czwartek, 26 września 2024

SMAŻONE ZIELONE POMIDORY (Recenzja)

Autor: Fannie Flagg
data wydania: 11 października 2021
liczba stron: 448
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 











Bestseller, kultowa, miliony sprzedanych egzemplarzy, powieść wszechczasów. Przyznam się wam, że widząc takie napisy na książkowych okładkach odczuwam lęk. A nóż nie będę zachwycona lekturą tak jak i inni, i co wtedy? Coś takiego mnie dopadło biorąc do ręki "Smażone zielone pomidory" autorstwa Fajnie Flagg.

Evelyn odwiedzając swoją teściową w Domu Spokojnej Starości spotyka Ninny. Przez przypadek staje się słuchaczką opowieści dotyczącej życia nowo poznanej kobiety. Dzięki niej przenosi się do Alabamy i kawiarni w której serwowane są przepyszne smażone zielone pomidory. 

"Smażone zielone pomidory" to książka, która wzbudza skrajne emocje. Jedni są nią zachwyceni, drudzy wręcz przeciwnie. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. 
Nie przekonała mnie do siebie ta historia. Przeskoki w czasie strasznie mnie drażniły. Nie było w tym żadnej chronologii, i dlatego miałam problem z połapaniem się o co w tym wszystkim chodzi. Do tego trzeba dorzucić dość sporą liczbę bohaterów. Z czasem nie wiedziałam kto jest kim, i tym samym gubiłam wątek. Trudno mi było ich polubić. Wyjątek stanowi postać Ninny, kobiety która mimo swojego wieku i problemów ze zdrowiem tryska optymizmem. 
Irytowało mnie zachowanie Evelyn. Menopauza menopauzą, ale według mnie była jakaś taka dziwna. Jej przemyślenia na temat jajek, i postać Towandy walczącej z całym złem tego świat to najlepsze przykłady. Aż się chciało krzyknąć: Ogarnij się w końcu! 
Zawiera w sobie ważne wątki i tematy, ale i tak moja opinia nie ulegnie zmianie. Już od samego początku nie było między nami przysłowiowej chemii. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy jej nie odłożyć. Dobrnęłam jednak do końca. 
Tak na marginesie czeka na mnie druga część tej historii i wierzę mocno, że będzie to zdecydowanie lepsza lektura. 
 

poniedziałek, 5 sierpnia 2024

RZECZY, KTÓRYCH NIE DOKOŃCZYLIŚMY" (Recenzja)

Autor: Rebecca Yarros 
data wydania: 12 kwietnia 2023
liczba stron: 544
wydawnictwo: Filia 











Książki, w których pojawia się wojenna tematyka nie należą do moich ulubionych, ale dla kilku zdarzyło mi się zrobić wyjątek. Do tego jakże zacnego grona od pewnego czasu należy powieść Rebecci Yarros "Rzeczy, których nie dokończyliśmy". Było to moje pierwsze spotkanie z prozą tej autorki. 

Georgia po śmierci Scarlett Standon, swojej prababci, i jednocześnie autorki poczytnych romansów stała się prawowitą spadkobierczynią jej twórczości. To właśnie ona odkryła, że jedna z książek nie posiada zakończenia. Teraz musi podjąć decyzję czy zostawić ją w nienaruszonej formie? Być może ukochana prababci właśnie tego by chciała. Czy jednak zgodzić się na zatrudnienie najbardziej aroganckiego pisarza jakiego znała. Noah Harrison, bo o nim mowa, liczy na to, że Georgia przyjmie jego propozycję. 

"Rzeczy, których nie dokończyliśmy" to powieść, która z pewnością jest warta uwagi. Chociaż ja czuję lekki niedosyt. Nie oceniam jej źle bo na to nie zasługuje, ale nie do końca wszystko mi się w niej podobało.
Szybko można zauważyć, że akcja toczy się dwutorowo. Czas przeszły dotyczy Scarlett Standon, młodej dziewczyny pracującej w WAAF (żeńskiej służbie pomocniczej w siłach powietrznych Wielkiej Brytanii) i Jamesona, pilota RAF-u. Z czasem ich znajomość przerodziła się w wielką i wyjątkową miłość, której towarzyszyła wojenna zawierucha. Z zapartym tchem śledziłam ich losy. Autorka przedstawiła ten wątek w piękny i szalenie emocjonalny sposób. Jest wzruszająco, nostalgicznie, intymnie, chwilami dramatycznie. 
Inaczej wygląda to w przypadku czasów współczesnych, w których główne role odegrali Georgia i Noeh. W tym przypadku ciężko napisać o jakichkolwiek emocjach, bo ja ich niestety nie odczułam. Byli, bo byli i tyle. W sumie mogłoby ich w ogóle nie być. Chwilami coś tam zaczęło się dziać, ale nie trwało to długo. Georgia jest kobietą po przejściach i odczuwa strach przed zaufaniem drugiej osobie. Noah ma zamiar te obawy zniwelować.  Wielka szkoda, że autorka nie skupiła swojej uwagi na szerszym przedstawieniu historii Scarlett i Jamesona.
Tak jak wspomniałam, książka nie jest zła, jednak posiada w sobie jeden mankament, który miał duży wpływ na to w jaki sposób ją odebrałam. 
Jeśli chodzi o aspekt techniczny nie mam do czego się przyczepić. Język jest prosty i przyjemny w odbiorze. Stylowo też jest poprawnie. Bardzo ciekawym posunięciem było wplecenie w główną treść motywu książki w książce, w ten sposób Rebecca Yarros pokazuje, że pisanie to nie jest taka łatwa sprawa jak nam się wydaje. Autor swoje, wydawnictwo swoje i tym sposobem trudno jest dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Jeszcze gorzej gdy w grę wchodzą pieniądze, i to duże. 
Bez wątpienia mocnym punktem w całej tej historii jest jej zakończenie, które pozostawia czytelnika w dużym szoku. Kilka ostatnich stron przeczytałam w błyskawicznym tempie. Miałam przeczucie, że autorka czymś nas zaskoczy, i nie myliłam się.

"Rzeczy, których nie dokończyliśmy" to książka, która jednym może się podobać, inni będą mieli odmienne zdanie na jej temat. Czy jest to romans wszech czasów? Chyba nie. Moim zdaniem jest to literatura obyczajowa, ale z tej górnej półki. Oczywiście polecam wam tę powieść, a ja z chęcią sięgnę w przyszłości po inne pozycje spod pióra Rebecci Yarros. 

POLECAM 
MOJA OCENA 7/10



 

niedziela, 14 lipca 2024

PEWNEGO RAZU W WENECJI (Recenzja)

Autor: Magda Knedler
data wydania: 12 lipca2023
liczba stron: 368
wydawnictwo: Mando











Ostatnio mam szczęście do książek w których akcja toczy się we Włoszech. "Pewnego razu w Wenecji" Magdy Knedler to trzecia z kolei taka historia. Jest to również moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pisarki. 

Janek i Anna tworzą parę zakochanych w sobie studentów. Dzięki rodzicom dziewczyny mogą się cieszyć z małej, ale własnej kawalerki. Na parapetówce, którą wspólnie zorganizowali pojawia się Wiola, ich sąsiadka. 
Mężczyzna od dłuższego już czasu obserwuje nieznajomą kobietę, która coraz bardziej zaczyna go fascynować. Anna pochłonięta nauką niczego nie dostrzega w zachowaniu swojego chłopaka. 
Po obronie mieli razem wyjechać do Wenecji, aby móc odpocząć i spędzić ze sobą więcej czasu, ale niestety plany musiały ulec zmianie. 
Nieoczekiwanie Jankowi w podróży będzie towarzyszyć Wiola. Oboje wchodząc do pociągu nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich życie po powrocie już nigdy nie będzie takie samo. 

Początek "Pewnego razu w Wenecji" może sugerować lekką historię, w wakacyjnym klimacie, ale im dalej zagłębimy się w treść szybko odczujemy, w jak dużym byliśmy błędzie. 
Jest to mocno życiowa opowieść o ludziach pogubionych, tęskniących za szczęściem i prawdziwą miłością. Opiera się głównie na ich emocjach, odczuciach, wydarzeniach z przeszłości. Janek, Anna, Wiola, każda z tych postaci jest inna. Różnią się charakterami, sposobem bycia, statusem społecznym. Cała ta trójka została wykreowana przez autorkę w sposób, który nie wszystkim może przypaść do gustu. Momentów, w których drażniło mnie ich zachowanie było dość sporo, a najbardziej wkurzał mnie Janek. Kochał Anię, ale jak sam mówił, niewystarczająco. Z drugiej strony trwał dalej z nią w związku. Robił to z przymusu, z obowiązku, a może bał się samotności? Miałam spory problem ze zrozumieniem podejmowanych przez niego decyzji. Życie dało mu mocno w kość i na pewno wszystkie te przeżycia musiały w jakimś stopniu odbić się na jego psychice. 
Za to Ania miała wszystko. Nie musiała się o nic martwić, jedynym jej zadaniem było ukończenie studiów ku uciesze rodziców. Gdzie w tym wszystkim była ona sama, jej marzenia, cele? Czy coś takiego można nazwać szczęściem? 
Wiola też nie miała łatwo. Rozpad związku z mężczyzną, którego kochała był dla niej trudnym momentem w życiu. 
Jest to fikcja literacka, ale patrząc z boku coś takiego może przytrafić się każdemu z nas. Realizm tej powieści zasługuje na słowa uznania. Pochwały należą się również za język i styl. Książka została napisana mądrze, dojrzale, z dużą dawką kunsztu pisarskiego. Nie brakuje w niej wątków i tematów trudnych, ważnych społecznie o których czasami boimy się lub wstydzimy mówić. 
Ze względu na to, że nie ma w niej fabuły pędzącej niczym pendolino i zaskakujących zwrotów akcji lektura może trwać trochę dłużej. Wszystko toczy się tutaj w swoim czasie oraz rytmie. 
Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o miejscu akcji. Wenecja to nie tylko wodne kanały, gondolierzy i maski karnawałowe. Dzięki tej książce czytelnik inaczej spojrzy na to piękne włoskie miasto. Zastało przedstawione przez aktorkę w piękny, wyjątkowy sposób. 
"Pewnego razu w Wenecji" to literatura obyczajowa, ale taka bardziej ambitniejsza. Dla mnie osobiście książka jest zbyt pesymistyczna i dołująca, ale i tak uważam, że warto zwrócić na nią swoją uwagę chociażby ze względu na samą Wenecję. 

POLECAM 
MOJA OCENA 6/10









 

poniedziałek, 24 czerwca 2024

TRZY SIOSTRY Z TOSKANII (Recenzja)

Autor: Lori Nelson Spielman
data wydania: 25 maja 2022
liczba stron: 464
wydawnictwo: Słowne











Po kilku książkach z biblioteki, tym razem postanowiłam sięgnąć po coś z prywatnego zbioru. Dokonać wyboru nie było łatwo, ale w końcu zdecydowałam się na lekturę "Trzech sióstr z Toskanii".

Emilii i Lucy są drugimi córkami w rodzinie Fontanów nad którymi ciąży dwustuletnia klątwa mówiąca o niepowodzeniu w miłości. Pierwsza z dziewczyn nie bierze tego na poważnie, druga ma inne zdanie na ten temat. 
Któregoś dnia do Emilii dzwoni Poppy, siostra cioteczna jej babci z intrygującą propozycją wspólnego wyjazdu do Włoch. To właśnie tam, seniorka pragnie spotkać się z miłością swojego życia. Ma nadzieję, że dzięki niej ta cała klątwa zostanie przerwana, i wszystkie kobiety z rodu Fontanów będą mogły w końcu być szczęśliwe. 

"Trzy siostry z Toskanii" to książka dzięki której poraz drugi spotkałam się z prozą Lori Nelson Spielman. Trafiłam na nią przez przypadek i zachęcona pozytywnymi opiniami, Toskanią oraz intrygującym opisem fabuły wpadła do mojego zakupowego koszyka. 
Już sam tytuł podpowiada czytelnikom, że w tej historii prym będą wiodły kobiety. Tak też się dzieje. Emilii poznajemy jako pierwszą. Mimo młodego wieku przeszła w swoim życiu dość sporo. Po tym jak została porzucona przez matkę wychowana została przez ojca i babcię. Na co dzień pracuje w rodzinnej piekarni, mieszka w wynajętym mieszkaniu i opiekuje się kotem. W trudnych momentach zawsze może liczyć na swojego przyjaciela. Jest singielką z wyboru i żadna klątwa nie ma z tym nic wspólnego. 
Lucy, w przeciwieństwie do swojej kuzynki za wszelką cenę pragnie stanąć na ślubnym kobiercu. Niestety każda nowa znajomość niczego nie zmienia i według niej winna jest temu rodzinna przepowiednia.
Dziewczyny początkowo sceptycznie podeszły do propozycji Poppy. Po drugie pozostali członkowie rodziny nie wyrażali na coś takiego zgody. Najbardziej przeciwna tej podróży była ich babcia. Emilly już od dłuższego czasu zastanawiała się dlaczego nie utrzymuje kontakty ze swoją cioteczną siostrą. Co się takiego wydarzyło, że w tak nerwowy sposób reaguje na samo jej imię? Dziewczyna wiele jej zawdzięcza, przez tyle lat była dla niej jak matka, ale teraz jest już dorosła i ma prawo podejmować samodzielnie decyzje. Propozycja wyjazdu jest dla niej darem z nieba, żeby móc w końcu rozliczyć się z przeszłością i w spokoju ruszyć ku drzwiom do szczęśliwej przyszłości. Pakując walizki nie zdawała sobie sprawy z tego jak wielką przejdzie metamorfozę. Jak się z czasem okazało nie tylko ona. 
Początkowo zachowanie Emilii mocno mnie irytowało. Miała problem z wyrażeniem własnego zdania, odczuwała lęk przed babcią. Kobieta swoim postępowaniem osaczyła własną wnuczką, mówiąc, że to dla jej dobra. Nie miała pojęcia jak bardzo w ją krzywdzi.
Gdy cała trójka dotarła do Włoch nie mogłam oderwać się od lektury. Poppy polubiłam błyskawicznie. Mimo swojego wieku i stanu zdrowia tryska energią i humorem. Jest szalona, ale w pozytywny sposób. W obecności takich osób nie ma mowy o jakiejkolwiek nudzie. Z ogromną dozą wrażliwości snuła swoją opowieść cofając się w czasie do lat dla niej trudnych, okupionych tęsknotą i bólem. Dzięki pewnemu mężczyźnie przeżyła również wiele radosnych momentów. 
Mimo różnicy wieku Poppy, Emilii i Lucy bardzo dobrze czuły się w swoim towarzystwie. Razem stworzyły zgrane kobiece trio. 

"Trzy siostry z Toskanii" to świetnie skonstruowana powieść obyczajowa, która zawiera w sobie wiele ciekawych wątków i tematów. Tym dominującym są dość mocno skomplikowane relacje rodzinne, nie brakuje w niej tajemnic i sekretów. Jest miłość, przyjaźń. Problem dotyczący wybaczania też został tutaj w ciekawy sposób przedstawiony. Ta historia to pełen zestaw emocji, wielu sentencji i mądrości. No i piękne Włochy. Klimat jaki w niej panuje jest magiczny. Razem z bohaterkami możemy spacerować po uliczkach Wenecji, popływać gondolą, zachwycać się okolicznymi winnicami i posmakować włoskiej kuchni. 

Jestem pewna, że po lekturze "Trzech sióstr z Toskanii" od razu zaczniecie szukać biletów i wyruszycie w podróż. Ja skończyłam czytać książkę już jakiś czas temu, i nadal zadaje sobie pytanie dlaczego na jej temat jest tak cicho. Warto zwrócić na nią swoją uwagę. Fantastycznie umili wam ten letnio wakacyjny czas. 

POLECAM 
MOJA OCENA 8/10