niedziela, 19 grudnia 2021

CUDA i CUDEŃKA ( Recenzja )

Autor: Agnieszka Olejnik
data wydania: 11 października 2017
liczba stron: 360
wydawnictwo: Filia











Nie wiem jak to się stało, ale nie przeczytałam jeszcze żadnej książki świątecznej spod pióra Agnieszki Olejnik. Postanowiła szybko to zmienić biorąc do ręki "Cuda i cudeńka", pierwszy tom cyklu Mansarda pod Aniołami.

Helena, która woli żeby zwracać się do niej Lena jest młodą dziewczyną, która wychowała się na wsi. Ukończyła studia pedagogiczne i przez pewien czas pracowała w pobliskiej szkole. Niestety pogłębiający się niż demograficzny zmusił władze do zamknięcia placówki, a ona z dnia na dzień stała się osobą bezrobotną. Zawsze chętna do pomocy chce swój wolny czas w jakiś dobry sposób spożytkować. Gdy dowiaduje się, że jej babcia miała udar i potrzebuje całodobowej pomocy nie zastanawia się, tylko od razu pakuje walizki. 
Stojąc przed drzwiami kamienicy w której mieszka starsza pani dziwnie się poczuła. Tak naprawdę nie wiedziała co ją czeka. Z czasem dochodzi do wniosku, że będzie musiała zmierzyć się z trudniejszym zadaniem niż wcześniej przypuszczała, ale nie ma zamiaru się poddać. 
Z każdym kolejnym dniem Lenie coraz bardziej zaczyna doskwierać samotność i panująca wokół cisza. Wie, że babcia ma ciężki charakter i z jakiegoś powodu nie kontaktuje się z rodziną. Nie utrzymuje też dobrych relacji z sąsiadami, za to ona ma zamiar lepiej ich poznać. Trzymając w dłoniach talerz z babeczkami puka do pierwszych drzwi...

"Cuda i cudeńka" to 360 stron dobrej literatury obyczajowej. Po książkę miałam sięgnąć już jakiś czas temu, ale pomyślałam sobie, że idealnym momentem na lekturę będzie grudzień. W końcu ostatni miesiąc jest najbardziej wyjątkowy z całej dwunastki. Dzieją się wtedy najprawdziwsza cuda, w które można  wierzyć lub nie, ale zawsze warto mieć nadzieję na lepsze jutro.
Agnieszka Olejnik posiada wyjątkową umiejętność przepisywania życia na papier. Robi to w sposób tak piękny, że trudno jest się potem oderwać od danej historii. Przeczytałam w swoim życiu kilka jej książek i wszystkie bardzo mi się podobały. Śmiało do tej listy mogę dopisać opowieść o dziewczynie, która kocha ludzi i czerpie radość z bezinteresownej pomocy. 
Taką osobą jest Helena vel Lena, której nie sposób nie lubić. Ma dopiero dwadzieścia sześć lat, a wie już bardzo dużo na temat życia. Została wychowana przez rodziców na dobrą, mądrą i inteligentną kobietę. Można by rzec, że jest taką bajkową wróżką, która dzięki swojej tajemniczej mocy sprawia, że wszystkie problemy stają się tak jakby mniejsze. Smutni ludzie nagle zaczynają się uśmiechać i wszystko wokół nabiera kolorowych barw. Sama straciła pracę, ale nie załamała się. We wszystkim widzi coś pozytywnego. Nawet w wyjeździe do chorej babci. W końcu na pewien czas przeprowadziła się do większego miasta więc może uda jej się coś znaleźć. Optymizm to jej główna cecha i chce dzielić się nią z innymi. 

Lena nie wiedziała jak długo będzie zajmować się babcią dlatego w takiej sytuacji warto zawrzeć nowe znajomości. Chciała też sprawdzić dlaczego staruszka toczy swoje małe wojenki z sąsiadami.
Francesca to pierwsza osoba, którą Lena miała przyjemność poznać. Z pochodzenia jest rodowitą Włoszką. Dziewczyna była w nie małym szoku gdy ją zobaczyła. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to dość oryginalny wygląd kobiety. Wchodząc do mieszkania też nie sposób nie zauważyć kolorowego wystroju, który idealnie współgra z jej osobowością. Na co dzień pracuje we własnym sklepiku z rękodziełem. 
Odwiedziny u Klary, właścicielki jamniczka i miłośniczki procentowych nalewek przebiegły w bardzo miłej atmosferze. To właśnie od niej nasza główna bohaterka dowiedziała się o tajemniczym Borysie, który wyjechał w poszukiwaniu weny. W opuszczonym mieszkaniu na poddaszu kamienicy zostało po nim mnóstwo kwiatów, którymi opiekowała się babcia Leny.  Dziewczyna postanawia czym prędzej sprawdzić czy coś z nich jeszcze zostało i informuje o wszystkim właściciela.
Z czasem internetowa znajomość Leny i Borysa przeradza się w coś naprawdę poważnego. Mężczyzna, którego nie zna i nigdy nie widziała zaczyna ją fascynować i z niecierpliwością oczekuje od niego kolejnych wiadomości. 
Lena idąc do pani Klary spotkała siedzącego na schodach Jędrka, syna państwa Markiewiczów. Chyba na kogoś czekał, tylko ten ktoś się spóźniał. Dziewczynę zaniepokoiło, że tak małe dziecko jest bez opieki. Chłopiec ma jeszcze starszą siostrę, która wpadła w nastoletni bunt. Ostry makijaż, czarne ubrania, alkohol i papierosy. Dorzucić trzeba do tego nieodpowiednie towarzystwo. Takie  zachowanie było czymś nowym bo do tej pory Marcelina nie sprawiała żadnych problem wychowawczych. Prawdopodobną przyczyną takie nagłej metamorfozy stały się liczne kłótnie rodziców. Małżeństwo Beaty i Marka przechodzi dość poważny kryzys i jak zwykle najbardziej cierpią na tym dzieci. Wszystko słyszą i widzą, a potem na swój sposób odreagowują. Niestety Marcelina wybrała najgorszy z możliwych. 
Przy bliższym poznaniu Beata okazała się miłą i sympatyczną osobą, która zmaga się z dość poważnymi problemami. Pogubiła się trochę dziewczyna w swoim życiu. Uważa się za winną tego, że nie układa jej się z mężem. W sumie akurat tutaj ma rację. Z własną córką też nie może się dogadać. Nic tylko usiąść i płakać. 
Zdaję sobie sprawę z tego, że co niektórym zachowanie Leny może się nie podobać. Wścibska panna ze wsi udaje psychologa. Wtrąca się w nie swoje sprawy i udziela rad. Są jednak takie sytuacje, że warto właśnie takim być, a nawet trzeba. W przypadku rodziny Markiewiczów uważam że Lena postąpiła jak najbardziej słusznie. 
Przecież Beata i Marek w dalszym ciągu bardzo się kochają tylko potrzebowali kogoś, żeby im to uświadomi. I nagle pojawia się ona. Dwudziestosześciolatka o gołębim sercu. 

Jak się okazuje zwykła upieczenie babeczek ( lub innych słodkości!) to świetny sposób który idealnie sprawdza się jeśli chodzi o zawieranie nowych znajomości. W końcu w książce od nich wszystko się zaczęło. Cztery kobiety, które wcześniej się nie znały stworzyły super zgraną paczkę. I wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia. Świetnie czują się w swoim towarzystwie i mogą na sobie polegać w każdej sytuacji. Mają też z kim poplotkować w wolnym czasie. 

Agnieszka Olejnik to mistrzyni kreowania literackich bohaterów. Ja nie wiem jak ona to robi, że są tak prawdziwi. Przecież te cztery kobiece bohaterki mogą gdzieś blisko nas mieszkać, a my o tym nie wiemy. Wszystkie obdarzyłem taką samą dawką sympatii. Lena podbiła moje serce już od pierwszej strony. Jest wyjątkową dziewczyną pod każdym względem. Jest taką moja bratnią duszą bo ja też lubię szydełkować. Sprawia mi to ogromną radość i cieszę się gdy ktoś doceni moją pracę. 
Trzymałam mocno kciuki za Beatę żeby w końcu dogadała się ze swoim mężem. Francescę też coś trapi, tylko jak na razie nie chce o tym rozmawiać.
Zakończenie tej jakże wciągającej, wzruszającej i wypełnionej po brzegi emocjami historii jeszcze bardziej zachęciło mnie do zapoznania się z dalszym ciągiem.

Ja po książki Agnieszki Olejnik mogę sięgać w ciemno. Jestem pewna, że nudy w nich nie ma. Autorka nie boi się trudnych tematów. Potrafi rozbawić i zmusić do refleksji. 

Poszukuję recenzję jednym zdaniem. "Cuda i cudeńka" to idealna książka na ten przedświąteczny czas.

POLECAM
MOJA OCENA 9/10





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz