nominale. - Dziękuję, reszty nie trzeba. - Położyła pieniądze na stoliku." ( cyt. s. 5 ).


Co spowodowało, że Łucja ( główna bohaterka książki ) dopuściła się tak "drastycznej" metamorfozy? Właśnie w ten sposób postanawia pozbyć się bardzo ciężkiego worka z problemową zawartością, który zapełniał się przez 16 lat trwania jej małżeństwa z Karolem. Pragnie w końcu poczuć smak szczęścia bo mimo tego, że jej metryka wskazuje wynik dwucyfrowy z czwórką z przodu, nie miała okazji zapoznać się z tym wyjątkowym smakiem....Zamyka na zawsze drzwi do swojego biura podróży i wyrusza w podróż...W podróż do Różanego Gaju ( pięknie brzmi, prawda ). Ma nadzieję, że właśnie tam, odnajdzie to czego szuka...Jedne drzwi zostały zamknięte, ale otworzyły się drugie...Należące do budynku wiejskiej, ale za to bardzo przytulnej szkoły. Łucja jest z zawodu historykiem i właśnie została nauczycielką historii w tejże szkole...Po dotarciu na miejsce, zostaje przywitana i ugoszczona przez Matyldę, starszą kobietę od której bije niewyobrażalne ciepło i miłość.
W trakcie lekcji szczególną uwagę skupiła na jednej z uczennic...Była to drobna dziewczynka, a z jej oczu można było wyczytać tylko smutek i cierpienie. I właśnie to spowodowało, że kobieta postanawia bardziej wgłębić się w jej dziecięce życie.. Po powrocie ze szkoły, przechodzi przemianę, w jednej sekundzie staje się dorosłą już kobietę. Powodem tego jest nieuleczalna choroba, na którą cierpi jej mama. Ania, po bliższym poznaniu Łucji obdarzyła ją zaufaniem, a ich kontakty stają się bardzo przyjacielskie. Skutkowało to wizytą nauczycielki w ich domu, gdzie poznała Ewę - mamę dziewczynki. Obie kobiety również poczuły do siebie nić sympatii. Do tego stopnia, że umierająca kobieta powierzyła nauczycielce do spełnienia pewną dość nietypową prośbę, a mianowicie chce aby odnalazła ojca Ani....

W książce czytelnik będzie miał przyjemność poznać jeszcze innych bardzo interesujących bohaterów, ale o tej grupce postanowiłam milczeć, aby przypadkiem za dużo nie zdradzić...:-). Bo uważam, że takie czytelnicze odkrywanie jest fascynujące...:-)
Jak już kiedyś wspomniałam w którejś z recenzji, że uwielbiam klimat starych budynków. W książce Pani Doroty odwiedzimy pałacyk Kreiwetsów, który posiada swoją własną tajemnicę...Oraz posłuchamy fantastycznej muzyki wydobywającej się z pod klawiszy pianina...

Gdy trzymałam w swoich dłoniach książkę (oczywiście z zamiarem jej przeczytania), mogłam nasycić swoje oczy jej piękną okładką. Ale było jeszcze coś, co zwróciło moją szczególną uwagę zanim wgłębiłam się w jej treść, a mianowicie tym szczególikiem był biały pasek papieru, z dość intrygującym napisem: OBIECUJEMY, ŻE TA KSIĄŻKA CIE ZACHWYCI. JEŚLI UZNASZ INACZEJ - MOŻESZ WYMIENIĆ JĄ NA INNĄ. Czy jest to zaplanowany chwyt marketingowy, tego nie wiem. Ale wiem, że ja nie mam zamiaru wymieniać książki na żadną inną. Wywnioskować z tego można, że mnie zachwyciła. To prawda, i to od pierwszej przeczytanej przeze mnie kartki. Pani Beata Tyszkiewicz, kobieta inteligentna, dystyngowana również została tą lekturą zauroczona, czego dowodem jest krótka notka umieszczona na okładce...Więc, uważam że jest to pozycja godna czytelniczej uwagi...
Główną jej zaletą jest postać Łucji, kobiety po przejściach, ale z przyszłością. Ale czy czasami nie uciekła od tej przeszłości w sposób gwałtowny, bez wcześniejszego zastanowienia się czy dobrze robi? Może postąpiła zbyt pochopnie, ale przecież jest dorosłą już kobietą, więc chyba wie co robi...Jest dość tajemnicza, albo po prostu nie ma się czym chwalić jeśli chodzi o jej dotychczasowe życie...Brak matczynej i ojcowskiej miłości zrobił swoje. Ale na pierwszy rzut oka wydaje się kobietą sympatyczną i miłą. Wokół niej można dostrzec aurę przyjaźni i dobroci. I właśnie taką aurę dostrzega Ania....i nie tylko ona.
Tak jak napisałam kilka zdań wyżej, w książce spotkamy sporą grupkę innych, ale również bardzo interesujących osób o ciekawych osobowościach. Jaki wpływ będą mieli na losy Łucji? Różny, że tak powiem...Ale przede wszystkim poczuje się wśród nich dobrze, może czasami początki znajomości nie będą łatwe, i nie zawsze będzie to znajomość, którą warto zawrzeć...Czytelnik będzie również świadkiem wewnętrznej metamorfozy jednego z bohaterów, a raczej...bohaterki...

Klimat oraz cała ta otoczka Różanego Gaju tworzy wspaniały obraz. Obraz wypełniony miłością oraz szczęściem. Krajobrazowe opisy sprawiły, że czytało mi się lekko i przyjemnie. "Obietnica Łucji" to debiutancka książka, którą można porównać do podmuchu świeżego powietrza, który zaserwowała nam Pani Dorota Gąsiorowska. Powietrza zawierającego nie tylko tlen, ale także  pasję i wrażliwość...

"Obietnica Łucji" to karuzela uczuć i emocji. Z każdą stroną, z każdym rozdziałem ta karuzela kreci się na coraz to większych obrotach...


Na koniec pragnę życzyć Pani Dorocie powodzenia w dalszym tworzeniu tak pięknych książek...i już teraz ustawiam się w kolejce po następną :-).

"Pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuła, że nie musi uciekać. Była pewna, ze jeżeli kiedyś wyjedzie z Różnego Gaju, to tylko dlatego, że będzie miała na to ochotę. Już nigdy nie będzie uchodźcą, gdziekolwiek zdecyduje się żyć, będzie żyła prawdziwie, bez ukrywania się przed samą sobą." ( czyt. s. 395 ). 

POLECAM
MOJA OCENA 9/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:



czwartek, 5 marca 2015

ASHFORD PARK ( Recenzja )

Autor: Lauren Willig
data wydania: 11 czerwca 2013
liczba stron: 432
wydawnictwo: Amber











Chyba jeszcze nie miałam w swoich dłoniach książki, której okładka została udekorowana taką ilością pochlebnych rekomendacji. Pozwolę sobie zacytować fragment jednej z nich:
"[...]Ta książka zmienia czytelnika. Willig wnika w głąb duszy swoich bohaterów, żeby pokazać tragedię, triumf i głębię miłości. A także usiłuje znaleźć odpowiedź na ponadczasowe pytanie: jak szokujące sekrety rodzinne sprzed lat mogą wpłynąć na nasze życie i zmienić je na zawsze". ( Romantic Times Book Reviews ). 
Czy poczyniła zmiany we mnie? Może tak, a może nie :-), ale za to bardzo zaciekawiły mnie, jakie to tajemnice czytelnik będzie mógł odkryć w trakcie czytania książki...A do tego jeszcze ten afrykański klimat. 

Niespełna sześcioletnia Adeline, traci w jednej chwili oboje rodziców. Możemy sobie tylko wyobrazić co czuje w takim momencie małe dziecko. Już nigdy więcej dziewczynka nie będzie mogła usiąść na ojcowskich kolanach. Nigdy więcej nie dostanie matczynego całusa na dobranoc. Na szczęście ominie ją zakwaterowanie w sierocińcu. Pieczę nad Adeline przejmie lord oraz lady Ashford. Pierwsze chwile, pierwsze godziny w nowym miejscu bywają trudne, nawet dla dorosłego człowieka. Dziewczynka mogła liczyć, w tym nie łatwym dla siebie okresie na wsparcie udzielone przez siedmioletnia kuzynkę - Beatrice. Stały się sobie bardzo bliskie, niczym jak siostry...Ale czy tak naprawdę była szczęśliwa? To jej kuzynka była zawsze na pierwszym miejscu. Adeline natomiast zajmowała ostanie miejsce w szeregu, traktowana była jak przysłowiowe "piąte koło"...
Z czasem łączące je relacje zaczęły się urywać, aż do zupełnego przerwania...

Jeden dość nieprzyjemny incydent sprawił, że ich drogi rozeszły się w przeciwnych kierunkach. Adeline postanawia pozostać w Londynie i podjąć pracę w jednym z wydawnictw. Natomiast Beatrice wyrusza ze swoim mężem do Kenii, gdzie na afrykańskiej ziemi prowadzą farmę kawy. Staje się również matką dwóch dziewczynek.
Obie kobiety dzieli 6 lat gdy widziały się po raz ostani. Zapewne sądziły, że już nigdy więcej nie będą miały okazji żeby ze sobą porozmawiać. Do czasu gdy Adeline otrzymuje list z kenijską pieczątką na kopercie, który w swej treści zawiera śladowe informacje. Ale jedno zdanie spowodowało w głowie kobiety spory zamęt:

"Przyjedź. Bez ciebie zupełnie się pogubiłam. Bea" ( s. 12)

Chyba, żadna z nas nie zignorowałaby takich słów, które tworzą pełne dramaturgii zdanie. Adeline nie zastanawia się ani chwili i wyrusza w podróż. Jednocześnie pozostawi narzeczonego oraz swoją pracę...I teraz warto zadać sobie pytanie, czy nie zapłaci za to zbyt dużej ceny...

W tym miejscu zacytuję jeszcze jeden fragment okładkowej rekomendacji:
"To pięknie opowiedziana historia dwóch niezwykłych kobiet na tle całego XX wieku..." I z tym stwierdzeniem nie mogę się zgodzić. Bo w książce pojawia się jeszcze ktoś bardzo interesujący. Trzecia kobieta o imieniu Clementine (Clemmie ). Trzydziestoczteroletnia wnuczka Adeline, która pracuje w kancelarii adwokackicej. Obecnie przechodzi trudny okres w swoim życiu, który spowodowany jest problemami sercowymi. Gdy pojawia się na 99-tych urodzinach swojej babci nie przeczuwa, że ten dzień zostanie na długo w jej pamięci. Stosunki, które łączyły wnuczkę z babcią były wyjątkowe. Zawierały w sobie ogromne pokłady ciepła i miłości. Tym bardziej kobietą wstrząsnął stan zdrowia staruszki. Otumanienie w którym się znajduje, powoduje, że w pewnej chwili zwraca się do Clemmie wymawiając inne imię: Bea. Kobieta domyśla się, że nie było to spowodowane jedynie lakami, tylko z jakiegoś konkretnego powodu pomyliła ją z kimś innym. Postanawia to wyjaśnić. Rozpoczyna osobiste śledztwo w czasie którego na jaw wychodzą rodzinne tajemnice. Najgorsze jest to, że o wszystkim wiedziała jej matka oraz ciotka...

Książka składa się z dwóch części, które podzielone są na rozdziały. Każdemu rozdziałowi przypisana jest odrębna data oraz miejsce akcji. Podtytuły w bardzo fajny sposób ułatwiają czytelnikowi wgłębianie się w treść książki, bo dzięki temu nie pogubi się w wirze wydarzeń...

"Ashford Park" to powieść pełna tajemnic i rodzinnych sekretów, które z biegiem czasu  wychodzą na jaw. A do tego kobiece bohaterki, które spełniają w książce bardzo znaczące role. To na nich swoją szczególną uwagę skupiła pisarka. Świetnie połączyła ze sobą dwa wątki: obyczajowy i historyczny. I właśnie ten specyficzny klimat dawniejszych epok spowodował, że czytanie książki było dla mnie czystą przyjemnością...Chociaż czasy współczesne również zostały nakreślone w sposób interesujący.
Tak się składa, że podróżniczka ze mnie kiepska. Niestety duży wpływ ma na to moja sytuacja finansowa, oraz choroba lokomocyjna. Ale od czego są książki, prawda. Odbyłam cudowną podróż do kraju, w którym raczej  nie będę, chociaż nigdy nic nie wiadomo :-).  Fragmenty, w których autorka poruszyła temat Afryki, zrobiły na mnie kolosalne wrażenia. Poczułam się tak, jakbym tam była. Słyszałam ryk lwa, stąpałam po suchych i spalonych promieniami słonecznymi trawach...Nawet się troszkę opaliłam :-). Uczestniczyłam w safari, w którym tak naprawdę za strachu nie wzięłabym udziału...
Jeśli chodzi o wątek miłosny, z którym mamy do czynienia w książce, może spowodować, że inaczej spojrzymy na uczucia którymi nawzajem się obdarzamy. Czy kochamy szczerze i prawdziwie, a może to tylko takie zwykłe zauroczenie...Gorzej gdy takie wątpliwości zaczną nas trapić już po zawarciu małżeństwa. Tak było w przypadku Frederica, który poślubił kobietę, której nie kocha...Miłość to odpowiedzialność za drugiego człowieka...Czasami może zranić w taki sposób, że na zawsze poczujemy do niej wstręt...

Czy ta książka mnie zmieniła? Chyba tak, ale jak bardzo tego nie wiem...Przekonam się o tym może za kilka dni, miesięcy albo lat....Ale jednego jestem pewna, że kłamstwa i sekrety i tak ujrzą  światło dzienne, więc czy warto milczeć?...Bo potem takie milczenie może obrócić się przeciwko nam...

Miałam przyjemność czytać różne recenzje na jej temat, ale ja osobiście wolę przekonać się na własnej skórze czy książka jest warta uwagi, a może wręcz przeciwnie...I jaki wysunęłam wniosek po przeczytaniu "Ashford Park" ? Z czystym sumieniem mogę zapewnić, że czytając tę powieść nie będziecie się nudzić -).


POLECAM
MOJA OCENA 8/10












niedziela, 1 marca 2015

PODSUMOWANIE LUTEGO









"Idzie luty, podkuj buty", tylko zanim człowiek się obejrzał, to drugi miesiąc nowego roku już sobie poszedł. Czas leci błyskawicznie...

Luty jest troszkę krótszym miesiącem od pozostałej jedenastki, ale to raczej nie wpłynęło na ilość książek, które udało mi się przeczytać. Wydaje mi się, że większy wpływ na to miała ich grubość. Każda z nich liczyła sobie więcej niż 300 stron, a było ich w sumie 6. Najgrubszą książką był "Kolekcjoner" Nory Roberts: 624 strony. A pozycją, która znalazła  się w grupie tych najcieńszych było "Czarne tango" Leny Osskarson: 327 stron. Podsumowując, udało mi się przeczytać: 2741 stron. Wynik bliski styczniowemu rezultatowi .
Tym razem podróżowałam po Ameryce Północnej, a dokładniej zwiedzałam Nowy York. Wpadłam również na wizytę do Włoch, a także spacerowałam wśród szwedzkich mgieł. Nie mogę zapomnieć o uroczej wsi - Bartnica. Gdzie mi się najbardziej podobało? Wybieram cudowny klimat Italii. I właśnie "W stylu Valentine" jest tą książką, która skradła moje czytelnicze serce. Urzekła mnie bardzo historia rodzinnego zakładu obuwniczego oraz postać głównej bohaterki. Za wszelką cenę walczyła o to, żeby uratować miejsce pracy, które było tak dla niej ważne. Fajnie czytało mi się również książkę Renaty Adwent "Rok na końcu świata". Są w życiu takie momenty, że chciałoby się zniknąć, stać się niewidzialną osobą. Albo zwyczajnie ukryć się i w ciszy wszystko sobie poukładać choćby nawet gdzieś na końcu świata...Czy to jest ucieczka od problemu? Wydawałoby się, że tak, ale nie podchodźmy do tego zbyt emocjonalnie...
Jeśli chodzi o książkę, która najmniej przypadła mi do gustu, to  może najlepszym wyjściem byłoby spuszczenie w tej chwili kurtyny milczenia. Bo chyba wszystko co złe na temat tej książki napisałam w swojej recenzji, a jest nią "Czarne tango". 

Tak oto wyglądał mój czytelniczy miesiąc LUTY. Podsumowanie nie jest długie, bo nie chce was zanudzać.:-). Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić Was w magiczny świat literatury :-)