piątek, 21 września 2018

MOJE CÓRKI KROWY ( Recenzja )

Autor: Kinga Dębska
data wydania: 13 stycznia 2016
liczba stron: 304
wydawnictwo: Świat Książki













Podobno reklama jest dźwignią handlu? Coś chyba w tym jest bo im więcej się o czymś mówi lub słyszy to nabieramy na to ochotę i chcemy tego czegoś spróbować. Z książkami jest podobnie. Im głośniej tym szybciej znikają z księgarnianych  półek. Jednym z takich przykładów jest historia napisana przez Kingę Dębską pod jakże oryginalnym tytułem. Nie ukrywam sama byłam jej ciekawa. Tym bardziej, że doczekała się ekranizacji.

Marta i Katarzyna są siostrami. Pierwsza z nich  samotnie wychowuje córkę i spełnia się zawodowo grając w  popularnym serialu.  W końcu od zawsze marzyła o zawodzie aktorki. Natomiast Katarzyna jest nauczycielką, żoną oraz tak jak jej starsza siostra matką. Każda ma swoje życie i swoje problemy. Tak naprawdę łączą je tylko więzy krwi. W dużym stopniu na ich relacje wpłynęły dziecięce lata oraz sposób w jaki były traktowane przez swoich rodziców. Gdy doliczymy do tego rywalizację oraz zazdrość raczej nie będziemy mieli do czynienia z idealnym obrazem rodziny. Jednak dramatyczne wydarzenia mogą zmienić wiele. Choroba matki sprawiła, że siostry musiały jakoś zacząć się wspierać chociaż nie było to dla nich łatwe. Gdyby tego było mało kilka dni po pogrzebie zostały poinformowane o stanie zdrowia ojca..

No tak, przecież z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Stoimy i uśmiechamy się do aparatu, a gdy tylko fotografia zostanie zrobiona wracamy do rzeczywistości.  Tak to już bywa w dzisiejszych czasach, że nie każda rodzina jest odbiciem tej z reklam telewizyjnych. Zgodnej i szczęśliwej pod każdym względem. Duży wpływ na to jacy będziemy w dorosłości mają dziecięce lata oraz wzorce. Nasze dwie siostry są tego idealnym przykładem. Rodzice powinni traktować swoje dzieci jednakowo. Jednak w książce Kingi Dębskiej mamy do czynienia z zupełnie czymś innym i wcale się nie dziwię, że jedna z sióstr ma o to żal.  Może jest w tym wszystkim zazdrość, ale nie tak to powinno wyglądać. Nie da się zapomnieć od tak słów wypowiedzianych z ust najbliższej nam osoby. Słów, które ranią i czujemy się jak jedno wielkie NIC.  To ona zawsze była we wszystkim najlepsza. To nic, że prawie nie odwiedza rodziców. To nic, że ciągle nie ma czasu. Przecież i tak jest chodzącym ideałem. Marta, to ona była przysłowiową córeczką tatusia, a jej młodsza siostra stała jak zwykle gdzieś z boku. Z tego też powodu ich relacje wyglądają tak a nie inaczej. Sama mam siostrę i wiem jak to jest. Pojawiają się między nami nieporozumienia, ale z drugiej strony możemy ze sobą o wszystkim porozmawiać.
W przypadku naszych bohaterek jest to bardziej skomplikowane. Jednak śmierć i choroba  to dwie sytuacje, które sprawiają, że każdy w takiej chwili liczy na pomoc i wsparcie najbliższych. Wszystko inne schodzi na drugi plan. Tym bardziej gdy zapowiada się trudna walka z chorobą, która może zakończyć się przegraną. Wgłębiając się w treść książki zauważymy dwie odmienne reakcje na wieść o chorobie matki. Marta już jest pogodzona z zaistniałą sytuacją. Katarzyna jednak chwyta się różnych sposobów aby tylko złagodzić ból i cierpienie. Przecież tyle się słyszy o uzdrowieniach, więc warto spróbować. Obie zasługują na podziw bo nie jedna osoba zwyczajnie by się załamała będąc na ich miejscu.

"Moje córki krowy" to książka inna od tych, które miałam do tej pory przyjemność czytać. Raczej sięgam po lżejsze lektury, ale w przypadku tej historii byłam jej wyjątkowo ciekawa. Początek wydał mi się interesujący, ale na końcu zachwytu nie było. Coś mi w trakcie czytania w tej książce nie pasowało i chyba wiem co. Mamy dwie bohaterki, które przeżywają wszystko inaczej i właśnie te powtórzenia danej sytuacji najbardziej mnie denerwowały. Wiem, że pisarka chciała pokazać jakie zdanie na dany temat ma Marta, a jakie Katarzyna. Jednak wyszło to tak, jakbym czytała znowu to samo.
Choroba, śmierć to trudna problematyka. Nie łatwo jest o tym mówić, a tym bardziej pisać. Kinga Dębska zdecydowała się na przedstawienie tych dwóch wątków w sposób dość oryginalny. Można nawet powiedzieć, że humorystyczny. Szczególnie jeśli chodzi o fragmenty dotyczące choroby ojca naszych sióstr. Pojawiają się wulgaryzmy, które wiążą się z postawioną wcześniej lekarską diagnozą, więc w tym przypadku mnie nie raziły. A mam na tym punkcie małą obsesję. Całość napisana jest w stylu niekonwencjonalnym i jak na razie fanką twórczości Kingi Dębskiej raczej nie zostanę. Z drugiej strony pomysł na napisanie takiej a nie innej historii miała bardzo dobry.

Co jeszcze nie przypadło mi do gustu? Nie wiem kto miał taką koncepcję na okładkę książki, ale chyba był to strzał nie trafiony. Zupełnie nie pasuje do treści, chyba że właśnie taki był zamysł projektanta.

Niech nie zniechęci was moja recenzja i sięgnijcie po "Moje córki krowy" bo może będziecie mieć zupełnie inne zdanie na temat książki. We wstępie napisałam, że historia Marty i Katarzyny doczekała się filmowej wersji. Ja jej nie oglądałam i jak na razie nie zamierzam. Chociaż mogę kiedyś zmienić zdanie.

PS. Zdradzę wam coś. Niebawem ukaże się druga część, więc warto zwrócić uwagę na książkowe zapowiedzi.

POLECAM
MOJA OCENA 6/10






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz