wtorek, 10 lutego 2015

BEZ MOJEJ ZGODY ( Recenzja )

Autor: Jodi Picoult
data wydania: 11 sierpnia 2009
liczba stron: 528
wydawnictwo: Prószyński i S-ka











Jest to dopiero moje trzecie spotkanie z twórczością Jodi Picoul i nie powiem jest mi z tego powodu wstyd. Pierwszą była powieść "Krucha jak lód" i po jej przeczytaniu stwierdziłam, że ja muszę przeczytać  inne książki tej pisarki. Pisarki, która w tak profesjonalny sposób żongluje emocjami. Czyni to w sposób lekki i tworzy z nich niespotykane i piękne figury...

"Mówię wam, gdyby na Ziemi wylądowali dziś kosmici i gruntownie zbadali przyczyny, dla których dzieci przychodzą na świat, doszliby do wniosku, że w większości wypadków powodem narodzin jest zbieg okoliczności, nieumiarkowane spożycie alkoholu w niewłaściwy wieczór, niestuprocentowa skuteczność środków antykoncepcyjnych albo jeszcze coś innego, co jest równie mało pochlebne jak wszystkie pozostałe przyczyny.
Ja natomiast przyszłam na świat w bardzo konkretnym celu..."(cyt. str. 14)

Sara i Brian tworzą szczęśliwą rodzinę wraz z dwójką swoich dzieci - Kate i Jesse...Nikt z całej tej czwórki nie zauważa, że nad ich dom nadciągają czarne chmury, zwiastujące coś niedobrego. W trakcie badań lekarskich, okazuje się, że Kate cierpi na nietypową odmianę białaczki - ostrą białaczkę promielocytową. Jak reagują na taką wiadomość rodzice? Chyba nie muszę pisać. Oczywiście na początku ogarnia ich panika i szok. Do głowy napływają potokiem pytania: dlaczego, czy to moja wina, a może to moje geny...Pełni desperacji i miłości do swojego dziecka pragną zrobić wszystko, aby tylko ich malutka córeczka wyzdrowiała...Niestety wszelakie metody ratunku zawodzą. W tym wypadku jedyną szansą na uratowanie dziecka jest osoba, która posiada identyczne tkanki.
Na świat przychodzi Anna - młodsza siostra Kate. Została poczęta w sposób in-vitro, tak żeby stała się tzw. bliźniakiem genetycznym. Nie wiem czy nie będzie przesadą użycie w tym przypadku sformułowania: dziecko na życzenie. Chyba nie...Przecież dzieci nie przychodzą na świat dla kaprysu, bo mamy taką ochotę. Narodziny Anny traktowane są jak... nadzieja. Tylko czy na ta nadzieja nie będzie na pierwszym miejscu, a miłość zejdzie na bok...

Trzynastoletnia Anna, mimo tak młodego wieku przeszła już niezliczoną ilość zabiegów oraz operacji w celu ratowania swojej młodszej siostry. Nikt z jej rodziny nie zauważa, że ona również cierpi. Nikt na dłuższą metą by tego nie wytrzymał, nawet dorosły. Przeżywa  wszystko na swój nastoletni sposób. Z drugiej strony kocha swoją siostrę i chce dla niej jak najlepiej, ale również pragnie być normalną nastolatką jak jej koleżanki. Rodzice swoją uwagę skupili nad chorą Kate. Można by powiedzieć, że to normalne, ale przecież mają trójkę dzieci..Jesse- ich syn. O nim chyba już w zupełności zapomnieli... 

Stan zdrowia Kate pogarsza się do takiego stopnia, że jedynym ratunkiem jest przeszczep nerki...I w tej sytuacji najlepszym dawcą staje się Anna. Nad trzynastoletnią dziewczynką ciąży duża odpowiedzialność. Tak się składa, że Kate i Anne łączy wyjątkowa siostrzana nić, choć nie są bliźniaczkami. Zawsze była w pogotowiu, zawsze rodzice mogli na niej polegać...Ale tym razem odmawia pomocy...
Pozywa własnych rodziców do sądu  i wynajmuje adwokata...Podjęcie takiej decyzji nie było łatwe, tym bardziej, że może zapłacić za to wysoką cenę, a mianowicie jej siostra umrze...

Książka spowodowała u mnie emocjonalną eksplozję. Przebiła moją duszę na wskroś. Będzie musiało minąć troszkę czasu, aż wrócę do psychicznej normalności.
Historia, która została opisana na kartach powieści, może wydarzyć się również w naszym życiu lub gdzieś blisko nas.
W powieści napotkamy sporą grupkę bohaterów. Począwszy od Sary i Briana, po trójkę ich dzieci. Każda z tych osób widzi inaczej to, co się obecnie dzieje w ich rodzinie. Tak naprawdę to czytelnik spełnia  rolę oceniającego poczynania całej tej piątki...Autorka podarowała nam wolną rękę. Ona sama postanowiła nikogo nie oceniać, nie krytykować. A tym bardziej chwalić. Każdy z nas będzie miał zapewne inne zdanie, inne przemyślenia odnoście treści książki...
Nie chciałabym w tym miejscu w żaden sposób krytykować postępowania Sary. Przecież choroba dziecka, to jest coś okropnego. A gdy jeszcze usłyszy się od lekarza słowa, że moja dziecinka umiera, to jest coś niewyobrażalnego. Przecież ma jeszcze tyle lat przed sobą, pierwszy ząbek, pierwsze kroki, pierwsze słowo...A nie wspominając już o jego dalszym, już dorosłym życiu.
Kobieta za wszelką cenę chce ratować swoją córeczkę, tylko czy kosztem drugiego dziecka to jest odpowiednia forma ratunku? Traktowała Anne w sposób lekko mówiąc rzeczowy, tak jakby w jej ciele znajdowały się części zamienne, które mogą uratować Kate.
Wiem, że ta kobieta przechodziła przez niewyobrażalny koszmar, ale rozumiem również Anne. Można sobie tylko wyobrazić co poczuła gdy usłyszała od własnej matki takie słowa:
" - Mamusiu - woła do mnie przez łzy. - Boli!
Siadam na łóżku i biorę w ją ramiona.
- Wiem.
- Zostaniesz tutaj ze mną? 
Potrząsam głową.
- Kate źle się czuje. Musze do niej wrócić.
Anna mi się wyrywa. 
- Ale ja też jestem w szpitalu! - mówi. - Ja też!"
To zawsze Kate była  na pierwszym miejscu. Była ciężko chora, ale przecież Sara miała jeszcze dwójkę swoich dzieci, które również potrzebowały jej czułego dotyku, całusa na dobranoc. Niby je kochała, ale czy to była ta miłość której od niej oczekiwały...
Jesse młody człowiek, który przeżywa trudny okres w swoim życiu. Buntuje się przeciwko otaczającemu go światu. Robi wszystko żeby zwrócić na siebie uwagę swoich rodziców. Ale w głębi duszy to dobry chłopak...
Nie mam jeszcze własnych dzieci, więc trudno mi się wypowiadać na ten temat, ale wiem jedno. Zrobiłabym wszystko dla własnego dziecka, ale czy kosztem drugiego, tego już nie wiem...Jest to trudny temat, ale warty przedyskutowania.
Pisząc o ojcu i mężu  można stwierdzić, że kocha swoją rodzinę ponad wszystko. Sam wykonuje ciężką pracę jako strażak. Gasi pożary, ratuje ludzi. Co może czuć, gdy jego własne córka umiera i nie może jej uratować?
Zakończenie książki powaliło mnie na kolana. Za żadne skarby świata nie spodziewałam się, że właśnie w taki sposób zakończy się cała ta historia. Łzy same cisnęły się do oczu.
"Bez mojej zgody" to przepiękna i jedyna w swoim rodzaju książka. Książka do której powinno się wracać...

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że jest filmowa wersja tej książki pod tym samym tytułem. Ja filmu nie oglądałam i może to lepiej. Mam taką swoją małą zasadę: najpierw książka potem film. Chyba że zdarzy się nieoczekiwany wyjątek.

POLECAM
MOJA OCENA 10/10




piątek, 6 lutego 2015

KOLEKCJONER ( Recenzja )

Autor: Nora Roberts
data wydania: 21 maja 2014
liczba stron: 624
wydawnictwo: Burda Publishing Polska










Nora Roberts, chyba nie muszę nikomu przedstawiać  tej Pani. Jest to jedna z najbardziej popularnych pisarek. Jej książki sprzedane zostały w milionowych ilościach i w dalszym ciągu cieszą się olbrzymim zainteresowaniem wśród czytelników, a szczególnie czytelniczek. Sprytnie łączy w nich wątek obyczajowy z kryminalnym co czynie je bardzo wciągającymi. Wiele z nich doczekało się także filmowej wersji...

Nie wiem czy to nasza taka ludzka natura, że lubimy wiedzieć co dzieje się u innych ludzi, a może to nasze życie jest takie nudne, że wolimy wgłębiać się w czyjeś. Lubimy to, trzeba się do tego przyznać. Nie mam pojęcia jak ja bym się zachowała w sytuacji, gdy widzę coś czego nie powinnam widzieć. Dlaczego to akurat padło na mnie, że musiałam być tego świadkiem ? Przeznaczenie, a może zwyczajny zbieg okoliczności...Tak naprawdę nasza reakcja zależy w dużej mierze od tego co widzieliśmy...

I właśnie takim świadkiem  była główna bohaterka książki...

Lila Emerson to młoda, atrakcyjna kobieta. Wykonuje bardzo ciekawą pracę, jest opiekunką domów. Gdy prawowici właściciele danej posiadłości lub mieszkania wyjeżdżają, wtedy pakuje swoje dwie walizki  i wprowadza się na czas ich nieobecności. Nie wiem jak wy, ale ja chętnie bym sobie tak popracowała...Szef za uchem nie zrzędzi, nie powiem jest to odpowiedzialna praca. Żeby zdobyć zaufanie potencjalnych klientów, trzeba być po prostu rzetelnym i dobrze wykonywać swoje zadanie. Czasami, gdy nie ma nowej oferty pracy nocuje w domu swojej przyjaciółki. Lilia lubi to co robi. Sprawia jej to radość, tym większą gdy zostanie polecona innym...Jeśli chodzi o sprawy uczuciowe jest na daną chwilę singielką...

Lornetka to jej ulubiony gadżet, to przez nią obserwuje innych ludzi. Przy okazji stwarza im swoje własne historie. Wychodzi jej to całkiem dobrze, może dlatego, że jest nie tylko opiekunką domów, ale także pisze książki dla młodzieży. W trakcie czytania zastanawiałam się, czy tak wolno, czy wypada tak zwyczajnie podglądać...Ale przecież z drugiej strony nie robiła nic złego. Nie szła zaraz do gazety lub do tv z tym co akurat widziała....

Ale jeden wieczór...jedno okno...spowodowało, że jej dotychczasowe życie przestało być już takie samo...

Wydarzenie, którego była naocznym świadkiem powoduje w niej głęboki psychiczny wstrząs. Chyba u każdego coś takiego by wystąpiło. We mnie na pewno, bo przecież nie na co dzień  widzi się wypadającego człowieka z okna, który ponosi śmierć. W tym przypadku była to kobieta....Jak się później okazuje, kobieta nie była jedyną ofiarą...
Nagle, w sposób nieoczekiwany na jej drodze pojawia się pewien mężczyzna - Ashton Archer. Znany i ceniony malarz. Nie jest w stanie pogodzić się, ze śmiercią brata. Tym bardziej gdy policja sugeruje, że to on zabił, a potem popełnił samobójstwo...
Czas oraz miejsce nie służą nowym znajomościom, nie zna tak naprawdę Ashtona. Ale cała ta sprawa zdążyła ich już połączyć. Postanawiają wspólnie rozwiązać całą tą zagadkę...Kto zabił i dlaczego...

Od pierwszych stron książka straszliwie mnie wciągnęła. Zatopiłam się w niej po same uszy. Jak na Panią Roberts przystało świetnie połączyła ze sobą wątek romansu z wątkiem kryminalnym. To genialne połączenie to taki jej znak rozpoznawczy. Sama treść książki została podzielona na części. W pewnym momencie czytelnik ma możliwość odbycia podróży do Włoch. Autorka pisząc książkę zadbała o jak najmniejszy szczególik. Poruszony został w niej również wątek historyczny związany z drogocennymi jajkami Faberge.
Na szczególną uwagę zasługują wykreowane przez nią postaci. Lila, młoda kobieta. Chyba stwierdzenie, że to Macgyver w spódnicy, będzie idealnie do niej pasowało. Torba każdej z nas zawiera różne rzeczy, nawet te dość oryginalne...:-). Ma swój charakter, nie boi się wyrazić własnego zdania...
Ashton Archer, przystojny malarz. Jak na malarza przystało ma styczność z modelkami. Ale to Lila zaczyna go fascynować, do tego stopnia, że pragnie spędzić u jej boku resztę swojego życia. Jest to mężczyzna z bardzo ciekawą osobowością. Rodzina jest dla niego bardzo ważna, stawia ją zawsze na pierwszym miejscu.
Jeśli chodzi o styl i język jest lekki. Bez zbędnych upiększaczy. Dialogi zostały napisane w sposób przyjemny dla czytelnika. Zawierają również elementy humorystyczne.
Nie jestem jakąś wielką fanką  Nory Roberts, zdarzyło mi się już kilka jej książek przeczytać. Ale mogę powiedzieć, że "Kolekcjoner" to obowiązkowa pozycja dla wielbicieli jej twórczości...i nie tylko. Jest to dobrze napisana książka. Czyta się ją się bardzo szybko, pomimo tego, że liczy sobie ponad 600 stron.
Spędziłam z nią bardzo miło czas...,a przecież w czytaniu książek właśnie o to chodzi...

POLECAM
MOJA OCENA 8/10

poniedziałek, 2 lutego 2015

FOTOGRAFUJĄC KSIĄŻKI... cz. IV


Patrząc wczoraj przez okno stwierdziłam, że dawno nie byłam w plenerze fotograficznym z moim książkowymi modelkami. Resztki śniegu jeszcze pozostały, więc nie wypadało ich nie wykorzystać. ŚNIEG...ZIMA, więc książka Marka Helprina "Zimowa opowieść" wydała mi się odpowiednią modelką do typowo zimowych zdjęć :-)....


 



niedziela, 1 lutego 2015

PODSUMOWANIE STYCZNIA


internet





Pierwszy miesiąc nowego 2015 roku już za nami. Tego czytelniczego również. W moim przypadku w trakcie owego miesiąca udało mi się przeczytać książek w liczbie: 8. Jak do tej pory nie prowadziłam statystyki stricte związanej z przeczytanymi przez mnie książkami. Ale któregoś dnia zauważyłam w sieci informację o pewnym wydarzeniu: Przeczytam 52 książki w 2015 roku. Tak się składa, że biorę w nim udział. Dla sprawdzenia siebie, nie dla jakiejś pustej i nic nie znaczącej rywalizacji...
Wracając do głównego tematu mojej wypowiedzi....

Tak jak już wcześniej wspomniałam udało mi się przeczytać w styczniu 8 książek. Może mam troszkę więcej wolnego czasu niż inni, ale w życiu bywa różnie. Może wypaść coś niespodziewanego i czasu na czytanie będzie mniej ( lepiej odpukam w niemalowane ).
Uwielbiam czytać książki, które mają troszkę więcej stron, w tedy przyjemność trwa dłużej. Najgrubszą książką, którą  udało mi się w styczniu przeczytać była "Kamienica przy kruczej" licząca sobie stron: 400. Natomiast najcięńszą  książką był "Azyl" autorstwa Izabeli Sowy: 240. Podsumowując, łączna liczba stron przeczytanych wszystkich ośmiu książek wynosi: 2744 !!!. Powiem nieskromnie, ale jestem z siebie dumna. 
W trakcie ich czytania odbyłam wiele fantastycznych podróży. Tak się złożyło, że najczęściej gościłam w Chinach, bo 2 razy. Czy mi się tam podobało? Podobało mi się i to bardzo. Może nie był to akurat odpowiedni czas, gdy tam trafiłam, ale nie zraziło mnie to. Może jeszcze kiedyś wybiorę się w te rejony. Podróżowałam również po Polsce. Byłam na wsi, w stolicy naszego kraju....oraz wyśnionym, wymarzonym Dubrowniku.
Przy okazji poznałam wielu interesujących książkowych bohaterów.  Z jednymi się zaprzyjaźniłam: babskie  trio z "Polowania na motyle", drudzy mnie troszkę irytowali, np: Patrycja z Poczekajkowej serii. Ale tak to już jest...Wiem, że na długo w mojej pamięci zagoszczą lokatorzy z "Kamienicy przy Kruczej".
Po przeczytaniu całej ósemki , trudno jest mi wybrać tą najlepszą książkę, która podbiła moje czytelnicze serducho. Wszystkie razem i każda z osobna ma coś w sobie, coś co urzeknie potencjalnego czytelnika. Ale skoro już sobie postanowiłam, że wybiorę tą jedną jedyną "najlepsiejszą" będzie nią ( fanfary !! :-) ): "Kamienica przy kruczej". Pani Maria napisała cudowną książkę o nas Polakach. O czasach bardzo dla nas ważnych. Trudno jest nam sobie wyobrazić, że działo się to naprawdę patrząc na teraźniejszą Warszawę.
Książkę, która mnie urzekła tak troszkę mniej. Żeby nie było, że mi się nie podobała, była "Poczekajka". Czytając ją spędziłam miło czas, zdarzały się momenty gdy uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ale ten opis wsi...

To by było na tyle jeśli chodzi o czytelniczy początek roku. Mam nadzieję, że kolejne miesiące będą obfitować również w ciekawe i interesujące książki, które z wielką radością będę mogła wam polecić :-).